Music to hear, why hear’st thou music sadly?

Austriacki kontratenor Arno Raunig z pianistą Maciejem Grzybowskim wystąpili w ramach cyklu koncertów muzyki współczesnej Passage, będącego częścią Ogrodów Muzycznych na dziedzińcu Zamku Królewskiego. W pierwszej części wykonali kilka arii przeznaczonych dla słynnego kastrata Farinellego, czyli Carla Broschiego (m.in. napisaną przez niego samego oraz dwie autorstwa jego brata) i nad tym nie będę się rozwodzić – nie dość, że muzyka pusta i nieciekawa, to pan Raunig Farinellem z pewnością nie jest. Chcę się zatrzymać nad dziełem wykonanym w drugiej części – Sonetami Szekspira Pawła Mykietyna, które swego czasu, za dyrekcji Mariusza Trelińskiego, ten sam duet przedstawiał na deskach sceny kameralnej Opery Narodowej w ramach nieodżałowanego cyklu Terytoria.

Paweł Mykietyn odniósł właśnie wielki sukces – otrzymał nagrodę Opus przyznawaną przez media publiczne. Była to oczywiście inicjatywa nie tych mediów, lecz środowisk twórczych, wychodzących z założenia, że jak już stworzy się precedens, to trudno będzie się potem wycofać – a obecne władze TVP i PR SA podchwyciły rzecz skwapliwie otrzymując do ręki pretekst, by móc udawać, że realizują jakąś misję. Paweł otrzymał nagrodę (200 tys. zł) za wykonaną na inauguracji zeszłorocznej Warszawskiej Jesieni II Symfonię (ciekawostka: pierwszej nie było) całkowicie słusznie, bo to dzieło wybitne; nie wiem, czy rzeczywiście okaże się kamieniem milowym, jak mówili jurorzy; czas wszystko zweryfikuje. Dla mnie jest to trochę utwór znajdujący się wpół drogi między postmodernistycznymi nawiązaniami do muzyki przeszłości a tym, co drąży kompozytora ostatnio – krążącymi błędnie i melancholijnie mikrotonami; całość jednak wciąga i zabiera nas w dziwną, tajemniczą podróż.

Z Sonetami Szekspira jest inaczej – one są jeszcze całkowicie postmodernistyczne, dialog z muzyczną przeszłością jest tu jednak cienki i erudycyjny, to jednocześnie dialog z szekspirowskim tekstem i jego znaczeniami, nie żadne naśladownictwo, nie dopowiadanie, ale czasem nawet słowo idące przeciw. Sam Paweł mówi o utworze tyle, że jest bardzo osobisty i że napisał go dla swojej świeżo wówczas poślubionej (2000 r.) żony Kasi. Ale i to nie jest takie proste. Jako że podmiot liryczny u Szekspira nie jest jednoznaczny – część sonetów wyraźnie skierowana jest do mężczyzny, część do kobiety – i u Mykietyna nie ma jednoznaczności: śpiewa je mężczyzna, ale głosem kobiecym – kontratenorem. Nie jest to obraz miłości szczęśliwej, która przecież była i (o ile wiem) wciąż jest udziałem tego małżeństwa – to miłość, która boli, nawet gdy może zostać spełniona. (Pogodny jest w tym opracowaniu może tylko jeden z sonetów, ten oparty na niezbyt przyzwoitych grach słów wokół imienia Will.)

I co z muzyką? Niektóre fragmenty mogą kojarzyć się z jakąś o wiele lepszą wersją Nymana (gdyby Greenaway znał Mykietyna…), ale ogólnie dzieło jest o wiele bardziej wyrafinowane (żeby nie powiedzieć sofisticated). Ostatni z sześciu wybranych sonetów znajduje się na płycie klasycznych Paszportowców „Polityki” (Paweł jest laureatem za rok 1999), ale zatrzymam się tu jeszcze na innym, tym, który ma temat muzyczny.

VIII. Music to hear, why hear’st thou music sadly?
Sweets with sweets war not, joy delights in joy.
Why lovest thou that which thou receivest not gladly,
Or else receivest with pleasure thine annoy?
If the true concord of well-tuned sounds,
By unions married, do offend thine ear,
They do but sweetly chide thee, who confounds
In singleness the parts that thou shouldst bear.
Mark how one string, sweet husband to another,
Strikes each in each by mutual ordering,
Resembling sire and child and happy mother
Who all in one, one pleasing note do sing:
Whose speechless song, being many, seeming one,
Sings this to thee: ‚thou single wilt prove none.’

Jak widać, temat muzyki i małżeństwa – które łączyć ma jeden czynnik: harmonia – przeplata się tu stale. Dobre (czyste) nastrojenie, wspólne poruszanie strun, śpiew w jednym tonie (jak by tego nie rozumieć) – to bardziej naturalny stan niż próba wyśpiewania samemu paru głosów naraz (a co z solistą?!). Co robi z tego Mykietyn? Tworzy aluzję do efektu echa, jaki mógłby powstać, gdyby bohater rzeczywiście próbował śpiewać „dwa w jednym”. I jest to cały czas utwór jakby podwójny, a jednocześnie w harmoniach bolesny. Czyli oddaje istotę tekstu Szekspira w sposób zupełnie inny, niż można byłoby się spodziewać, ale zaskakująco adekwatny. Szukałam w sieci przykładów z muzyki Mykietyna i znalazłam tylko coś takiego