Penderecki po polsku
Żeby nas tylko nie zawiało – powiedział kolega, z którym wchodziliśmy na salę, nawiązując do tytułu utworu, który miał zabrzmieć za chwilę: Powiało na mnie morze snów… Pieśni zadumy i nostalgii. Było to pierwsze od ponad 40 lat (od Dies irae w 1967 r.) prawykonanie dzieła Krzysztofa Pendereckiego, które miało miejsce w Polsce. Co więcej, od czasu Psalmów Dawida z 1958 r., napisanych do tłumaczenia Jana Kochanowskiego, jest to jego pierwszy utwór do tekstów polskich. Wszystko dla Chopina, na oficjalne zamknięcie jego roku. Jak to się stało? Zacytuję z wywiadu zamieszczonego w programie: „Z propozycją skomponowania takiego utworu zwrócił się do mnie w 2007 roku pan Grzegorz Michalski, pierwszy dyrektor Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Natomiast zasługą kolejnego szefa tej instytucji – pana Andrzeja Sułka – było doprowadzenie tego pomysłu do finału”. Dobrze, że zostało to powiedziane. Obaj byli dyrektorzy przyszli zresztą na koncert.
Nie było mów tronowych – i bardzo dobrze. Oficjeli, poza ministrem Zdrojewskim, chyba też nie. Ale ogólnie sala się wypełniła. Standing ovation – i owszem, i to długa, również ze względu na dyrygującego Gergieva (dziś po południu otrzymał od ministra Gloria Artis; dyskutowałabym, czy już na to zasłużył), ale zdania indywidualne słyszałam różne. A co ja mam do powiedzenia?
Dobrze, że Penderecki znów, po tylu latach, zabrał się za polskie teksty, doświadczony już wielce w muzyce wokalnej. Dzięki temu doświadczeniu tekst można było nawet zrozumieć (ale na wszelki wypadek wyświetlano go na ekranie – świetny pomysł). Dobrze też, że obok narzucającego się Norwida wybrał też mniej znanego jako poeta (przyznał się, że i jemu – wcześniej) Aleksandra Wata – jego orędowniczką zwłaszcza jestem jako osoba, która sama kiedyś coś do jego wierszy popełniła – czy Tadeusza Micińskiego. Muzycznie to był trochę taki przegląd rozmaitych używanych przez Pendereckiego stylistyk. Nie tylko tych ostatnich, ale i wczesnej, bo włączył do cyklu zinstrumentowane młodzieńcze pieśni: Prośba o wyspy szczęśliwe do słów Gałczyńskiego (mnie się to podobało najbardziej z całego utworu) oraz dwie niedługie do słów Staffa.
W samym ustawieniu tekstu jednocześnie jest konsekwencja i jej nie ma. Pierwsza część, złożona z sześciu pieśni, nazywa się Ogród zaklęty. Dziwiłabym się, gdyby kompozytor-ogrodnik nie napisał takiej części. Ale zestawienie jest jakieś dziwne: bajkowe obrazki Wierzyńskiego i Leśmiana, łagodny erotyk Gałczyńskiego, barwny obraz jesiennego lasu Micińskiego, ponury obraz krzyża pod samotnym drzewem – Koraba-Brzozowskiego, a na koniec fragment wiersza Anioł Pański Przerwy-Tetmajera, który wróci jeszcze na koniec. W części II pt. Co mówi noc? mamy dwa krótkie fragmenty liryczne Staffa, tragiczne Co mówi noc? Wata (o nocy na Łubiance), bezpośrednio później bajkowe dwa fragmenty Micińskiego. Nie pasuje to do siebie. Ostatnia część, Requiem, jest najbardziej konsekwentna: refrenem jest Norwida Fortepian Chopina w kawałkach (Byłem u Ciebie…), w których pojawiają się za każdym razem dwa akordy z Marsza żałobnego, a w środku mamy wiersze, które łączy odniesienie do emigracji.
Stylistycznie, jak powiedziałam, jest to mieszanka: można tu usłyszeć echa Polskiego Requiem, Credo czy owych prawosławnych chórów, które wciąż do Pendereckiego wracają (korzenie prawosławne, jak protestanckie, zawsze będą dla niego ważne); są też momenty nieledwie ilustracyjne, jak długi passus o wędrującej samotnej duszy, zilustrowany złowieszczym marszem. Pomieszanie stylów nie bardzo mi pasuje, ale zapewne jest analogią do rozmaitych stylów poezji. W każdym razie Gergiev dał takie tempa, że utwór nie nużył, a Wioletta Chodowicz, Agnieszka Rehlis, Mariusz Godlewski, Chór FN i Sinfonia Varsovia spisali się znakomicie.
Komentarze
Hmm. To prawda, że spisali się znakomicie.
Wyświetlanie tekstów wierszy na ekranie też uważam za znakomity pomysł, tym bardziej, ze ekran był duży i z mojego 18. rzędu dało się spokojnie czytać.
Dawało to szansę na pełną percepcję dzieła.
Trochę mnie te żałobno złowieszcze tony raziły, zwłaszcza, że pomieszane miejscami z patetyczną muzyką.
Ale to jest dzieło mistrza i takie ma upodobania.
Spędziłam udany wieczór, cieszę się, że byłam.
Ja natomiast szczególnie się cieszę, że na stoisku NIFC-owym dorwałam nową książkę Jeana-Jacquesa Eigeldingera Świat muzyczny Chopina. Bardzo go lubię. To jest oczywiście książka dla fachowców, więc fachowcom polecam 🙂
Pobutka.
—
Mam pytanie na marginesie uprzedniego komentarza — co wyznacza minimalny poziom fachowości (dla tego przypadku)?
To dopiero sus repertuarowy między czwartkiem i piątkiem (mam na myśli SV)! Bez siedmiomilowych butów ani rusz 🙂
Ha – między czwartkiem a piątkiem to dla nas, ale oni jeszcze musieli równolegle jedno i drugie próbować 😯
No, a jednocześnie już szykują się na Szalone Dni do Nantes (luty!).
Fakt, leniwa orkiestra 😉
PAK-u – no, nutki przede wszystkim, bo on porównuje różne utwory nie tylko opisowo, ale i na przykładach, bo tak prościej.
No tak, to nie był sus, to był szpagat 😉
Tradycyjna laba SV we Francji – 16 koncertów w ciągu 9 dni. Brahmsisko głównie, więc tym razem bez szpagatów.
Czy w tym roku czekają nas Szalone Dni w Warszawie? Fajnie by było znów wskoczyć na tę karuzelę.
PS. Słucham sobie od rana plumkania Williama Christiego, mocne ma paluszki: http://youtu.be/xXXRsELFMvY
Nazwy sal koncertowych w Nantes jak zwykle apetyczne. SV będzie grać w Nietzschem i w Musilu 😉
Tu jakby kogo interesowało:
http://www.follejournee.fr/index.php
U nas SV też chce zrobić drugi raz, ale chyba nie z tym samym programem. Pewnie padnie na klasyków, żeby było „dla ludu” 😉 Tam też zaczynali od Mozarta, ja bym się za niego nie obraziła 🙂 Choć z drugiej strony postromantycy mnie też ciekawią, zwłaszcza w takim zestawie.
Postromantycy wydają dźwięki, jak na nich najechać kursorem. Brahmsowi i Lisztowi wiatr wieje z różnych kierunków i miesza we fryzurach.
Klasyków „dla ludu” nigdy dość, szczególnie jak wykonania są znośne. Olga Pasiecznik z pieśniami Mozarta, taki pierwszy z brzegu przykład 😉
Pani Kierowniczko, a ja mam takie pytanie. Zawsze mnie ciekawiło, czy komponowanie współczesne jest trudniejsze, niż np. w stylu tej czy innej epoki. Na pewno musiała Pani w ramach ćwiczeń pisać motety etc.
Czy przypadkiem w takim ciasnym gorsecie jak dur-moll czy stare skale kościelne nie jest kompozytorom wygodniej/łatwiej?
Pewnie, że tak. Tylko że też trzeba umieć trzymać się reguł (zakazane kwinty równoległe, oktawy ukryte itp.), no i mieć pewien polot 😉 Motetów nie pisałam, ale fugi i owszem 😀 Potem mój zeszyt od kontrapunktu obiegł parę wydziałów w charakterze ściągawki 😆
Jeśli więc chodzi o regułki, to też nie jest tak całkiem łatwe. Swoboda jest łatwiejsza – ogranicza ją sens muzyczny (rzecz dyskusyjna) i możliwości wykonawców. Mój śp. profesor Andrzej Dobrowolski, mawiał, że najważniejsze, żeby utwór był logiczny i wykonalny 🙂 Co do artyzmu, to kryteria są nie do określania…
U Bacha samego też się roi od zakazanych interwałów. Pewnie najpierw trzeba się nauczyć przestrzegania reguł, potem już można je łamać.
No i ów polot też się na różne sposoby przejawia – Mozart np. prawie nie przetwarza, ale co krok to nowa melodia. Beethoven odwrotnie – Wielki Przetworzeniowiec. Nie ma melodii, są tematy.
Zawsze mi się wydawało, że im więcej ograniczeń, tym łatwiej pracować.
Do nas przychodzili też studenci z AM (ja się otarłam o muzykologię na UW), przynosili motety i fugi. Myśmy szczęki zbierali z podłogi. Ja do dziś mam problem z odczytaniem np. klucza altowego.
Te interwały są zakazane, ponieważ brzmią prymitywnie 🙂 W ramach tej konwencji oczywiście. Tak że jeśli się wie, jak to brzmienie „odprymitywnić”, to można je stosować.
Tak, a potem kompozytor umrze, a banda muzykologów powie, że błąd w partyturze i poprawi, to znaczy przybliży współczesnej wrażliwości. 🙂
Toteż powinni manuskrypty (laptopskrypty?) opatrywać klauzulą „wszelkie błędy są całkowicie zamierzone”.
A co zrobić z takim Chopkiem, który w każdym wydaniu poprawiał inaczej albo w jednym poprawiał, w drugim nie? 👿
Prof. Ekier dopasował do swojej wrażliwości 😉
Chopek geniuszem będąc, musiał mieć jakieś przeczucie o teorii alternatywnych rzeczywistości. Wszystkie wersje musza więc być prawdziwe. Każdy z równoległych światów ma własną.
Czyli w którymś ze światów wersja podstawowa jest na sukę biłgorajską i bębny? 🙂
Kto wie, może nawet na fidel płocką 😛
Obejrzałem sobie „naszą” stronę RFI na witrynie Polskiego Radia i pozwalam sobie polecić Państwu to:
http://www.polskieradio.pl/68/862
Można posłuchać, jak aktorzy tamtego pokolenia mówili po polsku, swoim tekstem – i cudzym.
Przepraszam za to, że przejęty tym, co robię, nie zanotowałem dokładnej daty nagrania, jakiego Pani Halina dokonała u nas w domu. To było w drugiej połowie lat 80.
PMK
Ten link nie działa (pokazuje: wyniki wyszukiwania – brak) 🙁
Nie rozumiem w czym problem : mnie się pokazuje od razu cała lista!
Proszę może spróbować wyszukiwarką, pod „Halina Mikołajska”.
PMK
Nad Sekwana tez nie dziala
Link nie działa, ale wyszukiwanie tak (przynajmniej nad Wartą).
No tak, też jak wpisałam Mikołajską, to mi wyskoczyło.
