Koncert nr 15075

Ogólnie lepszy był niż nr 15074. Ale i on każe się zastanowić, co z tą orkiestrą będzie, gdzie pójdzie dalej. Choć znam i takich, co twierdzą, że Alan Gilbert rozwinie się wspaniale i przed nim wielka przyszłość z tą orkiestrą. No, zobaczymy.

W każdym razie nie wszystko na tym koncercie dawało wysnuć takie wnioski. Zwłaszcza Chopin. To było – jak dla mnie – po prostu przykre, nie mówiąc o tym, że brzmiało jak jakieś gorsze opracowanie; te dęte robiły wrażenie, jakby grały coś kompletnie od czapy.  Dyrygent? Szkoda gadać. Nie patrzył na solistkę ani przez chwilę, orkiestra grała sobie, a pianistka sobie. Ja rozumiem, że miał niejakie kłopoty z ogarnięciem całości, skoro widział to drugi raz w życiu (pierwszy na próbie; co prawda ćwiczyli tego nieszczęsnego Chopka parę godzin, ale niewiele z tego wynikło). A z Yulianną trzeba powspółpracować trochę, to bardzo inteligentna osoba, która gra Chopina ogromnie retorycznie. Czasem może nawet za dużo kombinuje. Ale już widzę, że Chopin ogólnie zrobił jej bardzo dobrze na pewne odblokowanie emocji. Bardzo się cieszę i ogromnie jestem ciekawa, jak to dalej pójdzie.

Co do reszty. Egmont – owszem, nieźle. Popołudnie fauna – tu muszę szczególnie pochwalić świetnego flecistę, starszego już pana, który miał dużo roboty w drugiej części; także w Metamorfozach symfonicznych Hindemitha, w końcu napisanych dla tego właśnie zespołu. Na bis Brahms, niestety ten najbanalniejszy z banalnych: Uwertura akademicka, pisana dla Uniwersytetu Wrocławskiego. Takiego Brahmsa jeszcze jakoś w ich wykonaniu można słuchać, w przeciwieństwie do wczorajszej Czwartej

A z tym Debussym to faktycznie było tak: ludziska wchodzili do sali z opóźnieniem, ale też i orkiestra wcześnie zasiadła; już przy drugim dzwonku siedziała na estradzie. Zapewne tam są inne obyczaje; tu oczywiście „trudno było zdążyć” – na parterze z bufetu, na balkonie z bankietu. Dyrygent odczekał trochę, nie doczekał się zaczął, ale nie zdzierżył, kiedy jakaś pańcia bez żenady w środku utworu zaczęła przedzierać się przez rząd…

Nosista Hrantr tym razem był na urlopie. I dobrze.