Pasja bez chronologii
No i mam pewien kłopot z tym utworem, na który tak na Wratislavii czekano: Pasją Pawła Mykietyna. Jak go określić, jak go podsumować? Nie da się, zwłaszcza że jest w nim materii pomieszanie. Jedno jest pewne: takiego utworu nikt wcześniej nie napisał, a to już niemało.
Mykietyn zastosował metodę retrospekcji i mieszania wątków, puszczania kilku równolegle – jak w filmie albo jak w spektaklach Warlikowskiego, do których muzykę pisuje. Tak się rzeczywiście dotąd pasji nie pisało, żeby zacząć od „wypełniło się”, a potem cofnąć taśmę i puszczać akcję w różnych momentach czasu…
Ta Pasja jeszcze jednym się różni od innych: że przez długi czas jest zupełnie niepatetyczna. Jest kameralna, cicha, orkiestra niezbyt wielka, chór – 12 osób plus czterech chłopców, jedna solistka śpiewająca „poważnie” (rewelacyjna Urszula Kryger), druga rockowo (Katarzyna Moś) i recytator (koszmarnie sztuczny Maciej Stuhr). Są w niej długie fragmenty statyczne, obrazujące jakieś gigantyczne znużenie, mękę (to swoją drogą ciekawa koncepcja: męka jako nuda), jakby przesypywania się ziaren w klepsydrze, a może raczej piasku pustynnego, rozgrzanego do białości tropikalnym upałem (to skojarzenie pogłębione jest jeszcze przez zastosowanie w przerwach między częściami odgłosów cykad odtwarzanych z taśmy). W pewnym momencie jednak patos się pojawia za sprawą.. zespołu rockowego, nagłego krzyku decybeli, na dodatek wnoszącego jakąś straszną trywialność. To też z Warlikowskiego.
Instrumentalny początek utworu przypomina trochę rozstrojonego Nymana z filmów Greenawaya, a trochę właśnie muzykę teatralną samego Mykietyna. Są tam pseudocytaty w postmodernistycznym stylu, ale na instrumentach przestrojonych każdy po swojemu, co daje wrażenie nieustannego fałszowania i kojarzy się z czymś bolesnym. Pewne pomysły, np. z odwróceniem płci przypominają dawniejsze – z Sonetów Szekspira czy z teatru Warlikowskiego: Jezus to kobieta śpiewająca mezzosopranem w sposób celowo beznamiętny, nawet gdy bardzo obrazowo jęczy: ach, ach, ach, w rytm biczowania najpierw przez smyczki, potem przez tutti (równolegle chórek w harmoniach à la Arvo Pärt wyśpiewujący genealogię Chrystusa, i jeszcze Stuhr gadający tekstem Piłata po polsku; całość wykonywana jest po hebrajsku).
Utwór zapowiadany był jako arcydzieło, co nigdy nie robi dobrze obiektywnej ocenie. Ważne, że zaskoczył. Dostał standing ovation – wszyscy wstali, choc skądinąd wiem, że nie wszyscy byli totalnie zachwyceni. Ja jeszcze muszę go przetrawić, to z pewnością nie była dla mnie miłość od pierwszego wejrzenia – choć i z utworami Mykietyna mi się taka zdarzała, np. właśnie z wymienionymi Sonetami Szekspira.
Komentarze
standing ovation – wszyscy wstali… 🙂
Niechby spróbowali nie wstać… szczególnie do standing ovation … 🙂
Presja otoczenia bywa silna. A i Pani Kierowniczka pewnie wstała…
Ale konwencję złamał tylko Mykietyn 😉
(W)stał zanim jeszcze skończył się utwór…?
Mykietyn złamał konwencję Pasji….
A czy siedział, czy wstał – czy był obecny – nie wiem. Ale za złamanie tej konwenji niejeden pewnie by go posadził….
zeen:
Wiesz, wczorajszego koncertu nie słyszałem, ale standing ovation to nie jest kwestia zachwytu arcydziełem; czy głębokim przeżyciem. To złożenie wielu czynników. Od presji otoczenia, poprzez ‚nazwisko’ wykonawcy, czy kompozytora, po twardość ławek… (Ten koncert odbył się w budynku Filharmonii więc to nie ławki chyba były decydujące…)
PAK,
Dobrze, że pomagasz mi zrozumieć zjawisko, zawsze z nim miałem pewne problemy, nawet do ostentacyjnego siedzenia wśród stojących…
Ja po zetknięciu z czymś, co mnie czy to mocno bierze, czy to mocno zastanawia (na plus), nawet nie mam czasem ochoty klaskać, tylko pobyć w stanie znieruchomienia. Co nie musi przecież znaczyć, że uważam, że jest to oklasków nie warte. Też jednak w końcu, po jakimś czasie wstałam, a jestem osobą upartą i nonkonformistyczną i jak uważam, że coś jest niegodne podniesienia moich szlachetnych czterech liter, to ich nie podnoszę 😀
foma 10:23 – tak się składa, że rzeczywiście stał przez cały utwór pod filarem. Może też dlatego, że ma chorobę kręgosłupa i pewnie niewygodnie byłoby mu siedzieć 🙁
A może pod filarem, bo czuje się filaretą? Dziełem swym zaświadczył może niezbyt wystarczająco, to filarem zaaakcentował… 😉 🙂
Byłem i siedziałem tuż za Drogą Autorką, potwierdzam, że ostatecznie wstała (a pan Hawryluk nie). Wstałem (niestety?!! dobrze ?!!) jako jeden z pierwszych, drąc się na całe gardło „”Braaaaawooo!!!!!!!!!!!”. Choć może po Pasji rzeczywiście lepiej byłoby pomilczeć. Ale to bez znaczenia. Większe znaczenie ma to, że na prawie dwie godziny Kompozytor maksymalnie skupia uwagę. Na muzyce. Na tekście (kto mu napisał libretto?). Na historii Nazarejczyka. Na nieodwołalnym. Na rodowodzie. Na nocnej ciszy oczekiwania z cykadami w tle. Na dziedzińcu Piłata. Na Judaszu. Na cierpieniu, bólu, ale i ekstazie. Na proroctwach Izajasza. Na zgiełku Jerozolimy 2000 lat temu. Na odgłosach naszej codzienności. Na tym co dobrze znane, które zyskuje nowy głęboki, wymiar. Jak zatopienie metalu w miękkim wosku.
