Śpiewy o życiu i śmierci

Sing mir das Lied vom Leben und vom Tode – taki tytuł ma jeden z fragmentów prozy poetyckiej autorstwa Dagny Juel-Przybyszewskiej. Te słowa są jednym z leitmotywów „opery-kabaretu”, który powstał, by uczcić 150 rocznicę urodzin legendy norwesko-polskiej.

Zamówiło go Muzeum Kobiet, które mieści się w Kongsvinger, rodzinnym mieście Dagny, w posiadłości Rolighed, gdzie się wychowała i dokąd w dorosłym życiu wciąż powracała jak do gniazda. Ale pierwszy pomysł wyszedł ze strony zafascynowanego tą postacią kompozytora Henninga Sommerro, znanego w Norwegii od lat jako wykonawca własnych piosenek (ale będącego też autorem muzyki bardzo różnej – użytkowej, poważniejszej i lżejszej). Sam jednak w dziele nie występuje. Jest to przecież utwór o Dagny, więc główną rolę musi grać odtwórczyni tej postaci. Tora Augestad to artystka równie wszechstronna jak Sommerro: zajmująca się zarówno muzyką współczesną (Beat Furrer, Gérard Grisey), jak jazzową, piosenkami (ma też za sobą polski projekt) i przede wszystkim kabaretem. Nie można jednak utworu Sommerro nazwać monodramem, ponieważ tekst wygłaszany jest też przez narratora-aktora. Towarzyszą im skrzypce (Marianne Thorsen), wiolonczela i fortepian (bracia Øyvind i Håvard Gimse).

Prawykonanie Dagny odbyło się wczoraj w Rolighed, w którym siłą rzeczy mieści się niewielka publiczność: 90 osób. Okazało się, że spektakl wzbudził takie zainteresowanie, że obok sobotnich dwóch (o 15 i o 20) i niedzielnego matinée trzeba było jeszcze zaplanować na niedzielę drugi wieczorny. W poniedziałek rzecz ma być jeszcze wystawiona dla szkół w ratuszu. Publiczność – głównie miejscowa, a tu w Kongsvinger znana jest historia Dagny, jej rodziców i trzech sióstr.

Dagny była pospolicie widziana jako femme fatale, muza artystów, osoba o niezbyt dobrej reputacji, ale piękna i egzotyczna, która zgodnie ze swoją naturą skończyła źle. W rzeczywistości to nie takie proste. Rzeczywiście bywała nieobliczalna, ale jej reputacja była przesadzona: tylko część z przypisywanych jej romansów miała rzeczywiście miejsce. Dagny była osobą samodzielną, niepodległą, ale jej nieszczęściem było zakochanie się w niewłaściwym mężczyźnie. Miała też ambicje artystyczne – z pianistyki nic nie wyszło, zachowała się natomiast część jej niewielkiego, ale, jak twierdzą Norwegowie, ciekawego dorobku pisarskiego (niestety w Polsce tłumaczonego przez jej męża, który ubrał te dzieła w kiczowatą przybyszewszczyznę).

Do „opery-kabaretu” wracając. Muzyka zmienia się tu jak w kalejdoskopie. Początkowy wstęp jak z filmów grozy, później kabaret, ale dość złowieszczy, choć nieraz się śmiejemy; przezabawna jest np. scena, gdy pianista gra Preludium d-moll Chopina, a narrator (Espen A. Furuseth) odbywa przed śpiewaczką dziwaczny taniec oddający cały kabotynizm Przybyszewskiego. Poza Chopinem pojawiają się też cytaty z Griega. Największe wrażenie robi jednak Tora Augestad, która wciela się w Dagny niezwykle przekonująco, ujmuje zarówno aktorstwem, jak głosem o szerokiej skali i ciepłej barwie. Narrator czyta fragmenty życiorysu Dagny, ona zaś komentuje go od siebie, wtrącając się w jego słowa. To cytaty z listów, a we fragmentach śpiewanych użyte są teksty literackie Dagny, które właściwie powinny być przetłumaczone na polski na nowo, by można było je naprawdę ocenić.

U nas o rocznicy Dagny raczej zapomniano; ci, co o niej pamiętają, czynią to bezinteresownie nie uzależniając się od dat, jak autorka najlepszej chyba monografii o niej Aleksandra Sawicka czy też osoba, która prowadzi o niej stronę na Facebooku. Myślę, że „operę-kabaret” Henninga Sommerro warto byłoby i w Polsce pokazać. Najlepiej kameralnie, bo to kameralne dzieło. I kameralny, choć prawdziwy, dramat.