Niczewo nie panimaju. U mnie działa… raz na dwa razy! Ale adres jest prawidłowy, bo jak wrzucam szukanie, to dostaję właściwą listę pod tym numerkiem.
Coś serwer bryka, ale wyszukiwarka daje od razu co trzeba.
PMK
Dziwne to… link tak rzeczywiście „nie bangla”. Ale jak się najpierw uruchomi wyszukiwanie, to potem link działa (w każdym razie nad Wisłą) 😀
Pan Cogito razy cztery… Na jego punkcie miałam regularną obsesję przez jakieś dwa lata w liceum. Esej na maturze też napisałam o nim.
Te archiwa są groźne – wciągają.
Pobutka.
—
Dziękuję za odpowiedź.
Te radiowe strony z archiwami są dość pokićkane. Nie można dać bezpośredniego linka do treści, bo właściwy parametr nie jest przesyłany w adresie strony, tylko przez javascript (chyba) po kliknięciu na liście. Typowa robota kogoś, kto sam tego nie będzie używał. Niestety taki przerost inżynierii nad funkcjonalnością spotyka się coraz częściej.
O rany, taka Pobutka 😯
Ale trzeba przyznać, że teledysk dobry. Tyle że ta aria już zawsze mi się będzie kojarzyć z parodystyczną interpretacją mojego przyjaciela ze studiów Jacka Kaspszyka – szkoda, że nikt tego nie utrwalił 😆 Pamiętam jak dziś tę scenę na naszym studenckim obozie naukowym na Pardałówce, kiedy rolę dzieciątka grała okrągła metalowa tacka…
Takie dowcipy rzutują na późniejszą percepcję dzieła, nawet jeśli są mniej spektakularne 😆 Moi koledzy z chóru namiętnie przerabiali śpiewane teksty na próbach, zwykle to była dyskretna zmiana jednej głoski, np. „biały dym ogłosił” na „Biały Dom ogłosił”, albo „nie ma nic bez ryzyka” na „nie ma nic bez Rydzyka” 😉 Wymazać z pamięci nie sposób.
Jeśli ktoś lubi renesansowe lamentacje, to bardzo polecam dzisiejszą audycję Ewy Obniskiej o 22.00 w radiowej Dwójce. Będzie przedstawiała m.in. Cecus czyli najnowszą płytę mojego ulubionego belgijskiego zespołu graindelavoix:
http://www.glossamusic.com/glossa/reference.aspx?id=213
Cechą charakterystyczną śpiewu graindelavoix jest mocna indywidualizacja głosów w polifonii i wyraziste prowadzenie każdej linii. Trochę tak jakby każdy z wykonawców śpiewał swoją monodię, a ich suma dawała całość. Śpiew odważny, ekspresyjny i poruszający. Z dala od muzealnych witryn (popękałyby) i preparatów w formalinie.
Fragment płyty:
Alexander Agricola „Fortuna Desperata”
http://www.youtube.com/watch?v=ihkxjhzgmxk
Nad Wisłokiem wyszukiwarka działa.Ale wciąga!Ten paryski wywiad o mecenacie Kościoła,to powinien być obowiązkowy w seminariach,Zwłaszcza akapit:mecenas powinien się znać na sztuce.Gdybyż biedna zobaczyła to obecne gargamelstwo budowlane i nie tylko,pewnie by to powiedziała bardziej dosadnie.
Do Beaty:powiedziałam raz pewnemu pianiście,że tak pięknie zagrał Marsza żałobnego,że zupełnie zapomniałam o Zębatym.Odpowiedział:niestety,ja nie zapomniałem…
łabądku, z Zębatym to mi się kojarzy pewna historia. Magda Umer opowiadała, jak bardzo był zachwycony na jej koncercie, kiedy pomyliła się w tekście i zamiast „Twoje włosy w moich rękach jakoś dziwnie pachną dziś” zaspiewała: „Twoje oczy w moich rękach…”
On jest Zembaty przez em.
To stałe kryterium słuchania Marsza żałobnego – czy kojarzy się z Zembatym, czy nie. Takie też mieliśmy na ostatnim konkursie 😉
Może chodziło o szkło kontaktowe?No,nie wtedy..A Cecus faktycznie „cycuś”!Dzięki za oświecenie…
PK, proszę o korektę na Zembatego, bo to o nim chciałam napisać 😉
O, Łajza!
No jasne,że przez „em”!Sorry,coś mnie zaćmiło!
Ja od pewnego czasu przy Marszu Żałobnym mam do zapominania jeszcze Chór Wujów. 😎
Szkoda, że napisaliście o tym Zembatym. Bo ja nie znałam tego, a teraz znam…
🙁
Hy, hy… Dokształcać się, młodzieży 😛
http://w857.wrzuta.pl/audio/4lgfWZ7UF1G/maciej_zembaty_-_ostatnia_posluga
To ciekawe!
Bobik ma do zapominania Chór Wujów, a mnie po wyjściu z Filharmonii Narodnej przypomniała się nasza opera.
Znajdowałam szereg analogii z wysłuchanym/ przeczytanym dziełem, tyle że nasz nie był na serio.
Zastanawiałam się też, czy ktokolwiek odważy się napisać krytycznie o dziele kompozytora narodowego, bo nie mogę uwierzyć, że wszystkich ogarnął zachwyt.
Kolega Marczyński potraktował łagodnie:
http://www.rp.pl/artykul/9131,594293-Penderecki-odkrywa-uroki-polszczyzny.html
Z tym Debussym coś jest na rzeczy – takich inspiracji u niego wcześniej nie pamiętałam 😉
Ech, Pani Doroto!
Tak mam dość tych wzniosłodusznych, patriotycznych błądzeń we mgle.
Nie wiem, czy publiczność to odebrała, jako rodzaj zabawy.
Mam tak dość tego napuszenia, napompowania dumy narodowej, tragizmu, a tu jeszcze romantyczne dusze gubiące włosy po ogrodzie.
Matko!
Czy nie można zwyczajnie się zachwycić, że był, że tyle nam dał?
Bez patosu i żałoby nie da rady.
Ale wieczoru nie żałuję, przynajmniej wiem osochodzi. 😀
Polska muzyka bez patosu i żałoby? 😯
A skąd by wtedy wiedział zwykły wojewoda czy prosty minister, że ta muzyka na pewno rodzima, a nie podszywa się ❓
Patos okolicznościowy to oczywiście nie tylko polska specjalność, choć ten rodzimy ma aż nadto rozpoznawalny zapach i smak 😉
Przy tej okazji polecam audycję „Tromtadracja w muzyce” Piotra Kamińskiego w archiwach Radia Wolności. A wykonywania dzieł okolicznościowych nigdy nie lubiłam. Najczęściej to kupa huku, z przewagą tej pierwszej niestety.
Zastosowałem się do polecenia. 🙂 A pan informatyk od tego archiwum jest do zabicia. Wszędzie Java, jak Hoko zauważył, nie można w związku z tym przejść na następną stronę w nowej zakładce, a jak przechodzę w tej, to się wyłącza player, bo jest przyspawany. Wyniki wyszukiwania nie dają się zachować – to tajemnica tego niedziałającego adresu, każde wyszukiwanie daje ten sam adres, po czym znika. Pewnie wcześniej pracował w służbach, sk…ubany. 👿
Niedługo przed wyjściem na koncert trzeba będzie farmakologicznie amnezję załatwiać.Bo jak nie,to nici z przeżycia.A mnie ostatnio zaskoczył 30-letni prawnik,który na widok Kaliny Jędrusik w TV spytał,kto to.Rzuciłam nazwisko,a on stwierdził:nie znam osoby,w liceum nie było tego w programie!Mówił serio.
Do Wodza:w służbach co rusz,to czystka.Gdzieś chłopaki muszą dociągnąć do emerytury.Ten pewnie jeszcze 15 lat nie przepracował.
Prawników kiedyś produkowali 90 rocznie na północ od Torunia, teraz jakiś tysiąc. Trudno żeby wszyscy byli koltoralni (wtedy też bym trochę naliczył).
Ten był niestety po Krakowie.
Słucham sobie o tej tromtadracji i to jest po prostu cudne 😀 Nie wiedziałam, że Berlioz popełnił dzieło na cześć kolei żelaznych 😆
E, ale Elgar w tym kontekście… Pomp and Circumstance to nie tromtadracja, tylko dobra zabawa (plus trochę brytyjskiej dumy narodowej oczywiście) 🙂 Pyszna zwłaszcza na Last Night of the Proms 😉
Dzisiaj to dobra zabawa (choć nie założę się, czy kto i dzisiaj nie bierze tego serio). Wtedy to był zupełnie inny kontekst i sens : sam środek drugiej wojny „boerskiej”, „Rule Britannia” jak wszyscy diabli. Ale napisane dobrze – w końcu IX Symfonia też nienajgorzej!
Mniej się Beciowi udało Zwycięstwo Wellingtona… 😉
Łącząc oba tematy:
http://www.youtube.com/watch?v=JPEYlsVsoSQ
😆
A teraz fajny przykład na odtromtadrowanie 🙂
Najpierw Becio (ten marsz jest jednym z oficjalnych marszów wojskowych Niemiec): http://www.youtube.com/watch?v=Ow5BbhGd5Mw&feature=related
A teraz Hindemith:
http://www.youtube.com/watch?v=IsWaJsqmNMM
I dobranoc 😀
No, nie daruję sobie, jeszcze to 😀
http://www.youtube.com/watch?v=sqgAsnF1qcs&feature=related
Polecam cały cykl 😉
I teraz to już naprawdę dobranoc.
Rozkosznie popierdują.Kagel na Wawel!Dobranoc!
Kategorycznie wypraszam sobie wysmiewanie sie z Pomp and Circumstance i tym samym plucia nam w morde. 👿 👿 👿
http://www.youtube.com/watch?v=sOcvcBxrfN4 😀
Kagel na Wawel! Tak jest!
Pobutka.
Kagel na Wawel jak najbardziej, ale koniecznie jeszcze z tym:
http://www.youtube.com/watch?v=_-KoEofNim4&feature=related
(To tak trochę a propos uwagi mt7 o romantycznych duszach gubiących włosy po ogrodzie. 😆 )
No to chyba wstaliśmy w niezłym, a dzięki Pobutce także poetycznym humorze, choć podobno to ma być najbardziej depresyjny dzień w roku 😆
A propos Kagla, nie wiedziałam, że to grali w Paryżewie – kto wie, może bym się wybrała 😉
http://www.youtube.com/watch?v=vTwm1oNHado&feature=related
W dalszym ciągu filmiku jest wypowiedź, o czym to.
Tu recenzje po angielsku.
Hawryluk o Pendereckim:
http://wyborcza.pl/1,75968,8956400,Penderecki___blysk_i_patos.html
Nie jestem znawcą żadnego rodzaju muzyki tylko jej skromnym słuchaczem od muzyki rozrywkowej poprzez operetkę do opery. Dla mnie muzyka pana Pendereckiego to nicoś Ja czekam w ciagu dalszym na drugiego Moniuszkę. W świadomości przeciętnej Polki czy Polaka opera narodowa to opery ‚Straszny Dwór’ i ‚Halka’. Niestety nie pojawił się na przestrzeni ostatnich ponad stu lat żaden polski kompozytor, który próbowałby to zmienić. Z twórczością pana Pendereckiego zetknąłem sie ponad 35 lat temu i myślałem że będzie tym kompozytorem ,który spróbuje użyć swojego talentu również w tym kierunku. Twórczość pana Pendereckiego zyskała mu sławę i uznanie na świecie, przyniosła materialny dobrobyt ale w codziennym życiu narodu nie istnieje. Tych kilka zdań to taka moja prywatna refleksja dla internautów tego forum bez urażania kogokolwiek.
