Pytania bez odpowiedzi

Naprawdę, Simon Rattle nic jeszcze nie wiedział o Brexicie, kiedy układał program ostatniego w sezonie koncertu LSO i na początek zadysponował The Unanswered Question Charlesa Ivesa. Pytania te zresztą jeszcze pomnożył.

W zamyśle zresztą wykombinował odpowiedź na to pytanie – ale i ona jest przecież pytaniem. Przypomnijmy sobie pierwsze wejście fortepianu w IV Koncercie Beethovena – czy to odpowiedź?Zdecydowanie pytanie… Tak, ten koncert znów w wykonaniu Krystiana Zimermana.

Odbyło się to więc tak, że pianista wszedł na scenę razem z dyrygentem, zasiadł przy fortepianie i przeczekał niedługi utwór Ivesa. Smyczki grały swoją „harmonię sfer” za kulisami (część smyczków, która miała grać w koncercie Beethovena, siedziała oczywiście na scenie), trąbka zadawała swoje pytanie z kąta II balkonu, a flety pogadywały sobie na estradzie (a po utworze cichutko zeszły). Ta „harmonia sfer” jest bardzo beethovenowska, kojarzy się ze słynną Pieśnią dziękczynną uzdrowionego z Kwartetu op. 132, a na dodatek jej tonacja zgadza się z koncertem – G-dur.

Przejście więc było bezpośrednie i pomysł okazał się niesamowicie trafiony. Co więcej, miało to wpływ na interpretację koncertu, która była zupełnie inna niż w Berlinie (zresztą w Berlinie były ponoć trzy różne interpretacje na różnych klawiaturach, ale tych późniejszych nie dane mi było usłyszeć). Tempo I części nadal było bardzo szybkie, ale było w niej jeszcze więcej delikatności i zamyślenia. Jedyny dramatyczny moment w przetworzeniu rzeczywiście był bardzo dramatyczny, ale po chwili znów była subtelność i poezja. Owo uniesienie do nieba z utworu Ivesa świetnie zrobiło Beethovenowi.

Rattle wykonał tym razem znakomity chwyt – połączył attacca nie tylko część II z III, jak to się zwykle robi, ale i I z II. I znów dyrygent wyostrzył brzmienie orkiestry do niemal brutalnego, a im bardziej orkiestra była brutalna, tym bardziej fortepian był subtelny, a gdy nabierał odwagi, orkiestra łagodniała do niemal zupełnej ciszy. Nie wiem, czy była to kwestia nastawienia, czy kontekstu, ale wypowiedzi fortepianu znów wydały mi się nieustającymi pytaniami. Dopiero finał był bezproblemowy, wesoły, wręcz figlarny.

W drugiej części koncertu zabrzmiała II Symfonia Rachmaninowa – porządny kawał soczystego symfonicznego mięcha. Rattle był w swoim żywiole, zwłaszcza w pełnych temperamentu częściach II i IV. Orkiestra znakomicie współpracuje z dyrygentem, który pojawia się tu coraz częściej przed oficjalnym objęciem jej od września 2017 r. – mam wrażenie, że już się z tego cieszy.

To było zamknięcie sezonu LSO w Barbican (jeszcze mają jakieś koncerty z Rattlem w Granadzie). I ogromnie się cieszę, że miałam szczęście być na tym koncercie, ponieważ to była ostatnia okazja usłyszenia na żywo Krystiana Zimermana przed roczną przerwą, którą robi sobie akurat na okrągłe urodziny. A przez ten czas będzie się przygotowywał do kolejnych zadań – stulecia Leonarda Bernsteina, które obiecał mu „obejść”. Szykuje się tournée z II Symfonią „The Age of Anxiety”, którą pianista wykonywał kiedyś jeszcze z kompozytorem. Tym razem będzie grał z Rattlem.