Koniec NIFC?
Wczoraj dokonało się ostatecznie rozmontowanie takiego NIFC, jaki znaliśmy. Kazimierz Monkiewicz zrobił w firmie piekło, bo ktoś wrzucił na fejsa link do znanej nam petycji (pod którą tymczasem pojawiły się tak wielkie nazwiska jak Andreas Staier czy Alexander Melnikov, nie mówiąc o czołówce światowej chopinologii: Marie-Paule Rambeau, Jim Samson, John Rink). Artur Szklener poszedł do niego i powiedział: proszę nie dręczyć pracowników, to ja zrobiłem. – Działa pan na szkodę firmy! – Nie, to pan działa na szkodę firmy – odparł szef działu wydawniczego. W konsekwencji Monkiewicz odciął go od wszystkiego, więc Szklenerowi nie pozostało nic innego, jak tylko złożyć wypowiedzenie o treści z grubsza podobnej jak Leszczyńskiego. I to już koniec merytorycznego NIFC, ponieważ Alicja Knast załatwiła sobie bezbolesne rozwiązanie: ucieka z personelem do Muzeum Historii Żydów Polskich. Kto będzie pracował w Muzeum Chopina, nie wiadomo. Tak więc Monkiewicz jak Kononowicz: nie będzie niczego. Z wyjątkiem powsadzanych przez niego pracowników administracji i księgowości, od których wczoraj zbierał podpisy pod listem poparcia dla siebie.
Poparli go również ludzie z Towarzystwa im. Fryderyka Chopina, którzy są mu dozgonnie wdzięczni, albowiem w kwietniu Monkiewicz załatwił im 550 tys. rocznie z naszych podatków. Za co? Ano za to, że eksponaty chopinowskie są tam, gdzie powinny być, czyli w muzeum. Ministerstwo nie zadbało o prawa własności dobra narodowego, jakim jest zbiór chopinaliów, gdy weszła w życie ustawa o stowarzyszeniach, więc dziś TiFC uznaje, że są one jego własnością, choć były to zakupy za państwowe pieniądze albo dary dla narodu polskiego.
Tyle że TiFC przekazał je tam w depozyt już w 2005 r. i dotąd nie dostawał za to pieniędzy. Dostawał za to tyle samo w latach 2005-9, także od nas, za coś innego, czyli zasiedzenie Żelazowej Woli – na podstawie tego absolutnego kuriozum, wymyślonego przez ówczesnego ministra Waldemara Dąbrowskiego. Zwróćcie uwagę na zdanie: „W terminie 30 dni od podpisania umowy zobowiązującej NIFC oraz Minister Kultury zobowiązują się wycofać z postępowań w sprawie zasiedzenia oraz o uznanie własności Skarbu Państwa, a Minister Kultury poczyni starania, aby starosta cofnął złożone przez siebie wnioski w tym samym terminie”. Gdyby tak się stało, płacilibyśmy ten haracz do końca świata. Na szczęście starosta nie ustąpił (sprawa oparła się o Sąd Najwyższy), w 2009 r. wygrał i przekazał obiekt NIFC. TiFC stracił więc „rentę”, jak te pieniążki nazywano. Monkiewicz ją mu zrekompensował i dlatego ci ludzie pójdą za nim w ogień. Fajne towarzystwo, nie?
Na koniec wczorajszego sądnego dnia zrezygnowały w sumie trzy osoby, zaraz zrezygnuje też zespół pani Knast, który idzie za nią; kolejne cztery osoby rozważają tę decyzję. Z trzech osób z działu zamówień jedna odeszła już w maju (nie wytrzymała), druga odeszła ostatnio, trzecia pewnie też odejdzie.
Nieoficjalnie usłyszałam, że p.o. dyrektora wysłał do ministra list, w którym zawiadomił go, że przyjął dymisje Leszczyńskiego i Szklenera i traktuje likwidację ich stanowisk jako kolejny etap restrukturyzacji. Za chwilę nie będzie tam pracował nikt kompetentny. Zostaną ludzie pana M. (w tym TiFC), przyjmie się kolejnych kolesiów i pięknie będzie. Konkurs Chopinowski został już oddany z powrotem ludziom z TiFC, którzy wcześniej wpuścili go na równię pochyłą. Festiwal też oni mogą robić, a co. Nawet można się domyślić, kto będzie na nim występował, i spodziewać się wstrząsających wrażeń niekoniecznie artystycznych…
A pan minister mówi rzeczy, które mogą wręcz przerażać (tutaj z prawej jest link do jego wczorajszej wypowiedzi). Przecież obecny p.o. dyrektora rozwalił zespół, który wytwarzał dobra polskiej kultury na poziomie najwyższym, godnym reprezentacji Chopina. Jak nazwać kogoś, kto taki zespół niszczy? I co powiedzieć o ministrze, który na takie działania w ogóle nie reaguje?
Na chwilkę też wczoraj dopadłam ministra i też się przeraziłam: robił na mnie wrażenie człowieka, który jest czymś szantażowany albo przypierany do muru. Strasznie się zdenerwował, gdy poruszyłam temat pani Knast, i z tych nerwów ni z gruszki ni z pietruszki wyskoczył: Żeby pani wiedziała, jakie rzeczy są w audycie! – Wiem, panie ministrze, i wiem też, że zarzuty dotyczą zabagnionych inwestycji, ale spraw merytorycznych niemal wcale. – Nieprawda – mówi mi minister w żywe oczy, kiedy ja mam kopię jego własnego wystąpienia pokontrolnego. To znaczy: jest niedobrze. Zaczynam się coraz bardziej obawiać, że konkurs będzie ustawką: minister zaprosi do komisji p. Wekslera i razem sobie wybiorą… no, wiadomo.
Obym była fałszywym prorokiem…
Komentarze
Chopin by na to wszytko wypowiedział jedno słowo… „żal”…żal tego co już zostało dokonane i co mógłby jeszcze dokonać zespół NIFC. Instytut zamiast stać się centrum światowej chopinologii i chopinistyki, zejdzie do rangi domu kultury (z całym szacunkiem dla domów kultury). Jeżeli nie ma poparcia ze strony środowiska i osób merytorycznych, to jak może w takich warunkach funkcjonować taka instytucja, która jako jedna z niewielu instytucji narodowych prowadzi na wysokim poziomie projekty artystyczne jak i naukowe…po prostu realizując swoje ustawowe cele. Oczywiście finansowe argumenty mogą być zawsze stosowane jako narzędzie w walce (często skrytej) z osobami o odmiennym pojmowaniu roli i funkcji Instytutu.
Mnie przeraża też populizm pana ministra.
Najpierw, przed Rokiem Chopinowskim, było: „Tylko żebyśmy nie zanudzili tym Chopinem”.
Potem, gdy zauważył, że był sukces, chwalił. Ale teraz znów: „Instytut musi wyjść do ludzi”. Tak jakby nie wychodził.
Działalność edukacyjną też stworzył ten, nie inny, zespół. Ludzie ze świeżymi umysłami i świetnymi pomysłami. Ale to jest w ogóle nieważne. No, chyba że podeprze się tym pan M.
Aha: swego czasu minister powtarzał, że pan M. zrobił taką wspaniałą rzecz: odzyskał VAT za poprzednie trzy lata i już za to samo by go ozłocił.
Ale – ha, ha! – ten VAT (23,3 mln zł) został odzyskany przez ówczesną księgową POD KONIEC 2010 r., czyli PRZED przyjściem pana M.! Wiem to właśnie z owego wystąpienia pokontrolnego ministra.
Ładnie to tak?
Zastanawiający jest upór ministra przy jednoczesnym ignorowaniu naszych głosów, głosów zarówno „prostego” ludu 🙂 jak i środowiska wybitnych osobistości….przecież w nazwie NIFC jest przymiotnik „Narodowy”.
Myślę, że to jest też objaw choroby, na którą cierpi partia rządząca: strachu przed środowiskami zawodowymi, które uważa za grupy interesów. Jak można tak niepoważnie traktować ludzi! A potem kończy się mianowaniem ministrem sprawiedliwości kogoś, kto nawet koło prawa nie stał 👿
To teraz już wiem, a nie tylko się domyślam, dlaczego minister wczoraj powiedzieł, że szuka zespołu, a nie jednego człowieka… A tu minister bagatelizuje wyniki kontroli: http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/573633,zdrojewski_na_poczatku_roku_konkurs_na_szefa_instytutu_chopina.html Biez wodki nie razbieriosz. I dlaczego te dokumenty nie są dostępne w sieci?
Aha, żeby nie być gołosłowną, wypisałam z wystąpienia pokontrolnego ministra nieprawidłowości związane jakkolwiek ze sprawami merytorycznymi (wyjąwszy muzeum):
– zakup praw autorskich do książki „Chopin. Człowiek, dzieło, rezonans” na kwotę 73.200 zł brutto (nie zastosowano przepisów ustawy Prawo zamówień publicznych)
– niezastosowanie ustawy Prawo zamówień publicznych w zakresie usług poligraficznych (druk ulotek, zaproszeń, plakatów, folderów etc.) dotyczących festiwalu „Chopin i jego Europa 2010” oraz innych przedsięwzięć realizowanych przez NIFC w 2010 r., m.in, koncertów urodzinowych, koncertów na otwarcie muzeum w Żelazowej Woli. Zaznaczyć należy, że NIFC często nie zawierał z firmami żadnych umów w zakresie druku. Zlecanie usług drukarskich w większości odbywało się przez składanie zamówień w formie korespondencji mailowej, telefonicznej przez pracowników NIFC. Łączny koszt poniesiony przez NIFC z tytułu usług drukarskich w 2010 r. bez stosowania ustawy Prawo zamówień publicznych w 2010 r. przekroczył kwotę 300 tys. brutto, z czego w zakresie festiwalu Chopin i Jego Europa przekroczył kwotę 125 tys. zł brutto.
