Czy „Polish Spirit” to Polish joke?

Nigel Kennedy naprawdę pokochał Polskę. Od kilku lat ma żonę Agnieszkę, mieszkanie w Krakowie, a od niedawna kupił też ziemię pod Szczawnicą, blisko Muzycznej Owczarni w Jaworkach. Często bywa też w Zakopanem, gra nie tylko z Polską Orkiestrą Kameralną, której jest gościnnym szefem, ale i z polskimi jazzmenami, nie mówiąc o zespole Kroke, z którym nagrał już płytę i wystąpił na jubileuszu Cracovii (której kibicuje, gdy jest u nas). Teraz robi Polsce niesamowitą promocję. Właśnie wychodzi jego płyta z dwoma koncertami romantycznymi – Koncertem A-dur Karłowicza i II Koncertem Młynarskiego. O ile ten pierwszy jest w Polsce grywany (ale w świecie nieznany), to tego drugiego nie grywa się i tu. Trochę można to zrozumieć, bo zwłaszcza pierwsza jego część jest nudnawa, ale skoro Nigel potrafi ożywić takie nudziarstwo jak Koncert Elgara, to cóż tam dla niego Młynarski.

Jednocześnie z CD, gdzie koncerty są uzupełnione przez trochę kiczowate transkrypcje dwóch wczesnych nokturnów Chopina, wychodzi DVD z rejestracją zeszłorocznego koncertu w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy, na który pojechałam, żeby przeprowadzić z Nigelem tę rozmówkę. Tak się składa, że lata temu byłam pierwszą osobą, która w Polsce przeprowadziła z nim wywiad (pracowałam wtedy w „Wyborczej”) i od tej pory witamy się jak starzy znajomi (ma świetną pamięć do ludzi). Jedno uderzyło mnie w nim od samego początku. Image, jaki sobie nadał, te włosy na koguta, obszarpana marynara, cyrkowe wygłupy na scenie i przybijanie piątki ze wszystkimi, sprawiał, że byłam nastawiona do niego jak pies do jeża. Niesłusznie. Okazał się nie tylko sympatyczny i bezpośredni, ale precyzyjny w wypowiedziach. Mówił o tym, że najważniejsza dla niego jest wolność, ale ona zawsze musi być ujęta w ramy. Chyba nawet zatytułowałam ten wywiadzik „Wolność w ramach struktury”. No i tak właśnie jest – Nigel robi te gesty dla publiki, ale od czasu do czasu po prostu gra. I zwłaszcza w wolnych częściach utworów wychodzi z niego prawdziwy liryk. On w gruncie rzeczy najbardziej chyba lubi pieścić dźwięki, śpiewać na skrzypcach. A za chwilę się znów wygłupia, temperament go ponosi. Tylko że ten temperament też jest skalkulowany i zorganizowany. W Bydgoszczy producenci płyty pilnowali po koncercie pokoju artysty, aby dziennikarze jeszcze nie weszli, ale kiedy wyszedł do fanów, spędził z nimi tyle czasu, ile chciał. Ci z EMI go niby pilnują, ale w gruncie rzeczy są na jego usługi.

CD i DVD z polską muzyką, polskimi muzykami (POK i Jacek Kaspszyk jako dyrygent), koncertem z Polski, entuzjastycznymi wypowiedziami artystów o przedsięwzięciu w osobnym dokumencie z przygotowań – widać, że skrzypek robi z EMI, co chce. Cóż, ktoś, kto sprzedaje płyty w setkach tysięcy egzemplarzy, może sobie na to pozwolić. Tym bardziej można docenić jego gest. Ale jest jedno ale. Płyta ma dwuznaczny tytuł „Polish Spirit”, a na jej okładce widnieją… butelki i kieliszki wódki (oczywiście bez nalepek, czyli kryptoreklamy). Nie jest to zbyt smaczny pomysł, a wielu w Polsce wręcz się oburza. Jak to, to Polska musi się kojarzyć tylko z wódką? Na co Nigel napisał list do muzyków POK, który zacytowany został na łamach „Dziennika”: „Możliwe, że już dotarły do Was wieści, jak kury gdaczą na temat okładki naszej płyty Polish Spirit. Istnieje grupa osób, które wbrew działalności Radia Maryja (czy innych pomniejszych ognisk faszyzmu), wbrew niezdolności rządów Polski, by zabezpieczyć jej przyszłość finansową z funduszy europejskich (jak np. zrobiła to Irlandia – z Guinnessem w ręku), by zatrzymać młodą siłę pracowniczą uważa, iż jakakolwiek krytyka Polski powodowana jest zwyczajami Polaków co do spożywania alkoholu. Argumentują oni teraz, iż kilka pięknych, tradycyjnie udekorowanych butelek na okładce naszej płyty stanowi ‚wroga narodu'”. A pytany o polską wódkę, powiada po prostu „I love it!” Choć wbrew image’owi wcale się tak znowu nie upija 😉

No i co sądzicie?

PS. Lecę jutro skoro świt. Wracam we wtorek wieczorem.

PS 2. PAK-u i fomo, absolutnie nie mam nic przeciwko minispotkaniu blogu 😀 Na koncert jestem nieustająco zaproszona przez organizatorów, zanosiło się, że w celu wykonania pewnego zadania specjalnego, ale być może jednak nie, ale i tak zapraszają. Więc jak tylko się da, będę 10.11 w Decymber Palast 😀 A w drugiej połowie miesiąca niewykluczone, że wpadnę również na końcówkę Konkursu im. Fitelberga.