Warto było poczekać
Żelazowa Wola miała być otwarta 23 kwietnia, w rocznicę chrztu Chopina, po mszy w kościele w Brochowie, gdzie ten chrzest się odbył – pisano o tym jeszcze tutaj. Ostatecznie wówczas, jak tu wspominałam, odbyła się tylko ta msza, a otwarcie przesunięto na 7 maja. Szkoda tylko, że pogoda nie była taka jak dziś… Gdyby tak było, dzień tam spędzony mógłby być prawdziwą atrakcją. Ale szczęśliwie w chwilę bezdeszczową udało mi się zrobić niewielki spacerek po parku, żeby zdokumentować go dla Was.
Park mnie najbardziej satysfakcjonuje, albowiem zachował cechy projektu prof. Franciszka Krzywdy-Polkowskiego z lat 30. Według niego park miał stanowić rodzaj ogrodu botanicznego – sadzono tu przeróżne drzewa, przekazywane w darze – ale też miał rozbrzmiewać muzyką, nie tylko z dworku, jak to było w powojennym kilkudziesięcioleciu, lecz również ze stworzonego nad rzeczką amfiteatru. Scena ta została zbudowana, choć jeszcze nie została wypróbowana – pogoda popsuła szyki. Natomiast można już podziwiać, jaki ogrom roboty tu wykonano (już sam fakt, że usypano ok. 120 km ścieżek i otoczono 150 tys. polnych kamieni układanych ręcznie, brzmi imponująco). Doceni to zwłaszcza ten, co widział Żelazową Wolę w czasach zarządu TiFC – parę kroków za dworkiem chaszcze nie do przebycia, a zza nich dolatujący smród z rzeczki Utraty, której nawet nie było widać. Teraz jest po prostu pięknie. Rośliny oczywiście potrzebują jeszcze paru lat, żeby bardziej się zaznaczyć w krajobrazie (poza pozostawionymi starymi drzewami), ale już widać, że jest to robione z myślą, jak to będzie wyglądać w przyszłości. W całym parku na ziemi znajdują się małe głośniczki. Pod ziemią jest cała masa różnych przewodów, kabli, rurek nawadniających rośliny.
Podobają mi się też budynki przy wejściu, projektu pracowni Bolesława Stelmacha – zdecydowanie podoba mi się to bardziej niż jego projekt Centrum Chopinowskiego na Tamce, gdzie już wiadomo, że jest za mało miejsca (co przewidywałam od początku) i że nie jest bardzo funkcjonalnie. Tu jest więcej luzu, więc więcej było pola do popisu. Pod linkowanym powyżej artykułem wiele głosów wypowiada się przeciw projektowi. Absolutnie się nie zgadzam – jest neutralny, nie przytłacza, jest w dobrym guście, trochę jakby japoński w charakterze – w każdym razie ekologiczny. To jasne, że miejscowi woleliby architekturę nawiązującą do dworku, z czego nie mogłoby być nic więcej niż kicz-gigant. Ich gust mogłam docenić przejeżdżając wczoraj przez miasto Sochaczew… (Trzeba za to przyznać, że jadłam dobry obiad w hotelu Chopin – to taka porada dla ewentualnych odwiedzających, był smaczniejszy niż jedzenie na bankiecie Gesslerowej.)
No dobrze, a sam dworek? Z zewnątrz piękny, wreszcie porządnie wyremontowany, bez grzybu na dachu, wieczorem podświetlany. W środku – całkowity minimalizm. Wielu to nie zachwyca. Ja to jestem w stanie zrozumieć – to podobny chwyt jak w Mozart Haus w Wiedniu, gdzie też właściwie nie ma nic, gołę ściany, trochę symboli i tekstów, i tyle. Bo – jak tłumaczy dyrektor Muzeum Chopina Alicja Knast – tu chodzi o miejsce, o sanktuarium. I inaczej niż w Zamku Ostrogskich, tu zwiedza się z audioguide’em, bardzo dobrze zaprojektowanym (tekst zmienia się automatycznie, gdy przechodzi się do innej sali). Mnie nie przeszkadza, że nie ma odtworzenia jakiejś wyimaginowanej atmosfery dworkowej – byłby to fałsz, bo po pierwsze nic z ówczesnego wyposażenia się nie zachowało, a po drugie, wszystko było tam rozłożone całkowicie inaczej niż nam to wmawiano. Chopin wcale nie urodził się w tej alkowie, którą nam jako jego miejsce urodzenia wskazywano. W budynku była też kuchnia i piekarnia. To co, trzeba by było i ją odtworzyć?