Ten utwór jest audiowizualny (tak, tak) i bardzo osadzonym w naszym czasie. To wielki powrót do fundamentów kultury (znowu tak, tak). Bez których jest ona tylko pustką różnych pseudooratoriów lub pseudooratorów. Zabawką i monidłem.
„[…]na instrumentach przestrojonych każdy po swojemu, co daje wrażenie nieustannego fałszowania[…]”
Jak się nazywał utwór PM, w którym śpiewał Jerzy Artysz? Na ul. Senatorskiej premiera była. Tam miałem identyczne wrażenie. No i uczucie potwornego zmęczenia po wysłuchaniu całości. Chyba nie tak powinno być?
Nie miałem szans posłuchać, ale z opisu p. Kierowniczki boję się, że bym się bardzo rozczarował.
Muzyka Mykietyna jakoś przestaje do mnie docierać – emocjonalnie, muzycznie… Może jeszcze za młody jestem?
Gostku – moim zdaniem o to właśnie Mykietynowi chodziło (zwłaszcza o to zmęczenie), choć nie mam pewności, nie rozmawiałam z nim o tym. A ten utwór nazywał się Ładnienie i jest na płycie Speechless Songs.
Dzielo niezwykle z pewnoscia ale mnie najbardziej draznil ten zespol muzyczny – na sile, takie pop – post – pro – modernistyczne.
Zespol rockowy…rzecz jasna – zapomnialem dodac 😀
A Pasja jest dużo bardziej urozmaicona.
Ładnienie, właśnie, dziękuję.
Chodziło mu o to? To zbyt dobrze mu wyszło. Epiphora dołuje, ale nie męczy.
Zresztą, musiałbym tej Pasji posłuchać, bo tak to wychodzi na zlewanie książki/filmu, których się nie widziało nie czytało.
Słusznie jak najbardziej 😀
Ja bym też zresztą musiała jeszcze posłuchać, żeby powiedzieć coś więcej…
Do Autorki: Czy mogę prosić o słówko, dlaczego mój skromny komentarz nie zyskał akceptu? Czy nie jest zgodny z linią programową blogu lub pisma?
Witam Rafal1970 i Lelumpolelum. Tu jest taki system, że ja moderuję, a komentarze nowicjuszy czekają w poczekalni, żebym je zaakceptowała; potem już idzie samo 😀 Ale w tym celu muszę do tej poczekalni zajrzeć, a zaglądam co jakiś czas…
Rafal1970 – z pewnością zgodzę się, że ten utwór nie ma nic wspólnego z pseudooratoriami, zabawkami i monidłami. Zwłaszcza po wysłuchaniu na poprzednim koncercie utworu na zbliżony temat – Seven Last Words from the Cross Jamesa MacMillana. Rubik to to jeszcze nie był, ale zbliżało to się, i owszem…
Dziękuję bardzo za odpowiedź 🙂 W pełni mnie satysfakcjonuje.
Przez pomyłkę przeczytałem, że Pasja jest „zupełnie nieapetyczna” 🙂 I właściwie jest to trafne: różne składniki nie połączyły się w przekonującą całość (przynajmniej przy pierwszym poznaniu utworu). Męcząca rzecz – po godzinie słuchania (przez radio) zacząłem mieć kłopoty z koncentracją.
Co gorsza, nie rozumiałem tekstu (poza pojedynczymi słowami) – czy słuchacze dysponowali w tym względzie jakąś pomocą? Wydaje się, że wyjątkowe trudności stoją tu przed recytatorem (partia Piłata): ma stosunkowo niewiele tekstu i musi on zabrzmieć przekonująco i z mocą – tu tak nie było…
Właśnie sobie wyobrażałam, że tym, co słuchali transmisji, musiało być dużo trudniej. Na sali był ekran, na którym wyświetlano tłumaczenie tekstu.
Właśnie przeczytałam o wpływie sprawy Fritzla na ten utwór 😯
To co, ten damski Chrystus to Elisabeth F.?