– niezastosowanie ustawy Prawo zamówień publicznych w zakresie wynajmu powierzchni reklamowych dotyczących festiwalu Chopin i Jego Europa 2010 o wartości przekraczającej 180 tys. zł brutto.
niezastosowanie ustawy Prawo zamówień publicznych w stosunku do dwóch umów obejmujących wykonanie projektów graficznych na potrzeby festiwalu Chopin i Jego Europa 2010 o wartości 68.700 tys. zł brutto.
To wszystko. A teraz proszę, niech się jakiś prawnik wypowie, jak straszne to są zbrodnie…
I to, jak rozumiem, są te „zarzuty postawione” wobec Leszczyńskiego 😉
Prawdę powiedziawszy, to Leszczyński mógłby za te słowa pozwać Monkiewicza. Ale szkoda jego czasu, który mógłby spędzić dużo pożyteczniej…
Teraz z tekstu wystąpienia:
„…przepisy nakładają nas obowiązek złożenia wobec osób odpowiedzialnych (p. Andrzej Sułek, p. Ewa Bara oraz p. Stanisław Leszczyński) zawiadomienia o naruszeniu dyscypliny finansów publicznych [takim naruszeniem jest też np. nieprzeprowadzenie przetargu na jakąś usługę – DS]. O ostatecznej odpowiedzialności tych osób zadecyduje komisja orzekająca w sprawach o naruszenie dyscypliny finansów publicznych”.
Gdzie tu „zarzuty”?
Aha, Związek Kompozytorów Polskich wysłał do ministra list poparcia dla kolejnych zdymisjonowanych:
„…wobec dalszych niepokojących wieści o dymisjach i zwolnieniach pracowników Instytutu Chopina odpowiedzialnych za realizację programu Instytutu zwracamy się do Pana Ministra z prośbą, aby – podobnie jak Pan Minister uczynił to w przypadku p. Stanisława Leszczyńskiego – nie przyjmował Pan tych dymisji oraz użył będących w Pana Ministra dyspozycji środków dla powstrzymania procesu destabilizacji NIFC zmierzając do jak najszybszego trwałego unormowania sytuacji tej placówki. Niewątpliwie sprzyjać temu będzie rychłe ogłoszenie zapowiedzianego już przez MKiDN konkursu na stanowisko dyrektora NIFC”.
Jednocześnie składa wraz z Polską Radą Muzyczną i Stowarzyszeniem Polskich Artystów Muzyków propozycję mediacji.
Cieszę się, że są słane kolejne listy poparcia ze strony środowiska.
A czego się można było spodziewać po ministrze, który stwierdził, że VAT na książki wpłynie na podniesienie poziomu czytelnictwa w Polsce?
Hebius: niezła riposta 😀
Dawno już nie byłam tak przerażona, szok, po prostu szok (tu odpowiednie ikonki, ale nie wiem, jak je „zrobić”)
Przesłuchałem wypowiedź min. Zdrojewskiego nt. Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina i niewiele zrozumiałem. NIFC jest bodaj pierwszą instytucją narodową, która „wyszła poza swe mury”, zajęła się szeroko edukacją na wysokim poziomie, promocją, dotarciem do „mas”. Zrobił to właśnie rozbijany zespół merytoryczny. W telegraficznym skrócie:
Edukacja: Kilkanaście książek dla dzieci – własnych i wspieranych, w tym nagrodzony właśnie we Włoszech „Mały Chopin” (wydany w kilkunastu językach dzięki współpracy NIFC z MSZ), audiobooki (też dodane do GW „Menu Chopinowskie”), zeszyt edukacyjny, scenariusze lekcji, gry edukacyjne, pomoc w powstaniu portalu KULA (MKiDN), deklarowana natychmiastowa gotowość udziału w Muzykotece, współdziałanie z organizacjami edukacyjnymi i NGOs (Stowarzyszenie Nauczycieli Muzyki, Wyspy Leonarda), akcje edukacyjne jak „Dzień Dziecka” (ok. 6000 osób w Żelazowej Woli) czy „Dzieci zgraja u Mikołaja (Chopina)” (500 dzieci w Muzeum Chopina), długofalowa strategia edukacyjna, łączenie edukacji historycznej z artystyczną, liczne projekty czekające jedynie na nieco spokoju i przyzwolenia na „robienie swojej roboty”. I muzeum, które powstało głównie z myślą o edukacji.
Popularyzacja: znów kilkanaście publikacji, projekty multimedialne, jedyny na świecie tak wszechstronny portal internetowy o jakimkolwiek kompozytorze, pół miliona widzów na świecie „internetowej wersji” Konkursu Chopinowskiego na żywo, projekty z użyciem nowych technologii, współpraca z wybitnymi twórcami kultury (Chotomska, Rusinek, Bryll, Zamachowski, Stenka, Rozenek, Wilkoń i.in.). Działania wskazywane przez licznych komentatorów jako modelowe: od koncepcji, poprzez treść po szatę graficzną. Wielojęzykowe przedsięwzięcia, tłumaczenie najważniejszych publikacji, również innych wydawców (PWM, ZNAK). Popularyzacja i promocja sztuki przy zachowaniu najwyższych standardów, wyjście poza oryginalne brzmienie i salę koncertową.
Życie artystyczne: NIFC nie ma własnej sali koncertowej, a zorganizował najważniejszy polski festiwal muzyczny, nie ma własnej wytwórni płytowej, a wydał 40 płyt, nie ma własnej drukarni, a poligrafia zbiera pochwały, z całą muzyką „wychodzi poza mury”. Festiwal zbudowany od zera w błyskawicznym tempie, konkurs odbudowany za pierwszym razem (zmiany i natychmiastowy efekt), serie płytowe podbijają serca krytyków na świecie. Logika powiązań wydarzeń, efektywność wzajemnych interakcji programowych (koncert, nagranie, wydanie audio, wideo, cel artystyczny, edukacyjny, promocyjny), wyjście poza Chopina i przede wszystkim najwyższy poziom powodują, że mamy do czynienia z bezprecedensowym lewarem polskiej kultury w świecie przy minimalnych koniecznych kosztach.
Prace naukowe: pierwsze systematyczne badania na wielu polach, natychmiastowe wprowadzanie najnowszej wiedzy gdzie to tylko możliwe (również w publikacjach innych wydawnictw, projektach samorządów i NGOs), integracja środowisk muzykologicznych, wspieranie kluczowych projektów innych (jak krytycznego wydania listów Chopina na UW), digitalizacja zbiorów chopinowskich na całym świecie, współpraca z innymi podmiotami (np. PWM, IMiT, ZKP, Fundacja Wydania Narodowego, Musica Iagellonica), wspólne międzynarodowe przedsięwzięcia. Wyjście poza tradycyjną chopinologię (w 2011 konferencja interdyscyplinarna, m.in. socjologia, krytyka, muz. współczesna, jazz, sztuki plastyczne).
Tego wszystkiego dokonał zespół dosłownie kilkunastu osób, przy współpracy rzeszy specjalistów z Polski i ze świata. Zespół ten wykonał pracę często na granicy możliwości finansowych, przy wiecznym niedoczasie i niedoborach wykwalifikowanych kadr. Zespół ten stworzył międzynarodową markę, skupił artystów i naukowców z całego świata, sygnuje swoje dzieło. Zespół ten utrzymał „rozpęd” roku Chopinowskiego w r. 2011 i stworzył strategię do 2020 roku. Mimo wszystko, mimo iż od roku zamiast lidera na czele ma destruktora.
Jaka jest bowiem natura konfliktu z p. Monkiewiczem? Tu nie chodzi o brak akceptacji wymogów formalno-prawnych przez twórców programu, odmiennego wykształcenia p.o. dyrektora, czy różnic w standardach komunikacji. Tu chodzi o brak świadomości podstawowych oczywistości, brak wizji, chęci współpracy, despotyczny model rządzenia, działania nastawione na destrukcję.
Tu chodzi o wymierne szkody w zakresie działalności instytucji narodowej. Pierwszą i najważniejszą jest właśnie rozbicie zespołu merytorycznego, zdeterminowanego i zahartowanego, ale jednak nie niezniszczalnego. Ale są też i szkody natury bardzo wymiernej, wywołujące niemałą konsternację. Oto przykład: w 2009 roku na festiwal CHiJE z dotacji ministra NIFC nie wydał złotówki, znalazł fundusze. W 2010 roku koszt wielkiego miesięcznego festiwalu z dotacji MKiDN pokryty został jedynie w 20%, NIFC znalazł pozostałe fundusze. A w roku 2011 „sprawny menedżer z doświadczeniem” nie znalazł żadnego sponsora festiwalu. Nie przedstawił żadnej strategii pozyskiwania środków („dostałem tyle, nie mam więcej”). W dodatku wykazał się kuriozalnym brakiem przygotowania i niedbalstwem wobec głównego mecenasa festiwalu – Urzędu Miasta – (m.in. na konferencji prasowej pomylił departament mecenasa), który obiecaną pomoc zmniejszył i niemal za cały festiwal zapłacił minister.
Jak to wszystko połączyć w jedną logiczną całość? Jaki „nowy zespół” trzeba przyprowadzać, co wymieniać, co jest zasklepione? Jak zaapelować do Pana Ministra, by uwierzył tym, którzy go nie zawiedli w najtrudniejszych momentach, może usiadł do stołu, przedyskutował szczegóły, poświęcił czas i nie pozwolił zniszczyć swojego własnego sztandarowego projektu i jego realizatorów?
To ja zrobię zamiast, bo właściwie też mam głównie poczucie szoku i niedowierzania. 😯 😯 😯
A może za tym wszystkim stoją „men in black” 😀
Dobry wieczór,
Nie rozumiem, co ma ustawa o zamówieniach publicznych do zakupu praw autorskich. NIFC miał ogłosić przetarg na książkę „Chopin. Człowiek, dzieło, rezonans” czy jak? Przecież to bzdura jakaś.
