Atrakcje pozyskane

W końcu miałam trochę czasu, żeby przesłuchać płyty, które przywiozłam z wielkanocnego wyjazdu, a tak się miło złożyło, że otrzymałam ich kilka, i to od samych artystów.

Pierwszą – już kiedy wsiadałam w pociąg do Krakowa. Spotkałam Natalię Kawałek, świetną młodą mezzosopranistkę, o której tu już nieraz wspominałam. Chyba bardziej już znana jest za granicą – nawet hasło w Wiki ma tylko po niemiecku, choć i w Polsce można ją od czasu do czasu usłyszeć. Na tym samym peronie znalazła się z koleżankami i kolegami z zespołu Il Giardino d’Amore, który właśnie wrócił z Chin, ponoć z sukcesami. Wręczyła mi najnowszą płytę drugiego z zespołów prowadzonych przez jej męża, skrzypka Stefana Plewniaka (zresztą grają tam chyba z grubsza te same osoby): Capella dell’Ospedale della Pieta Venezia – nazwa ta nawiązuje oczywiście do miejsca pracy Antonia Vivaldiego, i właśnie jego muzyce poświęcona jest płyta Carnevale di Venezia. Bardzo dynamiczna, z piorunującymi czasem tempami w częściach orkiestrowych, a arie operowe śpiewają poza Natalią Kawałek druga mezzosopranistka Miriam Albano i znany bywalcom jesiennego Festiwalu Oper Barokowych świetny młody kontratenor Jakub Józef Orliński – chyba on wypada najefektowniej, choć i panie mają niejedno do powiedzenia, raczej zaśpiewania.

W Gdańsku spotkałam, jak wiecie, Agnieszkę Budzińską-Bennett, od której otrzymałam płytę drugiego, poza własnym Ensemble Peregrina, zespołu, którego jest członkiem – Ensemble Perlaro. To zespół mieszany, trzy panie i trzech panów, prowadzony przez Lorenzę Donadini, wyłącznie wokalny. Płyta Con voce quasi humana jest już bodaj drugą nagraną przez tę formację i jest perfekcyjna. Poświęcona jest dziełom Trecenta: Francesco Landino, Jacopo da Bologna i innych. Zdumiewający jest ten zupełnie osobny muzyczny świat, kunsztowny i spekulacyjny, ale mający w sobie zmysłową słodycz, świat, który pojawił się i znikł potem bez śladu. Zwykle próbuje się płyty z podobnym repertuarem jakoś urozmaicać, także przez wprowadzenie numerów instrumentalnych – tu tego nie ma, a urozmaicenie nie jest potrzebne, bo utwory, choć podobne, są jednak zróżnicowane i kiedy wchodzimy w tym świat, nie potrzebujemy zmiany. Czysta poezja.

Teraz o trzech płytach związanych z Gdańskiem – od również nieraz tu wspominanego Andrzeja Szadejki, który wciąż stara się jak może propagować dawne dziedzictwo tego miasta, ale współczesne miasto się na to coraz bardziej… hm… wypina. Płyty więc, o których mowa, zostały wydane w Niemczech, a co (i czy) będzie dalej, nie wiadomo. Na razie firma MDG wypuściła dwie płyty z serii Musica Baltica. Pierwsza z nich – to znów kantaty barokowych kompozytorów gdańskich w wykonaniu Goldberg Baroque Ensemble; soliści tym razem, poza czeską sopranistką Marie Smolka, są z Niemiec, więc nie ma kłopotów z wymową. Dzieła są ujmujące, od wcześniejszego, prostszego Johanna Valentina Medera poprzez bardzo interesującego Johanna Jeremiasa du Grain po reprezentujących barok dojrzały Johanna Balthasara Christiana Freislicha oraz Johanna Daniela Pucklitza. Słabszym ogniwem jest tu jedynie chór, który miewa kłopoty z intonacją.

Druga płyta jest monograficzna – zawiera wyłącznie utwory organowe Friedricha Wilhelma Markulla, kompozytora doby już romantycznej, urodzonego w Elblągu, który był organistą gdańskiego Kościoła Mariackiego. Przyjemna dość muzyka, trochę mendelssohnowska. Andrzej Szadejko nagrał ją na organach Buchholza w Kościele św. Mikołaja w Stralsundzie. Ale w Gdańsku już są coraz bardziej eksploatowane, choć wciąż jeszcze w budowie, organy we franciszkańskim Kościele św. Trójcy. I one właśnie są jednym z bohaterów trzeciej płyty, Glanz der Naturtrompete in italienischen Barocksonaten, wydanej przez firmę Motette. Drugim jest, jak wynika z nazwy, trąbka naturalna, na której gra Paweł Hubisz. Na organach gra znów Szadejko, a ponadto w kilku utworach uczestniczy Goldberg Baroque Ensemble. Jak sama nazwa wskazuje, są tu głównie dzieła włoskie – sonaty na trąbkę i organy Girolama Fantiniego i Giovanniego Bonaventury Vivianiego, koncerty organowe Vivaldiego oraz – tu jedno odstępstwo na rzecz muzyki niemieckiej – Carla Heinricha Grauna (trochę w stylu CPE Bacha), oraz solowe utwory organowe Girolama Frescobaldiego i Tarquinia Meruli. Bardzo przyjemna płyta.

Wspomnę jeszcze tylko, że po powrocie dotarła do mnie najnowsza płyta Marcina Świątkiewicza. O niej napiszę na papierze, teraz powiem tylko, że jest GENIALNA.