A fomę powinien też zainteresować epizod z Janerką 😉
Pasjami lubię się wczytywać w pisane z pasją refleksje o Pasji
Epizod z Janerką? Jaki? Bo chyba przeoczyłem…
Co do zespołu muzycznego to warto odnotować, że głosem Judasza miał być przecież Lech Janerka, który miał też grać na basie. Wycofał się jednak z projektu, bo (jak sam Kompozytor wskazał w jednym z ostatnich wywiadów) nie czuł się dobrze w konwencji (to mój taki eufemizm). Dla całej generacji, która pamięta smutny czas lat 80-dziesiątych (pan Mykietyn, to przecież rocznik 1971), płyty pana Janerki – „Klaus Mitchoff” i „Historie podwodne” mają wymiar pokoleniowy, są ważne i bardzo udatnie opisujące czas (muzycznie i literacko, bo pan Janerka dobrze radzi sobie z materią słowa). Ale Katarzyna Moś zastąpiła go godnie. Gitary natomiast przesterowane – chyba mimo wszystko w sposób niezamierzony.
foma – mowa o tym w wywiadzie, do którego przed chwilą zalinkowałam.
Rafal1970 – Mitffoch nie Mitchoff 🙂
@Rafal1970:
1. Klaus Mittwoch!
2. przesterowane gitary niezamierzenie? Toś mnie acan zaciekawił!
Mitffoch, w ogóle, fe, nie lubię przekręcać!
A, to już wiem co za epizod. I wcale się nie dziwię, że Paweł M. chciał wpleść taki klimat.
Na stronie poświęconej Panu Janerce (www.lechjanerka.pl) jest: Klaus Mitffoch. Pomyliłem się nie tylko ja, a niemczyzna nie jest w istocie moją mocną stroną 🙂
Co do przesterowania: nagłośnienie wszelkich imprez muzycznych w Polsce jest ich wielką bolączką. Można porównać to tylko do jazdy samochodem po polskich drogach. Wczorajsze nagłośnienie w Filharmonii Wrocławskiej, też (przy zespole rockowym) zabolało (cała reszta oczywiście była nienagłośniana; o pardon: pani Moś i pan Stuhr byli nagłośnienie).
Zapraszam serdecznie na występy jakiegokolwiek popularnego i uznanego zespołu muzycznego czy artysty – typu U2 czy Sting – by zweryfikować, to o czym mówię.
Już sobie wyobrażam U2 w sali Filharmonii Wrocławskiej 😆
To prawda: nasza Filharmonia jest nieduża.
Jakaś awionetka jeszcze by się zmieściła, ale bombowiec…
Kurcze, to była transmisja? Chyba musze zacząć czytywać program 🙂
Czyżby z utworu miało wynikać, że Piłat był Polakiem? 😆
foma,
bą-bowiec?
Hoko, wystarczyło wczoraj poczytać mój blog, bo przypominałam 😀
No właśnie, nie bardzo rozumiałam tej koncepcji, dlaczego akurat Piłat mówił po polsku 😯
Czytałem… o hohoniach było… 🙄
No ja wiem, to duże zwierzątka, przySŁONIły (czy przyHOHONIły) wszystko…
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=208#comment-25466
Hoko, a niby U2 to podniebny szyb-owiec?
Nie wiem jak szanowni blogowicze – ale mnie udalo sie zgrac koncert. Jest w dwoch czesciach (ok. 230mb llacznie), niestety brakuje ok 30 sec. fragmentu – awaria radia internetowego. Postaram sie wrzucic na serwer – sa chetni? Ps. Przesuchalem caly koncert jeszcze raz dzisiaj, ten brakujacy fragment nie robi roznicy (dzieki Bogu ow fragment byl wielokrotnie powtarzany), takze nie ma ‚przeskoku’. PPs. Jesli ktos ma sprawnego FTP’a to bede wdzieczny za udostepnienie go – ulatwi mi to zycie 😀
Słuchałam wczoraj Pasji przez radio. I doszłam do wniosku, że bardzo chciałabym posłuchać jej studyjnego nagrania. Dokładnie przemaglowanego, z odpowiednimi proporcjami między zespołem rockowym a resztą obsady.
Gdy po raz pierwszy weszła perkusja, to pomyślałam sobie, że coś chyba jest nie tak… albo nakładają mi się fale z innego radia. 😉 Ale później stwierdziłam, że ma to jakiś sens i nawet zaczęło mi się to podobać.
Co do narratora, widziałabym na tym miejscu kogoś o ciemniejszej barwie głosu niż M. Stuhr…
O, Lin się pokazała – witam po długiej przerwie 🙂
Może i ciemniejsza barwa głosu byłaby lepsza. Ale tak się właśnie zastanawiam, czy byłaby mniej fałszywa? Bo w tej nagłej polszczyźnie w tym kontekście zabrzmiał mi jakiś fałsz. Może celowy. Nagle wśród brzmienia języka, który jest większości słuchaczy obcy (ja pojedyncze słowa z hebrajskiego rozumiem, uczyłam się trochę kiedyś, ale nie jest to znajomość) i w związku z tym nabiera jakiejś charyzmy, pojawia się coś podanego łopatą. To przypomina mi, jak ludzie przywiązani do liturgii katolickiej po łacinie odbierali przejście na języki ojczyste… Jako właśnie odarcie z charyzmy, z tajemnicy.
A może to było takie podkreślenie: Piłat to może być każdy z nas?