Kagel rozkoszny,choć smutno mi się robi,bo zaraz myślę o Adasiu Kaczyńskim.Gdzie te czasy…
Dlaczego dzień depresyjny?Pogoda jak Mozart!
Po recenzjach chciałabym gdzieś usłyszeć nowe dzieło,choć ma chyba ono strukturę,którą cukiernicy zwą ziemniaczkiem…Sorry,ale to przez Bobika zaczynam wszystko kojarzyć kulinarnie…
Witam Zenona. No cóż, można mieć i takie zdanie 🙂 Choć odnoszę wrażenie, i chyba nie tylko ja, że coraz mniej ludzi widzi przyszłość muzyki polskiej w kontynuacji Moniuszki 😉
Dlaczego depresyjny? Z tego powodu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Blue_Monday
A choć tu piszą, że w tym roku 24 stycznia, to „pomysłodawca” ponoc stwierdził, że jednak to dziś:
http://www.emetro.pl/emetro/1,85648,8956579.html
Ja tam mam świetny humor od rana.
Ja też wstałem w świetnym humorze i zaraz współczująco machnąłem duszieszczipatielną pieśń dla tych, którzy wstali w smętnym. Mogą sobie podśpiewywać na melodię „Moon River i czuć się coraz bardziej adekwatnie do najgorszego dnia w roku. 😀
Blue Monday…
Patrzę, gdzie jest sznur,
żyć nie chce mi się kurrr-
na żmać.
od de-
prechy
mam be-
bechy
zrąbane do dechy,
więc jak tu
się śmiać?
Blue Monday…
Czarny przebiegł kot,
pod czaszką ciężki gniot
i mgła.
Odkręcać chcę gaz
raz po raz,
z kumplem truć się wraz –
to jeszcze sprawia szpas,
gdy Monday
Blue trwa. 😥
(Tu następuje bardzo smutna część istrumentalna, połączona z ogólnym podcinaniem sobie żył, a następnie resztką sił wyrzężona końcówka)
Blue Monday…
Kasy ostro brak,
szef grzmi, że coś nie tak,
nie siak.
Ogólnym ja wrak,
sił mi brak,
żre rozpaczy rak,
więc to coś pod mój smak –
Blue Monday,
a jak!
Myślę, że gdyby w codziennym życiu narodu istniała czyjakolwiek muzyczna twórczość – już nie mówię Pendereckiego – ale chociażby Moniuszki, to byłoby całkiem nieźle.
Vesper, coś podobnego pod łapy mnię się pchało. No, może jeszcze Chopek przy rocznicach, akademiach ku czci i pogrzebach istnieje, ale potem długo, długo nic i… nic. 🙄
Jeszcze Pani Róża gra Chopina, ale słyszałam, że „skończy wnet”…
Na Blue Monday wg opisu Bobika:
http://www.youtube.com/watch?v=hZDRk6HQ_ao
Lecz to tylko jeden dzien, a potem jak w tytule albumu – You must believe in spring 🙂
Mój Monday był rano odrobinę blue – na niebie. Teraz znowu się zrobiło szaro. Ale przynajmniej nie pada i ciepło 🙂
Nie, nie podejmę tematu obecności muzyki w życiu narodu, bo wtedy naprawdę wpadnę w zły humor 🙁
Bobiku, też mi się Chopek z okazji akademii na myśl przyplątał, ale go oddaliłam, bo nie o taką obecność chodzi. Tromtadracja (to tak trochę a propos wczorajszego) za pomocą Chopka nie wykracza poza poloneza As-dur, a i tak część Narodu się zastanawia, co to ten Asdur (gdy pozostała część ubolewa, że As zapadł na dur)
Dziękuję za miłe powitanie ale pozwoli pani że nie zgodzę się z jej wrażeniem na temat że coraz mniej ludzi widzi przyszłośc muzyki polskiej w kontynuacji Moniuszki skoro takowej nie ma. Pełen gmach opery poznańskiej gdy wystawiają utwory Moniuszki i puste krzesła przy okazji innych przedstawień skłaniają mnie do wysnucia wniosków że oczekiwania ludzi wyrobionych muzycznie nie idzie w parze z gustami takich szaraczków jak moja skromna osoba. Oprócz komponowania wielkich dzieł które mają „zbawić ludzkość” może warto coś stworzyć dla tzw ” ulicy „. Jest wiele dowodów na to że to co stworzono dla „rozrywki” przetrwało podczas gdy po ” wielkich dziełach ” pozostał ledwie mizerny ślad.
Zenonie, czas pokaże. Może oratoria Rubika zapełnią tę lukę 😉
Zenonie, przede wszystkim żaden kompozytor nie chciałby komponować „jak ktoś”, ani „w czyimś duchu”. Zresztą sama publiczność tak naprawdę też by tego nie chciała — zarzucano by takiemu twórcy wtórność i byłby to najmniejszy zarzut.
Czy ze słów Zenona mamy wnosić, że publiczność poznańska nie chce słuchać niczego poza Moniuszką? Zważywszy na to, że oper Moniuszki nie ma wiele, nie rokowałoby to najlepiej dla teatru jego imienia…
Zenonie, to, że twórczość kompozytora „w życiu codziennym narodu nie istnieje” – nie świadczy o niczym. A tak w ogóle – jest to twierdzenie nieszczęśliwe, bo jeśli o wartości kompozytora miałaby świadczyć jego „obecność w życiu codziennym narodu” – to co możnaby powiedzieć np. o Witoldzie Lutosławskim, którego wielkości i talentu nikt nie śmie podważyć, a który jest jeszcze mniej „obecny w życiu codziennym narodu”. Do życia codziennego „naród” ma inne rzeczy, tacy kompozytorzy jak Penderecki są zaś niezbędni do życia odświętnego.
Ta dyskusja jest bezprzedmiotowa. Jej pointą mogłoby być zdanie vesper @14:20 👿
Uderz w stół… Tu nożyce czyli ułamek poznańskiej publiczności. Mały bilans ostatnich kilkunastu miesięcy. Od kiedy nastąpiła zmiana dyrekcji znów zaczęłam chodzić w Poznaniu do opery. Wcześniej nie byłam w stanie przez kilka lat, po tym jak kilka razy straumatyzował mnie „poziom” muzyczny. Teraz za to w końcu trochę świeżego powietrza, czytaj: repertuaru. Na resztę trzeba czasu. I może też odchowania nowej grupy publiczności (po to m.in. premiery studenckie, byłam z ciekawości dwa razy – komplet i dobre przyjęcie). B. lubię cykl Opera Kieszonkowa, przedstawienia robione niedużym kosztem, w małych składach, utwory mało znane, niedokończone itp. Duża wartość poznawcza. Na dużej scenie też kilka rzeczy mnie dość usatysfakcjonowało. Bardzo chwalę sobie dyrekcję muzyczną Mieczysława Nowakowskiego.
A w ogóle to głosuję nogami – w przyszłą sobotę „Maddalena” Prokofiewa na scenie kameralnej, tydzień później „Maria Stuarda” Donizettiego na dużej.
Na Moniuszkę reflektuję po liftingu, liczę na grudzień, akurat tym razem nie w Poznaniu 😉
Alleluja! Jutro o 19 retransmisja koncertu Sinfonii Varsovii i MM w Dwójce 😀
W Warszawie? 😉
A na Stuardę pewnie się wybiorę 🙂
W Warszawie, taki fajny pan ma dyrygować 😉
Taki gruby i brodaty 😆
Na „Stuardę” mam bilet na niedzielę, co do soboty jeszcze nie wiem. No ale jak Kierownictwo by się wybrało… 🙂
Nie krzyczcie tak strasznie na biednego Zenona, który w końcu upomniał się o poważkę „dla ulicy”. 😎
A o gustach, jak wiadomo, się dyskutuje, ale kulturalnie udając, że się tego nie robi. 😉
Ja właśnie jeszcze nie wiem, czy w sobotę, czy w niedzielę. W weekend jest też premiera Giovanny d’Arco we Wrocławiu i albo wybiorę kolejność Poznań-Wrocław, albo Wrocław-Poznań. Na dniach się okaże.
Tak czy inaczej liczę na spotkanie z Kierowniczką, a weekend mam cały wolny. Jak nam się nie zbiegnie operowo, to może deserowo 🙂
No jakoś się zbiegnie, mam nadzieję 🙂
A tymczasem jutro w Dwójce radiowej ma być retransmisja zeszłego czwartku. Co mnie smuci, bo akurat mam wręczanie Paszportów… 🙁
A dziś o 21:40 na TVP Kultura jest świetny dokument o Mirelli Freni (widziałam go w Cannes, a potem na naszych letnich Ogrodach).
Jesli aura zaoknowa przyprawia o lekki smutek to polecam ponizszy link:
http://www.youtube.com/watch?v=fhepn_Ozdb4
tak czy wspak, warto go obejrzec.
Mmm, na Maddalenę mógłbym iść, sądząc po plakacie (?), wielu Panów przyjdzie 🙂 http://www.opera.poznan.pl/page.php/1/0/show/2381/
A tu fortepian…
Tylko godziny nie podają. A ja mam zajęcia do 13.
Premiera jest o 19.30, kolejne przedstawienia 23, 25, 26 stycznia o 19.30 i 27, 28 stycznia o 11.00.
Fortepian ma swoje uzasadnienie. Prokofiew taką właśnie wersję jako student popełnił, miała być wystawiona siłami Konserwatorium. Orkiestracja jest późniejsza, własnoręcznie ukończył tylko pierwszą scenę, resztę opracowano dopiero w latach 70. na podstawie jego skromnych wskazówek.
PS. Ale to zła kobieta była…
Ach, pani Lola… W tym krakowskim ślepiu aż mi się łezka zakręciła. Ale w Blue Monday to może normalka. 😉
A tu takie dziwy:
http://www.polskieradio.pl/8/651/Artykul/300825,Elektronika-Pendereckiego-Schaeffera-i-Mazurka-wreszcie-na-plytach
A tu jeszcze większe dziwo – szczęka mi opadła 😯
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/szymborska-i-grochola-powinny-reklamowac-winiary-a-penderecki-i-wajda-bph-i-mercedesa
Tuba mi się znów zacina i nie mogę obejrzeć Bronka Maja 🙁
Krakówek nasz kochany odwiedzę w czwartek – wybieram się na Olimpiadę. Wygląda na to, że tym razem zjazd się nie szykuje – bo środek tygodnia… a ja nawet miałabym miejsce do zaoferowania…
W tym dziwie o Wajdzie i Winiarach najciekawsza jest metoda badania. 1900 osób w wieku od do zbadanych przez internet. Pewnie chodzili po domach i sprawdzali. Ja czasem też dostaję takie ankiety i zawsze skrupulatnie wypełniam, raz jestem młodą bezrobotną ze wsi, raz mam wiele fakultetów i 70 lat, zależy od humoru, a resztę metodą totolotka.
