Muzyka żydowska, muzyka Żydów
Przedwczoraj byłam na panelu w Centrum Sztuki Współczesnej, gdzie mówiono o sztuce żydowskiej w Polsce w związku z ukazaniem się nowej książki o tej tematyce. Krytycy sztuki zastanawiali się, czy, zwłaszcza w stosunku do sztuki XX wieku, można mówić o czymś takim jak sztuka żydowska, czy raczej należałoby mówić w tym kontekście o sztuce uprawianej przez Żydów. Bo przecież np. w latach międzywojennych wielu było artystów awangardowych wywodzących się z żydowskiego środowiska, ale uprawiających sztukę ponadnarodową, co więcej – jak opowiadano – niektóre kierunki wręcz pojawiły się w Polsce za sprawą awangardzistów żydowskich, np. konstruktywizm. Jaka to jest więc sztuka? Swego czasu na znakomitej wystawie w łódzkim MS2 pojawiły się różne oblicza także awangardy, polskie i żydowskie. Do korzeni artyści nawiązywali, kiedy odczuwali potrzebę albo z praktycznych powodów (pisma w języku jidysz; m.in. typografia Henryka Berlewiego).
Na festiwalu Nowa Muzyka Żydowska mamy rzecz odwrotną, ponieważ słuchamy muzyki „pochodzenia żydowskiego”, ale niekoniecznie w wykonaniu Żydów. I nie jest to wcale niezbędne – motywy żydowskie, tak samo jak każde inne, mogą być inspiracją dla muzyków wywodzących się skądkolwiek. Jak dotąd najpiękniejszą interpretację dali dwaj Polacy z Grekiem jako trzecim, czyli bracia Olesiowie (Marcin kontrabasista i Bartłomiej, czyli Brat, perkusista) plus Jorgos Skolias. Specjalnie dla tego festiwalu, na prośbę Mirona Zajferta, stworzyli projekt Sefardix – jak łatwo się domyślić, wykorzystujący melodie sefardyjskie, ale z określonego miejsca: Salonik, co pozwoliło na odnalezienie greckich tekstów niektórych pieśni i odśpiewanie ich przez Skoliasa. Oczywiście stosował on też swoje typowe sztuczki, nie tyle zresztą greckie, co quasi-mongolskie, i nadawał w sumie specyficzny koloryt, ale to, co robili na swoich instrumentach Olesiowie, jak dla mnie mogłoby być samowystarczalne: to była po prostu czysta poezja, zwłaszcza kontrabas, traktowany często niemal jak gitara.
Przedwczorajszy koncert inauguracyjny w synagodze Nożyków (akordeonista Boris Malkovsky plus krakowski kwartet Dafô) był sobie dość sympatyczny, taki czasem w stronę Masady (Zornowskiej), a czasem niemal czysty żywy Piazzolla (czego jak na mój gust było przydużo). Przykłady obu tych stylów znajdziemy tutaj – i nie, nie wydaje Wam się, na początku jest i cytat z Bacha, z Preludium D-dur z I tomu Wohltemperiertes Klavier (a w innym utworze był jeszcze cytat z Preludium b-moll z II tomu). Jedynie artysta wygląda teraz inaczej niż na filmiku – obciął włosy.
Wczoraj jeszcze przed Sefardiksem wystąpił młody zespół francuski Autoryno w składzie gitara-gitara basowa-perkusja, wykorzystujący motywy żydowskie w stylistyce rockowej. Lider nazywa się swojsko David Konopnicki i wyznał, że jest w kraju swoich przodków po raz pierwszy. Może zdąży coś zobaczyć więcej niż salę NovegoKina Praha, gdzie w tym roku odbywa się większość koncertów.
Na nocny koncert młodego polskiego zespołu Daktari w Składzie Butelek nie poszłam – mam obiecaną płytkę. Natomiast dziś wszystkie trzy pozycje są nader interesujące. O 19. drugi specjalny projekt festiwalowy pt. Zikaron Lefanaj (Pamięć przede mną) przygotowany przez Mikołaja Trzaskę ze swoim zespołem czterech klarnetów Ircha (polecam ciekawy wywiad z Trzaską w ostatnim „Dużym Formacie”). Potem projekt „klezmersko-kabaretowo-punkowy”, czyli Daniel Kahn i Psoy Korolenko; znając ich obu, można się tu spodziewać niezłego hardcoru (takie prześmiewcze piosenki bundowców z syjonistów słyszałam od własnej rodziny). No i na koniec, w Składzie Butelek (w końcu tam dotrę) zagra solo Raphael Rogiński – ma to być „muzyka jidysz na gitarę”, cokolwiek by to miało znaczyć.
Komentarze
Nie zgadzam sie w paru szczegolach na pewno, wiem z gory (tj. przeczytania na razie tytulu), ale nie zdaze teraz przeczytac, bo biegne na Japonie w Lazienkach, a zapraszam opisywac tez (a to, to nawet 🙂 „bardziej”) na Muzykanta, a dzis 21.00 Psoy Jest Najwazniejszy! http://etno.serpent.pl/foto/unternationale-cdq/unternationale_karol1.jpg
Dla mnie jest równie ważna Ircha. Raphael też.
Fajne: nie przeczytałem, ale się nie zgadzam 😆
Ja się zgadzam, że jak ktoś ma tak piękne imię – Psoy – to musi być najważniejszy. 😆
On tak naprawdę ma na imię Paweł 😆
http://en.wikipedia.org/wiki/Psoy_Korolenko
Fajnego kotoja znalzłem
http://swiatkotow.pl/wp-content/uploads/2011/04/moda3_czerwony_kapturek.jpg
Psoy ZNACZNIE ładniejsze niż Paweł. 😆
Wyjaśniłem wreszcie co jest z tym Baby-Cosi fan tutte MM : oboje mamy rację, czyli Beata i ja, bo mówimy o dwóch różnych wydarzeniach. Będzie oficjalnie w czerwcu na Ile de Re a potem w Beaune, ale już było pół-prywatnie w sali Gaveau i stąd mój czas przeszły.
Podobno fajowo było.
PMK
Fajna ta obopólna racja 🙂
Wróciłam z bardzo nastrojowego koncertu, trzeciego z rzędu, i wcale nie chce mi się spać. Muzyka jidysz na gitarę w wykonaniu Raphaela Rogińskiego okazała się ciągiem jakichś onirycznych passacaglii, tworzonych w ten sposób, że najpierw gitarzysta zapętlał motyw basowy, a potem grał do tego ostinato bardzo różne rzeczy, wśród których nie było żadnych cytatów, tylko cały czas jakieś poczucie żydowskiej melodyki w tyle głowy. Z efektami, hm, bardzo współczesnymi, łącznie z twórczo wykorzystanymi sprzężeniami (celowymi).
Raphael był w Polsce pionierem w dziedzinie nurtu tzw. nowej muzyki żydowskiej – i za to mu dziś dziękował Mikołaj Trzaska, który w kwartecie klarnetowym Ircha (każdy o trochę innych korzeniach: Trzaska – yassowych, Paweł Szamburski – improwizatorskich, Michał Górczyński – też improwizatorskich, ale okołowarszawskojesiennych, a Wacław Zimpel – jazzowych) dał podobne nieco spojrzenie: tematy również nie przypominające żadnych konkretnych znanych melodii (z wyjątkiem jednej na koniec, którą swego czasu Mikołaj wykonywał z Raphaelem i Maciem Morettim w zespole Shofar), rozwijane improwizacyjnie, ale nie kojarzące się z żadnym stylem, no, może właśnie najbliżej momentami z tym warszawskojesiennym. Bałam się, że to będzie dla publiczności za trudne, ale słuchała w dużym skupieniu i reagowała może nie z ogromnym entuzjazmem, lecz pozytywnie.
W środku dwóch wariatuńciów: Daniel Kahn i Psoy Korolenko (już wiem, czemu Karol tak tego Psoya lubi – bo mają trochę podobny image i sposób bycia; a Psoy tak się określa pewnie dlatego, że czasem występuje z puszystym ogonem zwisającym z kieszeni robociarskiego kombinezonu 😉 ). Świetni byli właśnie we dwójkę. Każdy z nich, gdy występuje osobno, jest może za intensywny w dużych ilościach, ale razem świetnie się równoważą (jednak z nich bardziej mi się podoba Kahn – ma ładniejszy głos i jest nawet przystojny). To był kabaret w oparach absurdu, w trzech zazębiających się językach – jidysz, rosyjskim i angielskim, i właściwie trzeba byłoby znać wszystkie trzy, żeby docenić dowcipy w pełni, ale z zaskoczeniem zauważyłam, że trochę obecnych było w stanie. A pamiętam smutne wrażenie na pierwszym w Krakowie, wiele już lat temu, występie Michaela Alperta, który zwrócił się do publiczności w jidysz i chyba byłam wówczas jedyną osobą, która coś z tego rozumiała 🙁
W sumie świetny festiwal, przyszły też tłumy, z których niestety nie wszyscy się zmieścili.