Gdybym ja, miała coś w tej kwesti zmienić, to akurat nie język. Wejścia Piłata zestawiłabym ZAWSZE z wejściem zespołu rockowego. Bo najpierw pojawia się sam i to jest rzeczywiście trochę nie zrozumiałe… ale już kontrast „zespół rockowy+Piłat po polsku” kontra „orkiestra+wokaliści po hebrajsku” zrobił na mnie spore wrażenie (coś takiego pojawiło się w dalszej części utworu, chyba to nawet była kulminacja).
Dla mnie Piłat w języku polskim na tle śpiewu, hebrajskiego i wszystkich muzycznych komplikacji w partii orkiestrowej, pokazuje jakie to jest płytkie. Bo świadomość Piłata na temat konsekwencji i wagi procesu, który przeprowadza jest płytka i jego pobudki też są płytkie. Co innego Chrystus, który wie co oznacza jego śmierć. Dla mnie to kontrast pomiędzy rodzajami świadomości i emocji które towarzyszą obu stronom. Język polski może być obrazem czegoś płytkiego, bo po prostu każdy z nas go rozumie i wszystko co mówi narrator jest dla nas oczywiste. Hebrajski jest bardziej skomplikowany i przez większość nierozumiany…
PS. Ja również witam po przerwie. 🙂 długo nic nie pisałam, bo ostatnio miałam czas tylko na czytanie 🙂
To czy wypadnie fałszywo czy szczerze zależy też w sporej części od mówiącego. Swoją drogą, to strasznie trudną partię napisał Mykietyn. Wstrzelić się w akcję utworu, biorąc pod uwagę co dzieje się przed wejściem narratora, gdy orkiestra raczej nie przytłacza brzmieniem, w dodatku w innym języku niż inne partie wokalne i zrobić to tak, żeby nie wypaść głupio – to na prawdę arcytrudne!
Lin,
obawiam się, że co niektórzy mogą to sobie zinterpretować dokładnie odwrotnie – jako dowartościowanie Piłata, bo tylko jego naprawdę rozumieją. Generalnie, wydaje mi się, że byt będzie określał świadomość… 😉
Lelumpolelum,
ja byłbym chętny na to zgranie 🙂 ftp mam, ale to jest serwer ze stosunkowo skromnym transferem i jeśliby kilkanaście osób te 230mb pociągnęło, to mi zamkną stronę i jeszcze będę musiał dołożyć do interesu 😆 Najlepszy byłby tu chyba jakiś darmowy upload. I rozumiem, że te megabajty to jest już skompresowane mp3?
ad-PS.-Lin – szybciej się pisze niż czyta…
Hoko, a gdzie poświęcenie dla sztuki?
foma,
nie wiem, o co Ci chodzi, bo w google niema takiego hasła 🙂
Foma – żeby coś napisać trzeba najpierw przeczytać nie tylko tekst, ale i dotychczasowe komentarze. A jak już się przeczyta to czasami brakuje czasu 😉
Może w wiki…? 😉
Słuchałem wczoraj radiowej transmisji Pasji – a to dalece nie to samo co słuchanie na sali koncertowej. Przyznam jednak, że nie poddałem sie ogólnemu uniesieniu, utwór nawet mnie zirytował. Przede wszystkim irytuje mnie, że aby utwór w Polsce był uznany za wybitny musi się odwoływać do męczeństwa, cierpienia, martyrologii. Stąd prawie każdy kompozytor musi – aby uzyskać uznanie krytyki – skomponować requiem, oratorium czy wreszcie pasję. No bo jakby przyjęto utwór, muzycznie nawet wybitny, ale w tytule odnoszący sie do radości czy śmiechu. Np. Suita cyrkowa.
Mykietyn, jak wyznał w wywiadzie, pomysł odwrócenia kolejności zaczerpnął z filmu NIEODWRACALNE. A były jeszcze Memento i „5×2” , stąd trudno mówć o oryginalności. Co prawda wiele utworów religijnych – mszy, oratoriów – powstało na zamówienie a nie z wewnętrznej potrzeby kompozytora, jednak jakoś trudno mi traktować inaczej tę Pasję, jak pójście po najmniejszej linii oporu.
Co się zaś tyczy standing ovation, prócz tego co mądrze napisał PAK – jak sam obserwuję, często urządzana jest ona przez niewyrobioną publiczność. Najpierw oklaskują poszczególne części sonaty, koncertu lub symfonii – a potem naturalnie urządzają stojącą owację, bez względu na jakość tego co usłyszeli. Właśnie moja znajoma była niedawno w Wiedniu na koncercie. Słynny dyrygent, renomowana sala – i oklaski po każdej części symfonii. A kiedy zabrzmiała ostatnia nuta – wszyscy rzucili się pędem do wyjścia. ż pozostałych na sali słuchaczy utworzyły się 4 rzędy, które podeszły do orkiestry i klaskały – rzecz jasna na stojąco (bo nie można było inaczej). Tak, że to nie tylko u nas – i całe szczęście.