W sumie, nareszcie nie ma wiochy, a jak jeszcze ruszy życie koncertowe, przyjazdy staną się dużą przyjemnością. Tutaj jest cennik i godziny otwarcia. Ruszają też mikrobusy z Okólnika: w tygodniu o 10. (wyjazd z Żelazowej Woli o 14.), a w piątki, soboty i niedziele także o 12. (wyjazd z ŻW o 16.); kosztuje to 30 zł, a bilety można nabyć w przedsprzedaży w kasie muzeum, albo u kierowcy, jeśli będą wolne miejsca.
Tak więc cieszę się. Ale całą przyjemność z tego otwarcia wczoraj, podczas oficjałki, zepsuli przemawiający, i nie tylko. Kiedy minister Zdrojewski dziękował wszystkim za wykonaną pracę, zapomniał podziękować komuś, bez kogo być może wszystko byłoby dziś tak jak jeszcze pięć lat temu: Grzegorzowi Michalskiemu, twórcy i pierwszemu dyrektorowi Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, oraz przedstawicielom miasta Sochaczewa, którzy dzielnie w sądzie, dochodząc aż do Sądu Najwyższego, walczyli o to, by Żelazowa Wola była własnością Skarbu Państwa, a nie prywatnego towarzystwa, które sobie to miejsce zasiedziało. Co więcej – tych ludzi, w tym byłego już dyrektora Michalskiego, w ogóle na otwarciu nie było. Ponoć to wina tzw. firmy piarowej – piszę tzw., bo nie zasługuje na tę nazwę; okantowała NIFC i nie rozesłała zaproszeń, twierdząc, że to zrobiła. Ale czy tylko? Na bankiecie nazwisko Michalskiego wymienił Andrzej Sułek, ale w chwilę później Waldemar Dąbrowski wygłosił coś kuriozalnego: oświadczył publicznie, że NIFC „powstał po to, żeby walczyć z TiFC”, ale on „postanowił ich pogodzić”. Fakt – to była jego decyzja, żeby dokonać pewnej dziwnej fuzji, dzięki której dziś to Instytut wreszcie zarządza pamiątkami po Chopinie zamiast żeby Towarzystwo zarabiało na ich nigdy nieremontowanych ruinach. W sumie zamiast legalnego wyroku sądu został stworzony chory deal – rozumiem, że chodziło o tempo, o to, żeby zdążyć przed 2010 r. (nikt nie odmawia Dąbrowskiemu – ówczesnemu ministrowi kultury – zasługi wpisaniu programu chopinowskiego do planów rządowych), ale wszystko odbyło się na skraju prawa. Po czym dziś dziękuje się za to Towarzystwu… Coś stanęło na głowie. Jak było naprawdę, niektórzy jeszcze pamiętają. A było tak, potem tak, potem jeszcze tak, a jeszcze dwa lata temu tak. No cóż, przynajmniej zdążono z rewaloryzacją na Rok Chopinowski, a to już coś.
A tutaj zdjęcia.
Komentarze
Pamiętam Żelazową Wolę sprzed 20, 15 i 10 lat, a najlepiej zapach rzeczki Utraty. Teraz wszystko wygląda imponująco, poza tym bardzo mi odpowiada minimalizm wewnątrz dworku. No i nalezy być wdzięcznym że zaprojektowano nowe, współczesne budynki zamiast podrabiać stare dworki. Opisanie tej nowej Żelazowej Woli jest tak kompletne, zdjęcia są kapitalne, że po prostu nie ma już tu nic do dodania, można tylko z uznaniem powiedzieć : no! Wielkie dzięki za to.
Stanisławie!
Podporo życia blogowego! 😀
Żyj nam długo, w dobrym zdrowiu i pomyślności wszelakiej.
Niech Cię nie opuszcza wena i ta chęć oraz radość życia, którą emanujesz.
Serdecznie Cię całuję!!! A co? 😀
To wspaniale, że już można wejść do dworku i nowego parku (pewnie wyciągnę rodziców po egzaminach wstępnych na Uniwersytet Muzyczny). Pamiętam jak w 6 klasie podstawówki byłem w Żelazowej Woli pierwszy raz ze szkolną wycieczką i powiem szczerze było mi trochę wstyd tego miejsca. A w tamtym roku z przyjacielem rozpędziliśmy się przed koncertem Anderszewskiego w Łodzi i postanowiliśmy pojechać do Żelazowej i poczułem już inny klimat tego miejsca (pomimo przebywania na istnym placu budowy), aż nie chciało się nam schodzić z ławek w alei, tak przyjemnie się tam przebywało, rozmawiało, snuło plany na przyszłość (ja to się zagalopowałem już do 2015 😀 i z marzeniami o konkursie 😀 ) ale to miejsce sprzyja rozmową o sztuce i Chopinie…. 😀
Jak by nie było, jest. 🙂
Przyjemne miejsce.
