Muzyka dawna: orka na ugorze

Piszę o tym oczywiście w związku z audycją w Dwójce, jakiej słuchaliśmy parę dni temu. Ale także w związku z wydarzeniami, które akurat mają miejsce w Stołecznym Królewskim Mieście Krakowie.

Już na dworcu w Warszawie, kiedy wsiadałam do pociągu do Krakowa na kolejne wydarzenie z cyklu Opera Rara, spotkawszy znajomego pedagoga z tamtejszej Akademii Muzycznej usłyszałam od niego najnowsze wieści o wielkiej awanturze. Parę słów wstępu dla tych, którzy krakowskich realiów nie znają. Zespół Capella Cracoviensis został założony 40 lat temu przez Stanisława Gałońskiego. Z założenia miał wykonywać muzykę dawną, której p. Gałoński był entuzjastą; to on także stworzył Starosądecki Festiwal Muzyki Dawnej. A że czasy były takie, że muzykę dawną grywało się na instrumentach współczesnych, tak ją grano. Potem repertuar został poszerzony, p. Gałoński stworzył drugi festiwal, Muzykę w Starym Krakowie, obok orkiestry powstał Zespół Madrygalistów (z czasem coraz rzadziej wykonujący madrygały, a stający się raczej chórem oratoryjnym), a osobno Zespół Rorantystów (w nawiązaniu do wawelskiej tradycji). W sumie więc zespół z tradycjami. Ale z czasem zaczął się artystycznie pogarszać. Nie mówiąc o tym, że i czasy się zmieniały: coraz bardziej dochodził do głosu nurt wykonawstwa historycznie poinformowanego. Nie w Polsce co prawda, ale faktem jest, że p. Gałoński na letni festiwal sprowadzał znakomitych muzyków ze świata. Sama Capella przerzuciła się raczej na muzykę oratoryjną, a z czasem i na współcześniejszą.

Po parudziesięciu latach, jeszcze kilka lat temu, było tak: w Krakowie działało pięć orkiestr (Filharmonia Krakowska, Radiówka, orkiestra Opery Krakowskiej, Sinfonietta Cracovia i właśnie Capella), z czasem Radiówka została zlikwidowana, ale za to powstała nowa młoda Orkiestra Akademii Beethovenowskiej. A jednocześnie – w dawnej stolicy Polski, gdzie słynna była kapela wawelska – ŻADNEGO zespołu muzyki dawnej.

Nic więc dziwnego, że gdy trochę ponad dwa lata temu p. Gałoński poszedł na emeryturę, miasto ściągnęło na nowego szefa Capelli specjalistę właśnie od muzyki dawnej – Jana Tomasza Adamusa, który choć co prawda studiował w Krakowie (ale także w Konserwatorium im. Sweelincka w Amsterdamie), związany jest od lat z Dolnym Śląskiem – stworzył Festiwal Bachowski w Świdnicy i Forum Musicum we Wrocławiu. Z moich obserwacji wynikało, że miał bardzo ciekawe pomysły, które średnio umiał sprzedać. Teraz trafił chyba na takich, którzy mu w tym pomogą. Chyba, że się na nowym miejscu przejedzie, o czym wielu krakusów marzy.

Bo zapowiedział rzecz taką, że w kochanym Krakówku zawrzało. Otóż postanowił, że Capella Cracoviensis zostanie zespołem muzyki dawnej, grającym na instrumentach historycznych. Zapowiedział przesłuchania muzyków, zwolnienia części grupy dętej, zaproponował dokształcanie w zakresie wykonawstwa historycznego przez specjalistów z Zachodu. I ma w tych wszystkich działaniach poparcie władz miejskich (Magda Sroka, wcześniej szefowa Krakowskiego Biura Festiwalowego, a jeszcze wcześniej – Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego, została zastępcą prezydenta Krakowa do spraw kultury).

Zbrodnia! Zamach na czterdziestoletnią tradycję! Jak krzyczą działacze związkowi – to kradzież NASZEGO zespołu! Naszej marki! Melomani starszej daty, także ogarnięci sentymentem do tego, co Capella robiła kiedyś, dołączają do głosów sprzeciwu. Ci młodsi są za nowym nurtem, który Adamus pokazał już w ciągu ostatniego roku. Prasa krakowska także się podzieliła: „Gazeta Wyborcza” jest „za”, „Dziennik Polski” – „przeciw”. „GW” opublikowała ładny liścik. „DP” zapowiada wojnę i publikuje tekst absolutnie kuriozalny. Cytuję:

„Świat przeżywał to w latach 60. i 70. zeszłego wieku, my dopiero teraz: bitwę pomiędzy muzykami etatowymi grającymi na instrumentach współczesnych a wielką rzeszą muzyków grających na instrumentach historycznych, nie mających stałego zatrudnienia. To pod orężem „poprawności historycznej” rozpoczęła się w Polsce walka o państwowe i miejskie dotacje, bez których żaden zespół się nie utrzyma. Do tej pory u nas dotowane były z pieniędzy publicznych orkiestry współczesne, zaś zespoły instrumentów dawnych walczą o utrzymanie poprzez granty na projekty. Zazwyczaj takie zespoły (poza kilkoma wyjątkami) są zbieraniną różnych, często przypadkowych osób. Ale właśnie one zawłaszczają sobie rynek muzyczny, wmawiając słuchaczom, że nie wolno np. Bacha grać inaczej niż na dawnych instrumentach. Najpierw przywłaszczają sobie repertuar, sięgając już nawet po utwory neoromantyczne, a potem starają się zdobyć miejską dotację.

Wszystko wskazuje na to, że taka wymiana muzyków właśnie następuje w Capelli Cracoviensis. Problem w Polsce polega tylko na tym, że zazwyczaj są to muzycy słabsi. Bo w szkolnictwie polskim już od kilkudziesięciu lat jest tak, że kto nie radzi sobie np. na skrzypcach, może studiować skrzypce barokowe, kto źle gra na gitarze, sprawdzić się może na lutni, a słaby pianista przenoszony jest na klawesyn”.

NÓŻ SIĘ W KIESZENI OTWIERA. Przykro mi, że moja koleżanka Agnieszka (dziennikarka pisząca o kulturze, ale nie krytyk muzyczny) dała sobie nakłaść w uszy takie głupoty – przez muzyków starej daty, takich, z których powodu nasze życie muzyczne i szkolnictwo wygląda tak, jak wygląda.