Dobry wieczór,
Piotrze M – uznanie to Mykietyn znalazł ostatnio nie dzięki Pasji, lecz II Symfonii, za którą dostał Nagrodę Mediów Publicznych Opus. Ona w ogóle nie odwołuje się ani do martyrologii, ani do żadnej ideologii 🙂
Że pomysł zaczerpnął z filmu, to nie znaczy, że na gruncie formy muzycznej nie jest to oryginalne – ja takiej nie spotkałam. Co nie znaczy, że musi to wszystkich przekonywać. A czemu wziął się akurat za Pasję, i skąd ten bolesny ton w jego ostatnich utworach? Mam wrażenie, że to ma coś wspólnego z jego chorobą, która ujawniła się kilka lat temu i szybko się pogłębia. On już wie, co to jest cierpienie, i chce się tym z nami podzielić. Ja to tak w każdym razie odbieram.
O chorobie nic nie wiedziałem, to zupełnie zmienia spojrzenie na tę sprawę. Znam niektóre utwory Mykietyna, bardzo mi się podobały, może dlatego spodziewałem się więcej po Pasji. Mimo to myślę, że lepiej pasje i oratoria zostawić Preisnerowi i Rubikowi i szukać gdzieś dalej.
On sobie na pewno poszuka, a Preisnerowi i Rubikowi to ja bym niczego nie zostawiała! 😆
A co do niespodziewanego polskiego to moze to jakies odwolanie do Wajdy, gdzie Olbrychski/ Chrystus wyrzekal w niemieckim filmie po polsku? Pamietam, jak tlumaczyli obydwaj (Wajda i Olbrychski, dla wyjasnienia), ze to i tak byla rozmowa dwu osob Trojcy Swietej ze soba, wiec ludzie najprawdopodobniej tego i tak nie byli w stanie zrozumiec.
Tu w innym kontekscie, ale Pilat tez jakby zagraniczny w Jerozolimie i (zeby uzyc modnego slowa) – maverick idacy pod prad oczekiwan tubylcow.
Takimi słowami miód na serce mi Pani leje. Już myślałem, że to tylko to moje…
Dzień dobry.
Hawryluk w „Wyborczej” napisał pozytywnie:
http://wyborcza.pl/1,75475,5677022,Pasja_wedlug_Mykietyna.html
Marczyński w „Rzepie” też – a ten lead, oho…
http://www.rp.pl/artykul/9145,188532_Mykietyn_tworzy_historie.html
Dziwne rzeczy tu się pisze:
„Później mierzenie się z Bachowskim absolutem okazało się dla kompozytorów paraliżujące. Do tego stopnia, że dopiero wiek XX nie bał się nawiązać do przeszłości, wskrzeszając pasję z całym jej kontekstem. Pierwszym, który stawił czoło tradycji, był Krzysztof Penderecki […].”
Przecież to nieprawda: po Bachu mamy pasje Grauna, Paisiella, Salieriego, Elsnera czy Perosiego. Nieważne, że dzisiaj są to postacie z drugiego planu – za życia wielu z nich cieszyło się wielką sławą. Poza tym tematykę pasyjną w formach oratoryjnych podjęli choćby Haydn, Beethoven czy Frank Martin.
Preisnerowi i Rubikowi – nawet skarpetek?
Nieludzka Pani…
atreus – właśnie mnie też takie dęte stwierdzenia wkurzają…
zeen – no nieee, w skarpetkach to bym ich puściła… 😉
Witam serdecznie,
nie mogłem pojechać do Wro, słuchałem Pasji z domu, przez radio. Wiedziałem, że mam możliwość odbierania tylko części tego, co zawiera ten utwór. Skądinąd w felietoniku w ostatniej weekendowej Gwyborczej A.Chłopecki zaanonsował (proroczo) to dzieło jako arcy.
O 21.30 zacząłem słuchać. Początek mi się spodobał, te rozstrajające się smyczki rodem z Ładnienia czy Klawe, surowe, jakby niedopasowane brzmienia tuby i „zegarowy” saksofon. Ale potem, w miarę upływu czasu, poczucie formy zaczęło ulatywać. Wyspy udanych fragmentów zaczęły być „oblewane” przez coraz większe przestrzenie wody. Kiedy pojawiły się piosenkowe harmonie chóru dziecięcego i quasi-Partowskie (aluzja do Pasji) motywy, zorientowałem się, że Paweł Mykietyn nie ma narzędzi do „pociągnięcia” ambitnej idei. Wkradła się nuda. Ja rozumiem, że podczas oglądania to mogło się sklejać, ale z punku widzenia materiału, czysto dźwiękowej zawartości to było zanadto surowe, w moim odczuciu.
Do muzyki Mykietyna stosunek mam raczej chłodny, choć bardzo doceniam ten ton przejmującego niespełnienia, niedopasowania, postmodernizm Mykietyna jest dla mnie szczególnie wymownie zamykający (epokę, historię). Mykietyn stara się ogarnąć przeszłość, ale nie waha się przy tym zagarniać śmieci (to nie jest zarzut, to symbol współistnienia rzeczy podniosłych i przyziemnych). Nie wiem tylko, czy owa warsztatowa niesprawność ma być wabikiem, czy… jest wynikiem faktycznych braków kompozytora, który jak dotąd nie pokazał się z najlepszej strony, jeśli chodzi o warsztat (nie chodzi mi o akademicki wymiar, ale o poczucie sensu w stosowaniu środków… no ale jestem trochę estetą)
Jeszcze jedna rzecz: lubię muzykę romantyczną, ale z wielkim podejrzeniem traktuję romantyczne mity. Jeżeli w komentarzach do tragicznego w wymowie dzieła pojawiają się sugestie, że jest ono tym bardziej wartościowe, że jego autor cierpi, to wietrzę tutaj próbę manipulacji. To trochę nieuczciwe: „ja cierpię, rozumiesz?” Tak samo nieuczciwe jest moim zdaniem cytowanie pieśni „Ludu mój ludu…” w Credo Pendereckiego. No cóż, ale ja noszę w pamięci Schuberta Wielką i Mahlera Dziewiątą…
Pasja Mykietyna, to podobnie jak II Symfonia, choć w dużo większym stopniu, przejmujące świadectwo przemijania i niemocy. W tym także niemocy kompozytora jako komentatora rzeczywistości, a także jego bezsilności. Jeżeli Mykietyn jest świadom swoich „braków”, a znając go sądzę, że tak jest, to bardzo szanuję go i doceniam, że bierze na siebie trudne brzemię. Ale to nie w materiale muzycznym jest wielkość Mykietyna, tylko w jego postawie, zachowuje się jak jurodiwy, jak święty pijak, który ma prawo mówić właśnie o „śmieciach” i brudach wewnątrz nas samych.