Dzięki za foto-relację.
Idę kończyć torty. 🙁
Kończyć torty i smutna buzia? 😯
To zdrowie Stanisława! Choć pewnie się pokaże dopiero w poniedziałek, wtedy też można wypić 😉
mic – no to będziemy trzymać kciuki za wstępne 😉
nie dziękuję pani Dorotko, żeby nie zapeszyć 😉
No! 😀
Bo ja je robię, a nie jem. 😉
To o tortach.
Jeszcze polać z wierzchu polewą czekoladową i jutro przyozdobię bitą śmietaną.
Przez całe życie uroczyście obchodzimy urodziny mojego synostwa, dzisiaj zadzwoniłam spod regału ze swieczkami, żeby dopytać ile lat ma kobita.
Oboje urodzili się w maju w niewielkich odstępach czasu i obchodzą wspólnie.
I usłyszałam: 😆
Chyba zacznę obchodzić imieniny zamiast urodzin i nie umieszczaj żadnych świeczek ani napisów.
He, he, he.
Z drugiej strony, z czego ja się śmieję, licznik bije ten sam.
Dziękować za relację z Żelazowej Woli, dziękować! 😀 Bardzo smaczna i zachęcająca!
Ciekawostka na marginesie, o błędach językowych prasy warszawskiej prawie sto lat temu:
http://kwadryga.blox.pl/2010/03/Bledy-jezykowe-prasy-warszawskiej-1912.html
No i do czego takie artykuły prowadzą! Po przeczytaniu natychmiast z obrzydzeniem wyrzuciłem korkociąg, ale kiedy po chwili zapragnąłem się napić wina, okazało się, że nic z tego, bo nie posiadam trybuszona. 🙁
Proszę, jaki ten naród niedbały o czystość naszej pięknej ojczystej mowy.
Aż strach powiedzieć, kto temu winien. 🙁
Jak dobrze,że przynajmniej Żelazową ogólnopolskie gargamelstwo budowlane ominęło!Pewnie Chopin z góry czuwał,on też nie znosił przesady .
Ja bym się tylko trochę parku czepił, nie tylko tego zresztą. Trochę mi przeszkadza dość od pewnego czasu powszechne w polskich parkach i ogrodach przetujowienie. Nie ma to innych drzew na składzie? 🙄
Pobutka*.
—
*) Przepraszam za ilustrację — taką dali i tyle. Też pewien minimalizm, choć w zupełnie innym stylu…
Dzień dobry 😀 Ilustracja faktycznie nie na czasie 😉 ale Lapunow jak najbardziej – jego utwór (czy fragment) jest włączony do warstwy muzycznej dzisiejszej premiery baletowej Chopin w Operze Narodowej. Wybieram się i oczywiście opowiem.
A na razie to trzeba trzymać kciuki za Tereskę, która ma dziś w Paryżewie jakiś odpowiedzialny koncert plenerowy, podobno ma być nawet Sarko (skoro go nie ma w Moskwie). Niestety nie dała o tym głosu tutaj 🙁 – ale dała gdzie indziej, więc dobrze, że wiem, że trzeba dmuchać w tamtą stronę, bo ponoć tam zimno 😯 Tyle że nie wiem, kiedy dokładnie, ale pewnie w dzień, skoro w plenerze.
Hmm… a przetujowienie polskich parków? Podejrzewam, że stąd, że tuje są wytrzymałe na polskie mrozy i łatwo się hodują. Ale w Żelazowej Woli jest też dużo innych krzewów, tylko może ich jeszcze aż tak nie widać, bo nie urosły 😉
No, nie dala glosu tutaj, bo juz dala tam, a na blogu Pani Kierowniczki nie chciala o mokrych swetrach i innych nieprzyjemnosciach.
No, faktycznie, wykonane zostanie. w plenerze, pod Hotel de Ville, w ilosci 45 minut. O 16.00. Brrr… Zimno. Trzeba bedzie szybko grac tego Chopka.
To na przeblaganie:
http://www.youtube.com/watch?v=TNhB-0f6rKc&feature=related
A nawiasem mowiac, Thierry’emu de Brunhoff nalezy sie kilka slow. W wolnej chwili.
A co jest złego, Tereniu, w mokrych swetrach 😯
Szybko, szybko, ale co? Bo jak etiudę albo poloneza, to dobrze, ale jak nokturn, to trochę gorzej 😆
A o tym Thierrym nie słyszałam jeszcze!
