Debiut-nie debiut, Trans-nie trans

Jednego dnia dwie nowe inicjatywy na Misteriach Paschaliach. Bardzo różnego gatunku i jakości.

Po południu w Wieliczce – La Morra. Koncert oficjalnie nazywany „Debiutem”. Trochę to dziwne, bo zespół już wielokrotnie (w różnych składach) w Polsce występował, a istnieje już od 10 lat, więc też nie jest już taki młodziutki stażem. Że niby debiut na festiwalu? To można by tak nazwać również koncerty zespołów Emmanuelle Haim i Christophe’a Rousseta, a jednak ich tak nie nazwano…

A koncert La Morry był świetny – na pewno jeden z najlepszych, które odbyły się w tym miejscu. Trzonem zespołu jest polski gitarzysta, lutnista, wiolista – Michał Gondko (tym razem na tzw. violi da mano) oraz jego żona Corina Marti grająca na fletach prostych i maluśkim klawesynie. Dziś wystąpili z nimi Anne Rongy na violi d’arco oraz dwóch śpiewaków, tenor (Giovanni Cantarini) i kontratenor (Doron Schleifer). Wszystko w bardzo dobrym gatunku. Temat: „Sekretna muzyka papieża Leona X”, przyjaciela muzyków z przełomu XV i XVI w., który utrzymywał prywatny zespół artystów. Co mu ci artyści grali i śpiewali, nie do końca wiadomo; repertuar koncertu był więc domniemaniem, acz opartym na badaniach historycznych; pięknie był przy tym skonstruowany. Nie darmo La Morra składa się z absolwentów Schola Cantorum Basiliensis. Michał (spotykałam go kiedyś na festiwalu Pieśń Naszych Korzeni, jeszcze w Starym Sączu) już na studiach w Bazylei założył ten zespół. Długie lata pracy teraz procentują. Mam nadzieję, że ci znakomici muzycy będą tu częściej przyjeżdżać.

Niestety musiałam wyjść przed bisem, bo jechaliśmy całą grupą na kolejny koncert, do Opery. A  tam – pierwszy koncert z zapowiadanego cyklu Trans, czyli Adrian Utley z zespołu Portishead i Will Gregory z duetu Goldfrapp wraz ze swoimi muzykami, kilkoma dęciakami z Capelli Cracoviensis oraz zespołu wokalnego Octava. Grali oni pod wspaniały niemy film La Passion de Jeanne d’Arc Carla Theodore’a Dreyera. Cóż, i tak naprawdę tego wieczoru przede wszystkim ten film robił wrażenie. Można go zobaczyć na Tubie w całości (z inną muzyką). Niesamowita wykonawczyni roli tytułowej, pyszne i plastyczne twarze mnichów (wśród których sam – młody jeszcze – Antonin Artaud!), świetny montaż i ujęcia kamer. Mogłaby nawet być cisza na sali i kto wie, czy wrażenie nie byłoby większe. A tu – co? Nic specjalnego. Jak na jakimś Święcie Niemego Kina – widziałam wiele ciekawszych ilustracji do kina niemego, a trochę się tego naoglądałam. Panowie popowcy zrobili po prostu dość porządną (czasem bardzo głośną, co było dla mnie jakby drugą kropką nad i w stosunku do wymowy samego tekstu filmowego) ilustrację, dość też eklektyczną (fragment bodaj w sali tortur przypominał nawet niebezpiecznie Pasję Pärta). Czy ten wieczór coś wniósł do festiwalu Misteria Paschalia? Chyba niewiele. A ludzie też nie pchali się tak drzwiami i oknami – na sali widziałam wolne miejsca.