To jutro PK wyrabia się medialnie!Zapartycypujemy w percepcji….
Buuu… najgorzej, że zmusili mnie do wbicia się tym razem w długą kieckę i do tego obcasy 👿
Tym bardziej zapartycypujemy w percepcji 🙂
Film o Freni super – dzięki za sygnał 🙂 Ten wspólny żłobkowy kojec z Pavarottim robi wrażenie. I to, że pili mleko od jednej mamki.
Zgodnie z sugestią łabądka też zapartycypuję jutro w percepcji 🙂
Szkopuł w tym, że całą resztę wieczoru spędzam na nogach, bawiąc towarzystwo (już prosto ze sceny rytualnie przemieszczamy się do loży rządowej), i jako przedstawicielka gospodarzy nie mogę się od tego wykręcić. A nie sposób spędzić kilku godzin stojąc lub chodząc na obcasach, choćby butki były pozornie najwygodniejsze. Nie ma rady, biorę zapasowe eleganckie portki i butki na płaskim, zaraz po wręczu pędzę do garderoby i się przebieram – inaczej nie przeżyję… 😉
Da się i chodzić, i stać, tylko butki muszą być wypróbowane, czyli nie mogą być zupełnie nowe.
Nie da się 😐 Ja w ogóle nie chadzam i nie staję na obcasach. Te są zupełnie nowe i wygodne na tyle, że na scenę wyjdę, postoję chwilę i zejdę z niej.
Oj,też wolę płaskie.Najlepsze ponoć robią teatralni szewcy.Kultowe były w Krakowie obcasy w których Dymna po drabinie latała.Nie wiem,czy ten szewc jeszcze żyje,ale będąc w Krakowie można spytać.Jedne takie na okoliczność paszportową warto mieć.
Pytanie techniczne:kiecka z trenem?To uwaga przy cofaniu!
A stylowe wdzianko śląskie od Hanny B to jeszcze w użyciu,a?
Od strony kieckowej mogę sobie Kierownictwo wyobrazić, nawet bez większego trudu (mimo szczenięcego wieku to i owo już w życiu widziałem 😉 ), ale ze stroną obcasową gorzej. A partycypować w percepcji nie mogę. 🙁
Mam nadzieję, że mi opowiecie. 🙂
Ja nie lubie obcasow. Nosze tylko na pokaz i tam gdzie trzeba postac. Pozniej ide do szatni czy toalety i przebieram sie w baletki i dalej juz tak zostaje. Takze najlepiej brac druga pare ladnych bucikow na zmiane.
A dodatek za pracę na wysokościach to Naczelny płaci?
Z moich doświadczeń życiowych wynika, że wszelkiego rodzaju Naczelni już prędzej są skłonni zaśpiewać „chwała na wysokości” niż wręczyć równoważnik w mamonie. 🙄
😆 albo uścisk dłoni prezesa?
Nie wiem, czego trzeba życzyć, ale chyba nie połamania obcasów.
Też będę partycypować w percepcji, może jaką Silną Grupę Partycypantów Percepcjonistów stworzymy?
Pobutka.
No to pomyslnego wreczania i ladnego wygladania dzis!
Jak to było z Leonorą w niedzielę (Ale nie mi. O wolne 100 zeta w styczniu niełatwo a tym co łatwo to niełatwo zajarzyć gdzie się utwór kończy a kędy zaczyna):
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lodz/1,104407,8962265,Konkursowe_odkrycie__Fryderyk_wyscigowy.html
PS Przed każdą większa imprezą oficjalną w jakiej jest mi dane brać udział staje mi przed oczami kapitan Powiatowego UB Sowa z filmu Wajdy „Popiół i diament” z kwestią: „Nie lubię takich fet. To dobre dla burżujów” 🙂
Coś podobnego, Leonora nam się rozpędziła 😯 Akurat na konkursie ona była z tych mniej pędzących…
A Halki to już słuchać się nie da (narażę się Zenonowi, oj) – nawet w reżyserii nominantki do Paszportu i z sympatyczną Panią Kasią Hołysz, którą gościliśmy tu na blogu – nie da rady i już. Czekam na MM.
łabądku, jeśli chodzi o wdzianko od HB, to ono owszem wisi w szafie, ale jest baaardzo rzadko noszone, albowiem jest ciepłe (z grubego aksamitu), a na uroczystych okazjach zazwyczaj jest gorąco… 😉 Co nie znaczy, że go nigdy nie założę. Ono jest rozwojowe, bo dość szerokie (jak to Hania złośliwie powiedziała, często na Śląsku panny młode bywały przy nadziei 😆 ).
Program II Rubinstein Piano Festivalu już jest na stronach Filharmonii Łódzkiej i samej fundacji http://www.arturrubinstein.pl/?festiwal,31 – Barenboim, gra Schuberta (27 lutego), będą Indiic, Ohlsonn, nadto Korsantia, Huangci, Koziak a i to nie wszyscy…
I skąd na to wszystko brać (żeby nie zrymować)…
Szanowna Pani zdaje mi się że moimi uwagami włożyłem malutki patyk w mrowisko. Chciałem tylko, zauważył to internauta Bobik ” o poważkę “dla ulicy”. Doskonale zdaję sobie sprawę że twórczośc kompozytora jest odzwierciedleniem czasów w których przeszło mu żyć. Tak samo jak Włochy nie mają obecnie drugiego Verdiego, Austria nie ma Mozarta, rodziny Straussów, Polska drugiego Moniuszki. Pomyślałem sobie po prostu czy tak znany kompozytor jak Penderecki byłby w stanie stworzyć coś popularnego dla „ludu”. Pamiętam kiedyś wywiad telewizyjny z panem Lutosławskim na pytanie ” Co sądzi o obecnej muzyce rozrywkowej ” stwierdził : ” że tej muzyki w ogóle nie uważa za MUZYKĘ ” !!!! można mieć i takie podejście. Naturalnie rację ma internauta VESPER ” że czas pokaże „. Obawiam się jednak że za lat np. 50( czego ja nie dożyję ) przyszłe pokolenie będzie bardziej słuchać i oglądać dzieła Moniuszki niż Pendereckiego. Naturalnie zawsze pozostaje nam nieśmiertelny Chopin.
ps. Od Halki wolę Straszny Dwór.
Ja się boję, że przyszłe pokolenia będą słuchać wyłącznie jakichś przyszłych Dód..
Ja nie jestem skłonny uwag Zenona zlekceważyć, bo on może nie tyle włożył kij w mrowisko, co w pewne zjawisko, które istnieje nie tylko w polskiej muzyce, ale ogólnie w kulturze. Jak już kultura, to albo całkiem wysoka, albo całkiem niska, a brak porządnego, nie aspirującego do genialności, ale solidnego w sensie rzemiosła, niekiczowatego środka „dla ludzi”. Można to nazwać syndromem obwarzanka. 😉 Można też oczywiście snuć dalsze rozważania, np. czy historycznie łączy się to ze słabością mieszczaństwa w Polsce, ale nie musimy się aż tak daleko zapuszczać. Zostańmy przy współczesnych odpowiednikach Moniuszki. 😉
Tutejsza blogowa grupa jest jednak, nie ukrywajmy, szalenie koneserska, więc zajada to ciasto z wysokiego brzegu i brak środka może jej tak nie doskwierać. Ale ja sobie jestem w stanie wyobrazić, że ktoś postawiony między Dodą a Pendereckim może się wykrzywić i zapytać „tylko tyle? A dla mnie czegoś nie macie?”.
Już samo postawienie takiego pytania sygnalizuje pewną niezaspokojoną potrzebę, czyli zjawisko istnieje i może warto mu się przyjrzeć. 🙂 Bo inaczej faktycznie może się skończyć na tym, że Doda wepchnie się nawet w ten – na razie pusty – środek.
Kochani, nie pomstujcie na pokolenia. Młodzi długo kształtują muzyczne upodobania. Nie dotyczy to może osób wybitnie muzycznie uzdolnionych, które dojrzewają muzycznie szybciej. Ja w ieku dwudziestu paru lat zupełnie nie byłem w stanie docenić nie tylko Bartoka ale nawet Szymanowskiego. Teraz są mi bardzo bliscy. Wielka muzyka często odnosi się do wielkich przeżyć. Wielu młodych tego ogarnąć nie jest w stanie, bo tak wielkich przeżyć jeszcze nie doznała.
Teraz obserwuję, jak zmienia się wrażliwość na muzykę u moich dzieci. Jestem dobrej myśli względem przyszłości.
Cieszy mnie sukces Pendereckiego. Rozumiem, że to nie powalało na ziemię, ale wiele pozytywnych not w recenzji pozwala przyjąć, że był to sukces. Mam pewne opory wobec Pendereckiego z ostatnich okresów, ale to nie znaczy, że nie życzę mu sukcesów. Obawiam się, że brak spójności stylistycznej, który razi PK, może być rezultatem nadmiernego wysiłku intelektualnego przy komponowaniu dzieła. Mam na myśli przekombinowanie projektowe, które według mnie przydarza sie kompozytorowi. Może za mało ufa intuicji twórczej, która kiedyś chyba nieźle się sprawdzała. Ja to tak odbieram jako laik, może całkiem głupio.
Oglądałem ostatnio DVD pod tytułem „Tribute to Miles Davis” w wykonaniu znanych gitarzystów. Najbardziej podobał mi się Paco de Lucia w Concerto De Anrajuez. Zajrzałem do Wikipedii i się zdumiałem. Wynika, że Paco de Lucia to flamenco i właściwie koniec na tym. Pod koniec coś o związkach z jazzem. A przecież różnorodność tego, co robi artysta jest wielka. Lubię czasem posłuchać w jego wykonaniu sevillan, które mają związek z flamenco, ale to przecież nie to samo. Piszę o tym tutaj, ponieważ nasunął mi się ten temat na tle wątku o łamaniu zasad. Prawdziwy artysta nie może być związany jakimikolwiek zasadami formalnymi. Ale prawdą jest też, że musi je świetnie znać i łamać w pełni świadomie.
Ciekawe, że łamanie zasad na ogół szokuje krytyków, którzy łamaczy nie znoszą. Nieraz trzeba lat żeby utwory przekraczające zasady zostały zrozumiane i docenione. A przecież krytycy jako osoby wykształcone i
świetnie czujące muzykę powinni poznać, że w określonym przypadku złamanie zasad miało swoje artystyczne uzasadnienie.
Paco jest wszechstronny i wspaniały, a Wikipedia… no, wiadomo. Mój kolega redakcyjny chyba przesadnie ją chwali 😐
Bardzo mi się podoba określenie „przekombinowanie projektowe” 😀
Bobik ma oczywiście poniekąd rację, ale co z tą dziurką w obwarzanku? Jak nie Doda, to – jak mówi vesper – Rubik? 😉
Co do Rubika mam wątpliwości, bo w sklepie z przecinkiem leży w dziale „Poezja śpiewana”, a nie w muzyce poważnej. 🙄
Tak więc ktoś szukający Rubika w dziale muzyki poważnej nie znajdzie go tam, a chcąc kupić jakąś płytę z muzyką poważną nie weźmie jej z działu „poezja śpiewana”.
Pragnę tylko zaznaczyć, ze nie wszyscy tutaj to koneserzy – ja mam korzenie ludowe i nie pogryzam obwarzanka po brzegu tylko zasuwam prosto z michy i chlam z gwinta.
