Barokowy cyrk

Le Poème Harmonique, Teatr im. Słowackiego w Krakowie – przypomina się (szczęściarzom, co byli) cudowny Mieszczanin szlachcicem. Dzisiejszy spektakl był skromniejszy, ale też uroczy.

Le carnaval baroque – wbrew francuskiemu tytułowi chodzi tu o karnawał w Rzymie. Muzyka wyłącznie włoska i w większości – poza paroma lamentami (pięknie zaśpiewanymi) – ówczesna repetitive music. Można by było chwilami przypomnieć sobie koncerty L’Arpeggiaty. Jednak jest zasadnicza różnica. Wszystkie te wesołe powtarzanki służą akompaniamentowi do wirtuozowskich wyczynów akrobatycznych, żonglerskich, humorystycznych. I znów pojawili się ci sami artyści, co w owym spektaklu pokazanym nam osiem lat temu. Nawet ten sam Julien Lubek znów wrzucał polskie słowa, a już wszystkich ugotował tekstem „Litwo, ojczyzno moja”.

Tamten spektakl zawierał przede wszystkim dzieło Moliera. Tu żadnej akcji nie było, tylko zwariowana, nieskrępowana zabawa. Skromniej też było, jeśli chodzi o skład – zespół instrumentalny tylko kilkuosobowy. Liczył się przede wszystkim karnawał.

Rozmawiałam dziś z Vincentem Dumestre’em – zrobię z tego wywiad na papier, ale na razie wspomnę tylko, że teatralizację uważa on za szczególnie ważną cechę sztuki baroku. Był to bowiem czas, gdy apelowano do wszystkich zmysłów, starając się sprawić im przyjemność. Na Misteriach Paschaliach, których on właśnie w tym roku jest kuratorem, też będzie więc niemało teatru.

A co do festiwalu Opera Rara, którego dzisiejszy koncert był inauguracją – średnio mi ta formuła odpowiada. Być może wpadnę jeszcze na jeden koncert – Germanico in Germania. Na więcej pewnie nie mam czasu.