O cholera, przeczytałam właśnie w komentarzach, że on jest mnichem-benedyktynem 😯
W mokrych swetrach zle jest to, ze nie spelniaja swej podstawowej funkcji. Nie one grzeja, a je trzeba grzac. Zas ja, jako wystepujaca estradowa pianistka, posiadam sweter koncertowy, ktory schnie juz od trzech dni i kiepsko mu idzie. Teraz schnie na mnie.
A Thierry de Brunhoff to wspaniala postac. Tak, jest mnichem. Wstapil do klasztoru w 1974 roku. A poza tym, znasz historie Babara? To bylo dla niego pisane, autorem jest ojciec.
Nokturny tez mozna szybko (toutes proportions gardées)
No rzeczywiście 😯
http://pl.wikipedia.org/wiki/Babar
Co za historia…
Dobra, smigam. Brrr… Zimno
Kciuki konieczne! Blaaaagam. Nie znosze koncertow plenerowych, bo wtedy trzeba po omacku. Mam tylko nadzieje, ze nie bedzie ducha z naglosnienia.
No to kciuki w dłoń 😉
O rany, jeszcze nagłośnienie…
Jak dobrze, że mam cztery łapy – mogę trzymać dwa kciuki tu i dwa kciuki tam. 😀
Będę trzymać kciuki za Tereskę od 15:50 do 16:50, mam nadzieję, że czas ten obejmie tremę przedwystępową oraz poczucie sukcesu po.
też będę trzymał kciuki! 😀
a Lapunowa to pamiętam z festiwlu Chopin i jego Europa, tylko trochę tak przez mgłę 😀
A był, był. Taka rzewna muzyczka 🙂
O 16-tej? Bedę jechać taxi na urodziny, ale supełki z kciuków zrobię, a jakże.
U nas też zimno, więc spieszę z siostrzaną pomocą.
Spoko, Tereniu! 😀
Wszystko będzie oczień charaszao! 🙂
był wtedy jak moja kochana Marthunia grała, potem był nudnawy Martucci i dopiero po przerwie się działo :D:D
Tereska już zagrała. Kiedy dowiemy się, że poszło znakomicie?
Piotrze, wlasnie sie dowiadujecie.
Kciuki byly nad miare skuteczne!!!!! Merci doglebne, doglebnoduszne, dodnosercowe i oswiadczam Wam wszystkim Kciukowiczom, ze kocham Was miloscia jedyna, dozgonna, niewyczerpana!
Zamawiam tone kciukow, sprawdzone, bede zawracac Wam teraz glowe za kazdym razem (nawiasem mowiac jutro poprosze, o 20.00 – Schumann, Chopin, Wolff, Bendel, Doucet i tekie inne przyjemnostki)
Wiec w ramach sprawozdania:
01 po pierwsze primo – zapaliliscie niesmiale sloneczko, ktore ochoczo zabralo sie do ogrzewania atmosfery. I zgasiliscie powiewy wiatru!
02 po drugie primo – wpadlam w objecia profesjonalnej makijazystki, ktora zrobila ze mnie krolowa Madagaskaru. Polecam sie dzis wieczorem, a jakze
03 po trzecie primo – fortepian byl BIALY, ale jakos gralam z zamknietymi oczami, wiec nie musialam patrzec na te biel
04 po czwarte primo – NIE padal deszcz, dopiero potem zasnulo sie gradowo, wionelo i poszlo sobie
05 po piate primo – wszyscy dziarsko lapali mole, klaskaniem prawice obrzekujac, wiec chyba bylo niezle
06 po szoste primo – poglos byl, ale dalo sie wytrzymac. Glosniki troche buczaly, to pewnie takie przyzwyczajenie z koncertow rockowych.
07 po siodme primo – ja Wam raz jeszcze i na pismie bardzo, ale to baaaardzo serdecznie dziekuje. Bo i dzieki Wam okazalo sie, ze Polacy nie gesi, a swoj jezyk maja.
A tak pozno, bo po drodze bylo podwojne piwo w bardzo dobrym towarzystwie i lody od Berthillon. Créole et chocolat noir. Polecam.
No, to wyspowiadalam sie z wszystkich grzechow glownych i czesci pobocznych. Zapraszam na baaardzo duza lampke dobrego wina (wlasciwie nawet kandelabr) i wieeelka tace bardzo dobrych serow!
Czy PK miała wiedzę, że JK gra na pianinie?
Ciekawe, cóż to za nuty i jakiej marki instrument „doradcy” medialni ustawili w tle?
Pozdrawiam.