Na hasło „ja tego nie dożyję” – mój dziadek mawiał zawsze (podobnie jak przy śpiewaniu „100 lat”) ” Nie ograniczajmy woli bożej „:-)
Ze środka mamy Osiecką, Młynarskiego, Turnaua, świetny polski jazz (kto wie czy najlepszy na świecie poza USA) i niezłego rocka itd – mamy środek i nie jesteśmy puści w środku. Dobre dania są dostępne ale też niestety kitu wciskanego mamy niemało…
Problem udziału w kulturze ma także charakter najzwyklej społeczny – jak idziemy do teatru, opery, filharmonii to widać, że znaczna część publiczności to osoby starsze które po latach ciężkiej pracy wreszcie mają czas na udział w takich wydarzeniach. Stąd raczej Czajkowski niż Strawiński i raczej Moniuszko niż Berlioz. Kultura nie wisi w społecznej próżni.
Co do Paco – trzeba przełączyć Wiki na angielski lub hiszpański i jest dużo lepiej 🙂
A potem w prasie jest tak – że Gajos dostał medal na Wawelu od Prezydenta to każda gazeta pisze, a że Włodzimierz Nahorny, Tomasz Stańko, Paweł Mykietyn, Teresa Żylis-Gara, – już nie ….
http://www.prezydent.pl/aktualnosci/ordery-i-odznaczenia/art,889,prezydent-odznaczyl-ludzi-kultury.html
Że o moim ulubionym (maszyna do Chodzenia) Wodiczce nie wspomnę 😐
Prawda, 12:29. Ale dlaczego z muzyków tylko oni. W ostatnich latach co najmniej kilku rozsławiło kraj wybitnymi osiągnięciami, ordery dostają bardzo zasłużeni, gdy już są w encyklopediach. Przypomina to trochę nagrodę Nobla, która była pomyślana jako sposób na zapewnienie środków materialnych osobom utalentowanym, a dostają ją w większości osoby w wieku dość podeszłym (są wyjątki na szczęście).
Wodiczko dostał Krzyż Kawalerski. To w mojej ocenie trochę mało. Osoba o takim uznaniu mogła dostać coś więcej albo nic. 68 lat, kiedy dostanie coś więcej? Jak będzie miał 75 pewnie.
Kochani, chętnie bym się włączyła, ale muszę już udać się na próbę. Wrrr… znów dzień z głowy 👿
Chyba dziś spijemy naszego kierownika działu, bo też dostał odznaczenie 😉
Szkoda, Pani Doroto, że nie słyszała Pani Halki jaką w sierpniu zeszłego roku zrobił na Festiwalu w Szlezwiku-Holsztynie, z siłami radia hamburskiego, Łukasz Borowicz (Iwona Sobotka – zaskakująca, niemiecki Janusz, ukraiński Jontek).
Sukces był ogromny, w prasie polskiej odnotowano to wydarzenie… jednym zdjęciem w Ruchu Muzycznym, a ja pierwszy raz od wielu, wielu lat słuchałem tego utworu (bo nagranie z transmisji oczywiście wyciekło na internet) z rozdziawionym pyskiem.
PMK
Hehe, widać jednak koturnowość i wieżośćkościowosłoniową uczestników. Moi studenci (tacy zwykli, z kierunku humanistycznego) na jawne pytanie powiedzieli, że jazz to muzyka bardzo wyrafinowana i elitarna 🙂 . Myślę, że wielu ludzi, przy naszej kulturze i edukacji, po prostu nie ma szansy spotkania się z muzyką nieco zmuszającą do aktywności w głowie.
Muzyką środka może być pewnie muzyka filmowa. Mógłby być i Rubik, gdyby go nie lansowano na geniusza (nie pisał do filmu?). Ale coś ucichło o nim?
Swoją drogą to mamy chyba teraz literaturę środka, muzyki za bardzo nie. Może dlatego, że jest abstrakcyjna. A muzyka najpopularniejsza nie jest abstrakcyjna, zwykle jest z wokalem i jakąś ideologią, choćby na życiorysach opartą. Co i w przypadku Czajkowskiego się sprawdza. A Strawiński to zwykły urzędas był, teczuszka i do roboty codziennie, co tu ciekawego? hehe.
Idzie Taruskin, felietony, żeby środkowo i lekko było. Ciekaw jestem…
Jeszcze o Paco. Rzeczywiście w angielskim jest trochę lepiej. Przy okazji poczytałem troche o Concierto de Aranjuez. Piszą, że sam Joaquín Rodrigo zachwycał się wykonaniem Paco jako najbardziej „brillant”, ale w wersji hiszpańskiej tego nie ma.
Maciesie, uściślam, bo widzę, że się w poście skróciłem 😉 – Zenon pisał o poważce dla ulicy, pod co rocka czy Młynarskiego raczej bym nie podciągnął. 😉
Co do zasuwania z michy i z gwinta, to widzę, że już nas jest dwóch, a może jeszcze ktoś da więcej. 😈 Ale nie zmienia to faktu, że tak w ogóle ten blog raczej nie odbija poziomu przeciętnego wykształcenia i obycia muzycznego w społeczeństwie. 😉
A moje psy z gwinta nie umią… z michy tak. Z gwinta ja je wyręczam (wygębuję?).
Muzyka środka: Preisner. Z Towarnicką lub bez. Z Możdżerem.
Tadeuszu,może „wypyskowuję”? 😀
Ale ja tam z wypyskowywaniem wolę na ludzi nie liczyć. Poza tym to trochę tak jak „zdrowie nasze w gardła wasze”. Stosuję zdrową zasadę: moja micha, mój gwint i co komu do jemu. 😆
Praisner to jest muzyka półśrodka.
Poważka dla ulicy to Sting i Perfect syfonicznie [sic!] (mnie to co prawda otrząsa jak po ciepłym piwie ale są tacy co lubią).
Jak mawiał jeden mój znajomy „Jimi Hendrix i Frank Zappa to jest muzyka poważna, ponieważ oni już nie żyją”.
http://www.youtube.com/watch?v=grmeznspMIc&feature=related
O, to jest przepiękne kryterium poważności. 😆
Może nawet ja jak umrę, to spoważnieję? 😈
Paco z przyjaciolmi nie tylko w flamenco..
http://www.youtube.com/watch?v=9cadbYIzhqQ
syfonicznie, yeah!
Tia, dostałem do posłuchania tego Stinga. Były podstawy do rozwodu w gospodarstwie Gostkostwa, bo Gostkowa Stinga nie bardzo trawi saute, a w lukrowano-bezowym sosie pogoniła mnie pogrzebaczem.
czy Doda to ta sama co Gaga ?
chyba nie, ale nie jestem pewien, nie widzialem ani jednej ani drugiej…
Wracam za 3 dni – ot, komandirowka
No jednak nieeeee….
Doda, mimo wszystko jest raczej rockowa.
Lady Gaga raczej dance-owo dyskotekowa.
Skandalizują obie podpobnie.
Lady Gaga nawet dość zgrabnie zabawia się różnymi stylami. Produkcja płyty nieskazitelna.
Kryterium uliczne niedopracowane. Gdzie jest ta ulica? Czy to arteria, aleja, zaułek z mordownią? Czy fatalnie grana poważna, nadal jest poważna? Oj, z szufladkami zawsze kłopot 🙄
Pani Kierowniczko, trzymam kciuki za kieckę, obcasy i całokształt 😀
Ulica zasadniczo nie pozna, czy „poważna” jest grana fatalnie, czy nie.
Gostku, czasem pozna. Np. słyszałam „Chopin przyjechał” i zapewniam Cię, że to nie tylko nie było poważne, to nie była muzyka.
Mozna sie zastanowic nad kryteriami. Np: czy mozna powiedziec ze muzyka powazna to taka ktorej sie slucha dla niej samej (a nie np. jako podklad do tanca), i ktora moze byc sluchana takze bez slow? Wejdzie w to takze jazz, ale odpadnie wiekszosc tz. lekkiej.
Publiczność filharmoniczna nieraz nie poznaje …
Byłem jednak zniesmaczony że na 85-lecie radia był ten Sting z tymi smyczkami. Wiem że odbiór „szerokiego widza i słuchacza” był raczej pozytywny, że była konieczna wręcz gwiazda itd. Rozumiem też, że żyć artysta z czegoś musi, że wszyscy jazzmani marzyli żeby zagrać ze smyczkami itd ale to jest jakiś kundlizm muzyczny jednak. Brzmi nieautentycznie. Może jeszcze The Clash jeszcze na kwartet fletowy? Z drugiej strony taki Sam Yahel zrobił Dark Side of the Moon na jazzowo to można tego posłuchać – bo zabawne ale to jednak coś innego (jak ktos nie ma czasu na preludiowanie to można słuchać od 28 sekundy) http://www.youtube.com/watch?v=72E9oN9FhJI&feature=related
A co? Dywanikowi bywalcy po ulicach nie chodzą?
Unoszą się nad przyziemnością?
Bez przepychu, proszę wycieczki, bez przepychu! 😀
Przypomina mi to tekst: „My elita”
Niestet.
Muzycy rockowi (zwłaszcza ci po pięćdziesiątce, i to nie wódki), mają jakieś parcie na usymfonicznienie swojej muzyki.
W wersji bardziej strawnej zapraszają do współpracy rozbudowaną sekcję smyczków.
W wersji niestrawnej ktoś robi opracowanie utworów zespołu na orkiestrę symfoniczną.
Muzyka słuchana bez słów?
A opera, a pieśni….?
W ogóle nie myślałam o elitarności, przeciwko której absolutnie nie mam nic, a nawet wprost przeciwnie. Tak mi tylko myśl opłotkowo zbłądziła, czy poważna jest z przypisania do, czy z wykonania też, i to niezależnie od metryki.
Muzyka poważna to ta, którą od razu wyłącza niezwolennik jak ona zaczyna grać, np. w radio. Sprawdzone kryterium!
To nie jest dobra nazwa, poważna. Więcej słyszałem ponuracko-depresyjnej muzyki w muzyce tzw. niepoważnej.
Gostku, ale w operze sa czesci instumentalne wykonywane na koncertach. Muzyka nie jest w niej podkladem do tresci przekazywanej tekstem. Opere czesto sie wystawia w jezyku w ogole niezrozumialym dla sluchacza. To samo np. z kantatami.
Śmiem przypuszczać, że dla pewnej części „targetu” najbanalniejsze szlagiery nie śpiewane w języku polskim też nie są zrozumiałe 😛
A balet, Lisku – czy ta muzyka jest użytkowa, bo została napisana do tańca? Czy dopiero kiedy słucham parafraz fortepianowych z Dziadka do orzechów, słucham muzyki poważnej?
A jak zakwalifikować słuchaną dziś w namaszczeniu Carminę Buranę (nie Orffa)?
Przecież to zwykłe pijackie przyśpiewki są.
http://www.youtube.com/watch?v=Sub47CRMEhU
Miłego słuchania, poważnego lub nie!
Gostku – 1. oczywiscie, sluchajac np Mike Brandta 🙄 tez nie rozumieja slow. Tu chyba trzeba dodac nastepne, dodatkowe kryterium: w muzyce powaznej utwor ma wlasny ‚zywot’ niezalezny od wykonawcy. Opere wysluchamy w bardzo roznych wykonaniach. W m. lekkiej sa ‚covers’ ale to mniejszosc.