Witam wszystkich po raz pierwszy,
pozdrawiam,
jt
W statucie NIFC zapisano:
„Zastępców Dyrektora powołuje i odwołuje Dyrektor po uzyskaniu zgody Ministra.”
W kontekście tego wszystkiego co przeczytałem , jaki jest status prawny oświadczenia ministra, który powiedział, że „rezygnacji SL nie przyjmuje do wiadomości” i relacji tych słów do oświadczenia Monkiewicza, że rezygnację przyjął.
Słuchałem wczoraj wypowiedzi Zdrojewskiego i jestem niestety pozbawiony już złudzeń – zarówno co do niego, jak i dalszych losów SL. Danie sobie miesiąca z okładem na przygotowanie konkursu – wobec aktualnej sytuacji w NIFC – jest tylko i wyłącznie dowodem na swego rodzaju ubezwłasnowolnienie człowieka. Który swego czasu myślał jednak o innym resorcie. Obrony. A teraz nie potrafi bronić ludzi kompetentnych. A nawet swego dobrego imienia. Piszę to z wielką przykrością.
Jak to było? Człowiek z marmuru, człowiek z żelaza, człowiek-szmata. Jakoś tak chyba.
Kilka spraw zasadniczych:
1. Przedstawiciele organizacji, instytucji muzycznych, autorytety i niemal 600 jawnie podpisanych osób wskazuje na szkodliwą działalność pana Monkiewicza w najważniejszym obszarze działania NIFC: „Opieka nad dziedzictwem Fryderyka Chopina nie może być terenem działań bez wątpienia szkodliwych”
2. Jest to publiczny zarzut, który organizator instytucji kultury (minister) powinien niezwłocznie wyjaśnić
3. zarzut środowiska pokrywa się z zarzutami podwładnych pana Monkiewicza (również jawnymi), co je wzajemnie uwiarygadnia
4. w NIFC jest zatem spór, którego stroną jest osoba oskarżana przez środowisko; osoba ta ma szerokie uprawnienia wobec drugiej strony sporu (swoich podwładnych)
5. organizator instytucji kultury (minister) powinien w trybie natychmiastowym odwołać pana Monkiewicza do czasu wyjaśnienia zarzutów, a najlepiej rozstrzygnięcia konkursu (niech p. Monkiewicz wykaże w „równej walce” że może i powinien prowadzić NIFC), aby nie dopuścić do mataczenia i wykorzystywania uprawnień jednej strony sporu wobec drugiej
6. wpływ społeczeństwa na decyzje osób spełniających władzę jest jednym z filarów systemu demokratycznego; nie wyobrażam sobie, żeby minister w tej sytuacji nie odwołał lub przynajmniej nie zawiesił osoby przeciwko której pojawiły się tak poważne zarzuty; i to nie jest kwestia żalu, sympatii, emocji czy empatii, ale mechanizmów demokracji.
Pobutka.
Chopin by powiedzial
http://www.youtube.com/watch?v=dVd6NIe9YaM
🙁
Dzień dobry.
Chopinspired, jedna taka, wyborca – witam. Do zdumienia jednej takiej dodam też swoje zdumienie koniecznością ogłoszenia przetargu na projekty graficzne. Od lat wykonuje je wspaniale Darek Komorek, stworzył świetną identyfikację wizualną festiwalu – dlaczego miałby to robić ktoś inny, skoro ten zrobił tak dobrą robotę, a właściwie robi co roku, bo modyfikuje?
Chopinspired – nic dodać, nic ująć. Nie wiem, jakiej popularyzacji minister chce – disco polo z Chopina?
@ 60jerzy
Bo akurat w przypadku TYCH zastępców dyrektora sprawa jest o tyle skomplikowana, że według obowiązujących wówczas zasad statutu byli powołani przez ministra.
Złożyli więc dymisje na ręce Monkiewicza, bo formalnie on był ich przełożonym, ale do wiadomości ministra, który ich mianował.
Monkiewicz się pręży, ale akurat w ich wypadku to minister decyduje.
@wyborca @Dorota Szwarcman
władza absolutna – deprawuje absolutnie.
To brak nadzoru nad poczynaniami władzy, która robi co chce i nie czuje, że ktoś ją rozlicza.
Ciągłe podlizywanie się środowisku i dziennikarzom przez PO powodowało, że nie było żadnych krytycznych działań środowisk twórczych ani dziennikarzy.
A wiadomo, że od lat kultura dogorywa, i nikt nic nie robi. Więcej ustawowo przeznaczamy na wojsko, bo aż 2 % . Tylko po co?
Można jednak chociaż zawalczyć, by czytelnictwo wzrastało, bo bez czytania nie ma kultury. Tylko dlaczego dziennikarze nie żądają rozwiązań systemowych?
I tym powinno się zajmować ministerstwo kultury i ministerstwo edukacji.
c.d.
więc tak trwamy, jak w chocholim tańcu i wydaje nam się, że jest fajnie..
w myśl zasady: po nas choćby potop…. i dobrze jest jak jest..
Minister trwa na stanowisku bezczynnie, i czeka tylko by nikomu się nie narazić.
po co reformować? to za dużo wysiłku i można stracić popularność narażając się środowiskom i grupom interesu..
a że w kulturze pieniądze są marnotrawione, to wiadomo nie od dziś.
Tylko jakoś teraz nikt o tym nie mówi głośno… szczególnie dziennikarze, którzy często kolaborują, pisząc dla ministerstwa różnego rodzaju ekspertyzy, albumy okolicznościowe, otwierając imprezy kulturalne, stając się twarzami prezydencji polskiej 2011..
I tak np. teatrom opłaca się zrobić premierę, bo za zrobienie nowej sztuki mają płacone twórcy (reżyser, scenarzysta itp.) ale nie opłaca się już grać, bo to generuje koszty…
można by było oczywiście wprowadzić jakiś mechanizm, który obligowałby twórców do generowania mniejszych strat, albo zysków, jakimś współczynnikiem, np. obłożenia widowni, czy koszt spektaklu – do kosztu wpływów z biletów.
Tylko po co jak dobrze jest jak jest..
Lepiej wydać miliony w błoto.
Ostatnio powaliło mnie ustawienie instalacji mojego ulubionego twórcy Olafura Eliassona na Krakowskim Przedmieściu w miejscu i czasie wręcz porażającym głupotom.. bo przed samymi wyborami (nie wiadomo dlaczego nie w lipcu, kiedy prezydencja się zaczęła) , byle minister miał możliwość przecięcia wstęgi.. http://www.mmwarszawa.pl/385425/2011/9/7/pajak-na-krakowskim-przedmiesciu-gotowy?category=kultura
A sama praca akurat też nie powala… wygląda jakby na siłę ktoś ja zamówił a artysta na łapu capu ją wykonał. Trzeba było być w Tate Modern by zrozumieć co ten artysta potrafi zrobić.. tam pierwszy raz się popłakałem na instalacji ( Youtube nie oddaje skali tego dzieła ale proszę http://www.youtube.com/watch?v=-dFOphuPqMo&feature=related )
a co do NIFC to szkoda, że tylko jak są rozgrywki personalne to interweniuje się.
A pewnie skończy się tym, że gorsze wyprze lepsze…
Pani Doroto,
DZIĘKUJĘ!!!
Wreszcie ktoś powiedział prawdę w oczy i twarz, jasno, prosto i bez niedopowiedzień. Rozmontowywaniu NIFC przez nasze władze, nam w twarze nasze i oczy prawiące bez zarumienienia się nawet o swych szlachetnych intencjach, przyglądam się od początku i z bezpośredniej bliskości. Boli strasznie.
Ciągle jeszcze mam nadzieję, nastąpi cud, a ww. władze przyjdą do upamiętania. Ale chyba naprawdę już tylko na cud liczyć wypada.
Raz jeszcze dziękuję.
Jak minister decyduje – to akurat widać. Istna pomroczność.
Co do projektu – na sam projekt graficzny nie trzeba ogłaszać przetargu. Ten akurat zleca się z wolnej ręki. Ale jak już łączy się np. projekt z drukiem – to tu wchodzi ustawa o zamówieniach publicznych. Ale PK cytując zarzuty pisała tylko o druku. Info o przetargu na projekt graficzny to coś nowego (a że kuriozum to inna sprawa).
Przepisałam dokładnie z tego pisma.
karol, agn – witam.
@ karol 10:10 – jest tyle błędów systemowych, że nie dziwi, że co i rusz się w tym gubimy. A minister kultury w rządzie PO/PSL jest prymusem w dziedzinie PR: niemal codziennie jakaś konferencja, niemal codziennie jakiś sukces, który często jest „sukcesem” rozdmuchanym, a praktycznie fikcją. Jak z wprowadzeniem lekcji muzyki do szkół.
Ale dzięki tym wszystkim konferencjom wizerunek jest tip top.
A że przez liczne zaniechania czy biurokrację niszczeją dobra kultury… nieważne. Poczytajcie – nóż się w kieszeni otwiera
http://www.tvnwarszawa.pl/informacje,news,chca-zburzyc-kamienicew-niej-uczyl-sie-korczak,337007.html
Z opóźnieniem dotarł do mnie tekst odpowiedzi pracowników merytorycznych NIFC na list Monkiewicza, który wcześniej wkleiłam tu w całości. Długie, ale warto.
List Kazimierza Monkiewicza, p.o. dyrektora Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, z dn. 6 grudnia 2011 roku wzbudził w Instytucie gorące reakcje, od salw śmiechu po poczucie grozy. Dystans między treścią tego listu i sytuacją faktyczną jest mniej więcej taki, jak między sytuacją faktyczną a pożądaną – aż trudno się zdecydować od czego zacząć.
