Wczoraj: byłam, nie byłam…

Nie byłam:

…w Katowicach na koncercie Philippe’a Jaroussky’ego (zwanego tu czule Żarusiem). Nawet nie mogłam słuchać przez radio. I właśnie otrzymałam kolejne potwierdzenie, że powinnam żałować. Moja siostrzenica właśnie mi zeznała, że też była nim zachwycona, jego pięknym głosem, wirtuozerią i miłym obejściem. Że orkiestra nie do końca była precyzyjna, ale ogólnie nie było źle. No i że poza walorami artystycznymi wydarzenia miał miejsce szczególny happening: Jaroussky’emu została wręczona lampa górnicza na pamiątkę poprzedniego występu. To rzeczywiście warto było zobaczyć 🙂

…w Warszawie (a wcześniej, w piątek, w Bielsku) na koncercie Tomasz Stańko Quintet – właśnie rozpoczęła się trasa promująca nową płytę Dark Eyes. (Już wszędzie opowiedział, że chodzi o czarne oczy tej pani). Płytę jednak mam i bardzo mi się podoba. Jest melancholijna (coś dla Hoko) i już wywołuje takie poetyckie opisy moich kolegów po fachu, że ja się może powstrzymam… W każdym razie nasz trębacz w pełnej formie, trąbka jak zwykle pięknie chrypi. No i w sumie nie jest to jakaś bardzo trudna muzyka, tak mi się przynajmniej wydaje. Nie żadna komercha oczywiście, ale też nie żadna awangarda. Po prostu przyjemna do słuchania. (Dodam jeszcze, że jeśli tylko czas pozwoli, to za rok nie opuszczę już Jesieni Jazzowej, bo to bardzo dobry festiwal. Głównie grywają tam artyści z ECM, co zrozumiałe, zważywszy bliskie związki Tomasza z tą wytwórnią, ale jak widać może się zdarzyć i taki Rubalcaba, zupełnie nieeceemowski, a jaki świetny. Przyjechał zamiast Cecila Taylora, który zresztą też nie jest z ECM związany.)

Byłam zaś w Łodzi. Dziś tam wystąpił właśnie Artur Ruciński z pianistką Anną Marchwińską. A wczoraj prowadziłam z nim spotkanie w tejże Filharmonii Łódzkiej. Właśnie ukazała się jego nowa płyta z Polską Orkiestrą Radiową pod batutą Łukasza Borowicza. Są na niej pieśni Karłowicza (akompaniament w zgrabnym orkiestrowym opracowaniu Jacka Rogali) i kilka arii operowych, w tym znane publiczności Opery Narodowej. Np. aria księcia Jeleckiego z Damy Pikowej; właśnie dowiedziałam się, że na taką rolę mówi się „rola dyrektorska” – praktycznie ma się do zaśpiewania jedną arię, a można nią zrobić duże wrażenie. Jest też Walenty z Fausta – kolejna rola dobrze zapamiętana przez publiczność. A na koniec aria markiza Posy z Don Carlosa Verdiego – to rola, której Ruciński dotąd nie grał, a o której marzy. I można mu tego życzyć, bo sądząc po tej interpretacji zanosi się na dobrą kreację.

W najbliższym czasie będę?…

…mam nadzieję, że na koncertach w Filharmonii Narodowej: 7, 8 i 9 grudnia Isabelle Faust z Alexandrem Melnikovem mają grać wszystkie sonaty skrzypcowo-fortepianowe Beethovena, 12 grudnia gra Christian Tetzlaff (Koncert skrzypcowy Brahmsa). 15 grudnia zaś wystąpi tu Venice Baroque Orchestra z znaną nam Rominą Basso! (Nie wiem jednak, czy już wtedy nie wyjadę… gdzie, to zapodam, jak się wszystko wyjaśni). A 11 grudnia w Archikatedrze św. Jana wystąpi Hilliard Ensemble i polski kwartet smyczkowy Apollon Musagete.