Opera Glińskiego?

To poniekąd spodziewany nius, ale prawdę mówiąc szukam go teraz na stronie MKiDN, na którą powołuje się PAP oraz gazeta.pl. Czyżby komunikat został zdjęty? [dopisek: pokazał się w końcu]

Obecnie wśród aktualności ministerialnych z dziedziny opery można znaleźć jedynie informację, że Waldemar Dąbrowski został przez ministra Glińskiego powołany na kolejną pięcioletnią kadencję na stanowisku dyrektora Opery Narodowej. Tymczasem PAP i prasa piszą o zarządzeniu ministra, wedle którego od 1 sierpnia powołuje nową instytucję narodową zwaną Polska Opera Królewska (?!!!), która zatrudni artystów wyrzuconych przez Doktor Dyrektor z Warszawskiej Opery Kameralnej. Siedzibą ma być Teatr Stanisławowski w Łazienkach Królewskich.

Jak wiadomo, życzę owym wszystkim artystom jak najlepiej, ale jaki to ma sens? Jest jakaś wizja artystyczna, jakiś pomysł? Dlaczego w Łazienkach, skoro Teatr Stanisławowski nie pomieści orkiestry, nie ma zaplecza, nadaje się co najwyżej do kameralnych wykonań oper barokowych? A Sinfonietta WOK jest orkiestrą grającą na instrumentach współczesnych i liczy sobie ponad 70 osób. Wiem oczywiście, że powstała z połączenia dwóch orkiestr kameralnych, ale i każda z nich osobno jest zbyt duża… Zaplecza też tam nie ma (choć prawdę mówiąc w WOK jest podobnie). Dobrze byłoby mieć inne, bardziej sensowne dla takiego zespołu miejsce – tylko gdzie?

Anna S. Dębowska wspomina w swoim artykule o trzech kandydaturach na dyrektora: Krzysztof Kur, Andrzej Klimczak i Ryszard Peryt. Wspomina też, że ten ostatni ma największe szanse jako bliski znajomy wiceminister Wandy Zwinogrodzkiej. Jednak nie wydaje mi się, by ta wersja była dobra, z wielu względów. Krzysztof Kur jest sprawny organizacyjnie, był też swego czasu zastępcą dyrektora Sutkowskiego. Andrzej Klimczak też jest bliski ideom dawnej WOK. Ale kto czuwałby nad koncepcją artystyczną całości? Trudno powiedzieć.

Jednym słowem, same zagadki. Jeden pożytek z tego, że artyści będą mieli ciągłość pracy. Na razie dobre i to.

PS. W osławionym już wywiadzie z 22.07. na stronie niezależna.pl minister wspomina o tych artystach: Uratowaliśmy część WOK. Uważaliśmy, że zmiana była zbyt głęboka i szybka, że było zagrożenie zniszczenia pewnej części opery. I dlatego część ekipy, która się nie zmieściła w zespole, zaprosiliśmy do Polskiej Opery Królewskiej. Instytucja ta będzie podróżowała po Polsce i prezentowała najlepsze przedstawienia, stanie się miejscem kształcenia młodych twórców, jako szkoła mistrzowska”. Czyli w tej koncepcji zespół wraca do swej dawnej objazdowości i braku siedziby. I przy tym jeszcze ma być miejscem kształcenia. Jak i gdzie – nie wiadomo. Cały wywiad zresztą jest kuriozalny – już nawet nie chodzi mi o relacjonowanie pretensji o istnienie Paszportów „Polityki” i Nike oraz istnieniu w przestrzeni publicznej Adama Michnika („sorry, ale nie zadekretujemy braku istnienia tych ludzi”, czyli ludzki pan, bo nas nie zamorduje, najwyżej zdusi), ale o pointę: zapytany, co go ostatnio go urzekło w kulturze, odpowiada, że film Jak zostać kotem, i skwapliwie tłumaczy się, że to nie jest polska produkcja…