Zacznijmy od spraw podstawowych. Kłopoty finansowe Instytutu w roku 2010 wynikały głównie z braku płynności finansowej wobec gigantycznej skali obchodów skumulowanych od marca do sierpnia. Interwencja ministerstwa, oraz przychód ze środków sponsorskich sprawiły, iż pod koniec roku 2010 Instytut wypracował sporą rezerwę finansową, o żadnej zapaści nie było mowy. W roku 2011 dostępne środki p. Monkiewicz podzielił arbitralnie między działy, lecz o najdrobniejszych wydatkach decydował sam – nieraz tygodniami. Jak pogodzić stwierdzenie o „pełnej swobodzie [szefów działów merytorycznych] w działaniu w ramach przydzielonych środków” z ustną naganą dla jednego z zastępców z powodu jego decyzji o podjęciu współpracy z PR III w kwestii promocji słynnego już „Dnia Dziecka” w Żelazowej Woli, a skutkującej wydatkiem rzędu tysiąca złotych? Efekty centralizacji władzy w niekompetentnych rękach bywają jednak poważniejsze. Gdy w maju na aukcji w Berlinie pojawiły się dwa listy pisane ręką Chopina (każdy taki zabytek jest bezcenny), w tym jedyny zachowany adresowany najprawdopodobniej do Clary Wieck-Schumann, na wsparcie tego zakupu z „własnego” budżetu działu nauki i wydawnictw postawiono do dyspozycji środki w wys. 120 tys. zł. Kwota ta wynikała ze znajomości rynku i ceny wywoławczej. P. Monkiewicz „transfer” zmniejszył o 2/3, cena poszybowała w górę, rękopis przepadł być może na zawsze.
P.o. dyrektora wskazuje sukcesy roku 2011, jednak są to głównie sukcesy programowe, wypracowane przez zespół, nieraz w ciągu wielu lat, i pomimo jego destrukcyjnej działalności zrealizowane. Przykłady? Wydane tomy faksymile rękopisów Chopina (przygotowanych wcześniej); w roku 2011 prace praktycznie stanęły z powodu braku porozumienia Monkiewicza ze swoim podwładnym, jednocześnie doświadczonym i wieloletnim redaktorem serii. Funkcje czytelni Instytut oferował od przeprowadzki do nowej siedziby czyli wiosny 2010; z powodów lokalowych czytelnia połączona była z biblioteką. Ogólnopolski Konkurs Pianistyczny odbył się po raz 43, a widoczny wkład p.o. dyrektora to odcięcie tego przedsięwzięcia od ogólnej polityki artystycznej, koncertowej i edukacyjnej Instytutu. Teza o ogłoszonym „pierwszym przewodzie doktorskim w Instytucie” wprawia jedynie w konsternację, gdyż trudno zrozumieć co właściwie jej autor co właściwie jej autor ma na myśli (Instytut nie ma uprawnień do nadawania stopni naukowych).
Ale Kazimierz Monkiewicz przyszedł jako rzekomo doświadczony człowiek biznesu. Jakimi sukcesami na tym polu może się poszczycić? Sam, co znamienne, nie wskazuje wiele. Rozpoczęcie rozmów w sprawie dystrybucji to trochę mało jak na rok pracy. Tymczasem nawet w tym zakresie wskazać można kompromitujące posunięcia. Blokowanie inicjatyw promocyjnych, np. brak zgody (w ramach owej swobody działania zastępców) na uczestnictwo w promocyjnym święcie Chopinowskim na targach Musikmesse we Frankfurcie, wycofanie stoiska z targów w Cannes, ponadmiesięczne przetrzymywanie decyzji w/s nawiązania partnerstwa w zakresie dystrybucji wydawnictw (PWM, Mijuma), veto wobec inicjatyw promocyjnych PWM, kilkakrotne zmiany polityki cenowej, chaos i bezwład. Efekt? Drastyczny spadek sprzedaży wydawnictw od momentu przejęcia steru przez p. Monkiewicza.
W liście wskazuje on oględnie swe osiągnięcia organizacyjne: „wprowadziłem mechanizmy zarządzania gwarantujące prawidłowe wydawanie środków publicznych oraz konieczne oszczędności”. O jakie mechanizmy chodzi? Drobiazgowy audyt ministerstwa wykazał dosłownie cztery potknięcia proceduralne w zakresie działań programowych Instytutu. P. Monkiewicz ma jednak swoje zdanie. I własny projekt, dumnie nazwany Systemem Kontroli Budżetu. W rzeczywistości jest to program do tworzenia elektronicznych wniosków finansowych – nośników decyzji finansowych, od szeregowego pracownika po mającego ostatnie słowo dyrektora. Zapowiadany już w lutym, wprowadzony został w połowie września. Z licznymi błędami, bez szkolenia, dokumentacji, jakiejkolwiek procedury wdrażania, sparaliżował instytucję na wiele tygodni w kluczowym momencie roku (spiętrzenie tuzinów projektów, setek dokumentów).
Oddzielny akapit listu dyrektora poświęcony jest umowie depozytowej z Towarzystwem imienia Fryderyka Chopina, podpisanej ponoć „na wniosek Pana Ministra”. To zastanawiająca i wymagająca wyjaśnienia sytuacja. Zbiory Towarzystwa, w większości pochodzące z czasów, gdy było ono instytucją całkowicie zależną od państwa, są zdeponowane w NIFC od 2006 roku. Do czasu rządów Monkiewicza – na podstawie trójstronnego porozumienia MKiDN-NIFC-TiFC z 2005 r. – jedynym kosztem Instytutu (i podatników) było ich utrzymanie i zabezpieczenie, w zamian Instytut miał prawo korzystać z nich w zakresie potrzebnym Muzeum. Jeszcze pod koniec 2008 roku zalecenie MKiDN wskazywało stopniowe przejęcie prawa własności zbiorów muzealnych przez NIFC jako właściwy sposób uregulowania tej zaszłości. Tymczasem w roku 2011 ten sam Minister miałby wnioskować przekazanie ponad 15 mln publicznych funduszy (550 tys. rocznie przez 30 lat) na rzecz prywatnego stowarzyszenia dosłownie za nic w zamian? A Instytut miałby nadal wykładać podobną kwotę na konserwację i ochronę kolekcji, należącej do depozytariusza? Pod względem biznesowym – umowa unikalna. Sprawa o tyle zagadkowa, iż negocjacje i treść umowy pozostawały poza zasięgiem szefów działów, a prawników p.Monkiewicz sukcesywnie wymienia na swoich.
I wreszcie oszczędności. Pracownicy Instytutu ripostują: „Przetrzymywanie decyzji tygodniami, multiplikowanie zadań (przez 9 miesięcy na wyraźne żądanie Monkiewicza sprawozdawczość finansowa prowadzona była potrójnie), ale przede wszystkim brak jakiejkolwiek skuteczności w pozyskiwaniu środków, w tym sponsorskich, to w efekcie gigantyczne koszty.” W Instytucie przez lata wypracowano model pomnażania środków z dotacji o wpływy z samorządu i wpływy sponsorskie. W roku 2009 z dotacji MKiDN na festiwal „Chopin i jego Europa” nie przekazano nic. Dosłownie: zero złotych. W roku 2010 dotacja to jedynie 20% kosztów festiwalu. Dyrektorzy-humaniści potrafili pozyskać środki z zewnątrz, dyrektor-menedżer nie potrafi. Sponsora nie znalazł żadnego, wobec samorządu się skompromitował i jest tam persona non grata. Za to w czasie wewnętrznej dyskusji, wobec braku perspektyw pozyskania dodatkowych funduszy, na diagnozę, iż trzeba będzie skreślić ważne koncerty, zaproponował, by zatrudnić tańszych artystów. Gdyby taka propozycja padła z ust jakiegokolwiek „doradcy”, można by wzruszyć ramionami i potraktować incydent jako pyszną anegdotę. Niestety, jest to rzeczywiste oblicze obecnych rządów w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina.
A wlasciwie to ja proponuje, zeby od dzis robic festiwale jednego wykonawcy. Po cenie hurtowej: 10 koncertow w cenie 2 na przyklad. Najlepiej, zeby wykonawca byl nikomu nie znany o zgodzil sie jeszcze bardziej opuscic cene – o 70 procent na przyklad plus jeden posilek dziennie i kawa z automatu gratis. Same oszczednosci!
To się będzie nazywało „w pakiecie”, to teraz takie modne 😛
Można by jeszcze pozyskać sponsorów puszczając reklamy pomiędzy częściami utworów. I obniżyć koszty programów koncertowych – zamiast zlecać ich pisanie ekspertom, ściągać teksty z internetu. I organizować koncerty w tańszych salach – ot, choćby w poczekalni jakiejś opuszczonej stacji kolejowej. Jak się dobrze postarać, to uda się nawet zaoszczędzić na kosztach sprzątania po koncertach – jeśli nikt na nie nie przyjdzie, nie trzeba będzie sprzątać. Genialne.
I nie zapominajcie o ałtsorsingu. Menedżer, który nie ałtsorsuje, to […] nie menedżer.
Napisała Pani Kierowniczka, że minister wygląda jak szantażowany czy przypierany. Czy zakładamy, że minister chciałby inaczej, ale z jakichś powodów nie może? Prawdopodobnie wygląd ministra nie bierze się z takich dramatycznych okoliczności. Po prostu zgodził się na kręcenie lodów, niekoniecznie sam kręcił, ale i to możliwe, a teraz świeci oczami, bo wyszły paskudne w smaku. Chodzą różni, zadają pytania, piszą petycje, a kręcący siedzą w cieniu i wypchnęli ministra, żeby stawiał zasłonę dymną. Coś się wymyśli, w końcu co to za afera w porównaniu ze Zbychem i Rychem?
A w ogole to niech zyje GruponChopinFestival!