Nie „lekcewazylem” pozostalych – z Michalem znam sie NT’98, z Pawlem niewiele krocej, Raphaela poznalem dopiero w 2003, za to kontakty z nich najintensywniej, Wacka wzglednie niedawno poznalem i akurat nie wzial tym razem tarogato-taragot, co jako rzadsze w Polsce (w W-wie jeszcze np. Sebastian Wieladek) na Muzykancie anonsowalem („za to” mial koncovke, co tez fajnie brzmialo, ale instrument prostszy i 🙂 masowy) – i 19-IV-2007 r. w Natolinskim OK organizowalem koncert „Cukunft” http://etno.serpent.pl/cokraina , ale 🙂 dzis juz przed koncertem musialem Raphaela przeprosic, ze musze po koncercie z „Unternationale” pobyc i nie zdaze. Co najmniej Pawel i Michal graja znow na „Swiecie Niemego Kina” niebawem.
Przeciez „puszysty ogon” to cytat z 1. piosenki na cd! – pisalem na Muzykancie, by mi ktos przyniosl do wymachiwania oraz by na prezenty im laleczki „Wilka i Zajaca” (dalem co innego, ale niestety 🙁 nie bylo atmosfery, by na koniec koncertu, do fot., musialem przed). Tylko ze (typowe dla bardow, np. obecny na sali Karol Pludowski) zmienili tekst, co na cd, stad przerwalem wtedy spiewanie, a poza tym… 🙁 🙂 „polozyli mi dowcip”, tj. bylem pewien, ze – jak 14-XI w CDQ – od razu wystapia w robociarskich kombinezonach i Psoy w koszulce Supermena, to dla kontrastu byl moj garnitur, „jarmulka z samolotu z USA” i na koszulce Batman (zreszta z komiksu o w-wskiej Pradze recznie malowany przez licealistow z inspiracji Studni „O”, gdy cykl o historii dzielnic W-wy), a tymczasem, zaczeli w garniturach i z krawatami, 🙂 „podeszli mnie”. Nie wiem tez, na ile czytelna byla ma terkotka-zagluszarka, gdy 🙂 sie przedstawia w tej 1. piosence jako (z „Rolling Stones”) diabel i do tego tez na calej te cd odniesienia (ale np. „Pizza” z innej „Gonki” – itd., ale to juz na Muzykanta i nie wszystko zapamietalem od razu, i zabraklo paru „mych” piosenek, ale 🙂 mam powody, by wybaczyc, a sie nastepnego razu czym predzej domagac). A hymn „Di Szwue” wprawdzie byl do konstrukcji koncertu i 🙂 „oddania duszy” Daniela uzasadniony, ale… mi sie to kojarzy, nabralo znaczenia szczegolnego http://picasaweb.google.com/matylda1 (m.in. z twarza calkowicie ogolona jestem), nie na koncerty, a raczej owszem, byl 1 „koncert” (goscinnie pozwolil „Clil” i z m.in. tez Teresa Wronska i Alina Swidowska), ale… wszyscy rozumieli, co to i po co. 2 inne „scenki” e-smslem z nocnego na Muzykanta.
No, z tym hymnem bundowskim to też dla mnie było zaskoczenie, że kiedy Daniel Kahn spytał, czy ktoś na sali jest bundystą, wstało parę osób (młodych), a potem śpiewało z nim 🙂 Coś słyszałam, że Bund wraca do mody, ale zdawało mi się to przesadą.
Płyty jeszcze nie słuchałam, dopiero wczoraj zakupiłam. Jak też najnowszą płytę Kahna z jego zespołem The Painted Bird (z tym repertuarem mają być w Krakowie).
Dostałam też wczoraj od Mikołaja Trzaski najnowszą płytę, gdzie on i Wacek Zimpel grają z Kenem Vandermarkiem i międzynarodowym zespołem Resonance. „Ale to już nie żydowskie” – powiedział. 🙂
10:39 a wszyscy śpią? Albo na spacerach w tak piękny dzień 🙂
Międzywyjściowo wrzucam śródbutkę 😉
O! A ja już właśnie myślałam, jaką Pobutkę zapuścić 😀
Ja odsypiałam, przyznam się bez bicia 😳
W Radiu Roxy leci właśnie audycja Kazi Szczuki, w której jestem gościem jako żydowska didżejka 😆 W tej chwili zespół Shofar (Rogiński, Trzaska, Moretti) 🙂
1.) Nie wstalem, gdy od razu pytal, bo i to dla mych pogladow i tradycji rodzinnych zlozone (rzeczywiscie, 1 z babc – zmarla w 1956 r. – pracowala przed wojna w sanatorium dzieciecym im. Medema k. Otwocka) i bym musial sobie (i pytajacym innym) tlumaczyc, ze nie tyle wizja na dzis, a tesknota do ludzi i epoki;
2.) Wstala z tylu i spiewala redakcja portalu http://jidysz.net – kategorycznie prosze, 🙁 nie nazywaj naszych uczuc „moda” (ale jak teraz ujrzalem tam ceny koszulek – gewalt! meszige!).
Inne linki wyjasniajace (np. genialna niespodzianka – z wielu, co mi zrobili, przez co wybaczylem brak piesni wyczekiwanych [ale mnie boli, ze – zaraz 19. rocznica, jak ten zarzut uslyszalem, a sily i swiezszy umysl do nauki nie bedzie – latwiej mi spiewac po ukrainsku {choc nigun – por. np. „Minsker Kapelye”} niz w mame luszn] – w „Ojfn Pripeczik” [a do ktorego z kolei 🙂 „z 2. strony” wspomnien rodziny mam szczegolne uczucia do spiewu Slawy Przybylskiej i stad tez od Niej szczegolna dedykacje dostalem]), to juz na Muzykancie, zreszta tez, bo wiecej http moge naraz.
Żydowska didżejka? Znaczy, Kierownictwo dziś skreczuje? 😆
Karolu, to Twoja babcia pracowała z moją mamą 😯
Kto słucha? 🙂
2. Minkowski
Z tekstu KKE całkiem dobrze zrozumiałem link do jidysz.net, a tam przeczytałem:
Polskie kino żydowskie na festiwalu w Londynie
Kurcze, a kiedy ja będę mógł oglądnąć???????????? Już wiele razy czytałem, że film żydowski przed 1939 to był najwybitniejszy film w Polsce. I co? i nic… :-(((((( Mam do Londynu jechać?
Uprzejmie nadmieniam, że telewizji nie oglądam i nie mam żadnego podłączenia do niej….
Ale Pan Piotr kadzi dwójce 😆
5 Harnoncourt?
6 Pinnock?
Po pierwszym etapie odwaliłabym, jak Kacper, drugie raczej niż pierwsze. Ale pierwszym (Jacobsem) też średnio byłam zachwycona, więc przesadnie nie żałuję.
Jednakowóż piątka to był Krips. Nudny jak flaki z olejem 😐
Kurcze, trójka w drugiej części Reinera mi przypomina, tylko dźwięk jakby za dobry 🙂
E, szóstka to nie Pinnock, juz prędzej Marriner 😆
Tak sobie myślę, czy tam gdzie polskiego akcentu nie ma – Menuhin z Varsovią (4) albo co 🙂
No kurcze, zapomniałem – w Wyborczej była recenzja tego Gardinera i nawet miałem go tu obowiązkowo szukać – bo tam chyba Jacek Hawryluk to ocenia 🙂
No, jak widać, to był Gardiner i właśnie go odwalili 😆
Szóstka mi się podoba.
Stawiam na Marrinera (6).
To przynajmniej kawałka posłucham! Mnie się też szóstka — na razie podoba (słucham od części 2, wersji 4 i 6) — chociaż jedynka też niezła. W 3 części jedynka bardziej mi się podoba. Jedynka mi na Pinnocka pasuje, a szóstka na Marrinera.
No właśnie 🙂
He he… miałem nosa, tylko numery mi się nie zgodziły 😆
To co, znowu wygra MM? 😉
No moja jedynka to naprawdę dwójka :-(; ja humanista…
Mówiłem przecie, że dobór nagran będzie tendencyjny 🙂
MM??? no podoba mi się… a Pinnocka przypomina.
E , Pinnock nie jest taki wielkomisiowaty, a bardziej gładki i kulturalny 😆
Chyba Reiner ta trójka 🙂
Ale np. Haydn MM jest zagoniony niemiłosiernie. Ten Mozart nie jest.
3 chyba jest starsza niż Marriner
Brawo!
No, przez komputer to jest jednak nie słuchanie, bo się dźwięki rozjezdżją i nie można poznać. Po pierwszej części nie skojarzyłem (a na wymogach regulaminowych się nie znam…) i dopiero klimaty w drugiej częsci mnie naprowadziły 🙂
Ale nie było mojego ulubionego nagrania historycznego, bo w tradycyjnych to ten Reiner – Hogwooda. Ale to pewnie specjalnie tak ustawili, żeby Minkowski się załapał 😆
Kurcze blade, to ten MM rzeczywiście taki obrzydliwie wolny w I części? Zupełnie mi się dziś nie podobała! Aż muszę sprawdzić… 😆
Co do Haydna to mam takie same odczucia, mnie się to nie widzi. Ten Mozart zresztą też, choć od drugiej strony; symfonia G-mol w nagraniu Minkowskiego jakoś bardziej mi leży, Jowiszowej nie mogę.