Na zdrowie i dzięki! 😀
To do Tereni. 🙂
Mar-Jo! jak to zobaczyłem i usłyszałem o tym pianinie JK to pomyślałem, żeby JK startował w Konkursie Czajkowskiego w Moskwie (będzie w czerwcu 2011), może wreszcie będziemy mieli polskiego laureata tego wielkiego i wspaniałego konkursu! 😀
No! Tereniu, jak jesteśmy tak skuteczni, to z przyjemnością będziemy robić za stałych kciukotrzymaczy 😉
Co do pianina JK – już u Bobika się dziś wyzłośliwiałam, że ten, kto mu je postawił, widać uważa, że mamy amnezję i nie pamiętamy, jaki jest muzykalny i jak śpiewa hymn 😆
A! Wydało się… 😆
Czy, jeśli ja mam w domu pianino i dwie z mieszkających w nim osób na tymże instrumencie grają , to jest to wyraz braku szacunku dla kultury?
Zaczynają plątać się we własne nogi.
I jakoś mnie to nie martwi.
A, tak, tak, też właśnie trafiłam na to wyjaśnienie. Bardzo mi się podoba. Włączone lampy wyrażają zapewne szacunek dla nauk przyrodniczych i ścisłych, kredens wyraża szacunek dla rzemiosła, serwetka – dla koronczarek z Koniakowa, a kwiaty w wazonie – dla ogrodników. Nie mogę tylko zgłębić symboliki czajniczka 🙄
No jak to? Czaj – ukłon w stronę przyjaciół Moskali! Nie samowar, bo to już by było przedobrzenie 😉
Racja. Czaj. Z samowarem już rzeczywiście byłoby przefajnowane 😉
Cieszę się, że Teresie wszystko dobrze poszło. 🙂
Ale teraz ja się muszę upomnieć o kawałek sera dla tych, którzy trzymali u mnie. 😆
A ja też myślę, że wszystko tak dobrze poszło, bo trzymano kciuki aż na dwóch blogach 😀
to skoro blogowe trzymanie kciuków pomaga to ja się przypomnę przed wspomnianymi wyżej wstępnymi 🙂 może wtedy zdam 😉
Ser powiedzial, ze nie chce byc juz jedzony tylko parysko, wzburza sie o jedzenie blogowe
Kandelabr wina czeka; czuje, ze jakis blogowy wieczor nad Sekwana zbliza sie milowymi kroki
Jak swiat szeroki (i dlugi)
Blogowicze kochani, nawet nie wiecie, jak skutecznie wplywacie na dzieje swiata. Tak trzymac. Razem wstrzymamy Slonce, ruszymy Ziemie, a sera i tak wystarczy. I wina!!!
mic-u, od kiedy zaczynac? Od zaraz?
jak od zaraz to jeszcze zdąrzę 2 recitale się nauczyć (bo to trzymanie tak pomaga) 😀
Trzeba przyznać, że pani Jakubiak wyraźnie miała dziś dobry dzień. 😉 Najpierw Rosjanie dyktujący święto, potem pianina, które nie po to stoją w polskich domach, żeby ktoś na nich grał… Kabarecistka po prostu. 😆
Tereso, nie było przypadkiem jakiegoś takiego powiedzonka : śmieje się jak blogowicz do sera? 😆
Nie, takiego nie, za to bylo powiedzonko: raduje sie jak blogowicz po winku.
mic-u wredna baba bede, ale jak mic ma zdarzac, to ja nie odpowiadam za skutki. Za to mic ma zdazyc, wtedy sie po-gada i po-pije, i po-trzy-ma, i po-cztery-ma, i po—
Można jeszcze zdanżać 😉
O, tu był taki, co nie zdanżał
http://www.youtube.com/watch?v=fBfQgcLvg-c
A Ty się mic-u nie przejmuj, gupsze błendy sie zdażały 😉
Serdecznie dziękuje PK i mt7 za życzenia i nie tylko.
Grartuluję Teresie. Co prawda tylko z tego forum wiem, że poszło dobrze. Jak zwykle łatwiej o zapowiedzi niż recenzje, ale spodziewam się, że jakieś linki do recenzji tu znajdę w najbluiższym czasie.
Dziaiaj i jutro ciągle jeszcze zajęty ponad miarę, ale może w środę będzie już lepiej, o ile Warszawa się nie odezwie czegoś tam sobie życząc natychmiastowo.
przepraszam bardzo za mnie (wyszło szydło z worka :D), pani Teresko, jaka tam zaraz „wredna”, raczej uprzejmie zwracająca uwagę, a ja uwagi bardzo cenię 🙂