Założę się, że gdyby Frycek się wnerwił, zmartwychwstał i przyszedł na szefa działu do NIFC, też by nie miał nic do gadania przy panu Monkiewiczu. Ba, jeszcze by mu pewnie postawiono zarzuty, że publiczną forsę na jakieś pluderki przeszastał i to bez przetargu. A za to, że pół godziny pracy poświęcił na zapisanie pomysłu jakiejś etiudy, zamiast na sprawozdawanie finansowe, jak nic dostałby naganę służbową. 🙄
I stało się. Nie udało się żadnemu z wcześniejszych ministrów, nawet Celińskiemu, który wprost mówił, że NIFC podzieliłby losy Instytutu Dziedzictwa Narodowego kierowanego przez śp. Tomka Mertę, gdyby został powołany nie ustawą tylko w drodze rozporządzenia Ujazdowskiego. Po lekturze tekstu Doroty Szwarcman jak na dłoni zaczyna być widoczne o co tu idzie i o czyje interesy. Myślę, że największą rzeczą jaką robił przez lata Grzegorz Michalski, to że brał wszystko na siebie i nie pozwalał – na ile mógł – na majstrowanie na styku NIFC/TiFC. Od chwili kiedy władował się w to Dąbrowski doprowadzając do kuriozalnego połączenia można było spodziewać się takiego ciągu dalszego. Ale okazało się, trzeba było 6 lat na rozmontowanie instytutu. Udało się platformerskiemu ministrowi z jego szarą eminencją Wekslerem i quasi mafijną grupką „z branży” (co oni muszą na siebie mieć), która od lat skutecznie dba o swoje interesy. Michalskiemu na parę lat udało się to zaburzyć, w końcu został odstawiony, teraz Leszczyński odstawił się sam – nie sam. A reszta zespołu to już konsekwencja. Alicji Knast się nie dziwię, tyle tylko, że w MHŻP los Grzegorz Michalskiego podzielił niedawno twórca tego muzeum – Jerzy Halbersztadt, wizjoner i człowiek kultury- podobnie jak Grzegorz Michalski czy Stanisław Leszczyński w NIFC. Zdaje się, że o następczyni nie da się tego powiedzieć. Życzę powodzenia Pani Alicji i jestem całkowicie po stronie Artura Szkenera i Marity Alban Juarez, którzy w czwartek złożyli wypowiedzenia solidaryzując się ze Stanisławem Leszczyńskim.
Ja nie chce byc zlym prorokiem, ale… remont Atmy sie zbliza. A remonty pretekstem do halnego.
Panie Tomku,
z p. Halbersztadtem to też nie do końca prawda, że on był twórcą. Twórczynią pomysłu była Grażyna Pawlak, która długo za sprawą lobbowała w świecie. Też w jakimś momencie odstawiona.
Z Grzegorzem Michalskim inna sprawa. Od początku nie znosił go ówczesny minister Dąbrowski, za to dużo bliżej był ze środowiskiem TiFC. Gdy przyszedł mu do głowy ten makiaweliczny pomysł połączenia NIFC (którego powstanie zostało „wymuszone” uchwałą sejmową) i TiFC, nie postawił na czele Michalskiego, jak by się narzucało, lecz… Ryszarda Zimaka, choć byłego rektora Akademii Muzycznej, to o Chopinie nie mającego dużego pojęcia, co sam przyznawał (!). Ów akt porozumienia, którym instytucje połączono-nie połączono (bo TiFC przecież i tak pozostał), to doprawdy szczyt wszystkiego. Łącznie z haraczami dla TiFC, bo przecież nie tylko za Żelazową Wolę, ale za to, że nie mieli już organizować Konkursów Chopinowskich.
Pan WD nienawidził Grzegorza Michalskiego także za to, że ten twardo obstawał o odzyskanie dla Skarbu Państwa Żelazowej Woli. Do tego stopnia, że nie zaprosił go na otwarcie odnowionego miejsca urodzenia Chopina, które właśnie Michalskiemu w dużym stopniu zawdzięczamy. Z tymi zaproszeniami zresztą w ogóle była afera, po panią prof. Irenę Poniatowską wysyłano samochód, bo to byłby dopiero obciach, gdyby to się odbyło bez niej. Ale jeszcze coś. Nie wiem, czy Pan przy tym był, kiedy były wygłaszane przemówienia. Najpierw przed dworkiem, a potem już w sali, gdzie był bankiet. Przemawiał też Andrzej Sułek. Żaden z panów nie wymienił Michalskiego wśród tych, których zasługi się wymieniało, więc podeszłam potem do Sułka i powiedziałam mu, co myślę o tym, że Michalskiego tam nie ma i że nawet nie wymienia się jego nazwiska. On się trochę zreflektował i poprawił się podczas przemówienia przedbankietowego. Natomiast pan były minister przemawiając drugi raz nie tylko nie wymienił tego nazwiska, ale powiedział coś więcej, że „NIFC powstał po to, żeby szykanować TiFC”…
I tu wyszło szydło z worka.
Groza.
Polska to był zawsze biedny kraj i takim pozostaje. Powiedzmy sobie to szczerze – nie stać nas na Chopina. Stać nie niego Francję. Furda tam jakieś imponterabilia – sprzedajmy temat (instytut, muzeum, pamiątki i Konkurs) Francuzom jeszcze raz i przestańmy sobie wreszcie Chopinem gębę wycierać. Za zarobione w ten sposób pieniądze podniesiemy płace w ministerstwie kultury z gwarancją że mu jeden problem z głowy spadnie. Zostawmy sobie społeczną resztówkę szopenowską w postaci TFC oraz grupy „wyznawców Świętego Idiomu” ale bez dotacji żeby francuskiemu właścicielowi nie robić konkurencji (znowu by ta hydra chopinowska nam odrosła). Zresztą nie muszą być Francuzi – Chińczycy mają teraz kasę i się w tą całą tematykę niemało już wciągnęli.
Nie stać nas jako naród na innych ministrów kultury niż panowie Dąbrowski i Zdrojewski (Ujazdowski nie lepszy). Będziemy sobie dalej zajadać kaszankę, mówić że to kawior. Będziemy z kaszanki dumni i zarejestrujemy ją jako produkt regionalny. A muzyki będziemy słuchać ludowej (TV TRWAM ma gotowe audycje).
Nie mogę nawet napisać że cholera mnie bierze bo ja już z dawna dziwię się mało czemu. Takim zblazowany. Przecież ci wszyscy zacni ludzie (SL et consortes) po prostu byli potrzebni tylko na chwilę żeby nie umoczyć Roku Chopinowskiego. A jak się ten rok skończył a wybory zostały wygrane m.in. pod sztandarem że się Rok Chopinowski udał to „pożyteczni idioci” mogą iść w odstawkę. Wiadomo, że jak to dusze artystyczne, nie mając instynktu stadnego nie tworzą grupy nacisku i nie uprawiają polityki. A politycy „umią” (bo nawet nie „umieją”) tylko z politykami i w interesikach się porozumiewać. Obecnie mówimy „taka jest logika procesu” (dawniej: „Jest wicie taki trynd’). Polska to był zawsze biedny kraj i takim pozostaje.
PS Co do ałtsorcingu – wytłumaczył mi pewien światły człowiek rzecz całą następująco: „Z outsourcingiem to jest tak, że np. obetnę ci prawą rękę i będę cię karmił, dłubał w nosie, czesał i wszystko co tam tą ręką robiłeś w zamian ty mi będziesz płacił. Jako zysk po twojej stronie będą tańsze ubrania bo bez rękawa i mniejsze zużycie mydła bo już tej ręki nie będziesz musiał myć”. Innymi słowy , już moimi, w 80% przypadków outsourcing jest przyznaniem się do tego, że firma czy instytucja nie umie wykonać czynności do których jest powołana, umie jedynie pobierać należności za robienie na klienteli wrażania że te czynności wykonuje (najlepszy przykład to firmy telekomunikacyjne gdzie nic nie należy do firmy poza logo).
Jeszcze jedno.
Domyślam się, czemu ministerstwo specjalnie się nie kwapi z informowaniem społeczeństwa, co było w audycie (ja mam z innego źródła, nie ministerialnego). Otóż większość prawdziwych zarzutów, generujących nawet straty dla instytutu, było w inwestycjach. A zajmowała się nimi p. Ewa Bara, która przyszła tam… z ministerstwa kultury, gdzie pracowała za ministra Dąbrowskiego.
@ macias1515
Chińczycy! Tylko Chińczycy! Ich jest dużo i mają kasę, i kochają Chopina. Tyn trynd zrozumiał pan Monkiewicz, który chce straszliwie wypchany magazyn NIFC sprzedać właśnie Chińczykom.
Będą trzymać się mocno. Już i tak uważają niejakiego Shao-Panga za swojego kompozytora 😛
Na facebooku jest ponad 17000 fanów NIFC. Pewnie kochają Chopina, a nie instytucję. Oby nie przerzucili się na Mozarta, albo Lista.
… ale pamiętajmy też, że to właśnie Waldemarowi Dąbrowskiemu zawdzięczamy obecność Stanisława Leszczyńskiego w NIFC.
Podobnie za jego p.o. dyrekcji w drugim półroczu 2010 dobrze się w tej instytucji działo.
to tak tylko gwoli ścisłości…
Tak, to jedno mu zawdzięczamy. A czy dobrze się działo? Hm… po prostu wszystko szło swoim trybem, maszyna nakręcana i rozpędzona pracowała dalej…
Na Dywanie strasznie się zrobiło smutno 🙁
Co prawda, sprawa NIFCu jest zdecydowanie niewesoła i trudno właściwie wypowiadać się na ten temat w innym tonie, ale ja pozwolę sobie w tę dyskusję wprowadzić element pozytywny (niezwiązany z tematem).