Uuuch, no rzeczywiście, zapuściłam i… 🙁 Faktycznie rozwlekła, zupełnie nie jak MM. A reszta części mi się podobała. Finał super.
Zabawa była przednia, a Mozart uskrzydlił wyobraźnię Trybunału 😀
Moje ulubione teksty z dziś:
przywiędły wzorzec
prawo kontrastu następczego
ofiary estetyzmu
dyrygent odróżnia ćwierćnuty od ósemek
Jowiszowa o rozpustniku
nieśmiertelne arcydzieło muzyki zachodniej grane na kolanach
kontemplacja przez szybę
elegancja bez przyczyny
mistrzostwo budowania formy z prymitywnych klocków
Przy bliskiej okazji osobiście pogratuluję leniwej orkiestrze z nr 6 tego „czarnego konia” 🙂
Tak, z tym „dalszym ciągiem Don Giovanniego” to było dobre 😆
Menuhina słuchałem chyba ze trzy razy – zbyt dawno, żeby teraz poznać – i wrażenia były takie sobie. Może trochę stąd, że raczej zwracam uwagę w takich kompletach na symfonię G-moll, a Jowiszową traktuję jako dodatek 😆 A ta pierwsza mi się nie podobała.
Ja Jowiszową uwielbiam, dla mnie to jest szczyt szczytów. Uwielbiam też Symfonię g-moll, ale na zupełnie inny sposób – za nastrój, a także za nowatorstwo (na początku przetworzenia finału pierwsza w historii prawie że seria dodekafoniczna 😉 )
Ale naprawdę, trzeba Hoko pogratulować (patrz @ 14:16) ❗
I @15:04 😀
E, tego Wielkiego Misia w pierwszej części to trudno nie rozpoznać, to nawet przez komputer wychodzi 😆
A w Jowiszowej lubię tak do końca chyba tylko drugą część – czuję tam w głębi jakieś mrocznośći, jakieś niedopowiedzenia – tylko że wielu dyrygentów robi z tego taką rzewną serenadę. Minkowski tu się akurat jeszcze broni, choć wolę starsze nagrania, oprócz Reinera Harnoncourt mi w tym bardzo pasuje.
Przyznam, że dawno nie słuchałam tej płyty, a kiedy słuchałam, wrażenie z I części zanikło zapewne przy słuchaniu dalszych. Misiu nie Misiu, ale to naprawdę nietypowe dla niego tempo jak na taki utwór.
No, nie poradzę, ale przy II części mam nieodparte skojarzenia z niedzielnym obiadem z czasów mojego dzieciństwa. Zasiadaliśmy wtedy do stołu, miałam chyba z 4 lata, z magnetofonu leciała muzyka i spytałam ojca, co to jest. A on zrozumiał, że pytam o jedzenie i odpowiedział „Kluski” 😆 Więc II część Jowiszowej już zawsze będzie dla mnie w pierwszym skojarzeniu kluskami (ale w tym wypadku nie ciepłymi 😉 ), no i ogólnie wydaje mi się pogodna, mroczność pojawia się dla mnie tylko w tym nagłym c-moll („bojaźń i drżenie” – zasunął Kierkegaardem PMK 😆 ). Ale zaraz się znowu wyprostowuje i już słoneczko świeci.
Moją ukochaną częścią jest finał.
No i jak to przez zbieg okoliczności dramat może zmienić się w zimne kluski 😆
kod mam „8 pyr”, żeby było w temacie 😆
Drogi Hoko, litości: wybór tendencyjny? Dwóch wielkich klasyków z dwóch przeciwnych biegunów, trzech „barokowców” z najświeższej paczki i jedno nagranie polskie? Trudno byłoby to lepiej zrównoważyć.
Na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał tu jakieś wątpliwości, zapewniam, że nie miałem z tym wyborem nic wspólnego, a poznałem tylko dwa z czterech nagrań. Jacobsa, bo nikt inny dzisiaj tak nie gra (Mozarta i zresztą wszystkiego), i Reinera przez skojarzenie tempa i braku repetycji, bo w czasach, kiedy się nie robiło repetycji, wszyscy inni grali pierwszą część dużo wolniej.
Reszta, jak zwykle – kwestia gustu.
PMK
Na stole były ciepłe, w głośniku nie 😆
Ojejku, nożyce się odezwały… Przecież my wiemy, że to Jacek wybiera 😆
…ale 2. Babcia, co zmarla w 1990 r. (ta z 🙂 Proznej 8, co pra-dziadek [ale czemus jako Prozna 10, moze biuro?] w ksiazce tel. W-wy, co skan na www biblioteki kongresu USA), zamozniejsza z domu (ale 🙂 nie z przekonan i praktyki zycia juz wtedy, jak tez zwlaszcza starsza siostra, co zginela w sztabie powstania w getcie w Bialymstoku, a wczesniej 🙂 tez rozne przygody w swiecie miala) i wyzej od tamtej wyksztalcona, pracowala przed wojna (bo w trakcie i po tez w sierocincach i szpitalach) z kolei w sieci domow dziecka Janusza Korczaka, tj. nie bezposrednio z nim, a jej kolezanka Ida Merz’an (a inna bliska kolezanka zmarla w XII-2009 r. w wieku 98 lat, bo sie uparla na operacje, co nie musiala, no sie udala, lekarzowi podziekowac zdazyla, tylko nie wytrzymalo juz serce, p. Wanda Michalska, z ktora rozmowe o piosence i chwile wspolnego spiewania zdazylem nagrac, a :-((( niejaka p. Anna Cialowicz bez pytania, uprzedzenia i w sposob wrecz 🙁 obelzywy i absurdalny pozmieniala mojej Mamie tekst wspomnien po smierci p. Wandy w swym „biuletynie” – bojkotuje odtad), ale to na prawde „nie musimy” pisac tu, komentuj pryw..
Co innego o festiwalu „NMZ” – zapraszam na Muzykanta, by tu nie szukac pomiedzy innymi watkami i by zainteresowanych tym w perspektywie folkowej i etnograficznej trafilo. A 13-IV w W-wie w synagodze http://minskerkapelye.narod.ru/04_Verdi.mp3 ! 🙂 – 6 i pol roku czekalem! W Sejnach na „Tratwie Muzykantow” wywiad nagralem.
E, Panie Piotrze, nie wierzę, że nie rozpoznał Pan Minkowskiego – tej pierwszej części wystarczy raz dobrze posłuchać, zresztą całość jest bardzo charakterystyczna. W każdym razie z Pana słów po pierwszej części wnioskowałem, że już Pan wie, co to za nagranie – sprawdzimy, jak ktoś podrzuci zapis rozmowy 😉
A z tą tendencyjnością oczywiście trochę żartowałem, bo przy tej ilości nagrań zawsze to będzie jakoś tendencyjne. Tak się nawet przed audycją zastanawiałem, czy dobór będzie okolicznościowy – czyli czy trafią się Gardiner i jakiś akcent polski. No i ugadłem.
Brakło mi tego Hogwooda, myślę, że namieszałby znacznie więcej niż dowolne z nagrań historycznych; a i zamiast Kripsa mógłby być ktoś inny, choćby Fricsay czy Harnoncourt, też byłoby ciekawiej.
Karolu, z tego, co piszesz, rozumiem połowę, ale która babcia pracowała w Miedzeszynie (bo tam było to sanatorium) – ze strony ojca czy mamy?
Idę Merżan dobrze znały moje b.p. starsze panie. Nawet mieszkała przed nami w tym samym mieszkaniu i potem poczta do niej przychodziła 🙂
Drogi Piotrze, litości: jak to rozpoznałeś tylko dwa nagrania. Przecież musiałeś rozpoznać MM, skoro JA go rozpoznałam 😉
A poza tym jest bardzo przyjemnie i poproszę o jeszcze w tym składzie 🙂
Średnią ja jestem wielbicielką Hogwooda, ale Jowiszowa faktycznie niczego sobie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=i0I3GobIiMs&feature=related
Taka olimpijska właśnie.
Oj, nieładnie Hoko. Właśnie mi Pan zarzucił kłamstwo…
Kto chce, może sobie tu ściągnąć
Jakie znowu kłamstwo? To moje osobiste odczucia z przebiegu audycji i żadna merytoryczna siła za nimi nie stoi 🙂
No to teraz można przesłuchać 😉
Osobiście uważam, że jednak Hoko przesadza… No, ale trudno z odczuciem dyskutować.
Ja też tak uważam… A dowcipu nie złapałam, niedomyślna jestem 😉
Powiedziałem wprost, które dwa nagrania rozpoznałem i że nie rozpoznałem pozostałych. Odpowiedział Pan, że nie wierzy moim słowom i, co gorsza, że z Pana „osobistych odczuć” wynika, że tendencyjnie oceniałem jedno z tych nagrań, wiedząc, jakie to nagranie, czemu właśnie zaprzeczyłem.
