Pół tysiąclecia Zieleńskiego
Nie wiemy o nim prawie nic. Ani gdzie i kiedy się urodził (prawdopodobnie w Warce), ani jak długo żył i gdzie zmarł. Wiadomo, że przez pewien czas działał w Płocku i Łowiczu. Podobno studiował we Włoszech – pewności nie ma, ale dowodem jest jego muzyka. Dwa zbiory arcydzieł, Offertoria totius anni i Communiones totius anni, wydane zostały w 1611 r. w Wenecji. A styl tych utworów waha się między polichóralnością na wenecki wzór a oryginalnymi pomysłami (we wstępie kompozytor pisze o swoim dziele: „primum a Polono novo modo concinnata”).
Powyższe opieram na komentarzu zamieszczonym w programie koncertu Musicalische Compagney w kościele św. Jacka. Dla mnie Mikołaj Zieleński łączy się ściśle z historią mojego śpiewania w chórze. A ta historia, dość długa i zmienna, nieźle ilustruje ewolucję wykonawstwa muzyki renesansu, jaka się przez ten czas dokonała.
W początkach istnienia chóru Ars Antiqua, a była to druga połowa lat 70. (niektórych z Was jeszcze na świecie nie było, panie bdziejku), bębniliśmy stale ten sam zestaw kilku, zwykle sześciu, motetów z Communiones: Per signum crucis, In monte Oliveti, Viderunt omnes fines terrae, Vox in Rama, O gloriosa Domina i na koniec energiczne Haec dies. Przyciężkie to było, z lekka romantyczne zwłaszcza w powolnych motetach, z egzaltowaniem się straszliwym zwłaszcza w Vox in Rama (adekwatnie do dramatycznego tekstu mówiącego o rozpaczy Rachel po śmierci synów), czy ponurym In monte Oliveti (do tej tradycji nawiązuje dzisiejsza Ars Antiqua, nie mająca nic wspólnego z dawną), z wesołym „podskakiwaniem” w Viderunt czy Haec dies. Może nie było aż tak, prędzej tak. Lubiliśmy to, trzeba powiedzieć.
Lata później wróciliśmy do Zieleńskiego z naszym dyrygentem, Maćkiem Jaśkiewiczem, który jednak dzielnie przez ten czas śledził, co się dzieje na świecie i co mówią badania muzykologiczne – oczywiście w granicach potrzebnych chórowi jednak amatorskiemu. Inna epoka: już było wiadomo, że te utwory wykonywało się z instrumentami. Skład naszego chóru był już wtedy trochę większy, więc można było się pokusić o śpiewanie parochórowych Offertoriów, a nawet Magnificat na trzy chóry. Początkowo, bez instrumentów, brzmiało to mniej więcej podobnie, potem zostały dookooptowane puzony renesansowe, flety proste i różne tam takie. To brzmiało już całkiem inaczej: lżej, płynniej, zgrabniej. Trochę jakby tak. Chyba jeszcze bardziej to lubiliśmy.
Dalszym ciągiem, dużo później, było takie wykonanie. Na rynku pojawiło się i takie. To już był koniec z ciężkim Zieleńskim. A z czasem przyczynił się do tego też Holger Eichhorn.
To już legenda muzyki dawnej. Bydgoszczanin, po wojnie wychowany w Bremie, studiował w Berlinie nie tylko muzykę, ale też medycynę i teologię. Prawdziwy erudyta, a przy tym utalentowany muzyk: grywał na kilku instrumentach, w tym na kornecie, na którym grać nauczył się sam i z czasem stał się wręcz wirtuozem. Dziś już niestety jest starszym panem i na kornecie nie gra, ale wciąż prowadzi założony przez siebie w latach 70. zespół Musicalische Compagney i jest wierny wypracowanej przez siebie i wystudiowanej w źródłach muzykologicznych estetyce. A także obszarowi muzycznemu: późny renesans/wczesny barok. W tym dzieła polskie, a wśród nich (Pękiela, Mielczewskiego itp.) i Zieleński.