Otóż… Wczoraj we Wrocławiu wystąpił Alexander Gavryluk! Zagrał z orkiestrą miejscowej filharmonii koncert Czajkowskiego. Wydaje mi się, że występ był bardzo udany (można się ewentualnie użalić troszeczkę nad tym, że jakiś jeden dźwięk się w trakcie rozstroił i pod koniec utworu doskwierał). Pianista gra pięknym dźwiękiem i wkłada w utwór ogromny ładunek emocjonalny (dla jasności dodam, że nie przesadny i wystudiowany). Dzięki temu jego wykonanie wydało mi się bardzo świeże i ciekawe.
W drugiej części koncertu, orkiestra dyrygowana przez pana Kasprzyka wykonała jeszcze kwartet fortepianowy g-moll Brahmsa w opracowaniu na orkiestrę. Trzeba przyznać, że wypadło to całkiem porządnie, choć odrobinę znudziła mnie w pewnym momencie druga część utworu (mogło to wynikać z mojego zmęczenia, dlatego nie chcę wydawać tu jakiejś wiążącej oceny), ale całość pozostawiła bardzo dobre wrażenie 🙂
Już się nie mogę doczekać, kiedy wreszcie skończy się budowa NFM (już powoli rośnie i nawet wyszło ponad poziom ziemi), bo obecna sala Filharmonii Wrocławskiej nie nadaje się niestety do wykonań wymagających dużego składu orkiestry. Ale jeszcze, podobno, trochę ponad rok trzeba się przemęczyć i będzie wreszcie porządnie 🙂
No tak, czułam – „układ”, minister nie da tknąć swojego człowieka et consortes. Zaprocentuje mu w przyszłości. A że jakaś kultura ? Dziedzictwo i inne bzdety…
302, dziękuję za relację z Wrocławia. To świetny pianista.
Żeby jeszcze jeden element pozytywny wprowadzić, ogłoszenie: jutro ostatnia tegoroczna odsłona Mazovia Goes Baroque:
http://mazoviabaroque.pl/projekt-5-8-11-grudnia-2011.html
Szkoda w tym wszystkim pracowników Instytutu, którzy z takim oddaniem realizują powierzone im zadania. Jest tam grupa fachowców, której należy przypisać współautorstwo wielu Chopinowskich sukcesów pana ministra. Są to ludzie oddani sprawie, którzy nie przepuszczą bylejakości…a to dzisiaj rzadkie…doceńmy to, że mimo tylu zawirowań „na górze” w latach 2009-2011 udało się zrealizować z powodzeniem tyle przedsięwzięć! Dlatego można powiedzieć, że mimo wielu starań Rok Chopinowski okazał się sukcesem. 😀
Nu i chwat’it, jak mówi stary dowcip… 😈
Rządzący właśnie mają takie myślenie „Nu i chwat’it”, teraz kolej na Euro2012…ale przecież to jest typowe myślenie polityka…ważne jest to co może się przydać w perspektywie trwającej kadencji 😉 A ja się zapytuję o długofalowe plany, gdzie chcemy być za 20-30 lat?…ale o to już się niech martwią następni :/
Najbardziej rozbrajają takie decyzje, jak wykreślenie Chopina z „Polskiej Prezydencji 2011” czy z programu promocji Miasta Warszawy, „bo już tyle tego Chopina było”.
Tak na chłopski rozum, Panowie Decydenci: Czy po 5 latach budowy willi z basenem, dzień po parapetówce idziecie spać do szopy, bo „tyle już tej willi było, i trzeba by zapłacić pokojówce za posprzątanie”?
Biez wodki nie rozbieriosz…
@tjczekaj – Remont Atmy! To nic tylko w kolejce do wrocławskiego ministra się ustawić. Synekury czekają!!! A o twórczość tego, tam… Szymanowskiego to przecież Anglicy już dbają z Simonem Rattle na czele. A ile mozna w Zakopanem na wynajmie pokoi zarobić?! Nie będzie potrzeba dotacji z ministerstwa.
@Szujski – Chopin to przynajmniej mial nosa i francuskie nazwisko nosil, a te zawsze lepiej sie sprzedaja, a Szymanowski nawet tego sobie nie zalatwil u podstaw 😉
@Szujski – a tak nawiasem mowiac, gdyby nie pewni Anglicy i pewni Amerykanie, to juz w ogole bysmy byli pariasami swiadomosci europejskiej (o swiatowej nie mowie, bo Warszawa to przedmiescie Moskwy przecie i niedzwiedzie, i Syberia).
Pani Doroto, słusznie mnie Pani koryguje. I dobrze, że to Pani przywołuje różne zdarzenia dookreślające kontekst funkcjonowania instytutu. Może czas, żeby napisać jego monografię. Chętnie się do takiej historii swoimi relacjami dopiszę, wszak byłem w instytucie od początku, choć nie do końca. Jestem do dyspozycji. Pozdrawiam tk
Ja się czuję poniekąd matką chrzestną instytutu 😉
Właśnie wygrzebałam taki swój tekst:
http://www.wprost.pl/ar/9466/Wojna-o-Fryderyka/?I=954
Mielibyście pojęcie, że istnienie NIFC poniekąd zawdzięczamy Ździchowi Podkańskiemu? Temu od umawiania się z Czapskim? Tyle że on chciał czegoś zupełnie innego, a parlament przerobił to we właściwym kierunku 😀 No i resort kultury już wtedy nie chciał instytutu. Zawsze to było dla niego kukułcze jajo. Na szczęście uchwalono inaczej 🙂
Dobrze czasem przypomnieć sobie historię…
Pani Doroto, pisze Pani, że ” Otóż większość prawdziwych zarzutów, generujących nawet straty dla instytutu, było w inwestycjach.” – Czy jest możliwość rozwinięcia tego tematu? Z ukłonami, Janina
Janina – witam. Ja bym chętnie, ale tego jest bardzo dużo. Najchętniej umieściłabym cały skan tego wystąpienia pokontrolnego, który mam w pdf, ale nie wiem, jak mogłabym to zrobić. Jest tego 9 stron.
Mogłabym wydłubać parę co bardziej frustrujących punktów…
Na razie tylko konkluzja:
„Ponadto wnoszę o:
1. zwrot na rachunek MKiDN środków w kwocie 162.520,35 zł z tytułu wykorzystania dotacji celowej niezgodnie z decyzją MKiDN (pismo DF-V-AM311/2-28/09/23 z dn. 29.12.2009 r.), w kwocie 12.200 zł z tytułu zrefundowania ww. kwoty w ramach umowy o dofinansowanie Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko nr 11.01.00-00-054/09-00 z dn. 01.03.2010 r. oraz w kwocie 3.395 zł dotyczącej nierzetelnego sporządzenia sprawozdania z realizacji inwestycji za 2009 r. (ustalenia w przedmiotowym zakresie zamieszczono na str. 46-49 protokołu kontroli).
2. podjęcie przez NIFC czynności prawnych w celu odzyskania środków finansowych utraconych w wyniku błędnego kosztorysowania przebudowy i zmiany sposobu użytkowania pomieszczeń piwnicznych w Zamku Ostrogskich (149.237,39 zł) oraz środków nadpłaconych firmie Audio-Video-Forum (82.528,40 zł) i firmie Centre Screen Productions (6.587,64 zł)”.
Kierownictwo przyśle mi tego pedeefa, to Pan Administrator go zsieciuje. 🙂
O, dzięki, Bobiczku, zaraz to zrobię 🙂
Ja tu jestem i robię, co mogę, tylko się nie odzywam.
Już kiedyś omawialiśmy to uwłaszczenie stowarzyszenia na państwowych dobrach, stanowiących spuściznę narodową. Teraz okazuje się, ze to jakaś hydra wsysająca coraz więcej i więcej.
Właśnie spotkał mnie kolejny szok: koleżanka dziennikarka chciała zapoznać się z ową kwietniową umową w sprawie haraczu dla TiFC. Pan rzecznik z ministerstwa powiedział jej, że to umowa z klauzulą tajności 😯
Rozmawiałam o niej jeszcze latem z p. Zenonem Butkiewiczem, dyrektorem departamentu narodowych instytucji kultury, który niczego takiego mi nie mówił. Co prawda nie próbowałam jej wtedy wyciągać (ostatecznie zrezygnowałam z tekstu, bo ludzie z NIFC nie chcieli zaszkodzić festiwalowi), ale potwierdził mi sumę, na jaką się umówiono, i dodał, że to sprawa między instytutem a towarzystwem, ministerstwo jest tu tylko katalizatorem, ale ministerstwo wyasygnuje te pieniądze osobno, nie z budżetu NIFC.
Ministerstwo się tym chwaliło, bez podawania szczegółów
http://www.mkidn.gov.pl/pages/posts/podpisanie-umowy-pomiedzy-narodowym-instytutem-fryderyka-chopina-a-towarzystwem-im.-fryderyka-chopina.-1830.php
Jeszcze będzie tak, że w kontekście tych spraw inwestycyjnych p.o. dyrektora odda ministrowi niedźwiedzią przysługę 😀
Pewnie zadziałała poprawka Rockiego :), osobliwie interpretowana, rzecz jasna. Światy równoległe się porobiły mrgreen wrrr…
przepraszam, chyba nie umiem zielonego paszczaka = mrgreen =
A ja mogę takie wystąpienie pokontrolne tak upowszechniać? Tak pytam dla pewności. Co prawda minister twierdzi, że audyt nie jest tajny, ale…
Paszczaka wstawia się w dwukropki po obu stronach, bez odstępu:
Utajniona umowa instytucji publicznej z prywatnym stowarzyszeniem? Robi się coraz ciekawiej.
Przy okazji nie widzę tego audytu na stronie BIP NIFC, a ustawodawca zapisał (Art. 6 pkt. 4 ustawy o dostępie do informacji publicznej):
Udostępnieniu podlega informacja publiczna, w szczególności o:
4) danych publicznych, w tym:
a) treść i postać dokumentów urzędowych, w szczególności:
[…]
– dokumentacja przebiegu i efektów kontroli oraz wystąpienia, stanowiska, wnioski i opinie podmiotów ją przeprowadzających
Pan Monkiewicz nie aktualizując BIP chyba łamie ustawę?