2. Co do Carmina Burana, wydaje mi sie ze to co dzis uznajemy za muzyke klasyczna nie koniecznie nia bylo w chwili komponowania.
Natko – co do baletu chodzi mi o to ze ja jako odbiorca, dla ktorego to zostalo skomponowane, nie tancze. Zreszta balet jako taki rzeczywiscie nie jest kategoria czysto muzyczna.
Muzyki religijnej też słuchamy często poza kontekstem liturgicznym. Nie jako polemika, tylko tak w ogóle.
Natko, czesc muzyki liturgicznej chyba tez czesciowo „zmienila klasyfikacje”. Takze niektore ludowe piesni, np. te wykonywane przez Arrpegiate.
Ale to nie polemika, tylko proba wspolnego zastanowienia sie czy da sie okreslic jakies kryteria muzyki powaznej czy nie… 🙂
Muzyka jest jak woda- może być źródlana lub z kałuży.Tako rzekł do taksówkarza ceniony tu pianista Maciej G i poprosił o wyłączenie radia.Relacjonuję z autopsji.
A Chopin w Wiedniu był wstrząśnięty tym „co oni tam za muzykę uważają”.Myślę,że każdy tak na własny użytek wie gdzie stawia granicę,schody zaczynają się,kiedy chcemy wypowiedzieć się obiektywnie.
Łabądku, a czyż tym samym Maciej G. nie wyraził pogardy dla taksówkarza, który chłepce błoto z kałuży?
Mógł poprosić o wyłączenie radia bez obraźliwych komentarzy.
Ja o ‚myelicie’ słyszałam z tak wielu ust, że trudno w to uwierzyć.
Czy każdy osiągający jakąś wiedzę i sukces w swojej dziedzinie jest już ‚myelitą’, która może patrzeć na innych z góry.
Wydaje mi się to tak oczywiste, że się czuję zażenowana pisząc o tym.
To było jakieś koszmarne porno-disco-polo włączone na cały regulator i odpowiedź na stwierdzenie:muzyka się panu nie podoba!Chyba się wkurzył i pomyślał,że skoro taksówkarz narzuca mu swój gust,to on też pójdzie na całość.
Myślę,że takie reakcje usprawiedliwia trochę fakt,że do filharmonii nikt nikogo na siłę nie zaciągnie,a „Majteczki w kropeczki”atakują nas bez pytania i często bez możliwości wyłączenia>
Drogi Lisku, myślę, że się mylisz. Fakt, że się opery gra w językach niezrozumiałych dla słuchaczy (a ostatnio coraz częściej dla śpiewaków, że o reżyserach nie wspomnę…) stanowi absurdalną nowość. Jeszcze nie tak dawno wszędzie grało się opery w przekładzie, a śpiewacy mieli dykcję, żeby ludzie rozumieli. Nie wszyscy, nie zawsze, nie wszędzie, ale to właśnie było uważane za normę (że tekst się rozumie), a stan przeciwny – za nienormalny.
To samo dotyczy kantat. Słuchanie abstrakcyjne Pasji Mateuszowej bez rozumienia tekstu, czy pieśni Schuberta, jest słuchaniem częściowym, kulawym. Na to się nic nie da poradzić, tak po prostu jest – jeśli się z miłości do tych dzieł nie opanowało bodaj trochę ich języka. Bo bez tekstu te dzieła nie mają sensu, to tak, jak oglądać Van Gogha w wersji czarno-białej.
Niestety, w odniesieniu do pewnych gatunków to w ogóle jest nie do odtworzenia. Madrygały pisano na wirtuozowskich śpiewaków (którzy dzisiaj robią co innego, i chwała Bogu, bo nie umieliby i tak tego śpiewać), dla publiczności super-elytarnej, która ich teksty umiała na pamięć. Tego się wskrzesić nie da. Dzisiaj nawet wydarzenia w Mesjaszu trzeba streszczać, bo są słuchacze, którzy nie wiedzą, o czym mowa.
Jakby się kto pytał, to mnie się to nie podoba, równie jak to, że dla panny Derkaczew Balzac i Strawiński są sobie współcześni, a reżyserowi Trojanie kojarzą się z wirusem, ale to tylko taka dygresja.
Opera to jest forma teatralna, a nie muzyczna, to jest, mówiąc w wielkim uproszczeniu, „literatura innymi środkami”. Oczywiście, muzyka jest tu elementem najbardziej skomplikowanym, ale ona nie istnieje sama dla siebie. Żaden kompozytor operowy z prawdziwego zdarzenia nie pisał abstrakcyjnie, bez tekstu, a przynajmniej bez dokładnej znajomości postaci, sytuacji i emocji (czyli afektu), o którym mowa. Wszyscy użerali się z librecistami, żeby mieć coś lepszego.
Kiedy Panu (Pani?) ktoś powie, że wszystkie libretta są bez sensu i w ogóle nie warto się nimi zajmować, to upoważniam do wywalenia jęzora w moim imieniu.
Całusy
PMK
„Pamiętam kiedyś wywiad telewizyjny z panem Lutosławskim na pytanie ” Co sądzi o obecnej muzyce rozrywkowej ” stwierdził : ” że tej muzyki w ogóle nie uważa za MUZYKĘ ”,
Kche, kche, a czy Pan Lutoslawski nie popelnil czasem sam „Nie oczekuje dzis nikogo” spiewanej swgo czasu bodaj przez Rene Rolska czy kogos podobnego? 😈
Łabądku, ja nikogo nie atakuję i rozumiem przecież złożoność tematu, tak tylko smutno mi się zrobiło.
Wiem,to chyba przez ten wczorajszy najbardziej depresyjny dzień w roku.A kolejny temat sam się narzuca:czy zakładamy,że o gustach się nie dyskutuje i likwidujemy całą krytykę artystyczną,czy jednak wyrażamy poglądy?A jeżeli tak,to w którym momencie strona o innych gustach ma prawo potraktować to „osobiście”?
lisek pisze:
2011-01-18 o godz. 18:12
proba wspolnego zastanowienia sie czy da sie okreslic jakies kryteria muzyki powaznej czy nie…
Ależ ja właśnie też o tym – o płynności granic. Weźmy taki przykład: Crucifixus z mszy h-moll. Zasadą konstrukcji jest tu taniec passacaglia – półnuta, pauza półnutowa, półnuta (w smyczkach) – w utworze liturgicznym z TEKSTEM! Mało tego, w centralnym momencie mszy jakim jest ukrzyżowanie!! Więc przenikają się te granice…
Do innej passacaglii bachowskiej znany baletmistrz tańczył…
Panie Piotrze, co doprowadzilo do tego ze opery przestano przekladac? Czy ich tresc stala sie mniej aktualna niz muzyka i spiew, czy tez chodzi o ‚autentycznosc’ wykonania?
Jak zaczniemy wyrzucać wszystko,co ma związek z tańcem,to polonezy Chopka też wylecą.Protestuję!!!!!
http://www.youtube.com/watch?v=SOkFsido37E codziennie się tu czegoś uczę.
Lisku – chodzi o akcenty muzyczne, które powinny się zgadzać z rytmem języka. W innym języku wypadają gdzie indziej…
Labadku, nie jestem pewna czy tu chodzi o gust. Przynajmniej jesli chodzi o mnie, sa rozne utwory ‚nieklasyczne’ – niektore popularne piosenki, niektore rockowe, etniczne itd., ktore bardzo mi sie podobaja. Z tym ze podobaja mi sie zupelnie inaczej niz np. Bach.
Ależ oczywiście!Więc może chodzi o to,że do odbioru tzw. muzyki poważnej trzeba się jednak trochę przygotować,czy wręcz przyzwyczaić.Ładnie kiedyś Holoubek o tym opowiadał.Założył się,poszedł „w zaparte” i tak mu zostało..
Labadku, bardzo duzo Bacha tez by odpadlo w ten sposob, od Partit poczawszy 😀 Ale chyba jest roznica miedzy uzywaniem formy tanca a komponowaniem czegos co rzeczywiscie ma byc tanczone. Tak jak w mszy o ktorej pisze Natka.
Ale z tymi przekładami też dochodziło do absurdów. Np. Musorgski po niemiecku był wykonywany. Ja uważam, że teraz jest dobrze, jak śpiewa się po włosku np. i widzę przekład tekstu nad sceną na ekranie. Ale język to tylko jedna strona semantyki przedstawienia. Czy aby na pewno w tym Musorgskim, że zostanę przy tym przykładzie, realia są zrozumiałe dla odbiorcy kompletnie nie znającego kultury rosyjskiej? Kiedyś mnie ubawiły obrazki samowara i opis tej maszyny w przekładzie angielskim Dostojewskiego, ale później się popukałem po głowie, przecież to może być cos zupełnie zagadkowego dla anglojezycznego.
Panie Piotrze , dobry wieczór.Czy może Pan łaskawie skrobnąć jak ten Giulio Cesare poszedł? W internecie ino jakieś strzępy..:(
Uściski po żywiołowej transmisji z MM i SV! Nawet mój pies zakręcił się za ogonem, hej!
Łoooo!
Się ciekawie zrobiłooooo 😉
Muzykę poważną robią ci, co traktują to poważnie…
🙂
Taki Rubik na ten przykład 😉
A w ogóle to porozmawiajmy super poważnie:
Wszytkie terminy ukute na okoliczność określenia rodzaju muzyki są jak najbardziej przydatne, ino niepotrzebne.
Bo muzyki są dwie: dobra i nie. Koniec.
Jak ktoś na piedestał stawia wyłącznie jeden gatunek, to zwyczajny rasista jest, nie meloman. Od bardzo wielu wychwalanych i popularnych oper, symfonii i innych oratoriów nie są w niczym gorsze liczne twory muzyków z kręgu tzw. muzyki rozrywkowej.
Bo to nie matematyka, to jest cud boski, emocje i talent. Słuchanie jest uzależnione od rozwoju słuchacza, to fakt, ale nawet szczyt prymitywizmu w muzyce, który osiągnął pierwszy John Cage a po nim przyszła fala discopolo – nad wyraz oszczędna tonalnie i harmonicznie – ten szczyt stworzył całe pokolenie dzisiejszych prominentów naszego życia kulturalnego, nie tylko muzycznego. To wieka rzecz!
Ale jazda! Luksusowy Pociąg z pełnym fantazji, wrażliwości i rozmachu Motorniczym MM. Wiuuu. Aż się nie chciało wysiadać. Bombowy koncert!!! 😀
http://www.polityka.pl/paszportypolityki/laureaci2010
No dobrze,czepiłam się tańca,to kontynuuję:a Gawot z „Romea i Julii”to wart mszy,czy już nie,bo do tańca napisany?
A biedna PK wróci z balangi i bez nóg,a tu jeszcze czytania do rana…
Gdyby porównać ww. Renę Rolską do ww. Dody, pewnie jednak byłoby na plus tej pierwszej… pod względem przygotowania muzycznego, wykształcenia etc.
Ciekawe, że liskowi „niektóre rockowe piosenki” podobają się „zupełnie inaczej” niż Bach.
Ja się tak samo wzruszam słuchając Adagio z BWV 1001 czy Wish You Were Here.
Dreszcz dopaminowy dopada mnie tak samo.
Ooooo zeen wpadł.
Od razu się z nim nie zgodzę. Nie ma muzyki „dobrej” i „złej”.