Przedstawiona nam wersja była nader kameralna, na zasadzie: tak krawiec kraje, jak materiału staje. Zespół instrumentalny: dwoje skrzypiec, dwa kornety, puzony, organy i chitarrone; śpiewaków zaledwie sześciu. Jak tu kombinować dwa chóry Zieleńskiego, a nawet trzy? Otóż bywało tak, że z poszczególnych chórów śpiewał jeden głos, np. z jednej strony bas, z drugiej alt. A w Magnificat było już wręcz skrajnie: pierwszy chór okrojony do drugiego sopranu, drugi pełny, za to w trzecim wyłącznie najwyższy tenor. Cienko to brzmiało. Ale zachowane zostało owo brzmienie, które tak w tej muzyce lubię: jasne, łagodne i lekkie, uskrzydlone ozdobnikami skrzypiec i kornetów. Na pewno bardziej mi się podobało niż rejestracja dzieł wszystkich Zieleńskiego przez zespoły Stanisława Gałońskiego, którą przedstawia się jako osiągnięcie (tylko chyba dlatego, że jest pierwsza), a która dla mnie jest niestety dość nudna.
Komentarze
Cienko brzmiało, w porywach cieniej, ale przyjemnie.
Tu kilka zdjęć z wydarzenia
Zdjęcie z organami jest podpisane „cynk” …
Bo tak było w programie ‚cynk’.
A w omówieniu: „rozwijał sztukę gry na cynku (kornecie)”
W kornet też dął jeden pan, a może czterech. 😀
Ale to nie cynk przecież, ino organy. Cynków nie widać na żadnym zdjęciu, to pewnie ci dwaj obok puzonów, ale jest ciemno.
Cynkowe organy??? 😯
Swoją drogą, polski barok wciąż skrywa dla mnie wiele tajemnic. (Nie, żeby międzynarodowy nie skrywał…)
Pobutka.
Co do brzmienia – może cienkie, ale wściekle stylowe! Muzyka polichóralna wcale nie była wówczas wykonywana przez „chóry’ w dzisiejszym rozumieniu. Każdy, kto dziś śpiewał Zieleńskiego w chórze, wie, jaka to potrafi być męka: a to profondowe głębie w basach, a to jakieś „wydzieranie się” upiornie wysoko w sopranach, a to głos mający jednocześnie skalę altu i tenoru… Więc się to transponuje, łamie głosy, i wyczynia inne cuda. Rezultatem są takie wykonania jak wspomnianego Gałońskiego – niekompetentne, niestylowe, dziwaczne i nudne.
Tymczasem źródła z epoki (Zarlino, Praetorius i in.) są jednoznaczne: obsada wynikała z chiavetty czyli układu kluczy. Nic to, że wszystkie głosy były w drukach zwyczajowo otekstowane – niektóre były z założenia czysto instrumentalne! Tylko coro cappella (jak środkowy w Magnificacie) zapisany w kluczach „wokalnych” mógł być obsadzony w całości wokalnie, jako „SATB”, coro grave i coro acuto były w zasadzie ZAWSZE solowe, z instrumentami. Tak wykonują dziś tę muzykę specjaliści, jak McCreesh i tak też uczynił Eichhorn, pionier stylowego wykonywania muzyki XVII w. Jego celem było pokazanie wszystkich możliwych typów obsady muzyki Zieleńskiego, wynikających z naprawdę b. zróżnicowanego zapisu w źródle – ta muzyka objawiła się więc po raz pierwszy jako niezwykle barwna, prawdziwie już zwiastująca barokowe concertato, choć zarazem mocno renesansowa w fakturze.
Cóż, „cienkość” to także była kwestia nieco nierównej formy śpiewaków (ale nasi kontratenorzy z UMFC byli świetni w skrajnie trudnych partiach canto!), czy akustyki dłuuugiej nawy Jackowej świątyni, ale same obsady były absolutnie perfekcyjnie dobrane i nie wynikały z „niedostatków materii do krajania”. 🙂
Cynk
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/8/86/Three_cornetts.jpg
Wczoraj to były takie jak ten środkowy z liskowego zdjęcia. U mt7 jako żywo cynków nie ma 🙂
@ Piotr Maculewicz: ja się nie czepiałam jakości brzmienia jako takiego, bo było naprawdę piękne. Ale, jak już jesteśmy przy chórach z Magnificat, to czy w tym najwyższym nie powinien śpiewać również najwyższy głos? I swoją drogą, skoro wszystkie głosy były otekstowane, to skąd wiadomo, że akurat te się śpiewało, a tamtych nie? To chyba jest informacja z gatunku nie do końca pewnych.