Tu ten pedeef, o którym Kierownictwo pisało:
http://www.blog-bobika.eu/foty/wystapienie_pokontrolne_BAK_MKiDN_092011.pdf
Dzięki! 🙂
Miłej lektury… 😈
Dziękuję Pani Kierowniczko, zapamiętam
Wiecie, jak się cieszę, że miałam możliwość powiedzenia Rockiemu w oczy, że nie będę na niego głosować? 😛
A on i tak w moim rejonie wygrał…
Dziękuję bardzo, wgryzę się w materiał, który zamieścił pan Bobik, dziękuję. Nie wiem, czy wiele z tego zrozumiem, możliwe, że przydałby się komentarz klasy pani Doroty… momencik.
Ja nie jestem prawnikiem. A tu by raczej przydał się komentarz prawnika.
Pani Doroto, Pani jest lepsza niż prawnik!
Jeśli o sprawy prawne chodzi, na pewno nie 😐
Jako pies mało jestem przyzwyczajony, żeby mówiono do mnie przez pan. 😆
Prawnikiem wprawdzie nie jestem, ale tak na zdrowy psi rozum widzę, że istotnie był w tym NFC burdel administracyjno-księgowy i był tam konieczny ktoś, kto potrafiłby to ogarnąć. Tyle że taki ktoś w instytucji kulturalnej powinien pełnić rolę służebną wobec wizji, misji i merytoryzmu, a nie nadrzędną wobec tego wszystkiego.
Widzę też, że największy burdel i niegospodarność istotnie dotyczyły inwestycji, a najczęściej powtarza się Żelazowa Wola. Za to chyba SL nie był odpowiedzialny?
No, mógł być ewentualnie odpowiedzialny za te cztery punkty, które wymieniłam wczoraj o 21:48. I jeszcze może mógł podpisać jakieś pismo podsunięte mu, bo według ówczesnej wersji statutu musiały być dwa podpisy z dyrekcji.
Protokół pokazuje też idiotyzm prawa o zamówieniach publicznych. Zakup praw autorskich wg ustawy to kuriozum w skali światowej i oddzielna sprawa, ale np. nie rozumiem, po kiego grzyba urządzać oddzielny przetarg na wykonanie łącznika miedzy budynkami, skoro można to zlecić generalnemu wykonawcy, który przetarg wygrał. Chyba że łącznik pojawił się w trakcie realizacji projektu. Nie wiem też, co jest złego w domaganiu się dokumentów finansowych potwierdzających wypłacalność wykonawców inwestycji. Przecież to dobre zabezpieczenie dla inwestora, zwłaszcza państwowego i w sumie biednego jak NIFC. W wolnej chwili chyba przestudiuję tę ustawę, bo ona coś gupia mi się wydaje.
W kontekście powyższego przydatny będzie jeszcze jeden link:
http://www.mf.gov.pl/index.php?const=6&dzial=672&wysw=84&sub=sub11
Przepraszam Panią Kierowniczkę za błąd w podpisie. To z nerw, z nerw, bo już szlag mnie trafia z tego wszystkiego i mózg gmłą zachodzi. Idę do swoich robótek ręcznych ochłonąć, bo tylko głowę niepotrzebnie zawracam.
Pani Doroto, ale już nie chodzi o pana Stanisława. Jego kompetencje, dzieła i wizję wszyscy uwielbiamy. Chodzi o prawdę wokół nifcu. I w nifcu. Od kilku dni próbuję podpisać petycję poparcia, ale nie mogę! Sformuowanie: „Tymczasem p. Kazimierz Monkiewicz swoimi posunięciami zdezorganizował pracę Instytutu, zantagonizował zespół” wydaje mi się nieprawdziwe. Już w ubiegłym roku działy wewnątrz nie współpracowały ze sobą. Możliwe, że za kadencji p.o. dyr. pana Monkiewicza ten stan pogłębił się. Moja krótka współpraca w pierwszej połowie 2010 r. z tą instytucją wskazywała na tak zwane „każdy sobie”… Dlatego zapytałam o przeszłość. Widzę jednak, że dokument, za który dziękuję, wymaga głębszej analizy. I pytanie dlaczego dyr. Sułek postawiony w tym samym wierszu jako odpowiedzialny za naruszenia dyscypliny finansowej stracił swą koronę, a pan Leszczyński dopracował się obrony [bynajmniej nie w sprawie obrony przed zarzutami z dokumentu] i jak w tym wypada pani Bara? Oczywiście, wiem, że pan Stanisław jest niezastąpiony w swojej osobowości, jednak… pytam o Sułka. Napisała Pani, że chwilę przed dymisją złożył zawiadomienie w prokuraturze o popełnieniu przestępstwa i dlaczego nie ma na to odpowiedzi. Mnóstwo we mnie takich pytań, pani Doroto…
To zawiadomienie jednak złożył później. Ale przed odejściem, kiedy zaczął dostrzegać ten bajzel, skopiował trochę dokumentów, zmienił też główną księgową. Potem jednak wróciła poprzednia. Żeby było śmieszniej, to właśnie ta poprzednia odzyskała ten VAT 😛
Swoją drogą trzeba podkreślić, że Andrzej Sułek był dyrektorem naczelnym, a Stanisław Leszczyński wicedyrektorem, a to są jednak różne stopnie decydenctwa. Tyle że wiele rzeczy ponoć działo się poza dyrektorem Sułkiem. Np. owo przesunięcie 4,15 mln – ponoć dowiedział się o tym ex post (podobnie jak Leszczyński), a za to oficjalnie go zwolniono…
Co do Pani doświadczenia z NIFC, nie wiem, czy Pani źle trafiła, ja będąc przez Rok Chopinowski szczególnie blisko instytutu widziałam maksymalną mobilizację tej w gruncie rzeczy garstki ludzi. Domyślam się też, że w tym roku, przy jeszcze bardziej niesprzyjających warunkach, ludzie „zwarli szeregi”…
Ale nie wiem, jak bez współpracy działów mogłoby działać kilka rzeczy. A jakoś działały. Do tego roku…
Poprawiłam podpis jednej takiej i wpuściłam (@ 21:46)
No właśnie, Pani Doroto! Zwolniono [i oczerniono!] człowieka, który nie był świadom swojej odpowiedzialności za przesunięcia? Skandal?
Nie było najgorzej, co do tej współpracy. Gdyż dla Chopina wiele da się znieść.
Ciekawa rzecz: jak wejdziecie na stronę NIFC http://pl.chopin.nifc.pl/institute/organization/contact to z tego układu strony można wywnioskować, że Instytut tworzą 2 osoby 🙂
A jaka ciekawa funkcja pani Strugałowej – Koordynator Projektów VIP 😆
Właśnie, co to jest za stanowisko i jestem ciekaw jaki będzie raport z koordynacji projektów VIP w 2011??? 😉
oooooo! to musi być bardzo przyjemna funkcja! sama chciałabym taką mieć!
ale co z tymi 4,15 mln zł?
No, przecież jest na pierwszej stronie…
Ja za bardzo znamienną uważam informację, że wejście do Instytutu jest przez Okólnik. 😎
Dokument w szczególności wskazuje na nieprawidłowości w zakresie inwestycji. Kiedyś usłyszałem, że nieprawidłowości zaczął zauważać Sułek. Ponoć zamówił zewnętrzny audyt! W tym czasie nie dostał odpowiedniej części dotacji z MKiDN, a program chopinowski miał realizować. Przesunął finanse i wpadł. I natychmiast go zmieciono. Za to przesunięcie czy za ten audyt?
Po „robocie” wstawiono „sprzątacza”? Ten Monkiewicz spełnia rolę podpalacza, który zaciera ślady? Czy można znaleźć inne logiczne wytłumaczenie?
@Janina: Wtedy gdy rozmawiałem, nie widziałem braku współpracy w NIFC. Wręcz przeciwnie, ludzie od projektów raczej wyglądali jak cienie, fizycznie wykończeni, ale grali w jednej drużynie.
jest, jest,
ale pisze Pani, że „Tyle że wiele rzeczy ponoć działo się poza dyrektorem Sułkiem. Np. owo przesunięcie 4,15 mln – ponoć dowiedział się o tym ex post (podobnie jak Leszczyński), a za to oficjalnie go zwolniono…” czyli kto zadecydował o tym felernym przesunięciu, skoro nie osoba decyzyjna?
No właśnie. Też chciałabym wiedzieć…
Pani Doroto, rozwinę cytat z Pani wypowiedzi:
„Otóż większość prawdziwych zarzutów, generujących nawet straty dla instytutu, było w inwestycjach. A zajmowała się nimi p. Ewa Bara”
kto jest odpowiedzialny za większość PRAWDZIWYCH zarzutów generujących straty dla instytutu?
Nie mnie odpowiadać na to pytanie…
Ale pani Bara miała funkcję wicedyrektora do spraw inwestycji.
Panie Wyborco, a ja doświadczyłam braku współpracy działów na własnej skórze. Może nie były to jeszcze antagonizmy, o których mowa teraz, mimo to… odsyłanie od sasa do lasa sprawia, dla osoby z zewnątrz, że gubi się i nie jest pewna, czy jej robota jest traktowana poważnie. Ot co.
Czy to prawda, że pani Strugała jest głównym doradcą pana Monkiewicza? Ponieważ ten ostatni to elektronik, powinno się zacząć przepytywać „zaplecze”, czyli panią Strugałę! Zwłaszcza, że jak czytam, jej mąż przez wiele lat prowadził festiwal we Wrocławiu, z którego z kolei wywodzi się minister Zdrojewski.