Widzę, że mojemu dziecku Rihanna autentycznie się podoba, choć mi od słuchania tego szkliwo na zębach pęka.
Nigdy nie odbiorę nikomu przyjemności wynikającej z tego, że jakaś muzyka mu się podoba. Ja o niej sobie myślę co chcę, ale ktoś to lubi.
Tadeuszu, a propos Musorgskiego i samowara: w ramach studenckiego dorabiania opiekowalam sie kiedys zespolem opery ktora przyjechala wystawiac Borisa Godunowa. Po tygodniowym festiwalu odprowadzilam na lotnisko jednego z dwoch basow, rodem z Syberii, i uczestniczylam przy jego odprawie celnej. Gdy otworzyl walizke, zobaczylam w niej pare koszul oraz samowar 🙂
Jej, zeen 😀 jak miło Cię widzieć 😀
He,he…picie wrzątku obniża głos /ponoć/.Może on bez tego byłby barytonem?
Gostku, jak pobadaja jeszcze troche, to okaze sie ze oprocz dreszczu dopaminowego, takiego samego dla wszystkich przyjemnosci muzycznych (a moze nie tylko?), rozne rodzaje muzyki napewno uruchamiaja w roznej mierze osrodki zwiazane z polifonia, rytmem, asocjacjami emocjonalnymi itd 🙂 .
Zreszta Bach jest dla mnie oddzielna kategoria takze wewnatrz muzyki tz klasycznej, i to chyba od pierwszej podstawowej.
Z Rihanna jest jednak problem tekstow. „I like the way you lie ” ?! 👿
Podpisuję się pod powyższym.
Tzn.pod Liskiem
Myślę Gostku, że osłabiłeś swoją niezgodę wcześniejszym postem 🙂
Bo co ja tak naprawdę napisałem?
😆
Rihanna wielką jest, ot co…
Hi, hi 🙂
Od dzisiaj są już w sprzedaży bilety na Misteria Paschalia (a niektórych już nie ma). Filip B. urządził przy okazji misteria finansowe. Cudny ten nasz MM.
A Bayer Full,czy cóś takiego podbija Chiny i walczy tam z Chopkiem na dopamine..
Ja też się podpisuję pod Liskiem. Muzyka poważna, muzyka bachowska…
60jerzy, bilety kupione, z pominięciem niektórych 😉 Serdeczności!
Ja nie mowie ze cos jest lepsze czy gorsze. Tylko ze jest inne.
Czyli Bach równa się „Majteczki” i jest tylko inny,czy nie?
Chyba stoimy pod ścianą.Przypominam,że za pół godziny partycypacja.
Wyniki już znamy 🙂
A, i jeszcze na stronie Polityki się pokazuje, że można partycypować również online.
No tak,ale obcasy,obcasy…..
Tak jesssst!
Tak jessst obatelu sierżancie się mówiło.
Nie zapominajmy o kiecce 😉
Choć wszytkie lubiom, jak u Bacha fajny biust, to:
Jesteś szalona więc daj mi tę noc
Bowiem na dach już wyniosłem koc
Z gryfu niech zostanie wiór
Tera chór:
Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka
W Polskę idziemy i to będzie duża draka
Ja to mam szczęście,
że w tym momencie
żyć mi przyszło, w kraju nad Wisłą…
Ja, to mam szczęście…
To tylko tango
Ta ostatnia niedziela go słucha
A ja nie mam go,
Co go już wyzionąłem – ducha
Jeszcze się tam żagiel bieli
Gdzie świat jest dziwny
A mimo to Janek Wiśniewski się weseli
Choć on natchniony i młody był
I pieśnią im dodawał sił
To kto do diabła on był?!
Dmuchawce, latawce, wiatr
Autor na łeb spadł aż z Tatr…
Siłą rzeczy ciągu dalszego niet.
Labadku, zostawmy na chwile teksty. Bez specyficznych przykladow, sa piosenki z glupim tekstem ktore moga miec niezly akompaniament. Ludowe piesni bulgarskie moga miec polifonie nie mniej skomplikowana od XIV-wiecznej francuskiej. Muzyka arabska (I wiele innych) moze miec o wiele bardziej skomplikowany rytm niz wiekszosc muzyki zachodniej bez wzgledu na podzial klasyczna/lekka. Wydaje mi sie, choc nie jestem pewna, ze mozna znalesc jakies obiektywne kryteria zlozonosci muzyki (znow, bez wzgledu na styl). Z drugiej strony czasem bardzo proste melodie sa wrecz przepiekne. Ale dlaczego jedna tak a druga nie, nie wiem. Zeen napisal ze jest po prostu muzyka dobra i zla, wiec moze wie tez czym sie one roznia.
A jasne, że wiem!
Ta dobra się podoba, ta druga nie…
Myślę, że to granie wyłącznie w oryginale miało kilka różnych przyczyn jednocześnie. Po pierwsze : zawsze było tak, spróbujmy inaczej. I wahadło poleciało w przeciwną skrajność, gdzie, jak pisałem, wykonawcy i publiczność nie rozumieją, co się śpiewa, a reżyserzy (którzy nie tylko nut nie czytają, ale nawet nie rozumieją tekstu) mają z tego alibi, żeby robić bez sensu.
Na szczęście w Londynie ocalała druga opera, gdzie się gra po angielsku i bardzo dobrze. Bo powinno być fifty-fifty, skoro żadne rozwiązanie nie jest idealne (ani dubbing, ani napisy, ani lektor…).
Po drugie : ma być „autentycznie” i „w oryginale”. W rezultacie nie jest ani tak, ani tak. Wszyscy, z nielicznymi wyjątkami, bełkocą w jednym niezrozumiałym języku.
Po trzecie : globalizacja, zanik ansamblów operowych, zanik szkół narodowych (ostatnia ocalała, wiadomo dlaczego, w Rosji – ja sobie wyobrażam, jak oni tego Berlioza po francusku… tak samo pewnie, jak Francuzi i Włosi po rosyjsku). Kogiel-mogiel.
Ale ponieważ rzeczy mają to do siebie, że się zmieniają, to się też kiedyś odwróci!
PMK
A jak dzis sie podoba, a jutro znudzi? 🙂
(o podobaniu to do zeena..)
Nudności dnia drugiego?
O tym nie było…
Zgadzam się w kwestii komplikacji,czarna Afryka dopiero ma rytmy!Nikt nie przeczy. I to jest piękne.Ale disco polo kładzie wszystkie warstwy,w dodatku świadomie.Nie jest tajemnicą,że często robią to po cichu profesjonaliści.Nie chodzi o to,że za kasę,bo Bach też za kasę,jak wszyscy zawodowcy.Ale o to,że z góry zakładają ogłupianie „targetu”.
Kiedyś, panie, to szło się po paszport na komendę, a tera?
Do Polityki…
Ale też nie wszystkim dają…
To całkiem jak na komendzie, nie 😉
Kota nie ma, myszy harcują. PK nam da, jak wróci.
To nic – zwalimy na Zenona. To on zaczął 🙂
Panie Zenku,Pan się nie boi….
To co?
To ony teraz wszyskie wyjadom za granicę…
Samotność, coż po ludziach…
Właśnie tłumaczą,że już nie o to chodzi.
Ale z jakiego tłumaczą!
Nie z naszego!!!!!!!!!!!
Ja tam przeciwko ludziom nic nie mam, jak tylko o moją michę dbają…
Jak tłumaczą, że nie o to chodzi, to znaczy, że nareszcie ktoś wie, o co chodzi. Czy to nie jest pocieszające? 🙂
Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że o michę…
A gdyby libretta do oper były po prostu solmizacyjnym odczytaniem partytury? Powiedzmy z wokalizami, dla urozmaicenia? Tyle problemów by zniknęło, od pomysłu na fabułę, przez kłopoty z dykcją u śpiewaków, po granice swobody reżyserskiej 🙄
O!
Muzyczka towarzysząca wręczaniu nagrody kierowniczej była wypisz-wymaluj prosto z siedziby Mordechaja 🙂
Kamery widziały!
Kierowniczka stanęła na wysokooooości zadania!
A teraz wreszcie na swój normalny poziom…
😆
Buty zdjęte.
No i żeby nie zostawiła ich w garderobie na amen!
Ochroniarz Pani Kierowniczki też był prima sort…
No to powiedzcie wreszcie, ile centymetrów miały te obcasy. 😆
Ze dwie oktawy
Dwie oktawy maestro Louboutina.
Nie siorbię
nie bekam
bąków nie puszczam (chyba, że nie słyszą i nie czują)
kłaniam się
dziękuję
rybę widelcyma
drób czasem palcyma
doceniam
uznaję
kłaniam się
witam
żegnam
w mordę leję wyjątkowo
to co? nie zasługuję na paszporta w dziedzinie kóltóry?!
Pani Kierowniczko kochana! A czegoś Pani tak „śpiewała”? To podniesienie wysokości tonu przed każdym przecinkiem, kropką i innym wielokropkiem, to jednak duuużo poniżej klasy tej scenicznej aparycji (a patrzyło się na Panią Kierowniczkę z przyjemnością, proszę Pani).
Pewnie trema, co?
Ooo, na dwóch oktawach od Louboutina to ja bym mógł za doga arlekina robić. 😆
No, występy się odbyły.
Kierownictwo pięknie zaprezentowało się w wersji wieczorowej.
Do Bobika
Tu można obejrzeć teoretycznie występki, ale mnie się nie udało, więc może Ty będziesz miał więcej szczęścia:
http://www.tvp.pl/kultura/wydarzenia/paszporty-polityki/wideo/gala-paszporty-polityki-2010/3802903
Ciekawe były te nomicja w kategorii muzyki pop, to taka uwaga w związku z dzisiejszymi wpisami na dywaniku.
Jeszcze raz. Są podzielone na osobne filmiki.
http://www.tvp.pl/kultura/wydarzenia/paszporty-polityki
Zaraz obcasy, to były zaledwie słupki 🙄
Dzięki, mt7, ale mnie się też nie uda, bo tam opłaty technicznej żądają. 🙁 Wprawdzie 12 złociszów za Kierownictwo to bym dał, ale nie wiem, ile bank by mi za tę międzynarodową operację policzył, więc wolę nie ryzykować. 😉
Gadu gadu a tu odkryłem cusia!
Jak kto lubi na uszach muzyczkę to polecam Cowon.
Całkiem przypadkiem odkryłem, chodziłem, szukałem czegoś na uszy.
Nie powiem, czytałem różne takie, ale budżet do tysiąca ograniczał, no to w końcu się skusiłem i kupiłem po czytaniu recenzji w necie.
Cowon E2 – maleństwo a napędza referencyjne słuchawki jak szalony.
Jeszcze do nabycia tam i ówdzie, bo już chyba lekko passe.
Niesamowity!
Tak wyrównanego brzmienia nie słyszałem dawno (z wyjątkiem sprzętu otwartego), wszystko na miejscu i to za marne ca 250 Pln-ów!
Nie znam się na wielu sprzętach, ale żadne Sony ani inne nie mają nawet połowy Cowona!
Melomani-manniacy!
Tylko Cowon – za małe pieniądze a sprzęt gra, że proszę siadać!
Kupiłem pół roku temu, dopiero teraz słucham – tak się złożyło…
No, a zdjecia? Nikt nie robil zdjec?