Pozdrawiam serdecznie
A może, gdyby Pani Kierowniczka im po ludzku wytłumaczyła, że źle piszą, że powinni inaczej, to by się zmienili…?
Po dobroci….
Witam pimpka (odmieniać? 😉 ). Bardzo ciekawa wypowiedź. Ale ja bardzo przepraszam, to ja wcisnęłam aspekt fizycznej choroby, to jest prywatna sprawa kompozytora i to, że ją połączyłam z niektórymi aspektami jego muzyki, właściwie należy do sfery moich subiektywnych odczuć. Mykietyn niczym w tej sprawie nie epatuje, mówi w wywiadach tyle, że jest to dla niego bardzo osobisty utwór i w to nie wątpię. Zupełnie nie na miejscu jest więc przywoływanie tu Ludu mój, ludu z Credo Pendereckiego, które, podobnie jak Boże coś Polskę w Te Deum, jest świadomym i wyrachowanym gestem kompozytora.
foma i zeen 😆
Jam kompozytor nieszczęśliwy
Na me nieszczęścia piszę pieśń
Ujmuję je w recytatywy
Historię nieszczęść w nie chcę wpleść
Ma pieśń już jest skomponowana
Teraz aranżer weźmie i
Nada jej rytm tak połamany
Z jakim zaniosłem mu ją dziś
Następnie w trąbki ją owinie
Basem podeprze tu i tam
W smyczkowej zmoczy formalinie
I westchnie: Boże, co za chłam….
To wielkie dzieło! – rzeknie do mnie
Gdy przyjdę poń – to żaden knot!
Najlepiej będzie grać w Sodomie
Wysłucha jej z córkami Lot…
Dumny i blady biorę nuty
Do filharmonii kroki swe
Kieruję a tam concierge struty:
No gdzie mi tutaj z tym, no gdzie?!
Wyboru nie mam moi mili
Zostało jedno tylko mi
W tej kupie nieszczęść w każdej chwili
Zagrają mi to w MTV…
😆 😆 😆
Albo, gdy i tam mi odmówią,
pod pachę wezmę nuty swe,
krzyknę, że w Stanach mnie hołubią,
i mnie zagrają w TVP!
Wysoka cena jest Preis-nera,
Rubiku na swą kostkę licz!
Gdy grają was to mnie rozbiera
Ogarniający wszem ślicz-kicz…
Rubik – to misja,
Rimski – dymisja,
w Publicznej każdy dzieciak to zna
Czasem, od święta,
niech zagra dęta
orkiestra marsza krótko na dwa.
Cóż za łatwizna marsz na dwa!
Na dwa niech walca grają mi!
foma pokaże swego kła
Gdy marsza zagra mi na trzy…
Gdyby foma miał trzy nogi,
takie od góry, aż do podłogi,
to by marsza, Boże drogi,
każdą nogą grał na trzy!
Sam świadkiem byłem kiedyś
Jak foma kręcił brzuszkiem
Do ręki wziął swój kielich
I rzekł: na trzecią nóżkę!
Zajrzałem wówczas pod stół
Bo oczom nie wierzyłem
Spojrzałem jeszcze raz w dół
Nóg cztery naliczyłem…
zeen, czy pod tym stołem to na pewno były nogi fomy, a nie moje? 😆
A nosisz Bobiku rozmiar 48?
Uuuu… tyle to chyba nawet centymetrów wzrostu nie mam. 🙁 Chociaż… Gdybym tak spróbował na dwóch nogach…? 🙄
Osobliwi tu piszą osobnicy: jeden ma dwa metry w pasie, drugi stopę rozmiar 48… 😉
Quake, podpisuję się: dla mnie rozmiar 48 też jest wiele osobliwszy od posiadania czterech nóg. 😀
A czego ten rozmiar? 😉
No jak to czego? 😯 Zdawało mi się, że mówimy o nogach (16:37, 17:01)… Ale może się mylę? 😉
Nie wykluczam, że zeen zobaczył kiedyś pod stołem nogi w butach o rozmiarze 48, ale nie sądzę, by to były moje… Choć kto wie, skoro wcześniej zeen wypił był co nieco na swoje wszystkie kończyny, to w efekcie percepowane rozmiary mogły się stać nieco… hm… wykoślawione… 😉
Ale jeżeli zeen już widział podwójnie, to wynikałoby z tego, że foma ma rozmiar buta 24… 😯
Co za łatwizna – widzieć w dwójnasób,
tak to potrafi każda ofiara.