Wypowiedziałam się, a teraz znikam na jakiś czas 🙂
Aha – ten Zieleński Bornusa z Linnamuusikud, o ile pamiętam, był robiony pod wpływem Eichhorna. Marcin z nim współpracował.
Cynkowe może nie, ale z dodatkiem cynku się zdarzają.
Zmieniając trochę epokę, Gostki Trzy wybierają się 15 X do S1.
M. in. MM + SV w III HMG.
No jasne, wpuścić chłopa na salony 🙂
Pan Martin Lubenow grał na organach i cynku, nie na organach zwanych cynkiem.
Akustyka nie sprzyjała, to prawda, ale ponieważ rzecz była nagrywana przez radio, to możliwe, że poszczególne składniki lepiej będzie słychać w odtworzeniu.
Ciekawe, czy ten szczególnie donośny instument, skutecznie zagłuszajacy w porywach śpiewaków, to był właśnie cynk?
Było dosyć ciemno i niewiele widziałam.
Mikołaja Zieleńskiego bardzo lubię. I zgadzam się z Panią Dorotą – faktycznie „stare” wersje CC są takie sobie. Ale we wrześniu pięć utworów Zieleńskiego zaśpiewał w Krakowie King’s Singers i… byłem urzeczony 🙂 Najbardziej podobał mi się Viderunt omnes. W ogóle mam takie nieco dziecinne 🙂 wrażenie, że ten polski barok powoli przebija się do świadomości – i to chyba nie tylko polskich wykonawców i słuchaczy…
@mt7 – tak, to był cynk, najpiękniejszy instrument dęty, jaki dotąd wynaleziono 🙂
@ Dorota Szwarcman – to ciekawy problem, istotnie, „z gatunku nie do końca pewnych”. To, co opisałem wyżej, to pewien ideał stylistyczny, ale wczesny barok to była epoka eksperymentów i nie było takiej reguły, której by nie łamano dla osiągnięcia ciekawych efektów, więc claves signatae to też była tylko sugestia. Niemniej choćby z (dość zresztą ubogiej) ikonografii wynika, że nie stosowano obsad „masywnych”, prawie nigdy nie widzimy czegoś takiego jak chór (a jeśli co tak wygląda, to najpewniej jest to kongregacja śpiewająca chorał, nie polifonię), rzadko widać, że choćby kilku śpiewaków dzierży w dłoni partesy głosowe.
To, że głosy były tekstowane wskazuje, że traktowano je jako opcję do wyboru. W coro grave winny grać puzony, ale śpiewać można było np. albo alt, albo tenor, albo bas, dobierając stosowne do tego puzony itp. Jest jeszcze dość trywialna przyczyna praktyczna – nie było wtedy partytur (Zieleński tu akurat jest wyjątkiem) ani kresek taktowych, a próby odbywał się zapewne dość podobnie jak dziś. Więc maestro di cappella, który dziś krzyczy „ŹLE!!! Jeszcze raz od taktu 27!!”, wtedy mógł krzyczeć „ŹLE!!! Jeszcze raz od słów ‚ascendit Dominus’!!” i wszyscy się „łapali”.
Poniżej zaś małe uzupełnienie dyskusji o wykonaniach polichóralności weneckiej. Pierwsze jest chóralne, „tak jak stoi w nutach” (uwaga – boli!…), drugie zaś to „concertato” zgodne z ówczesnymi zasadami (do posłuchania tylko kawałek jako „zajawka”, ale już to wiele mówi).
Tak, to wbrew pozorom jest TEN SAM utwór… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=UPAXftncT98
http://www.hyperion-records.co.uk/tw.asp?w=W5231
No to jedną rzecz mam ostatecznie załatwioną – nie nabędę tych płyt Gałońskiego, mimo że Fredriksen śpiewa. 🙂
A ten instrument zagłuszający, to musiał być cynk, nic innego.
http://www.youtube.com/watch?v=aJwMsxAdMkQ&feature=related
Raczej nie, Wodzu Wielki.
Myślę, że to był ten kornet wymieniony w programie. Z daleka i w ciemności przypominał skrzyżowanie fagotu z fujarką. Któryś z tych, tyle tych instumentów dętych.
Z mojego miejsca nie widziałam, że „organista” grał jeszcze na innym instrumencie.
Dobrze, zawsze człowiek się czegoś uczy, poza obcowaniem z muzyką.
A w internecie pod hasłem kornet same trąbki i puzony.
