Dwie włoskie sałatki

Oba koncerty niedzielne na Wratislavii miały program wielce mieszany. Dlaczego włoskie sałatki? Bo pierwszy z koncertów wypełniła muzyka włoska, a na drugim grał zespół włoski.

De facto było bardziej międzynarodowo, bo przecież i w Il Giardino Armonico grają muzycy z innych krajów (tym razem zresztą tylko troje: kornecista, puzonistka i harfistka). Na popołudniowym koncercie w Ratuszu proporcje rozłożyły się całkiem inaczej: dwaj Czesi, Francuzka, Niemiec i Włoch. Był to kolejny odcinek przedstawiania skarbów z wrocławskiej Biblioteki Uniwersyteckiej. Jest tam też niemała kolekcja włoskich utworów, zbieranych głównie przez Daniela Sartoriusa, nauczyciela z gimnazjum przy kościele św. Elżbiety z połowy XVII w. Kolekcja niezwykle ciekawa, zawierająca zarówno dzieła twórców znanych, jak Frescobaldi, Palestrina czy Monteverdi (w tym Orfeo!), jak też znanych dużo słabiej (Giovanni Antonio Rigatti, Maurizio Cazzati, Domenico Obizzi). Solistą był Tomáš Král, znany nam dobrze z występów z Collegium 1704. Świetny baryton, zresztą śpiewak bardzo wszechstronny, bo swobodnie posługuje się też rejestrem tenorowym. Co pozwala mu również śpiewać partię Orfeusza – powiedział nam po koncercie, że szykuje tę partię na 2019 rok; ma ją śpiewać w Holandii. Dobrze, że ma tyle czasu, może się rozrusza, bo na razie jest dość sztywny i ma pewne niedostatki (na bis zaryzykował arię Possente spirto!), ale dane ma znakomite.

Wieczorem w synagodze dyrektor artystyczny Wratislavii ukazał nam chyba jedno z najlepszych swych wcieleń. Program, podobnie jak poprzedniego koncertu, mógłby sprawiać wrażenie pewnego grochu z kapustą – wykonywane dzieła pochodziły z okresu w rozrzucie dwóch stuleci: od Josquina des Prés (wyd. 1501) po Cristoforo Caresanę (wyd. 1693). Tu też mieliśmy znanych i nieznanych, jednak z tych znanych mniej znane dzieła. Ogólny temat: narodziny muzyki instrumentalnej. Dobrze zostało ukazane, że wyrosła ona w dużym stopniu z tanecznego ducha; zręcznie zostały połączone utwory różnych twórców oparte na tych samych popularnych motywach (np. De tous biens playne w opracowaniu Hayne’a van Ghizeghema, Alexandra Agricoli i Josquina) czy opracowania popularnych tematów (anonimowa La Battaglia z echami La Guerre Clémenta Janequina oraz inna zupełnie bitwa – Samuela Scheidta, powtórzona też na bis). Program został ułożony bardzo efektownie, z kontrastami, z chwilami refleksji, po których następowała żywiołowa, pełna wirtuozerii zabawa. Antonini szalał na swoich flecikach jednocześnie prowadząc zespół – po prostu tańczył na scenie. Ale też innym muzykom nie brakowało sprawności. Kilka było też odkryć – jedno wrzucę na trochę dziwną dobranockę (czy można po tym spać?), która na koncercie zabrzmiała w opracowaniu na zespół, tutaj gra ją sam klawesyn.

I tak skończył się ten przedłużony pierwszy weekend Wratislavii. Wraz z pogodą, niestety – leje i lać będzie. Cieszmy się jednak, że nie mamy tu Irmy…