EXPO: wyszło jak zawsze

Jak tak sobie człowiek chodzi po tych rozległych terenach, na których kraje wszelkich stron świata pokazują coraz to dziwaczniejsze kształty pawilonów, to można się zastanawiać, po co to i na co właściwie idzie ta góra szmalu. No, ku rozrywce oczywiście (w sobotę rzeczywiście przewalały się tłumy), i żeby poroztaczać pawie ogony. A jaki jest ten nasz ogon? Wyliniały.

Projekt pawilonu był śliczny. Ale nie został zrealizowany w pełni, przeciwnie – jest bardzo okrojony, w paru miejscach widać, jak pomysł się sypie i przestaje być jednolity. No i trochę trzeba było pomyśleć, że jeśli wybieramy się do Szanghaju, to ma on swój określony klimat i sklejka nie przetrzyma nader częstych w tym mieście deszczów i mgieł. Już widać sfatygowanie i zacieki. A co do samego kształtu i wykorzystania wycinanek: nigdzie się nie podaje, że wycinanki są popularną sztuką ludową w Polsce, więc Chińczycy mogą sobie pomyśleć, że zrobiliśmy to na ich cześć – u nich też wycinanki są popularne. Podobnie ze smokiem – wirtualny wita dzieci (które dobrze się bawią), ale wyraźnie udaje smoka chińskiego, bo jest wężowego kształtu. Parada Smoków Teatru Groteska w Dniu Polskim musiała zostać przesunięta z powodu deszczu, no i wiadomo, że nie mogło być wśród nich najważniejszego – Wawelskiego, bo w Chinach smok ma wyłącznie dobre konotacje, symbolizuje szczęście i powodzenie… Zabawne, że na konferencji prasowej ministra Zdrojewskiego pierwsze pytanie ze strony chińskiego dziennikarza dotyczyło właśnie smoków. No, ale to bardzo ważny element chińskiej tradycji. Pan minister był uprzejmy stwierdzić, że mamy najbardziej chiński z niechińskich pawilonów, ale jednak podobieństwa są pozorne. Wyciągając podobieństwa próbował też porównać rozwijającą się gospodarkę Polski i Chin. Ja przepraszam, ale to jak porównywać muchę ze słoniem.

Co można zobaczyć w pawilonie? Niewiele. Trochę filmów (ten Bagiński rzeczywiście fajny, ale chyba dla Chińczyków nie bardzo zrozumiały), różne dziwne pomysły, np. na ścianie pokazują się obrazki Polaków różnego wieku i płci, wyskakujących, machających łapkami i uśmiechających się obleśnie zgodnie z hasłem pawilonu „Polska się uśmiecha” – kto potrafi powiedzieć, o co tu chodzi? Na pięterku jest w tej chwili malutka wystawa wzornictwa przemysłowego, dość mizernie to wygląda. Na dole jest także knajpa z polską kuchnią i sklep z biżuterią – podobno bursztyny mają wzięcie.

A działalność kulturalna… Imprezy kulturalne miał przygotowywać Instytut Mickiewicza, ale organizatorzy EXPO mieli swoje chcenia i nic prawie nie wyszło tak, jak trzeba. Cóż, skoro rzecz przejął wielbiciel Piotra Rubika (jego, hm, muzyka wita wszystkich przy wejściu, a w materiałach promocyjnych rozdaje się płytę z jego „Szanghajską Rapsodią”; mam nadzieję, że p. Majman wydał na nią prywatne, a nie nasze pieniądze) i zespołu Śląsk (jedno, co robił fajnego, to uczył Chińczyków poloneza pod Chopina)… No, jeszcze premiera widowiska Let’s Dance Chopin, ale zaplanowano ją w takim momencie, że kto szedł na galę w Teatrze Wielkim, nie mógł tego widowiska oglądać. Podobnie wieczornego koncertu Rock loves Chopin.

Gala to osobny rozdział. W pierwszej części wystąpiła Ewa Pobłocka i tego nie musimy się wstydzić, tyle tylko, że program był za długi i widziałam już znużenie wśród publiczności. W drugiej części orkiestra z chińskiego miasta Hangzhou (prowincja Zhejiang) pod wodzą Krzysztofa Herdzina, który pracował z nią parę dni, grała fragmenty polskiej muzyki filmowej, pod której wyświetlano kawałki odnośnych filmów. Niestety, organizatorzy EXPO chcąc oszczędzić wynajęli teatr na tak krótko, że nie dało rady zrobić próby, a Chińczyk, który puszczał te obrazki, nie znał przecież ani tych filmów, ani tej muzyki. Rozjechało się więc koncertowo i w pewnym momencie słodka muzyczka do Portretu damy Jane Campion poszła pod Pornografię Kolskiego ( i zrobiła się całkiem inna pornografia), a ironiczna muzyka z Pornografii poleciała pod płynący okręt ze Smugi cienia

Nie bardzo też wypalił pomysł, by w Parku Sun Jat-Sena w okolicach pomnika Chopina wystawić białe ławki w kształcie fortepianów, grające jak te z naszego Traktu Królewskiego. Niestety, elementów grających nie ma, ławki doszły w kawałkach, więc stoi kilka takich białych form, na których przysiadają sobie Chińczycy i to jest jedyny pożytek. A granie chyba nie ma tu specjalnego sensu, bo to jest duży plac i bez przerwy lecą tam z głośnika jakieś chińskie pieśni…

No, szkoda. Miało w tym roku być pięknie i światowo. A wyszło – jak zwykle.