Chip Chip

Tak właśnie brzmiało jedno z czułych nazwań, jakie George Sand stosowała wobec Chopina. Czyż nie okazało się ono prorocze? Właśnie rozstrzygnięty został konkurs na projekt ekspozycji Muzeum Fryderyka Chopina, która powstanie w Zamku Ostrogskich po gruntownym remoncie. Wczoraj wieczorem dowiedzieliśmy się że wygrał zespół architektów Migliore&Servetto z Mediolanu, który zaprojektował, że podstawowym urządzeniem, jakie posłuży każdemu zwiedzającemu, będzie chip.

Zwycięski projekt

Przy kupowaniu biletów każdy dostanie taki chip, jaki będzie pasował do jego profilu – inny dostanie dziecko, inny uczeń szkoły muzycznej, inny – początkujący meloman, który o Chopinie wie bardzo niewiele. Z tym chipem będzie wędrował po ekspozycji, zbliżał rękę do eksponatu czy tablicy (zasadą będzie: dotykać eksponatów!) i zależnie od tego różne rzeczy będą mu się ukazywać na ekranach, będą się przybliżać metodą zoomu. Będzie pokój multimedialny, skąd będzie można połączyć się z miejscami, w których żył Chopin. Bedzie specjalna przestrzeń dla dzieci, gdzie będą mogły pohasać nie tylko dla samego hasania, ale i edukacyjnie. Będzie tak nowocześnie i interaktywnie, jak w żadnym innym muzeum w Polsce.

Z jednej strony bardzo cieszę się, że taki właśnie projekt wygrał, bo dzięki temu muzeum wielu przyciągnie może nawet z powodu czystej miłości do gadżeciarstwa, niekoniecznie do Chopina – a potem taki ktoś będzie mógł się wciągnąć i naprawdę Chopina polubi. Bardzo mnie też cieszy, że wezmą się na to właśnie Włosi, nie bez powodu nazywani mistrzami designu. Na pewno będzie estetycznie, mam nadzieję, że też precyzyjnie pod wzgledem merytorycznym – projekt ma być oczywiście realizowany w ścisłej współpracy z zespołem zajmującym się właśnie merytoryczną stroną ekspozycji.

Z drugiej strony zastanawiam się, czy gadżeciarstwo nie przysłoni eksponatów, które przecież w posiadaniu tego muzeum się znajdują. Czy je w ogóle dostrzeżemy wśród tych migających ekranów? Taki problem dostrzegam w wielu muzeach na Zachodzie, choć nie przeczę, że wymiar edukacyjny takiego typu wystaw jest bez porównania większy niż czyste wyłożenie eksponatów w gablotach. Może jestem starej daty, ale lubię patrzeć na przedmiot jako na przedmiot, a nie na coś, wokół czego ma mi migać… Ale nie ma co się nastawiać z góry. Zobaczymy, co z tego da się zrealizować do 2010 roku. A to już zaraz!