Puściłem głośno ten link od Wodza i otoczenie zaczęło się dopytywać, co to za jazz leci. 😆
Bez sensu. To był spory instrument, te są zdecydowanie mniejsze. Kończę występy, zanim utonę w cynkach. 😀
Opera Dworcowa
Są różne kornety, czyli cynki. Dżentelmeni na zdjęciu trzymają właśnie takie różne, z lewej mniejszy, z prawej większy. Ten z linku jest mniejszy.
@ Piotr Maculewicz
Dwa linki niestety zatrzymują komentarz w poczekalni i dopiero ja go mogę wpuścić. Dlatego powyższy musiał poczekać.
Byłam na pewnej projekcji i pewnej konferencji. Z pierwszą sprawą chwilę poczekam, bo premiera jest później. O drugiej napiszę wieczorem, po koncercie. 🙂
Jeszcze trochę cynkologii dla wyjaśnienia. Krótko, bo czasu nie mam.
Cynk (albo kornet), jak naucza Sachs, wywodzi się od rogu i wziął się jakimś sposobem z Persji, prawdopodobnie przez Bizancjum. Był znany w Europie już w X wieku. Zrobiony ze sklejonych i obciągniętych skórą dwóch kawałków drewna.
Wersja podstawowa to cynk krzywy = cornet à bouquin = krummer Zink = curved cornet.
Mniejszy – cornettino = Kleinzink
Większy – cornone = corno torto = Grosszink (taki dwa razy wygięty)
Rzadziej występował cynk prosty = gerader Zink = stiller Zink = cornetto diritto = cornetto muto
Na obrazku od Liska od lewej: prosty, krzywy, cornone.
Jeszcze większy, i to sporo, był serpent, basowy instrument używany do akompaniowania chórom.
Bobiku, to jest minimalizm, nie jazz. 😛
No ale to otoczenie pytało.
Cudna Opera Dworcowa.Ciekawe,co by na to powiedział ceniony na Dywanie miłośnik pociągów??
Pani Redaktor, czy można prosić o wyjaśnienie arytmetyki tytułu?
Żeby już skończyć o cynku (kornecie): prawdziwy (!!!) cynk oraz plakat, a nawet całą gazetkę o cynku mają w Camera di Foto (budynek Res Sacra Miser przy Krak. Przedm. 62). Gazetka jest prześliczna, są tam teksty Maculewicza i Ewy Walasek, oni dogłębnie wszystko wyjaśniają, rozbierają historię i budowę tych instrumentów, jest też dyskografia cynku i płyty do posłuchania na miejscu – nie miejsce tu na ich cytowanie, można pó∆ść i przeczytać.
Mnie interesowałyby najbardziej relacje źródłowe, które potwierdziłyby intuicję Eichhorna: czy taka interpretacja była już w modzie, czy była dopuszczalna, może wiodąca, i jak inaczej jeszcze wtedy wykonywano taką muzykę?
Koncert balsamiczny, cudowne kontratenory – wykonanie robiło wrażenie spójnego i konsekwentnego. A kiedy będzie w radiu?
Ja nie redaktor i nie pani, ale wydaje mi się, że Zieleński urodził się OKOŁO pół tysiąclecia temu wstecz, bo dokładnie nie wiadomo. Jak całe państwo mogło obchodzić tysiąclecie na równie niepewnych kwitach, to Zieleński może pół. Jestem za. 😎
Kompozytor urodził się podobno ok. 1550 r. Jeśli mogę wybierać, to wolę ‚pół tysiąclecia Zieleńskiego’ (vide Wielki Wódz) niż ‚czterechsetlecie wydania utworów Zieleńskiego’. A jeśli nie mogę, to połknę wiedzę z tego wpisu pod dowolnym tytułem. 😛
Wodzu Wielki, tylem naogladała tych cornettów, ze mnie już żaden rozmiar, dźwięk i kształt chyba już nie zdziwi.
Dzięki za wykład i wyrozumialość. 🙂
Baaaardzo by mi się podobało, gdyby tak śpiewająco zapowiadano podróż na dworcach.
Możliwe nawet, ze człek by nie odjechał, bo chciałby posłuchać jeszcze. 😀
Dzisiaj nie mogę, niestety, udać się na cd. tj. muzykę polskich dworków XVII w.
