Muzyczna wyszalnia

Jeśli ktoś pamięta Lema Dzienniki gwiazdowe Ijona Tichego, to przypomina sobie zapewne z Podróży dwudziestej piątej wyszalnię (od „wyszaleć się”). Na planecie Procytia można było udać się do małej kabiny wyścielonej korkowymi materacami i dać swobodny upust swym uczuciom. Po skanalizowaniu w ten sposób swojej agresji wychodziło się łagodnym jako aniołek…

Przypomniało mi się to, kiedy w niedzielnym poranku Dwójki, w którym tradycyjnie Aleksander Laskowski omawiał ciekawe artykuły poświęcone kulturze z prasy zagranicznej (co już mnie nieraz zainspirowało), usłyszałam o ruchu Complaints Choirs. Wynaleziono rzecz trzy lata temu w Helsinkach, a teraz takie chóry są już w wielu różnych krajach. W Polsce pionierskim stał się w tej dziedzinie Wrocław, zawsze otwarty na nowe inicjatywy.

Pomysł prosty: lubimy narzekać, lubimy śpiewać, więc dlaczego tego nie połączyć? W ten sposób te narzekania odczarujemy, wyładujemy się. Muzykę piszą sami ludzie związani z chórami, nierzadko bywa monotonna, bo też litania narzekań jest długa. Tak jest np. w Helsinkach (uwaga na 2:16 – narzekanie na Nokię 😉 ) Birmingham, Hamburgu. W tym filmiku już Birminghamczycy są bardziej na luzie, a Petersburżanie wręcz śpiewają czastuszki – całkiem wesołe to narzekanie! U ludzi z Chicago to brzmi trochę jak kolęda, w Jerozolimie – jak typowy popowy przebój izraelski. Tak się narzeka na Singapur, a tak na Budapeszt.

To co, ponarzekamy trochę? Ja na razie z narzekania się wyłączam z powodów oczywistych… Ale Wy? Proszę bardzo… Może rzeczywiście należy wszelkie urazy prześpiewywać, wyrzucać z siebie i doprowadzać do absurdu? Może życie będzie lżejsze?