Wniosek jasny: najpierw grałem nieuczciwie w czasie audycji, a potem okłamałem Blogowiczów.
Bardzo mi przykro.
PMK
O rany, no dlaczego od razu tak serio 😯
Doroto @ 17:27, zapomniałaś, jaki miałaś tu ładny nick? 😆 No, ale fakt, można byłoby się nie domyślić od razu, kto zacz 🙂
Bo moim zdaniem to poważne zarzuty, Pani Doroto.
PK, a dlaczego nie serio? A z tych „żartów” Hoko wynika i w moim odbiorze dokładnie to, co Piotr napisał. Że oceniał tendencyjnie pierwszą część, bo rozpoznał… A nie dlatego, że mu się podobała.
PS. Też poproszę jak najczęściej w tym samym składzie, jesli można.
No właśnie, Pan Piotr chyba nie bardzo się wstrzela w klimat blogowych dyskusji i moją zaczepliwość – chyba puściłem oko po swojej wypowiedzi, nie? 🙂
To może ja wpadnę później, po zadymie. 😉
Też mi się Hogwood podoba najbardziej.
No, bo przecież Hoko wyraźnie napisał, że po pierwsze to było tylko jego wrażenie, a po drugie z tą tendencyjnością żartował.
Łajza, jak zwykle 😆
pewnie, że pamiętam – i w innych sytuacjach nie zawaham się go użyć! :)) Ale dziś gramy w otwarte karty, i błagam, NIE OBRAŻAMY SIĘ, te comiesięczne randki w ciemno to jedna z najfajniejszych rzeczy, jakie mi ostatnio przytrafiły 🙂
A wszystkich blogowiczów, zwłaszcza Hoko, zapewniam: zgłupielibylibyście w studiu z szóstką niewiadomych i dużą odpowiedzialnością dyszącą w kark 🙂
Ro jest NAPRAWDĘ zupełnie inne słuchanie niż w domu 🙂
Jeszcze raz poproszę w tym składzie, a Piotra jestem gotowa zaprosić następnym razem do najlepszej knajpy w mieście na kolację, tylko niech mu NIE BĘDZIE PRZYKRO!
Fochy na bok?
Beato,
nawet jeśli w trakcie audycji podejrzewałem, że Pan Piotr wie, co to za nagranie, to przez myśl mi nie przeszło, że mógłby go dobrze oceniać, mimo tego, że mu się nie podoba – wręcz przeciwnie, myślałem „podoba mu się bardzo, więc prawdopodobnie je zna”. A że sam wiedziałem, że to Minkowski, i wiedziałem, że klimaty Minkowskiego Panu Piotrowi pasują, to i tym bardziej celowałem, że wie, o co chodzi. Ale jak nie, to nie, przecież ja się wcale nie upieram – takie były moje spekulacje w trakcie audycji, jeśli nie trafiłem, trudno – doprawdy nie wiem, o co tyle rabanu. Może i zbyt dosłownie się wyraziłem w tym komentarzu, ale tu się pisze z marszu, nieraz dosadniej nawet, i nikt się od tego nie obraża.
To z innej beczki: dziś o 20 w Zone Europa pamiętny film Impromptu, w którym Hugh Grant gra Chopka 😆
@Dorota
No, te randki wymiatają 🙂 A już szczególnie wymiotła ta z Mozartem. Ciekawa jestem, gdzie jest ta najlepsza knajpa w rankingu Kozińskiej 😉
Ale skoro mówimy o prawie do „własnych odczuć” i przyznajemy je Hoko, to dlaczego nie ma ich mieć Piotr, hę? Jeśli ktoś mówi, że jest mu przykro, to po co go przekonywać, że mu przykro nie jest… Czy nie lepiej spróbować zrozumieć, choć trochę? Tak jak ja teraz próbuję zrozumieć intencje Hoko 😉 No bo z biegu odebrałam dosłownie.
@Beata
no właśnie nasze myśli chyba jednym torem, bo ja też z tych pozornych nosorożców, co to wszystkie zakończenia nerwowe mają na wierzchu. I my, sędziowie Trybunału, mamy nadzieję tacy pozostać, bo bez tego ani rusz. Coś za coś 😉
Proszę dać znać, jak następnym razem zawita Pani do Warszawy – zabiorę i nikt nie zbankrutuje, ale na blogu nie ujawnię, bo i tak trzeba rezerwować stoliki, nawet w dzień powszedni ;))
Dziękuję – zgłoszę się na pewno! 🙂
I zgadzam się w sprawie „coś za coś”.
Nie wiem, ktorej polowy nie zrozumialas, wiec 🙁 na wszelki wypadek powtorze, ze krepuje mnie i nie ma powodu, bym nie-pryw. mowil o swych (juz samo wyliczenie, ile osob) bliskich, a jednoczesnie (a szczegolnie wczoraj [—-] ;-( okrzyki z boku mlodocianej, co – elementarz Zimbardo – naslana przez 1 org.) bez tego nie moglbym wyjasnic, dlaczego taka powazna piesn i inny moj odbior od Daniela (a na cd jest piesn Bundu inna, co na dziedzincu UW spiewal Michael Alpert z bebnem i duetem „Di Khupe” z Niemiec) – pozwol, ze ten moj 🙁 „watek” rodzinny tu skoncze http://mmwarszawa.pl/rep/newsph/6009/23926.3.jpg . A co innego, wrazenia z NMZ – zapraszam pisac na Muzykanta!
To nie fochy, Doroto. Podobnie jak Pani, nie byłem w studio prywatnie, ale zawodowo. Podobnie jak Pani i nasza PK, staram się przestrzegać pewnych zawodowych pryncypiów, tym bardziej, że ostatnio nie ma z nimi letko. Staram się nie bujać ani Słuchaczy, ani Czytelników, ani Dywanowiczów.
Może jestem przesadnie unerwiony nosorożec, ale to nie są dla mnie sprawy łatwe ani małe.
PMK
…a 🙂 jak nie rozumiesz, to – dla por. z dedykacja wczoraj dla mnie od Daniela i co fot. z Psojem z XI linke podsylalem – tegoz Dmitrija Sliepowicza, co 13-IV w W-wie (nie widzielismy sie do Sejn’2004, choc w miedzyczasie 2 cd w Polsce[!] wydal; w tym 2-cd z Paulem Brody’m, gdzie obok wersji trad. tez na jazzowo) http://minskerkapelye.narod.ru/MinskerKapelye_sample5.mp3 🙂
Ja chyba też się nie umiem poruszać w poetyce blogów. Jedno nieostrożne słowo i bach…
1) Ja też jestem przesadnie unerwiony nosorożec i tak właśnie ma być.
2) To też nie są dla mnie sprawy łatwe ani małe.
3) Proponuję PMK i sobie nie wchodzić na blog DS. A w każdym razie niejednocześnie.
4) Jakby co, próbowałam stanąć w obronie PMK. I co z tego wyszło?
A było tak przyjemnie…
no dobra, z PMK uroniliśmy już sobie łzę na privie i dobrze jest.
Ale mam prośbę do Hoko: tym razem ja, pracownica ostatniego bastionu niezależnej krytyki muzycznej w Polsce (podobnie jak Kacper Miklaszewski, mój współbrat w niedoli).
Insynuacje stronniczości, nawet żartem – zwłaszcza w tak pięknie pomyślanej audycji – są bardzo bolesne. I chyba po prostu krzywdzące. Tyle ot.
Pozdrawiam 🙂
Dalej nie rozumiem, ale trudno.
To do Karola, ale tych sporów też nie rozumiem. Przecież Hoko użył mordki, co oznaczało, że wypowiedź nie jest serio. Nie od dziś chodzimy po blogach i wiemy przecież, ile te mordki dają. Ale napisałam, że przesadził, bo mógł sobie darować, bo że akurat PMK jest „przesadnie unerwionym nosorożcem”, to ja już się od pewnego czasu domyślam 😉
ja tam od niedawna chodzę po blogach, ale z upodobaniem galopuję po fejsie i wiem, że za taką „mordkę” to można tam w mordkę zarobić, a w każdym razie wylecieć z listy znajomych 😉 (to jest mordka, żeby nie było wątpliwości)
Dobra, skauci, do roboty!
No to już wiem, dlaczego nie jestem na fejsie 😛
Dorota K.: a mnie kamień z serca, że uroniliście, co trzeba. Jesteście moją ulubioną drużyną szczodrze unerwionych nosorożców 🙂
Wielki Wodzu! Houk! Dziękuję! Posłucham tej pierwszej części, którą MM gra za wolno.
To ja oświadczam, że:
nie jestem nosorożec
unerwienie mam w normie.
Ktoś musi być tu….no… normalny?
Muszę więcej Reinera posłuchać!
