Powrót z podróży zimowej

Podróż zimowa to chyba najprzesmutniejszy cykl pieśniowy w historii muzyki. Tutaj m.in. o cyklu Schuberta (co znamienne – napisanym na rok przed śmiercią) i o autorze tekstów w nim użytych, Wilhelmie Müllerze pisze Bohdan Pociej. Ta schubertowsko-müllerowska wędrówka nie ma celu, jest tułaczką, jest przedsięwzięciem beznadziejnym. Nie ma z niej powrotu. Żyje się na niej w samotności, odrzuceniu, ale mimo to – w dalszej drodze. Pogrążając się w coraz większy mrok i chłód. Z takiej podróży nie ma powrotu.

Szczególny był gest Stanisława Barańczaka, który napisał własną Podróż zimową, cykl wierszy zupełnie innych od Müllerowskich, ale rytmicznie (i częściowo nastrojowo) zgodnych z pieśniami Schuberta. Próbuje się to śpiewać – robił to np. Jerzy Artysz i… Maciej Kaczka. Artysza słyszałam (dziwne to jednak zestawienie), Kaczki – nie, ciekawam.

Czy moja podróż zimowa przypominała Schubertowską? Tu są teksty. Cóż, ta podróż odbywała się w podobnym krajobrazie i coś takiego sobie właśnie wyobrażałam słuchając tych pieśni. Ale ja odbyłam inną jednak trochę podróż, taką raczej w głąb siebie. Nie będę opowiadać, bo o takich podróżach raczej się nie opowiada. Ale to była jak najbardziej podróż, z której się wraca. Doświadczenie z gatunku pozytywnych.

A ten zestaw w Podróży zimowej czeka nas w tym roku w sierpniu na festiwalu Chopin i jego Europa, z czego się ogromnie cieszę.

To teraz pokażę Wam migawki z mojej podróży zimowej. I jeszcze tradycyjnie trochę zwierzaczków: od tego zdjęcia jeszcze szesnaście.