Dawno temu w Gdańsku

Dziś już właśnie mówiłam komuś o tym, że miasta walczące o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 działają trochę po omacku, fundując sobie różne nadęte imprezy, które mogłyby się właściwie wydarzyć wszędzie (tylko po co). Tak było w Gdańsku ze sławetnymi solidarnościowymi obchodami w reżyserii Roberta Wilsona, które teraz są obiektem awantury. Bo i po co komu była taka chałtura, na którą poszło tyle kasy, że można byłoby zrobić za to z dziesięć festiwali? Takich jak powiedzmy właśnie Festiwal Goldbergowski.

Fakt, że jest to festiwal dla pewnej szlachetnej niszy, która, jak widzę, już w tym mieście się formuje, a na finałowym koncercie zespołu Accordone był naprawdę full. Łącznie z prezydentem miasta, któremu wręczono certyfikat, że został patronem jednej z piszczałek odbudowywanych organów kościoła Św. Trójcy. O tym za chwilę. Accordone, choć można by wybrzydzać na nieco popowe zabawy śpiewacze Marco Beasleya (który jednak ma głos wart słuchania), jest właśnie dlatego (podobnie jak np. L’Arpeggiata) zespołem dobrym dla rozpoczynających swoją przygodę z muzyką dawną. Entuzjazm był pełen, bisów kilka, a na koniec nawet O sole mio z klawesynem.

Ponoć publiczność stawiła się tłumnie także na Bachowskim recitalu wiolonczelowym Christophe’a Coina. Nieźle było też na koncercie Ensemble Peregrina, odrobinę może mniejsza publiczność odwiedziła koncert Goldberg Vocal Ensemble z madrygałami Andreasa Hakenbergera w Ratuszu Staromiejskim. Ale chętni na te koncerty są. I coraz więcej jest ciekawych dawnego dziedzictwa Gdańska, bo właśnie ono jest centralnym punktem wyjścia dla twórców festiwalu.

Klawesynistka Alina Ratkowska i organista i chórmistrz Andrzej Szadejko (prywatnie zresztą małżeństwo) są absolwentami nie tylko warszawskiej uczelni (choć oboje są z Gdańska), ale i najbardziej znanej w Europie akademii muzyki dawnej Schola Cantorum Basiliensis. Mieszkali w Bazylei osiem lat i dzięki temu mają masę kontaktów ze świetnymi muzykami, co teraz procentuje. Wrócili do Gdańska i wsiąkli w jego przeszłość. Alina Ratkowska zrobiła doktorat z Goldberga – patrona festiwalu, który był gdańszczaninem. (Właśnie wyszła płyta z nagranymi przez nią Wariacjami Goldbergowskimi; a propos Wariacji, postanowiono, że będą teraz otwierać każdy kolejny festiwal i już wiadomo, że w przyszłym roku zagra je Celine Frisch.) Andrzej Szadejko zaangażował się w projekty dotyczące dziedzictwa muzycznego Gdańska: współpracuje z Biblioteką Gdańską PAN (jest tam aż 8000 muzykaliów! W tym 600 kantat, z których 200 autorstwa kompozytorów gdańskich) i wykonuje opracowane utwory z zespołem Goldberg Baroque Ensemble. Ponadto kieruje pracami nad odbudową wspomnianych organów w kościele Św. Trójcy. To przepiękny zabytkowy instrument, ktorego pierwsza wersja powstała na początku XVII w. Tutaj jest troszkę o nich i o tym, dlaczego są wyjątkowe. I o tym, że można zostać patronem piszczałki.

W Gdańsku jest ocean rzeczy do odkrycia. Wiele z nich dotyczy niemieckiej współprzeszłości miasta. Tu jest trochę inna sytuacja niż we Wrocławiu: tam miasto przez dłuższy czas było po prostu niemieckie (mimo istnienia mniejszości), a po wojnie przestało nim być całkowicie, dziś więc przywołując tę niemiecką przeszłość wskrzesza się świat, którego nie ma i nie będzie, nigdy nie był w konflikcie z przodkami dzisiejszych mieszkańców, w związku z czym nie wydaje im sie groźny. W Gdańsku wpływy przechodziły z rąk do rąk, dlatego dziś jest to bardziej zapętlone. Przykładem jest dla mnie sprawa nieszczęsnej Roty granej w południe (a kiedyś co godzinę) przez ratuszowy carillon: w moich uszach brzmi ona jak zgrzyt. Trzymanie się o innych godzinach przede wszystkim polskiego repertuaru też trąci fałszem. Nie można ignorować niemieckiej komponenty przeszłości miasta, która wiąże się zresztą z okresem jego świetności. Jak już przy organach jesteśmy, kiedyś w Kościele Mariackim były cztery instrumenty organowe…

Do czego zmierzam: myślę, że jeśli miasto chce być stolicą kultury, powinno wykorzystać atuty związane z jego tożsamością, z tym, co je zbudowało takie, jakie jest. A w starym Gdańsku świadectwa tej tożsamości są na każdej ulicy.

Trochę zdjęć.