Poszczególne tomy bądź całość Opera omnia Zieleńskiego wyd. przez PWM były swego czasu naszym dyżurnym prezentem dla zagranicznych chórmistrzów. Prezent robił wrażenie i to nie tylko dlatego, że ciężki 🙂
Właśnie ogłaszają wyniki I etapu Wieniawskiego: http://www.wieniawski.pl/transmisja_na_zywo.html
http://www.wieniawski.pl/news/ks/w-drugim-etapie-konkursu-zagraja.html
Widzę, że są na liście nazwiska paru osób, które wpadły w ucho PK i bazylice. 🙂
No proszę, zgadza się 🙂
Za kwadrans w Dwójce podsumowanie, to sobie włączę.
despero – witam. Dodam jeszcze, że Ewa Walasek to połowa znanego nam wydawnictwa kle 😉
http://okle.pl/main/about
A wspomniana galeria warta odwiedzenia. Są bardzo przyjemne płyty, zwłaszcza w dziedzinie baroku, w towarzystwie różnych zabawnych przedmiotów dobrych na prezenty 🙂
A wspominany przez ew_kę Christian Danowicz odpadł…
@ despero – to mój cynk, ten w Camera di Foto 🙂 piękny instrument autorstwa Grzegorza Tomaszewicza, świetnego budowniczego instrumentów dętych, zwłaszcza fletów podłużnych, ale też cynków, pomortów i in. Trochę na cynku grywałem, ale „zadęcie” jest ciężkie, trzeba by b. systematycznie ćwiczyć, by je utrzymać, a oczywiście nie ma na to czasu, jak się człowiek nie poświęci tylko temu… Mam też cynk „krzywy” Jeremy’ego Westa, ale wirtuozem raczej już nie zostanę :/ Warto wszakże było spróbować, jak się na tym gra i zweryfikować „czarną legendę” cynku, który jakoby wyszedł z użycia dlatego, że gra na nim miała być „morderczo trudna”. No łatwa nie jest, ale nie trudniejsza, niż np. na oboju.
Tu są zaprezentowane instrumenty pana Grzegorza Tomaszewicza:
http://www.youtube.com/results?search_query=Grzegorz+Tomaszewicz&aq=f
To jeszcze raz kunszt mojego ulubionego kornecisty – Bruce’a:
http://www.youtube.com/watch?v=5ZxEYq8rMSk
A jak on gra w owym pamiętnym nagraniu Jarzębskiego… mmm… 🙄
Jest już nowy wpis.
Jeśli można pięć groszy:
@ Dorota Szwarcman – solistą pierwszego chóru w Magnificat powinien być baryton, śpiewający najniższy głos chóru. Absolutnie popieram tu koncepcję sprawdzoną w praktyce przez McCreesha i popartą nielicznymi, ale zawsze, adnotacjami z epoki, iż to któryś ze SKRAJNYCH głosów chóru był wokalny. Dlaczego w takim razie nie sopran? Ano dlatego, że nie ta skala. Wokalnie sopran kończył się w tym czasie na g2, o czym świadczą solowe utwory z epoki. Pierwszy chór w Magnificat operuje w najwyższym głosie wielokrotnie powtarzanymi nutami a2, z całą pewnością przeznaczonymi do realizacji przez cynk. Kolejny argument – umiłowanie symetrii: jeżeli w środku ustawimy wokalną capellę (chór II), a po bokach chór I z solistą barytonem i chór III z solistą tenorem (partie altowe we wczesnym baroku bez wyjątku należy powierzać tenorom), uzyskamy piękny efekt Augenmusik.