Niech o współczynnik zwiększa się zasób
widzianych zdarzeń w dużych rozmiarach!
Ja niestety tylko prozą… 🙂
Dzięki za szybką akceptację i przepraszam za nieco pochopne wytknięcie wątku osobistego cierpienia.
Proszę o wybaczenie i zapomnienie 🙂
Przyszła mi jeszcze jedna myśl – Paweł Mykietyn, to osobowośc bardzo wrażliwa, wręcz nadwrażliwa, być może zapragnął podźwignąć problem pasji z całym współczesnym kontekstem. Tak bym odczytywał symbolikę powierzenia roli Chrystusa kobiecie, tak też z miejsca odczułem napomknienia nt. narodu żydowskiego. W czasach ponowoczesnych, gdzie wątki i toposy mieszają się czasem zaskakująco nic nie pozostaje bez znaczenia, w dobie budowania nowych relacji pomiędzy płciami, czy też w czasach po Shoah takie odwołania (czy nawet skojarzenia) są na porządku dziennym. No więc ja ten imperatyw Mykietyna zmierzenia się z wielkim tematem jednak odczułem. Ale moim zdaniem po prostu przecenił siły.
Inna rzecz, że ja po prostu nie jestem w stanie dostrzec tajemnicy i piękna tam, gdzie widzą (a nawet prorokują ją) inni.
Bardzo dziękuję za otwieranie mi oczu!
pimpek (tego pimpka, temu pimpkowi, te pimpki itp.)
Żeby nie było, że mnie tu nie ma 🙂
Czytam, słucham, pozdrawiam
haneczka (chwilowo na wylocie)
Ja sobie słucham Anglików, a oni tu tak świetnie się bawią… 😆
Pokonali Chorwatów to się cieszą 🙂
Hej hej!
Wielkich wypraw pod Kraków, nocnych rozmow Polaków… 🙂
Byłam dzisiaj tu:
http://pl.youtube.com/watch?v=88gv7sCLoTg
Pani Kierowniczko, czy dostała Pani wczoraj maila, którego pomyłkowo posłałem do Pani z Taty adresu? Nie, żebym się dopominał o odpowiedź 😉 tylko cały czas się zastanawiam, czy przez ten nietypowy adres nie wylądowało w spamie?
W jakim spamie, Bobiczku. Pewnie że dostałam, nie bardzo wiem, co tu odpowiadać… Głaszczę po łebku 🙂
A Lanckorona to miejsce magiczne…
Pani Kierowniczko, to nie było do odpowiadania, tylko do informacji, ale właśnie dlatego nie chciałem żeby przepadło.
A całkiem niezależnie od tego – jechałem dziś autobusikiem, w którym kierowca puszczał klasyczną, barokową muzykę, dość nawet głośno i co druga wychodząca osoba mówiła: jaka piękna muzyka. Nawet punkrockmetalowo wyglądająca młodzież. 🙂
Kompozycja Mykietyna to potworny wytwór ograniczonej wyobraźni, braku natchnienia i złego smaku. Ten postmodernistyczny bzdet, który wyjąwszy tekst, równie dobrze mógłby być zatytułowany np. „Muzyka sklepowa” pokazuje, że nie ma świętości w naszej epoce.
Obejrzenie i wysłuchanie dzieła w TVP było dla mnie największą męczarnią, ciągnęło się to jak guma do żucia i im dalej, tym bardziej traciło smak, pozostawiając uczucie zmęczenia i przygnębienia.
Ta muzyka nie łagodzi obyczajów,przeciwnie: powoduje ich zdziczenie.
Pan Mykietyn po wypuszczeniu tak kalekiego płodu powinien zamknąć się w klasztorze – może wtedy zrozumie, co to jest sacrum w sztuce i jak mu od ducha Pasji daleko …
Inna sprawa, że promotor tego wybitnie nieudanego utworu – pan Chłopecki, który wyraził swą wiarę, że to arcydzieło, powinien też posypać głowę popiołem, i to porządnie…
Dajmy już spokój. Pewnie, że bez sensu było obwoływać jako arcydzieło utwór, który jeszcze wówczas nie istniał 😯 Ale, choć i ja już wiem, że nie lubię tego utworu, o czym pisałam tu później (po wykonaniu krakowskim), nie uważam, że wszystko w nim jest złe.
Ale arcydzieło to to na pewno nie jest. I męczy – fakt. To oczywista oczywistość, że ma męczyć 😀
P.S. Tu cytat z Wyborczej:
Andrzej Chłopecki, najbardziej wpływowy spośród polskich krytyków i człowiek, którego oceny mają moc wyroków, napisał w programie tegorocznego festiwalu: „Wierzę, że będziemy świadkami prawykonania arcydzieła. Arcydzieła budującego nasz świat”.
Być może i ta persona wymaga weryfikacji… Wśród krytyków nie ma bogów – to zwykli śmiertelnicy, czasem też nadmiernie rozdęci przez koterię.