Pani Doroto,
poetyka blogów jest raczej taka, że na nieostrożne słowa mało kto zważa – głównie właśnie osoby niemające jakiegoś stałego i szerokiego kontaktu z tym medium. Bo dla „bywalców” to jest jak dyskusja w gronie dobrych znajomych, gdzie każdy się zna, gdzie nieraz niejedno się „chlapnie” itd. To nie jest nic oficjalnego – nawet tutaj, na blogu, że tak powiem, „firmowym”, który jest i tak bardziej „skonkretyzowany” niż blogi osobiste, atmosfera jest raczej luźna.
Toteż muszę powiedzieć, że tą reakcją Pana Piotra byłem bardzo zdumiony i w ten komentarz o zarzucie kłamstwa parę chwil się wpatrywałem, bo nie wiedziałem, jak to traktować. Zwłaszcza że z Panem Piotrem dyskutujemy tu nie pierwszy raz i zawsze wydawało mi się, że podchodzi do tego wszystkiego z dostatecznym dystansem. Nawet jeśli w grę wchodzą sprawy zawodowe, to jakież, u licha, znaczenie miałaby mieć tu opinia anonimowego i nikomu nieznanego komentatora czy blogera – nawet gdyby była wyartykułowana apodyktycznie, a przecież, powiadam, to wszystko była luźna gra supozycji, które mi się kołatały po głowie w trakcie słuchania programu i z których potem zdałem sprawę w formie, jak mniemałem, niezobowiązującej. Gdzie tam widać jakieś insynuacje stronniczości? Toć nie można by powiedzieć, że pan Piotr był stronniczy w stosunku do Reinera, skoro wiedział, że to to? Przecież to jest ta sama para kaloszy. Ba, w trakcie programu też sobie insynuowałem, że to zostało rozpoznane. Ale przecież na tym polega ta zabawa – żeby rozpoznać to, co nam się podoba i co lubimy, i na to głosować, a nie odwrotnie. Albo ja nie łapię zasad tej zgadywanki. Owszem, z Minkowskiego sobie tu przy rozmaitych okazjach żartujemy, jedni kochają go bardziej, inni mniej, ale to też przecież leży w naturze rzeczy. Jeśli komuś się dana interpretacja podoba, to nie jest żadną stronniczością głosowanie na nią, niezależnie, czy się ją z nazwiska rozpoznało, czy nie.
Więc teraz mogę tylko powiedzieć, że mi przykro, że Panu Piotrowi jest przykro, aczkolwiek nie wiem, czy z tego dla kogokolwiek jakaś pociecha.
Dlatego wolę FB – bo naprawdę ZNAM moich znajomych (a mam ich tam sporo) – i jeśli czegoś nie zrozumiem lub poczuję się dotknięta, to sobie wyjaśnię twarzą w twarz 🙂
Serdeczności.
To się zdarza, że ktoś komuś wejdzie na odcisk absolutnie niechcący i bez złej woli. Co wcale nie oznacza, że takie niecelowe nastąpienie jest mniej bolesne. Ale w tym przypadku chyba „przepraszam, nie chciałem” powinno załatwiać sprawę. Bo i cóż innego może zrobić taki przypadkowy sprawca, niż zapewnić, że nie miał zamiaru urazić, a już zwłaszcza w bolesne miejsce? No, ewentualnie jeszcze obiecać, że na przyszłość będzie uważał. 🙂
Napiszę coś powodowany niekłamaną sympatią do obu stron sporu: kiedy cała sprawa była oczywistym nieporozumieniem, najlepiej ją wyjaśnić, dać sobie po buziaku i szybko zapomnieć. Czyli „…zgoda, zgoda, a Bobik wtedy łapę poda”. 😆
Dziękuję, Bobiku – właśnie o coś w ten deseń mi chodziło 🙂
Bardzo bym chciała pocieszyć pana Piotra, któremu jest przykro. Mam tu coś dla pana:
http://merlin.pl/Kto-z-was-chcialby-rozweselic-pechowego-nosorozca_Leszek-Kolakowski/browse/product/1,421524.html
Spod najlepszego pióra. Dla pechowych nosorożców wprawdzie, ale te nadmiernie unerwione też mogą skorzystać.
Słuchałam audycji jak zawsze z wielką uciechą. Do dyskusji włączyć się nie mogłam, ponieważ akurat jechałam samochodem, ale tak mi umiliście Państwo czas za kółkiem, że odtąd dłuższe trasy będę planować zawsze na pierwsze niedziele miesiąca 😉 Niech się pan już nie gniewa, panie Piotrze, dobrze? Przecież to się da wyczuć, że macie tam w studio taką samą radochę ze słuchania i zgadywania, jak my po drugiej stronie mikrofonu.
Jeszcze mogę dla poprawienia humorów wszystkich polizać po zbiorowym nosie. Tylko pod warunkiem, że Hoko nie podsunie do tego polizania któregoś ze swoich kotów. 😀
Jeśli na zbiorowy nos nie skałdają się nosy jednostkowo-osobiste, to liż Waść, ale jeśli by w zbiorowym nosie miał się znaleźć choćby setny ułamem mojego osobistego, to oświadczam, że nie lubie być lizana po nosie 👿 😉
Ja części z Was nie widziałam na oczy, a część i owszem, ale wydaje mi się, że każde z Was jakoś tam znam 🙂
Dlatego z wysokości mojego Kierownictwa oceniam, że zaszło tu nieporozumienie i tyle 😀
A Bobik bardzo przyjemnie liże po nosie 😉
Włączam Zone Europa, najwyższy czas trochę się pośmiać 🙂
Zapewne na swój sposób przyjemnie, ale jeśli juz koniecznie musi, to wolę po uchu 🙄
Może Kierowniczka zechciałaby na bieżąco komentować?
Każdy ma swoje upodobania 😉
Jak będzie coś szczególnie śmisznego, nie omieszkam sprawozdać.
Ja liżę łagodnie i skromnie, bez lizantyńskiego przepychu, więc jak ktoś nie lubi, to zawsze zdąży odskoczyć albo nadstawić inną część ciała. 😆
„Kanibalka! Piłaby krew własnych dzieci z czaszki kochanka i nawet by jej wrzód nie zabolał” – to o George Sand w wydawnictwie 🙂
„Chromatyczne glissando! Skrzydła motyla! Gniew Boga!” – Liszt popisuje się przed Chopinem 😉
Słuchanie z Państwem Trybunalstwem, teraz oglądanie z Kierowniczką …. Ach, co za niedziela! :D:
Pani d’Agoult o Chopinie: „Delikatny jak woda święcona”.
Lizanie po dowolnej części ciała jest super! Byle cudzej.
Jeżeli PK pozwoli, ogłaszam sprawę z mojej strony za zamkniętą.
Dodam tylko jedno, w znacznie szerszym kontekście : to fakt, że cierpię na ciężką obsesję na tle deontologii, zawodowej uczciwości – szczególnie, rzecz prosta, w moich obu branżach, czyli – szeroko pojętego – dziennikarstwa (w stanie spoczynku) i przekładu literackiego. Wszelki szwindel w tej dziedzinie doprowadza mnie do amoku, a jak wygląda nosorożec w amoku – każdy widzi.
Pewnie bym na to reagował łagodniej, gdyby za tymi nadużyciami szły jakiekolwiek sankcje, ale przecież nie idą. W niektórych zawodach są one natychmiastowe i bardzo surowe. Tutaj panuje bezgraniczna wyrozumiałość… także ze strony ofiar.
Pozdrowienia dla wszystkich
PMK
No to wszyscy wszystko wiemy. Buzi! 😀
Bardzo słuszne słowa. Ja dlatego stosuję strajk włoski: nie czytam. Ten blog mi wystarczy.
Szwindel w przekładzie to ciekawe zagadnienie. Co nazwać szwindlem a co wolnością tłumacza 😆 ? Czy Słomczyński dał gniota w Szekspirze, czy natchniony przekład, trzymający się wiernie oryginału? Łącznie ze skatologią? Ale to chyba nie tu dyskusja…..
Sand podsłuchuje Chopka pod fortepianem 😉
Grant się wścieka (w dość uprzejmy sposób), że się wdarła do jego pokoju (są na wsi w posiadłości pewnej księżnej) 🙂
Nigdy wcześniej nie widziałam tego filmu. Jest bardzo śmieszny. Bardzo śmieszny 😀
Ja już widziałam nawet parę razy, a i tak mam przyjemność 🙂
Świetna jest Judy Davis.
Emma Thompson też fajna. W ogóle fajna obsada, jak na taki filmik
„Polski trupek” – to o Chopku 😆
Chopin dostał bilecik miłosny od Sand i poszedł do Delacroix, żeby zwierzyć się, że „stało się coś strasznego” 😆
Oj, awanse pod stołem 😳
Aż się biedaczyna zakaszlał 😆
Cudne: Mallefille chce wyzwać de Musseta na pojedynek. Alfred ze spokojem: „Wybierz broń, Mallefille. Czerwone czy białe?” 😆
Tylko chciałem sprawdzić, czy po zmianie przeglądarki trzeba czekać w przedpokoju. 🙂
Nie trzeba. Przepraszam, już mnie nie ma.