@ Piotr Maculewicz: Piotrze, chiavette to nie układ kluczy W OGÓLE, lecz bardzo specyficzny jego rodzaj – zestaw kluczy wyższych niż w klasycznym C1, C3, C4, F4. Stąd nazwa: chiavette („kluczyki”) w przeciwieństwie do wspomnianych chiavi naturali. Kwestia to o tyle interesująca, iż dotyczy wstydliwego w Polsce tematu ignorowania TRANSPOZYCJI tychże chiavett, zgodnie z praktyką XVI i XVII wieku. Na Zachodzie pisał o tym Parrott już na początku lat 80, za nim poszła praktyka (Parrott, McCreesh, Pickett, Christie, Herreweghe i inni). Można by rzec, iż temat stał się znakiem rozpoznawczym postaw artystycznych, z opierającymi się wiedzy historycznej Jacobsem i Gardinerem na czele obozu znającego sprawę, lecz otwarcie ją odrzucającego. Tymczasem w Polsce cisza, ani mru mru, zespoły muzyki dawnej słowem się nie zająkną, jakie stanowisko wobec kwestii zajmują, gdyż przeważnie o kwestii nawet nie słyszeli. Skala problemu? Ot choćby psałterz Gomółki – na 150 psalmów 68 powinno być wykonywane kwartę/kwintę niżej od zapisu. U Zieleńskiego rzecz dotyczy głównie Communiones, np. wspomnianego tu Vox in Rama, przeznaczonego do śpiewania kwintę niżej. Wówczas dramat pani Racheli przestaje być rozdzierający, a staje się przejmujący…
Tropem tym poszedł również w muzyce starszej Marcel Peres, nagrywając onegdaj Requiem Ockeghema w niższej tonacji. Wówczas w czasopiśmie Studio podniosło się larum, jaka to szkoda pięknych partii kontratenorowych, znanych z anielskich nagrań zespołów brytyjskich. Tak jakby o stylowości w wykonawstwie muzyki dawnej miało świadczyć samo użycie kontratenora! Ot wyznawcy ruchu HIP, walczący ze stereotypami, stali się niewolnikami własnych, nowych schematów…
Jakub Burzyński – witam. No… robi się coraz ciekawiej 🙂
W samej rzeczy. A czy gdzieś można o tym poczytać w języku ojczystym, panie Jakubie? Najlepiej w wersji nie wymagającej najpierw studiów?
Wiem, głupio pytam. 🙂
Na czarną legendę cynku najlepsza jest biel cynkowa. 😎
Panie Jakubie, o której te koncerty u reformowanych, bo nie mogę znależć?
Ci panowie z zespolu wygladaja jak pracownicy banku na relaksacji i…
Witam 🙂 I przepraszam za najście, Piotr po prostu wkleił temat na FB…
Koncerty o 18, każdy, wstęp wolny. Strasznie żałuję, iż miasto uznało, że nie należy nas dofinansowywać, w związku z czym nie udało się włączyć do programu Tempesty dzieł wielkoobsadowych. Z zamiarem wykonania „jak trzeba” Magnificat i innych offertoriów noszę się od lat bez mała trzynastu…
O transpozycji chiavett przeczytać można w archiwalnych numerach Canora, przedrukowywali tam kiedyś oryginalne artykuły Parrotta. Sprawa była na wyspach głośna, dotyczyła bowiem Nieszporów Monteverdiego, te zaś jak wiadomo są świętą krową dla głównego oponenta Parrotta, Gardinera, który przypisuje sobie od lat monopol na prawdę w kwestii wykonania muzyki boskiego Claudio 🙂
Tytuł oryginalny rozprawki: Transposition in Monteverdi’s Vespers of 1610: An „aberration” defended. Early Music 4/1984. Polski przekład Canor 5/1995
Dzięki. Szkoda, że jedno i drugie pisemko jest poza zasięgiem. Z drugiej strony, muszę kiedyś zajmować się czymś innym.
