Tydzień urodzin

Jeszcze w ostatnią godzinę 1 marca piszę o kończących się właśnie urodzinach Chopina, bo jak to być może, żeby tu o tym nie było? Ale teraz dla odmiany nie o muzyce, tylko o samych urodzinach.

Otóż Chopin jest chyba jedynym kompozytorem, którego urodziny obchodzi się od kilku lat przez tydzień! Wszystko przez pewien zastarzały spór. Kiedy 23 kwietnia 1810 roku chrzczono malutkiego Frycka w kościele w Brochowie niedaleko Sochaczewa (i Żelazowej Woli oczywiście), tym samym, gdzie jego rodzice brali ślub, przez jakieś nieporozumienie wpisano: 22 lutego. Tymczasem on sam przyznawał się do daty 1 marca, matka mu składała życzenia urodzinowe również tego właśnie dnia, a ona chyba wiedziała, kiedy go urodziła. Ale data 22 lutego pokutuje od lat i Towarzystwo im. Fryderyka Chopina, które do 2005 r. rządziło spuścizną po kompozytorze, forowało tę wersję. Kiedy rządy przejął Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, muzykolodzy w nim działający zadecydowali, że trzeba trzymać się daty, którą sam Fryderyk uznawał. W światowych encyklopediach muzycznych zresztą już od dawna data poprawiona jest na 1 marca, ale TiFC wciąż się przy poprzedniej dacie upiera. Jedni więc obchodzą jego urodziny jednego dnia, inni – drugiego, a że między nimi jest tydzień, można go pięknie rozmnożonymi obchodami zapełnić. Tak właśnie pewnie będzie w Roku Chopinowskim 2010.

Ja dziś chciałam Was zaprosić do tegoż właśnie Brochowa. Kościół św. Rocha, o którym tu mowa, jest jednym z nielicznych w Polsce kościołów warownych. Bywał już jednak kilkakrotnie zniszczony przez rozmaite okoliczności przyrody i historii (tu gdzieś była bitwa nad Bzurą, której rekonstrukcje w sąsiedztwie się odbywają). Najdotkliwiej – w 1914 r. Wygląda więc dziś zupełnie inaczej niż za czasów Chopina, dotyczy to przede wszystkim wnętrza: śladu nie ma ani po bogatych polichromiach, ani po wyposażeniu, wszystko jest odmalowane na biało i współczesne. Ministerstwo kultury jednak zadecydowało, że stan z czasów Chopina zostanie przywrócony.

Ale sąsiedztwo kościoła jest również ciekawe. Był tam całkowicie zniszczony dwór, na którym w końcu lat osiemdziesiątych położyło rękę TiFC. Za pieniądze przeznaczone na renowację zabytków chcieli nie tylko odnowić dwór, ale wybudować obok duży obiekt przeznaczony na kursy chopinowskie. Obiekt zatrzymał się na poziomie parteru. Długo by opowiadać tę historię, dość powiedzieć, że efektem afery jest teren z malowniczymi ruinami, którego towarzystwo po długim procesie się pozbyło (za umorzenie gigantycznych długów) i oddało Skarbowi Państwa. Więcej o tym (i o innych miejscach związanych z Chopinem) w najbliższym numerze „Polityki”. A wcześniej było tu i tu.

A teraz jeszcze trochę moich zdjęć z tego uroczego zakątka. Miejmy nadzieję, że za dwa lata już będzie tu trochę inaczej.