Nie oglądam Mundialu…

…i chwilami czuję się w tym odosobniona, ale na szczęście nie jest tak źle. Bywam tymczasem na tym i owym, więc powiem dwa słowa o tym, co widziałam przedwczoraj (wczorajszy wieczór spędziłam z rodziną, która również Mundialu nie ogląda).

Pod wieczór musiałam się (z powodów reporterskich) udać na wernisaż wystawy w Muzeum Karykatury. Będzie czynna do października, więc jeśli ktoś chciałby ją zobaczyć, ma dużo czasu. Pokazane są na niej prace nadesłane na międzynarodowy konkurs pod hasłem „Uśmiech Chopina”, który został właśnie rozstrzygnięty. Tutaj można przeczytać o nim więcej i obejrzeć nagrodzone prace, ale tak naprawdę to obejrzenie całości robi piorunujące wrażenie: takiej kondensacji stereotypów dawno nie widziałam. A dyrektor Chmurzyński jeszcze dodaje, że większość autorów, którzy się zgłosili, potraktowała hasło dosłownie i rysowała buzię Chopina wyszczerzoną fortepianowymi klawiszami zamiast zębów. To zresztą tylko jeden z banałów. Wódka Chopin, różne wehikuły zrobione z fortepianu, wszystko niemal, co nam przychodziło do głowy w trakcie pisania naszej opery –  i jeszcze więcej – no po prostu nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Ale właściwie co można zrobić z tak sformułowanym tematem? Czego ma dotyczyć satyra, gdzie ten humor? Więcej go w jakimkolwiek rysuneczku samego Chopina, który miał prawdziwą zdolność do tworzenia karykatur, niż w całej tej wystawie.

Ale potem spotkało mnie zupełnie inne wydarzenie – poszłam na ten spektakl. Już sam fakt, że powstała tak dobra współpraca między Akademią Teatralną a Uniwersytetem Muzycznym, jest budujący. Ale najważniejsze, że dyplomantka AT zrobiła świetny spektakl: bardzo poetycki, subtelny, z dyskretną scenografią (Pauliny Czernek), wieloznaczny, ale nie zmieniający sensu, idący za tekstem i za muzyką, a nawet traktujący je z czułością. Młodzi śpiewacy (pod opieką wokalną Anny Radziejewskiej) podeszli do muzyki bardzo świeżo i naturalnie; na głosy trafiłam atrakcyjne (są dwie obsady): Dydonę śpiewała Barbara Zamek-Gliszczyńska, Eneasza Łukasz Hajduczenia, Belindę Ewelina Siedlecka, Drugą Kobietę Joanna Freszel, główną czarownicę Katarzyna Otczyk z punkową fryzurą, a pozostałe dwie wiedźmy – kontratenorzy Michał Sławecki i Jakub Józef Orliński. Chór miał też swoje zadania aktorskie, a towarzyszył im zespół instrumentów barokowych pod kierownictwem Lilianny Stawarz, do której należało też kierownictwo muzyczne. Naprawdę, przy oglądaniu takiego spektaklu można wciąż wierzyć w przyszłość opery. Będzie jeszcze grana (terminy na stronie), warto się wybrać. To zaledwie godzina.

PS. Zbliża się koncert Dudamela; z tej okazji TVP Kultura przygotowuje Dudamelomanię.