Jeśli ktoś ma coś przeciw takim najściom, niech głośno i wyraźnie powie. 😎
A ja właśnie miałam pytać, czy La Tempesta nie miała nigdy w planach nagrania Zieleńskiego. Bo starczyłoby jej nie tylko wiedzy, ale i – co też bardzo ważne – temperamentu. Zieleński jest skandalicznie niedopieszczony pod względem fonograficznym 🙁
Panie Jakubie, czemu Pan przeprasza za najście? Wszystkich mających coś do powiedzenia bardzo chętnie tu widzimy 🙂
Proszę trzymać kciuki i pisać więcej podobnych postów 🙂
Jak na razie wciąż w kraju mamy sytuację, że finansujemy wykonawców spoza Polski, nie zawsze otrzymując wartościowy efekt. Paradoksem jest, iż obecnie Tempesta mogłaby wydać dobrą płytę z Zieleńskim w renomowanej wytwórni europejskiej, z dobrą promocją i dystrybucją, lecz nie ma szans na uzyskanie na to dofinansowania. Ktoś woli za to wypuścić na rynek miałki komplet dzieł w firmie DUX lub zaprosić trzeciej świeżości zespół z sąsiedniego kraju. W ten sposób rocznica została odhaczona, a kompozytor pójdzie leżeć na półkę na kolejne 10-20 lat…
Jako niepoprawny optymista mocno wierzę, że będzie inaczej 🙂
@ Beata 15:15
„Zieleński jest skandalicznie niedopieszczony pod względem fonograficznym” – to prawda,po raz kolejny okazuje się,że nie umiemy zadbać o odpowiednią promocję tego,czym akurat warto się pochwalić w świecie 🙁
Jako typowa pliszka co swój ogonek chwali, donoszę jednak że ostatnio Chór Filharmonii Wrocławskiej wraz z Orkiestrą Barokową prezentował Zieleńskiego ( i nie tylko) na festiwalu Varazdin Baroque Evenings, organizowanym od lat w niewielkim, ale historycznie ważnym mieście Varaždin w Chorwacji (tuż przy granicy ze Słowenią i Węgrami ). Dodam,że laureatką tego festiwalu bodaj w 2009 roku była Jolanta Kowalska,która tak podobała się w „Alcinie” 🙂
2011-09-24
godz. 19:00
Varaždinska katedrala
Agnieszka Franków-Żelazny – dyrygent
Marcin Szelest – basso continuo
Chór Filharmonii Wrocławskiej
Program:
Mikołaj Zieleński – Viderunt omnes fines terrae
Mikołaj Zieleński – Domus mea
Mikołaj Zieleński – Vox in Rama
Mikołaj Zieleński – Ego sum pastor bonus
Johann Sebastian Bach – Jesu, meine Freude
Mikołaj Zieleński – O gloriosa Domina
Mikołaj Zieleński – In Monte Oliveti
Mikołaj Zieleński – Magna est gloria eius
Johann Sebastian Bach – Lobet den Herrn, alle Heiden
2011-09-24
godz. 21:00
Festiwal Varazdin Baroque Veczry (Chorwacja) – Uršulinska crkva
Iwona Leśniowska-Lubowicz – sopran
Tomáš Král – bas
Wrocławska Orkiestra Barokowa
Marcin Szelest – organy
Program:
Marcin Mielczewski – Deus in nomie tuo
Marcin Mielczewski – Canzona prima a 3
Stanisław Sylwester Szarzyński – Veni Sancte Spiritus
Giovanni Batista Cocciola – Super flumina Babylonis
Franciszek Lilius – Aria a 3
Franciszek Lilius – Tua Jesu dilectio
Adam Jarzębski – Concerto primo
Anonymous: Tubae ferales
Stanisław Sylwester Szarzyński – Sonata
Giovanni Batista Luparini – In martyrio crudele
Mikołaj Zieleński – Communio in Ascensione Domini: Psallite Domino
A w zeszłym tygodniu,żeby wrocławianie nie czuli się pod tym względem niedopieszczeni, w trakcie organizowanego przez franciszkanów Festiwalu Pax et Bonum per Musicam (kościół św. Antoniego, al. Kasprowicza 26)
też zabrzmiał Zieleński i to w niezłym towarzystwie Jerzego Fryderyka H.
Publiczność,jak to zwykle na takich niebiletowanych koncertach , była różna i niekoniecznie osłuchana,ale wyraźnie się jej podobało.