Uuuu… jeden chce zgwałcić drugą, a tu tymczasem ona gwałci jego 😯
Wejście Wodza 😆
A teraz wejście do sypialni „na Wieniawę” 😀
Nie o takich dziwactwach już tu dyskutowaliśmy, więc się nie wstydzę.
Szwindel w przekładzie to fakt nagminny. Niedawno wyszło na jaw, że wszystkie francuskie przekłady Chandlera z lat 50., które właściwie wylansowały pisarza w Europie, były poszatkowane, bo jak tłumacz trafił na coś trudnego, to opuszczał. Wiem, bo kiedy w poprzednim życiu tłumaczyłem Siostrzyczkę, to wlazłem na taką właśnie minę i zajrzałem do Francuza, jak to przetłumaczył. No i szybko się dowiedziałem : wcale. Całego akapitu nie było.
Od niedawna tłumaczą też od nowa na angielski całego Tomasza Manna (może już skończyli), bo sławne przekłady pani Heleny Lowe-Porter (miała od 1925 wyłączność) były fatalne, pełne dziur, przekłamań, nawet wstawek tłumaczki itd. Dama średnio znała niemiecki, a Mann chciał jak najprędzej zaistnieć po angielsku, więc dał się wrobić, bo sam słabo znał angielski. Przez pół wieku cały świat anglojęzyczny czytał jednego z największych pisarzy XX wieku w takim kształcie. Itd…
Słomczyńskiego mi komentować nie wypada…
PMK
a tymczasem… Renee Fleming się zaręczyła i we wrześniu będzie ślub 🙂
http://fb.me/KqbPZqtC
Hi, hi:
„Threnody for the Victims of Hiroshima” by Krzysztof Penderecki: I first heard it in high school, where I had a special class for composition. I loved it because it sounded like what it was about.
Żeby wiedziała, jak się to nazywało na początku i że to było o niczym… 😆
PMK: zawsze mi się wydawało, że ten cały Słomczyński w Szekspirze jest do… 🙄
A tymczasem Chopin świętoszek zerwał przedstawionko, bo George obrażała gospodarzy 😆
„Suknią go nie zdobędziesz. Nie jest mężczyzną. Jest kobietą” – pani d’Agoult o Chopku 😈
A to małpa z tej Marie 😆
Ależ Pani Doroto, jak tak można! Taki wielki tłumacz i do tego wszystko zrobił! A fe, a fe!
PMK
P.S. Jak się wsadza smileya, bo nie umiem?
Ale za to zawsze miło zobaczyć Annę Massey na ekranie
Mamusia słodka 😆
Tabelka emotikonów:
http://codex.wordpress.org/Using_Smilies
A czy kierowniczka raczy sobie czerwonego chilijskiego caberneta? Skoro już tak razem oglądamy ten śmieszny film?
Ja sobie popijam sherry.
Oj, nie udało się zgwałcić dziewicy… 🙄
Chyba całkiem na trzeźwo tego filmu się nie da 🙄
U, pojedynek 😯
Chopek się pojedynkuje! 😯
O rany… 😆
Fakt, nie da się na trzeźwo…
Dostał mleczko. W kieliszku. Jak ładnie 😀
Zdrada! Kierowniczka miała dziś pić szampana, nie sherry. Ustalenia były wyraźne. 😉
Ale postanowił zostać dziewicą
– Nie.
– Dlaczego?
– Pewne czyny są niestosowne 😆
Bobiczku, przykro mi, nie mam w domu bąbelków. Ale za wiadome zdrowie mogę sobie te bąbelki wyobrazić 😉
Konsumuje z muzyką 🙄
A jednak… 😆
Pani Kierowniczka, Pan Piotr Kamiński: w sprawie Słomczyńskiego.
– Możemy zamknąć?
– Nie, kochanie, powietrze ci służy.
(kaszel)
😆
Zleciało w jedną chwilę 😀
Exactly, babilasie 😆
Aleście się ubawili A ja z Was 😯
Ten tekst Staniewskiej o Wielkim Tłumaczu kiedyś chodził w samizdacie, bo nie chcieli jej publikować 🙂
Kiedyś chciałem przeczytać Swifta w wersji Słomczyńskiego. Kilka razy dochodziłem do strony 5, dalej się nie dało. Wionęło bezbrzeżną nudą. Całkiem na odwrót niż w oryginale.
A faktycznie, że PMK tłumaczył Chandlera! Nawet gdzieś chyba mam. The Lady in the Lake??
Dziękuję Kierownictwu za polecenie tego wiekopomnego dzieła kinematografii 🙂
A Słomczyński i myśl wkładana między nogi, to przecie klasyk!
Słomczyńskiego cenię chyba wyłącznie za Joe Aleksa. Trochę nadęte te kryminały, ale przynajmniej trzymają się kupy…
Dzięki, Babilasie, gdzieś mi się ten wielki klasyk zawieruszył.
PMK
Dobry wieczór wszystkim: – w sprawie gorącej dyskusyji o za wolnym ( jak na niego) wykonaniu MM, to uprzejmie donoszę , ze dziś w Dortmundzie Schubert odjechal w tempach bardzo zdrowych. Patrz bis, czyli ostatnia częśc „Wielkiej”..:)
A niby tu padało, a niby ciśnienie niskie..: a 11stron finału tylko śmignęło! Gorąco było!
Pozdrowienia dla dyskutantów.
Joe Aleks przynajmniej nie wymagał tłumaczenia 🙄
No i to jest, kochany Mapapie, prawdziwie krzepiąca wiadomość 😀 Serdeczności nach Dortmund 🙂
Pozdrawiamy naszą zasłużoną mapapę 😀
Niestety, The Lady in the Lake przetłumaczył niezapomniany tłumacz (Tadeusz Jan Dehnel?), któremu na koniec Capablanca pomylił się z Casablanką („Nadajesz się do tej Capablanki”, kiedy Marlowe ustawia sobie problem szachowy Capablanki). To on machnął słynne „Watsonie, czy Wedlock ci służy” oraz „Nowoczesny Kwartet Jazzowy” (Modern Jazz Quartet).
Ja tłumaczyłem Siostrzyczkę. Ostrzegam przed wydaniem Prószyńskiego, gdzie pani redaktor usunęła wszystkie dowcipy.
PMK
Dehnel to był tytan pracy, on chyba książkę w tydzień tłumaczył 😯 Jak zobaczyłem spis jego publikacji to się przewróciłem.
Siostrzyczkę miałem. Ale gdzie…
Swoją drogą ciekawe jak Chandler w innych językach. W polskim nikomu nie udało się znaleźć adekwatnego stylu, moim bezczelnym zdaniem. Nie to co Hemingway.
Siostrzyczkę miałem. Ale gdzie…
Zaskakujących szczegółów z życia Tadeusza się dowiadujemy. 😆
Powie Pani Fleming, że Tren to oszustwo :P?
No, oszustwo to może nie, on ten utwór po prostu sobie napisał i nazwał bodaj 8’37”, ale Roman Jasiński, radiowy szef od muzyki, namówił go przed wysłaniem utworu na Międzynarodową Trybunę Kompozytorów UNESCO, żeby zmienił tytuł 🙂
wiem o tym 🙂 i co my z tą wiedzą teraz mamy zrobić ;> ?
Nic 🙂
My nic, ale każdy artysta powinien takie podstawowe rzeczy znać i stosować 😎
Masz racje, z http://klezmer.com.ua/events/images/psoy.jpg miewamy podobny image. Sciagnac Timura Fishela z „Di Toyre”.
Jak tu budzić, jak za człowiekiem jakieś koszmary chodzą…
Pobutka nie zasługuje na swoją nazwę, ale co robić, gdy praca i życie wzywają?
Jeszcze o Słomczyńskim, pierwszym po Boyu, tym któremu Bóg powierzył honor tłumaczy. Pierwszą rzecz, jaką Słomczyński otrzymał do przetłumaczenia – „Batholomew Fair” Benjamina Jonsona – dał matce (Angielce) do zrobienia tzw. rybki (z uzasadnieniem: „Ja tam wielu słów nie rozumiem i szukanie po słownikach zajmuje wiele czasu”) i jeszcze wytykał jej błędy. Czego można się dowiedzieć ze wspomnieniowej książki córki (Małgorzata Słomczyńska-Pierzchalska „Nie mogłem być inny. Zagadka Macieja Słomczyńskiego.” Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003).
Dzień dobry,
1. Znowu (właściwie mogę już powiedzieć „jak zwykle”) nie słuchałem trybunału. Próbny rozruch rowerów, szkoda wczorajszej pogody.
2. Tłumacze omijający fragmenty tekstu? Zgodnie z zasadą „when in doubt, leave out„. Stosować ostrożnie.
3. Nowoczesny kwartet jazzowy… Nie takie rzeczy…
Jedyne, co mogę powiedzieć na (wątpliwą) obronę, to że tłumaczenia książek odbywają się zgodnie z wszechobecną polską zasadą „jak najszybciej, jak najtaniej”.