Katastrofiku – a co to znaczy weryfikacja? Każdy, także krytyk, ma prawo się mylić. Jeżeli ktoś mówi, że w coś wierzy, to jak tu mieć do niego pretensję? Trzeba to podzielić przez kilka i słuchać muzyki bez uprzedzeń.
A, jak widać z niektórych głosów wyżej, są i tacy, którymi to dzieło wstrząsnęło…
Oczywiście z wiarą się nie dyskutuje – albo ktoś wierzy, albo … jest ateistą 🙂
Ja od krytyka nie oczekuję wiary, a wprost przeciwnie: rzeczowej analizy i oddania dziełu sprawiedliwości. Samo posłużenie się przez p.Chłopeckiego tą kategorią zdumiewa, bo stawia pod znakiem zapytania jego bezstronność.
Tu się w pewnej mierze zgadzam 🙂
Ja prywatnie lubię Pawła Mykietyna, znam go od lat i niejeden jego utwór mi się podobał, ale nie wierzyłabym w nic z góry, bom niewierny Tomasz 😉
Czytam te „mądre” i „mądrzejsze” opinie i przypomina mi się powiedzenie – dowcip …
„Krytyk – to ktoś komu nie udało się zrobić kariery i „czepia” się tych, którym się to udało”
… proszę z góry o wybaczenie jeśli kogoś uraziłem, a szczególnie autorkę pierwszego tekstu – Panią Dorotę :-))
Z pewnością wielu z Państwa, którzy tu piszą ma ogromną wiedzę, pozwalającą porównywać, analizować i oceniać, i od tego Państwo są, ale skrajność ocen, które znalazłem – jak dla mnie – poddaje w wątpliwość ich obiektywizm … a to chyba podstawa poważnej krytyki.
Byłem na prawykonaniu we Wrocławiu i po tak długim czasie wracam myślami do tego koncertu, szukam nagrania … dziś trafiłem na tę stronę.
Nie jestem fanem muzyki współczesnej i słuchanie tego rodzaju kompozycji przychodzi mi z trudem. Natomiast utwór Pana Pawła Mykietyna zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Jako słuchacz po raz pierwszy przeżyłem Pasję nie tylko jako muzykę, ale jako cierpienie Chrystusa. W innych przypadkach: Bach, Penderecki … w ogóle nie odczułem choćby cienia męki … i to mówię na plus dla utworu.
Wspomnianą „nudę” odebrałem jako w pełni zamierzony zabieg, który tylko podkreśla treść „nieznośność” doznań jakie towarzysza ukrzyżowaniu … oczekiwanie na egzekucję i potraktowałem to jako bardzo ciekawy środek wyrazu.
Emocje, które mi towarzyszyły podczas słuchania wypływały naturalnie i spontanicznie. Bez doszukiwania się … czegokolwiek.
Cykady – moim zdaniem – genialne.
W niebywały sposób budowały nastrój, dawały wytchnienie pomiędzy kolejnymi „razami”, a przede wszystkim – jak dla mnie – podkreślały kontrast między bezduszną codziennością, a rozgrywająca się w tym samym czasie tragedią człowieka.
Nie wiem czy Panu Mykietynowi zabrakło czy nie zabrakło warsztatu – czy po prostu jak każdy twórca nie użył na raz wszystkich dostępnych narzędzi …
Może uznał, że tyle tylko wystarczy … mało mnie to interesuje.
Mnie ten utwór dostarczył przeżyć na bardzo długi czas i chyba o to chodzi w muzyce …?
Pozdrawiam, „Słuchacz”
Słuchacz – witam. Miło, że stare wpisy też jeszcze czasem ożywają 🙂
Proszę się nie dziwić, że oceny są tu skrajne. Każdy odbiera po swojemu i każdy ma do tego prawo 🙂 Dlatego niepotrzebnie Pan się boczy na kogoś, kto ma inne zdanie. Co człowiek, to inna percepcja.
Jedno jest pewne: utwór Mykietyna, i w ogóle jego twórczość, nie wzbudza uczuć letnich – i to dobrze dla niej, myślę.
@Sluchacz – Pasja Mykietyna zostala zarejestrowana 2 lata temu przez Narodowy Instytut Audiowizualny i mozliwe ze jest dostepna przez „Muzykoteke Szkolna” –
http://www.muzykotekaszkolna.pl/1-dzieci/4-sluchaj/782-/1596-mzteka-pawel-mykietyn-pasja-wg-sw-marka-utwor-3-fragment-mp3
Jeszcze jeden fragment
http://www.muzykotekaszkolna.pl/1-dzieci/4-sluchaj/782-/1582-mzteka-pawel-mykietyn-pasja-wg-sw-marka-utwor-2-fragment-mp3
Tez chetnie bym posluchala calosci.
(Co za adekwatne kody: „w7 PB” i „YT u7” 🙂 )
Dziękuję Pani Doroto za poświęcenie uwagi mojemu wpisowi.
Oczywiście, że nie mogę odmówić nikomu jego własnego zdania i własnego odbioru muzyki czy jakiejkolwiek inne ze sztuk, być może zbyt emocjonalnie zareagowałem na niektóre uwagi … jednak „szary” słuchacz liczy na pewnego rodzaju potwierdzenie i wsparcie ze strony sił fachowych … a w przypadku takich rozbieżności poczułem się nieswojo.
Dziękuję bardzo Liskowi za linki do muzyki 🙂
Pozdrawiam serdecznie …