Idzie ku dobremu 🙂
Agnieszka Franków-Żelazny – dyrygent
Andrzej Kosendiak – dyrygent
Karolina Pasierbska – sopran
Aldona Bartnik – sopran
Ewa Wojtowicz – alt
Jacek Rzempołuch – tenor
Dominik Kujawa – bas
Chór Filharmonii Wrocławskiej
Instrumentaliści Orkiestry Symfonicznej Filharmonii
Program:
Mikołaj Zieleński – Offertoria et communiones totius anni:
Viderunt omnes
Domus mea
Vox in Rama
Ego sum pastor bonus
O gloriosa Domina
In Monte Oliveti
Magna est Gloria eius
G.F. Händel – Dixit Dominus
Agnieszkę Franków znam od dość dawna (zdarzało nam się nawet razem śpiewać, również Zieleńskiego) i bardzo cenię za całokształt i za działalność we Wrocławiu. Fachura z niej jakich mało! 🙂
Ale co do nagrania to marzy mi się pojedyncza doborowa obsada wokalna plus instrumenty czyli HIP, choć niekoniecznie ultraortodoksyjny, ważne, żeby z sensem, pełnią brzmienia i odpowiednią dawką ekspresji. Kciuków w tym celu nie będę żałować, choć nadziwić się nie mogę, że w Polsce trzeba aż jubileuszu, żeby nagrywać Zieleńskiego. Ale skoro z pana Jakuba niepoprawny optymista, to zaczynam wierzyć, że uda się i między jubileuszami 🙂
Och, Kuba, Holger E. nie jest taki znowu „trzeciej świeżości”! To wciąż muzyk, który ma wiele do zaoferowania. Przywiózł naprawdę rewelacyjne cynki i puzony, w Warszawie takich nie ma i się nie zanosi…
Natomiast uważam też, że Twój zespół powinien dostać wreszcie stosowne fundusze dla wykonania/nagrania MZ, bo niewątpliwie jesteś w tym kraju osobą najbardziej do tego kompetentną. To, że ładuje się wielką ministerialną kasę w p. Gałońskiego (z całym szacunkiem dla jego różnych dawnych zasług), jest po prostu żałosne. Jak i finansowanie „kultury wysokiej” w ogóle… Szanowna Gospodyni już wiele cennej uwagi temu poświęcała w różnych mediach, drukowanych i elektronicznych, ale decydenci w ogóle się nie przejmują merytoryczną krytyką. To żałosne i jakoś wciąż nie widać światełek w tunelu….
Piotr, dziękuję za dobre słowo, to naprawdę daje wiatr w żagle!
Holger dlatego trzeciej, że od czasów jego świetności (nagrania z… Derekiem Lee Raginem) na świecie pojawiło się kilka znakomitych formacji. On sam niestety nie zdołał się wybić na poważniejszy piedestał, widzę tu analogię do np. Rene Clemencica, który wciąż działa, pytanie tylko: jak… Oddaję natomiast pełen szacunek dla konsekwencji Eichhorna w propagowaniu stosownej obsady, z falsetystami w partiach sopranowych, tenorami w altowych itd. To powinno dać do myślenia polskim ensemblom, uparcie raczących nas klasycznym uniwersalnym składem z czasów co najmniej Bacha w muzyce o stulecie wcześniejszej.
No właśnie, cynki w Warszawie! W Polsce! To mocno dotkliwy brak, podobnie jak takie np. lirone czy klasyczny klarnet. Doprawdy, pierwsi Polacy grający biegle na tych instrumentach zbiliby na koncertach fortunę…
Pozwolę sobie zatem na slogan: Maculewicz na premiera, Szwarcman na ministra kultury! Wówczas jest szansa na światełko w tunelu 🙂
To Pan nam tak źle życzy 🙁 😆
Fakt, przeszarżowałem 🙂
Wybaczam 😉 Dobranoc.
Ach jedź do Varażdin, gdzie nad jeziorem huczy młyn, tam … nie pamiętam jak było dalej
„Cynkowe organy” – Gostka – dużo takich powstawało w kilku ostatnich dziesięcioleciach ; również zdarzało się (często), że stare piszczałki (cyna+ołów) rozszabrowywano.. Zamiast nich wstawiano imitacje z Zn.
W moim rodzinnym mieście w byłym protestanckim kościele tuż po 1945 r. wyrwano piszczałki prospektowe (czyli właśnie te z dużą ilością cyny) a jako atrapę wstawiono – dyktę naciągniętą bielą cynkową z piszczałkami namalowanymi takim sproszkowanym cynkiem…
Bobiku – w ten sposób historia cynku zatoczyła pewne koło
Wodzu Wielki – krummen Zink i również krummen Horn co w rejestrze organowym skracano do nazwy Krummhorn
Lesiu, mój uczony kolego, mylisz się. Fundamentalnie. 🙂
Krummhorn, po francusku cromorne, to instrument stroikowy, z całkiem innej bajki niż cynk.
http://www.recorderhomepage.net/crumhorn.html
Proszę, jak się przyczyniłam do dyskusji o cynkach. 😆
Przy okazji pewnie wiele osób, ze mną na czele, skorzysta.
I tym optymistycznym akcentem… 🙂
@ lesio 8:31 dalej było tak 🙂 :
http://www.youtube.com/watch?v=PUQUjQTURaw
A za jakieś zacne (niekoniecznie jubileuszowe ) nagranie Zieleńskiego trzymam kciuki i od razu robię miejsce na półce z płytami – po tej dyskusji apetyt mi się zaostrzył 😉