Nie mówiąc już o tym, że „tłumaczyć każdy może”. W końcu to tylko przepisywanie tekstu w innym języku.
Nie na darmo swojego czasu w PKD kiedyś było „tłumaczenia i usługi sekretarskie”. Teraz już chyba to zmienili.
Oj, tak, praca i życie wzywają… 😈
Ha, ja już jeżdżę regularnie na rowerze!!! Ale Wrocław prawie najcieplejsze miasto w Polsce 🙂 (naprawdę: Legnica….).
To jest radość. Jak Bach wytrzymywał bez roweru to ja nie wiem.
A ja do dziś się nie nauczyłam… 🙁
Bach chyba nie miał daleko do pracy.
A rower nie jest jakimś sińcem kwa non.
Ja, pomimo że do roboty nie mam daleko (11 km), nie mam warunków żeby się doprowadzić do porządku kiedy zapanują już upały.
Przepisywanie w innym języku. Fajne. Powiedzcie to Irenie Tuwim na przykład. Też przepisała Kubusia Puchatka w innym języku. Inna pani przepisała dużo dokładniej i nikt nie chce tego czytać. Czy tłumaczenie Ireny Tuwim jest lepsze od oryginału? Chyba niekoniecznie, ale tylko dzięki braku dokładności jest w stanie oddać nastrój oryginału.
A jak tłumaczyć muzykę żydowską? Na szczęście nie trzeba. Ale co to jest, tego np. w Izraelu prawie nikt nie wie. Pytałem o muzykę żydowską w sklepach, pytałem miejscowych mieszkańców, których całkiem nieźle znałem i jedni twierdzili, że czegoś takiego nie ma, inni coś proponowali, ale każdy coś zupełnie innego. Jeśli ktoś chce sobie wyrobić jakiś pogląd, musi przyjechać na festiwal do Krakowa. Ale i tam może nieco zgłupieć.
W muzyce powaznej trudno o czymś takim mówić. Czy ktoś może powiedzieć, że muzyka żydowska to Wielka Msza h-moll pod Minkowskim? Już prędzej Pasja Mateuszowa albo Św. Jana pod Minkowskim. Nie tylko dyrygent ale i prawie wszyscy soliści odpowiadają. Nie robię żartów z powaznych rzeczy tylko sprowadzam do absurdu. Bardzo wybitnych muzyków narodowości żydowskiej mamy bez liku. I uważam, że bardzo dobrze, iż w swojej twórczej działalności nie wykształcili jakiejś narodowej specyfiki, bo dzięki temu są na szczycie uniwersalnym a nie jakimś tam szczególnym.
Odrębna sprawa to ukształtowanie jakiejś tradycji muzycznej – kompozytorskiej i wykonawczej (tu mam wątpliwości czy warto) w Izraelu. Ale i z kompozytorską mam wątpliwości. Po co mieć coś wspólnego, jeżeli to w jakimś sensie ogranicza. Mamy kilku wybitnych kompozytorów polskich. Dodając jeszcze kilku, którzy zmarli w ostatnim 50-leciu jest się czym pochwalić. Ale niewiele mają ze sobą wspólnego i to chyba dobrze.
Dla mnie osobiście muzyka żydowska to tańce modlitewne takie jak w Austerii i dobra muzyka klezmerska. Np. Krakauer, szczególnie z kantorowymi śpiewami.
Filmy żydowskie to żart chyba. W takim kontekście jak „najlepsze filmy polskie to filmy żydowskie” prawdziwe będzie stwierdzenie, że najlepsze filmy amerykańskie to filmy żydowskie”. Ale nawet filmów Woody Allena nie nazwałbym żydowskimi. Tym bardziej Spielberga niezależnie od tematyki. U Allena można dyskutować nad tym czy owym, ale nadal to będą filmy przede wszystkim amerykańskie. Dalej można wymieniać dziesiątki amerykańskich twórców filmowych, ale to pozwoli tylko uznać, że wkład narodu żydowskiego w amerykańską sztukę filmową był dominujący lub znaczący – jak kto woli.
Dzięki piękne za rejestrację wczorajszego Turnieju.
Pisała PK, że 1,5 godziny przeleciało jej na balecie „I przejdą deszcze…”. Hm…
Za każdym razem, gdy kupuję program do spektaklu (teatralnego, baletowego, operowego), mam dylemat: czytać przed, po, czy tylko obejrzeć obrazki, stronę graficzną i… na półkę do archiwum. Z zastrzeżeniem „czytać za kilka lat”.
Ze względu na brak czasu nie mogę tego wątku rozwinąć. O tyle szkoda, że jest to temat kopalnia. Aż się prosi o jakąś dysertację. Może na emeryturze poświęcę temu trochę chwil. A piszę o tym nie bez powodu. Byłem bowiem na wspomnianych deszczach, przed którymi przeczytałem jednak słowo wstępne Krzysztofa Pastora. Dla tych, którzy nie byli, powiem tylko, że całość podzielił on na cztery części: „Czas wspólnoty”, Czas lęków”, „Czas klęski” i „Czas tęczy”. Widać od razu pewną symetrię idei, emocji. Pierwsze ogniwo – wywołuje pewne znużenie. Nazywając rzecz po imieniu: wtórność roboty choreograficznej, przewidywalność, prymat techniki nad emocją, teatrem tańca. Dopiero druga część wnosi coś nowego, powoduje szersze otwarcie oczu. Które, szczęśliwie, trwa do końca. Chociaż brakowało mi czytelnego, ostrego podziału na wspomniane części (np. zdecydowanie więcej można było osiągnąć pracą światłem). Zdziwienie budzi tylko koncepcja postaci tańczonej przez Rubiego Pronka, a nazwana z pewną egzaltacją „Tchnieniem”. Tak po prawdzie widzę tu raczej brak koncepcji. Od strony choreograficznej – powiem wprost – odczułem zawód. Mieć dla takiego tancerza tylko tyle – gest ograny już ze szczętem od czasu Matsa Eka, parę powtarzanych nieustannie elementów (takie baletowe ostinato) i… niewiele więcej, co tłumaczyłoby tak górnolotne nazwanie postaci. Chociaż łapię się w tym momencie na myśli, że przecież to tylko właśnie tchnienie, muśnięcie, inspiracja, podczas gdy podświadomość z uporem dorzuca przedrostek „na-„. Ale nawet jeżeli tchnienie – to niech to nie będzie ostatnie – ogranej już trochę estetyki. O pracy całego zespołu – można z rosnącą przyjemnością. I nadzieją, że wkrótce z entuzjazmem. Najlepiej już w czerwcu. Wówczas przynajmniej nie będę miał wątpliwości: czytać – nie czytać programu do „Święta wiosny”.
„Fredzia Phi Phi” zdaje się bywa używana jako materiał porównawczy na studiach translatorskich.
Ulegacie stereotypom (a propos jakoby podobnego image, gdy w garniturze) http://krytykapolityczna.pl/images/stories/fotorelacje/Alina_Cala/P1011293.JPG (ale nawiazanie do idei cd „Uternationale” i 1. na cd piesni zwlaszcza oczywiste, choc 🙂 wczesniej). Dzis 19.00 w S-1 Maria Pomianowska z Przyjaciolmi dla Japonii. びぇびぇ!!
Stanisławie – tu się nie zgodzę. Filmy żydowskie, w języku jidysz i opowiadające o żydowskim życiu, jak najbardziej w przedwojennej Polsce istniały. To jest przykład z tych popularnych:
http://www.youtube.com/watch?v=Qum-_0N8Rok
A bardziej poważny:
http://www.youtube.com/watch?v=4yg-sEBoAYc
No i nie zgodzę się z twierdzeniem, że „muzyka żydowska to tańce modlitewne takie jak w Austerii i dobra muzyka klezmerska” – to jest stereotyp. Niestety szkodliwie rozpowszechniany przez miłosników „żydowskiej Cepelii”. Naprawdę – jak pisałam – kultura żydowska to nie tylko kultura sztetlowa.
Tu chyba dużo zależy od tego, jak się tę żydowskość definiuje. Czy Singer, stając się uniwersalny, przestał być żydowski? Dla mnie nie, ale może dla kogoś, kto rozumie żydowskość w sposób czysto cepeliowski, jednak przestał. A czy nie jest żydowski na przykład Roth? Dla mnie jest, ale potrafię sobie wyobrazić, że ktoś się na mnie oburzy i zakrzyknie „a skądże, Roth jest amerykański!”.
Punkt dojścia często zależy od punktu wyjścia. 😉
Dialog w filmach Allena nie jest za grosz amerykanski. Zreszta, co to znaczy amerykanski? Jest nurt zydowski w amerykanskiej kulturze i ma sie dobrze. Ten sam styl ma „Curb your enthusiasm”. Kiedy przesmiewca Jonathan Stewart zaprasza do swojego programu znajomego wspolplemienca ( bo to niekoniecznie religijna wspolnota musi byc), odjezdzaja w rozmowie w tak upiorne przebitki i przechwalanki, ze nie sposob polapac sie o co chodzi, jezeli nie zna sie realiow zydowskich okolic wschodniego wybrzeza. Zakladam, ze to prawda, bo nie znam, ale cos musi ich laczyc cholernie mocno, bo rozumieja sie jak lyse konie.