Normalnie to Kierownictwo robi zdjęcia, ale tym razem miało inne zadania. 😉
W sprawie dyskusji o gustach, jak zresztą w każdej dyskusji, ważna jest forma. Nie wykluczająca i nie poniżająca osób o innych przekonaniach, gustach, smakach.
Nie wiem, czy teraz tak się porobiło, czy zawsze tak było, że ludzie zamykają się dobrowolnie w gettach własnych przekonań razem z myślącymi podobnie i uważają, że znajdują się w jedynie słusznym miejscu. A gdzie różnorodność i bogactwo świata?
POczekaj, Bobiku, zaraz ściągnę.
Zeenie, kiedyś już tu była dysputa o odtwarzaczach. Pociągnęłam Dywanostwo za języki w tej sprawie i w efekcie również nabyłam Cowona E2 🙂 Fajny, tylko rozmieszczenie przycisków można by było lepiej przemyśleć, bo można całkiem niechcący uruchomić, przekładając z miejsca na miejsce, a potem się dziwić, dlaczego bateria tak krótko działa.
http://www.cowon.pl/22,features,produkty.php
sorry za prywatę…
Wystarczy słuchawki wyciągnąć i juszszsz…
On jak wisiorek – nie masz za co pociągnąć i już nie używa bakterii… 🙂
Wiem, wiem, tylko czasem zapominam. Choć jednak coraz częściej pamiętam. Przykra niespodzianka edukuje najbardziej opornych.
Jejusiu… żeście nagadali 😯
Bobiczku, jaka opłata techniczna? Na stronie „Polityki”? 😯
To PK juszsz po balu?
O, Kierowniczka już wróciła. Nogi całe, Kierowniczko? W każdym razie warto było wskoczyć w kieckę i na szczudły, bo ślicznie się Kierowniczka prezentowała 🙂
Juszszsz. I dokładnie tak, jak napisałaś, łabądku: bez nóg i jeszcze przez pół nocy czytać 😆
Ależ doprawdy spasibo za komplimient. Tyle że obejrzałam sobie właśnie siebie na stronie i stwierdziłam, że Jaruta ma rację – a czemu tak było? A bo była wielka improwizacja – w ostatniej chwili coś sobie koncepcyjnie przestawiałam 😉
Tak to jest, jak się zmienia raz ustalone palcowanie…
Oj tak, my pianiści coś o tym wiemy 😆
Czyli z głowy a nie tylko z kwitów.A to się przebija bez szklo.
Mysle, ze krytyka wystepu byla… malo elegancka, oglednie mowiac. 👿
Nic na to nie poradze. Zabolalo mnie. 👿
Jaka krytyka występu, Mordko? 😯
Tu jest zdjątko Kierownictwa:
http://www.tvp.pl/kultura/wydarzenia/paszporty-polityki/galerie/paszporty-polityki-2010-rozdane/3818465/wioletta-chodowicz-nagrodzona-w-kategorii-muzyka-powazna-fot-jan-bogacztvp/3818503
Przechwycić nagrania nie mogę, bo w Silver-bilber jest nadawane. 🙁
Y, no można odtworzyć przecież na Media Playerze.
No, co poradzę – takie cóś mnię się pokazywało, że opłatę techniczną należy wnieść, iżby Kierownictwo podziwiać. 🙄
Ale i tak się nie skarżę, bo przynajmniej w Londynie się napodziwiałem. 😀
Jejku, to coś bardzo dziwnego 😯
Na obolałość kocią, choć niesłuszną, bo wydumaną, ślę dobranockę gościa, którego Kierownictwo już doceniło kiedyć za Spider Fingers…
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=eA7idF1RGls&feature=fvst
Może zbierają na ten 1%?
No, zdjątko to jest inna rozmowa. Obcasów wprawdzie nie pokazuje, ale całą pozostałą elegancję ze szczegółami. 🙂
Te obcasy to rzeczywiście takie wysokie nie były. Koleżanki obie miały dwa razy wyższe 😉
A za te fingersy od zeena tuba nawet opłaty nie chce, tylko nie pokazuje i już. 👿
A z tych dowcipów o Korei to afery nie będzie?One dość drażliwe są.No i wojna tam na włosku,nie wiem,czy laureat się odważy.
A ja żałuję Łukasza Kuropaczewskiego. Dwójka dała kiedyś posłuchać jego nagrań suit Bacha i muszę powiedzieć, że mnie wbiło w podłogę.
Nie pokazuje a chociaz słuchuje?
Szkoda, bo przyjemne 🙂
A Łukasz K. jest super!
Lubię to:
http://www.youtube.com/watch?v=A_-0azp5uCI
Tu parę przechwyconych z ekranu zdjątek, izwinite pażałsta:
http://picasaweb.google.com/maria.tajchman/KierownictwoDlaTychCoImBlokadeZaOzyliWTV#slideshow/5563683184206377938
http://www.youtube.com/watch?v=rvpL2kAw7Dc&feature=related
Tu wersja dla zaawansowanych, którzy wiedzom, co jest grane…
Tak to jest w tym otwartym świecie bez paszportów, że „w twoim kraju ta produkcja jest chroniona prawem autorskim”, więc albo płać, albo i tak nie zobaczysz i nie zapłacisz.
Ooooo! Dzieki! Piekne zdjecie Kierownictwa.
A kim jest kobieta kroczaca za HGW? Bardzo podobna do Vanessy Redgrave.
Ciołkostwo angoli jest nie do wytrzymania, przecie napisali, że to prezydentówna miasta stołków…
A Prezydent zażądał dla siebie paszportu… byłam zniesmaczona 🙁
To w ramach chorobowego chyba.Ale przynajmniej nie strzelał i nie zabezpieczał kobiet.
Ani nie ustawiał armat w krzakach, jak to kiedyś zrobił na tej samej scenie… 😉
Czyli rozwija się chłopak.Jak rozmaryn…
Ano rozwija się. Ja natomiast zamierzam się zwinąć. W kłębek. Dobranoc 🙂
I nogi na poduszkę.Dobranoc!
http://www.youtube.com/watch?v=wxbvhpqvspw
Od 4: 48
Niech naciągnie.
Nie zdarzyło się do dziś, by ktokolwiek, gdziekolwiek zagrał bluesa lepiej…
I nie zdarzyło sie od tej pory, by ktoś miał na to lepszy pomysł.
I raczej się już nie zdarzy.
Więc obejrzyjta, posłuchajta, bo to jedna z ostatnich okazji.
Pobutka.
—
Kod jak skrzyżowanie CPPP z BCC…
Piotr Kamiński pisze:
2011-01-18 o godz. 20:00
Słuchanie abstrakcyjne Pasji Mateuszowej bez rozumienia tekstu, czy pieśni Schuberta, jest słuchaniem częściowym, kulawym. Na to się nic nie da poradzić, tak po prostu jest – jeśli się z miłości do tych dzieł nie opanowało bodaj trochę ich języka.
He he, to ja doszedłem ongiś do konstatacji odwrotnej. Dzięki temu, że nie rozumiem, co tam delikwenci śpiewają, mogę słuchać komfortowo – bo te teksty bywają częstokroć tak genialne, że żółć nagła by mnie przy nich zalała. Może w muzyce klasycznej (wyłączając opery) jest ciut lepiej niż w popularnej, jednak mimo wszystko. Oczywiście co innego mieć ogólne pojęcie, o czym tam akurat śpiewają – to owszem i to mi w zupełności wystarczy. Nieraz aż nadto…
Ale… mimo wszystko ma dla mnie znaczenie artykulacja, akcent języka, to, żebym w zdaniu mógł wychwycić słowa, a nie żeby była to bęłkotliwa papka, jaką bardzo często serwują śpiewacy. W bachowskich nagraniach Suzukiego najbardziej boli mnie taki bezosobowy, bezpłciowy akcent, którym z reguły operują wokaliści Z Azji. Zresztą i Anglicy nie bywają tu dużo lepsi. A ja chce tu twardej, szorstkiej niemczyzny. Bo ten akcent to dla mnie część muzyki, podczas gdy treść, którą niosą słowa, już niekoniecznie.
Dzień dobry,
akurat w przypadku Bacha też się zgadzam z Hoko. Bo teksty jego kantat i pasji to niejednokrotnie straszny kicz religijny. Fakt jednak, że słowa tekstu mają odbicie w samej muzyce; Schweitzer to dość dokładnie wyłożył w swojej książce – pamiętam, jak to pierwszy raz czytałam we wczesnej młodości i zdumiewałam się, że ten Bach aż takim ilustratorem był 🙄
Próbowałam odsłuchać linkę od zeena i niestety, o tej porze po nocy na balandze nie idzie 😉 Choć gościu świetny, przyznaję. Pobutka z kolejką w tle w tej chwili bardziej mi odpowiada, choć z lekka mnie wkurzyło tempo, bo ja sama grałam to preludium o parę włosków szybciej 😉
To ja zmienię temat:
http://www.youtube.com/watch?v=Am3NVGP9rkQ&feature=player_embedded
Zgadzam się z Hoko we wszystkich punktach. Jedyni autorzy, którzy nie szaleją nadinterpretacyjnie wokół Czarodziejskiego fletu, to autorzy niemieccy, których zęby bolą od grafomanii libretta. Nawet Jacobs, który zna niemiecki, popuszcza wodze fantazji – wiedziony besserwisserską przekorą.
Nie wszystkie teksty są tak złe literacko, teksty Picandra i innych u Bacha bywają takie i owakie, ale napewno wystarczy mniej więcej rozumieć o co chodzi. Coś jednak rozumieć trzeba, bo Bach nie pisał tu muzyki abstrakcyjnej, to nie Clavierübung, tylko kazalnica.
I dlatego bezwzględnie śpiewać to muszą „native speakers” (albo biegli w mowie : Callas nie była Włoszką, ale śpiewała w tym języku lepiej, niż wielu Włochów), to i wszystko inne. Ja też nie jestem w stanie słuchać tego odniemczonego Bacha, zarówno w stylu jak w języku, to jak jogurt odchudzający z czystej kredy, albo przyprawiony sztucznym miodem z miętą, jak u Anglików, nawet tych najlepszych, jak niezapomniany Rolfe-Johnson. To samo dotyczy oczywiście pieśni Schuberta. Nomina sunt odiosa, ale dosyć posłuchać starego, wyleniałego Patzaka, czy jego ucznia Haefligera po sześćdziesiątce, czy dzisiaj niemłodego już przecie Prégardiena.
I w jeszcze jednym zgadzam się z Hoko w całej rozciągłości: perfekcyjna, wyrazista dykcja jest walorem niezależnym od prostego rozumienia i interpretacji tekstu, walorem muzycznym. Z dwojga złego wolę, żeby wymawiali niezbyt poprawnie, ale wyraźnie i mocno, co dotyczy szczególnie chórów. Nuta ma się zaczynać od mocno wypowiedzianej spółgłoski, niczym „cios” smyczka w strunę. Wtedy Słuchacz, nawet nie rozumiejący słów, czuje energię, zaangażowanie, kontur frazy, może nie wie dokładnie o co chodzi, ale wie – że o coś napewno.
PMK
Stary Maru przez te dwa lata zrobił się jeszcze bardziej opasły i nieruchawy 😆
Poczekajcie tylko, niech ja Pręgowaną Julkę zacznę wrzucać do jutuba… 😈
To przecież oni sami wymyślają takie zabawy, a potem nas uczą, jak się w to gra…