Zydowska matka, hipochodria, skupienie sie na sobie, to typowe tematy komikow ktore sa latwo rozpoznawalne i zazwyczaj smieszne.
Zreszta wedlug mnie najzabawniej jest jak ludzie smieja sie ze swoich przywar i stereotypow (to tak na marginesie watku trzy wpisy wstecz). Czarni ze swoich, Zydzi ze swoich, Luteranie ze swoich, czerwonoszyjce ze swoich. Dziwnym trafem ani katolicy ani Polacy nie wytworzyli podobnego nurtu. Jeszcze?
A co ma powiedzieć taki John Zorn?
Swoją wytwórnię nazwał „po żydowsku”, ale w swoim życiu grywał już i cicho i głośno, po europejsku, amerykańsku, japońsku i „po innemu”, a lubujący się w „gatunkowaniu” krytycy przy jego twórczości połamali sobie chyba wszystkie zęby. Grał z takimi różnymi typami jak Mike Patton, Bill Laswell, David Byrne, a i tak u nas jest kojarzony przede wszystkim z „klezmerską” Masadą (przynajmniej takie mam wrażenie).
Pozdrawiam!
Ja bym powiedział, że są i w Polsce takie miejsca (czy środowiska), w których śmianie się z własnych, polskich przywar, słabości i stereotypów jest na porządku dziennym. Nawet daleko szukać ich nie trzeba. Nie wskazując ogonem… 😉
Ale jest też oczywiście spora, chyba bardzo zakompleksiona grupa Polaków, którzy autoprześmiewczość traktują jak zamach na narodowe świętości i kalanie gniazda. Cóż, można tylko mieć nadzieję, że w miarę leczenia się z kompleksów będzie im to przechodzić.
Z katolicyzmem to jeszcze inna sprawa. Według mnie np. David Lodge bardzo ładnie się z własnego katolicyzmu śmiać potrafi. No, ale fakt, on nie Polak-katolik. 😉
Moi kochani, wyśmiewanie wyśmiewaniem, ale kultura nie tylko na tym polega, chciałam Wam przypomnieć 😀
E, to tylko taki dygresyjny ukłon w stronę poprzedniego wpisu był, Pani Kierowniczko. 😆
No tak 🙂
Tak mnie cały czas korciło, żeby spytać co to ta muzyka żydowska. Trochę wynikało, że każda którą tworzy/wykonuje Żyd czy osoba pochodzenia żydowskiego.
Nie zgodziłbym, że dialogi u Allena nie są amerykańskie. Są tak samo amerykańskie jak filmy Wildera. Jak wiele za to je odróżnia od Polańskiego (który nota bene stworzył jeden z najwspanialszych filmów noir, będąc całkowicie spoza kultury amerykańskiej), który jest europejskim reżyserem, nawet nie polskim. Nie widzę różnych obsesji polskich u niego. Które pięknie i koszmarnie Redliński opisuje w opowiadaniach z USA.
To nie jest kultura-monolit, ta Ameryka, ale niezwykle barwny stop różnych kultur. I oczywiście, że swoje pochodzenie żydowskie można rozgrywać jak kartę przetargową, od razu Kosiński przychodzi do głowy.
Polanski nie robi filmow o sobie, a Allen tak. Podobnie jak Tati o panu Hulot, Allen opowiada o tym samym znerwicowanym hipochodryku.
Amerykanskie dialogi to takie ktore rezonuja w Texasie, Detroit i Nowym Jorku, czyli cale Hollywood bez rodzynkow w rodzaju Polanskiego.
W obie strony można polemizować, czyli czy Polański nie o sobie, a czy Allen na pewno o sobie! Allena persona to taka wykreowana osoba, zresztą bardzo podobna do protagonistów Saula Bellowa (też wykreowanych).
Mam wrażenie, że my bardziej odbieramy intelektualną warstwę filmów Allena (tych amerykańskich, jemu się bardzo pogorszyło w ostatnich latach), a Amerykanie bardziej realio-wizualną — modne szajby, mody — stąd nie wiem czy na pewno nasz odbiór jest porównywalny.
Amerykanin-katolik, Kevin Smith nakręcił 11 lat temu „Dogmę”, u nas natychmiast okrzyczaną filmem antykatolickim, którym wcale nie była. Wręcz przeciwnie, tyle czułości , chociaż okraszonej potężną dawką nieszczególnie subtelnego (za to skutecznego) humoru dawno katolicyzmowi nie okazał żaden reżyser. Boga grała tam Alanis Morrissette, a jej głosem był Alan Rickman. Bardzo żałuję, że nic takiego u nas nie powstanie i za milion lat.
A teraz z zupełnie innej beczki. Płyta Kurzak „Gioia” ma się ukazać 2.05. Także na maj DG zapowiada DVD z rejestracją „Don Pasquale” z MET, z Netrebko i Mariuszem Kwietniem.
Sorry, że, ni z gruchy, ni z pietruchy tutaj to wrzucam, ale nie ma jeszcze takiego tematu. Może Pani Dorota zerknęła wczoraj i będzie miała ochotę coś napisać na swoim blogu? Mam na myśli wczorajszą transmisję Anny Boleny w Arte z Miłościwie Nam Panującą Netrebko. Dla mnie to był naprawdę arystyczny „odpał”. Muzealna inscenizacja (mimo, że nowa produkcja wyglądała jak z lat 50 XX wieku co najmniej), ale co za wokal! Matko Boska! Do Netrebko byłem dotąd sceptyczny i uznawałem ją za niezłą śpiewaczkę z dobrym głosem, ale windowaną bardziej marketingowo niż za zasługi. Wczoraj chyba wreszczie coś zaskoczyło. Można wprawdzie opowiadać, że to nie Callas, czy Gencer, ale dajmy spokój. Netrebko naprawdę dała czadu i stworzyła, wg. mnie, swoją pierwszą, naprawdę znaczącą rolę. No, a w duetach z Garancą ! Co tu dużo gadać – nie jest jeszcze tak zle z tą wokalistyką. Trochę tych dobrych śpiewaków teraz jest.
No przykro mi, ale byłam na koncercie.
Pani Netrebko niech tylko nie zabiera się za to, co nie leży w jej emploi. Jej ostatnia płyta z Pergolesim jest po prostu STRASZNA. Nie wszyscy mogą śpiewać wszystko.
Po przeczytaniu w koncu (a raczej w poczatku, ale dopiero teraz, zaalarmowany sms, co z S-1 – ???) tego opisu 1. 2 dni NMZ sie 🙂 ogolnie zgadzam, tj. wczesniej na Muzykancie tak samo zachwycilem sie Jorgosem z bracmi Oles (ale nie zgadzam sie, by mogli bez Jorgosa), a po wystepie mowilem Im o mych 1. skojarzeniach z R.G.Fonsem i W.(Szczu)Rekiem oraz by „pod pretekstem” perkusji zaproponowac ten ich program na w-wski Festiwal Sztuki Perkusyjnej prof. St. Skoczynskiego, a pozniej jeszcze dopisalem, by w Synagodze Nozykow tez to powtorzyc, a na Purim „wpuscic tam”… 🙂 Psoya z Danielem. Przy okazji, poniewaz np. „lern jidisze reperTojre” Psoya wymaga dla wielu tlumaczenia, poczynajac od tytulu piesni „auf den Przypiecek”, to 🙂 wersja dla grypsujacych, choc na innych przykladach http://www.man.torun.pl/archives/arc/muzykant/2011-04/msg00053.html w obie strony (tzn. „a” skladnia pol. zdania, a nie rodzajnik „di”). O Borisie Malkovskiem tez wczesniej na Muzykanta pisalem, ale bez krytyki. „AutorYno” – sa szanse – moze DK Praga zaprosiloby na swoj letni cykl „EtnoPraga”, by do tanca swobodniej (i by 🙂 po oczach publicznosci nie swiecili). Na konkursie „Nowa Tradycja” (pewno 13-V, bo nie-w-wskie na sob. czesciej) bedzie „Daktari”, czyli 20 minut (+ 🙂 Laureaci w niedz. moga byc, ale 🙁 wlasnie „zapeszylem”, nie dopuszczono na NT kapeli „Besquidians”, co mi sie muzyka podoba i osobiscie lubie, a 2 jej muzycy wyroznieni na „Fonogramie Zrodel” za cd kapeli „Fickowo Pokusa” z muz. trad.). Trafilem tez (i urywek o muzyce na Muzykanta dosle) na wywiad Mikolaja Trzaski przed sob. na Wyborcza.Pl, gdzie mowi m.in. – jak tez ze sceny – o zaslugach edukacyjno-inspiratorskich Raphaela Roginskiego. A tym czasem wlasnie 🙁 na Midrasz.Pl wwwsiakl gdzies artykul P.K. z 2004 r. o zbiorach M.Bieregowskiego – gdzie jest i wiecej?