No, prowadził przez długie lata Wratislavię, to było w latach 1968-97. Obecny minister był prezydentem Wrocławia w latach 1990-2001. Ale czy to ma coś do rzeczy, trudno powiedzieć. Chodził na Wratislavię, co robiło wtedy na mnie dobre wrażenie…
Brawo @wyborca, i kółko się zamyka 🙂
Zwariuję… Pani Bara miała funkcję wicedyrektora do spraw inwestycji – kto zatem miał funkcję dyrektora do spraw inwestycji? Czy generalnie dyr. Sułek, który „o przesunięciu 4,15 mln – ponoć dowiedział się o tym ex post”? Pogmatwane bardzo… ktoś był odpowiedzialny, ale o działaniach dowiaduje się ex post? Dziwne, dziwne….
Miała funkcję wicedyrektora NIFC. Do spraw inwestycji. Czyli była odpowiedzialna za inwestycje.
Czyli kto przesunął te pieniądze bez wiedzy dyr. Sułka?
Pani Doroto, ja kocham Chopina, przepadam za pięknie realizowanymi wizjami pana Stanisława… ale źle działają na mnie niedomównienia. Zrozumiem, że Pani tego nie wyjaśni, nie Panią stawiam pod ścianą, cieszę się z takiego zamiłowania do piękna, jakie Pani przekazuje. Ale kogo pytać?
Nie wiem.
Podrzucam link do mojej aktualnej wypowiedzi z momentu, gdy Sułek został zwolniony. W komentarzach proszę zwrócić uwagę na wypowiedź Stanisława 🙂
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2010/07/07/komorki-do-wynajecia/
Pani Janino, po drugim zdaniu Pani ostatniego komentarza muszę dodać, że chyba nie był to również Leszczyński…
I jeszcze: pisma podpisywali wg poprzedniego statutu albo dyrektor z którymś z zastępców, albo dyrektor lub któryś z zastępców z główną księgową.
To jest dawny statut NIFC. Proszę zwrócić uwagę na paragraf 17.
http://tifc.chopin.pl/index.php?DOC=zalacznik1
I dobranoc, bo już gadam sama ze sobą…
o, ja się domyślam, że nie pan Leszczyński, możliwe, że słusznie!
gdzieś w niebieściech wrażliwej duszy i sytej w zadowolenie, czego może pan Leszczyński doświadczać ze względu na swoje dotychczasowe osiągnięcia, za co rzesze miłośników piękna są mu wdzięczne [i ja również!] nie może kryć się podstępek i nieprawa chciwość. Szczerze mówię, są jeszcze takie pięknoduchy na świecie… Zamiłowanie do piękna, prawdy i uczciwości to również cechy oczernionego ex dyr Sułka, a postawiono go na tej samej ławie oskarżonych… i któż się ujął? Czy panika jaka zapanowała w nifcu po tym akcie, w imię oby do końca roku chopinowskiego!, zwalnia z zadawania pytań ponownie?
Primo – duzo tu niedomowien. Nie wierze, aby dyrektor ds. inwestycji przesuwala srodki ze swojego budzetu na zadania „miekkie” jakim jest festiwal i koncerty.
Secundo – przeczytalem fragment PK dotyczacy audytu. Niestety, wyglada na to, ze projekty graficzne, druk i ekspozycje zrobiono poza przepisami prawa – bez przetargu lub dokumentacji wolnej reki. Pytanie – gdzie byla glowna ksiegowa i prawnik? Wyglada na to, ze Pan SL wydawal te ieniadze wg wlasnego widzimisie. A to jest przestepstwem. Przerazenie mnie ogarnia jak wydatkowane sa pieniadze z moich podatkow (honorarium prof. Tomaszewskiego nie bede komentowal, ale zgarnac ponad 70 tys. zl za te sama prace brzmi kuriozalnie).
Terzo – regulamin NIFC mowi, ze dyrektor moze powolac lub odwolac zastepce po uzyskaniu akceptacji Ministra. Ale nie przewiduje sytuacji jaka ma miejsce – to SL podal sie do dymisji, a KM ja przyjal. Minister nic do tego nie ma, bo dymisjonowany nie zostaje zwolniony, ale zwalnia sie sam.
Quarto – wymowa tego postu, jak rowniez wojny na listy przypomina mi toczacy sie w Krakowie spor miedzy Adamusem i pracownikami Capelli Cracoviensis. Emocjonalne komentarze PK sa odwzorowaniem artykulow Agnieszki Malatynskiej-Srankiewicz, krytykowanej tu niegdys.
Tak wiec – nic z tego dobrego juz nie bedzie. Trzeba usiasc do stolu i bez zbednych emocji rozmawiac.
PS. Dziekuje za wklejenie dokumentu z audytu. Nie dziwie sie, ze MKiDN go skrywa. To co przeczytalem we fragmentach wystarczy aby wyrobic sobie zdanie, ze jest to skandal. Kompromitujace jest jak wydatkowane sa pieniadze publiczne. I przez jakich ludzi… niestety nie majacych bladego pojecia o PRAWIE, w ramach ktorego prowadza swe instytucje.
No tak, drogie, miłe Panie, ale z drugiej strony świat tak wygląda, że człowiek podejmujący się kierowania jakąś placówką, nie może się tłumaczyć, że nic nie wiedział.
Tak trzeba dobrać sobie personel i stworzyć procedury wewnętrzne, żeby mieć minimum pewności.
Dlatego ja bardzo się dziwię takim stwierdzeniom, że ktoś podejmuje gdzieś pracę i ściąga znanych sobie, sprawdzonych ludzi. Wiem, co mówię, bo sama ściągałam zaufanych ludzi i nie kierowało mną żadne kumoterstwo, tylko bezgraniczne zaufanie sprawdzone w różnych warunkach. Ludzie „z ulicy” zdarzali się dobrymi nabytkami, ale najczęściej nie do końca mogłam zaufać, że jakieś trupy po kątach nie siedzą i nie wyjdą w momencie kontroli, czy badania.
Tak jest, zajmowane stanowisko generuje obowiązki, można być kryształowo uczciwym człowiekiem. Mam tu na myśli Pana Sułka.
A to, co napisał Stanisław, że jedni ponoszą konsekwencje, a inni nie, to jest już zupełnie insza inszość.
W kwestii zarzutu w audycie (o braku postępowania przetargowego dot. odkupienia praw autorskich oraz projektów graficznych), to stosuje się tryb z wolnej ręki, który reguluje art. 67. ustawy o zamówieniach publicznych:
Art. 67.
1. Zamawiający może udzielić zamówienia z wolnej ręki, jeżeli zachodzi co najmniej jedna z następujących okoliczności:
(…)
b) z przyczyn związanych z ochroną praw wyłącznych, wynikających z odrębnych przepisów,
c) w przypadku udzielania zamówienia w zakresie działalności twórczej lub artystycznej;
2) przeprowadzono konkurs, o którym mowa w art. 110, w którym nagrodą było zaproszenie do negocjacji w trybie zamówienia z wolnej ręki autora wybranej pracy konkursowej;
Co do przetargu na druki, to na stronie NIFC na własne oczy widziałem ogłoszenia o przetargach dot. druków ChiJE 2010 – bo to akurat zahacza o moją działkę. Ponieważ nie jest prowadzone archiwum przetargów na instytutowej stronie BIP, to trudno rzecz sprawdzić.
A w kwestii druku – to już wspominałem (czyli oddzielonego od projektu) – tu nie ma zmiłuj się. Odstępstwo jest możliwe tylko w przypadkach nagłym – gdy np. impreza „rodzi się” w piątek, z terminem w poniedziałek, a trzeba to zareklamować. Czyli wypisz wymaluj koncert Argerich i Pires na Chopiejach 2010. Ale do tego wszystkiego musi być wyprodukowana stosowna makulatura proceduralna. I być może tej właśnie zabrakło.
Siódemeczko,
nocne pozdróweczka od Jureczka
Dzień dobry,
Karaibian – witam.
1. Porównanie z Capellą Cracoviensis jest absolutnie chybione. Tam chodziło o to, by praktycznie stworzyć na starej marce nowy byt artystyczny, a sposób, w jaki to zostało wykonane, i mnie się nie podobał, choć pod względem artystycznym właśnie jestem za nową marką. Natomiast w NIFC człowiek niekompetentny zniszczył wszystko, co było dobre. Na miłość boską, nikt nie miałby pretensji do pana Monkiewicza, gdyby był po prostu pomocny, gdyby miał dobrą wolę współdziałania w pięknej sprawie i – przede wszystkim – gdyby cokolwiek rozumiał ze spraw, którymi się zajmował. I chciał je rozumieć. Gdyby przynajmniej pozwolił zastępcom załatwić tych sponsorów – to naprawdę nie są pieniądze z naszych podatków (przypominam Panu, że festiwal 2009 obszedł się bez dotacji ministerstwa!). A wszystkie komentarze tutaj dotyczą konkretnych faktów – owszem, te fakty budzą emocje, ale cały czas rozmawiamy o być albo nie być jednej z najważniejszych placówek w Polsce, o jednym z najwspanialszych dorobków, a nie o tym, że władze Krakowa nie chciały mieć pięciu orkiestr współczesnych, tylko jedną z nich zamienić na dawną. A co się Panu kojarzy, to jest Pana prywatny problem.
2. To, co jest w audycie, jest skandalem, cały czas o tym mówię. Kto co przesunął, jak to się odbyło i dlaczego – też cały czas podkreślam, że tego nie wiem. Jednak to nie z przesuwania wynikły straty, lecz z innych działań.
3. Czy Pan wie, co to jest kupno praw autorskich i czym się różni od prostego honorarium autorskiego? I – przede wszystkim – czy Pan wie, jaką wagę merytoryczną ma ta właśnie książka?
4. Stanisław Leszczyński i Artur Szklener zostali powołani do NIFC według poprzedniego statutu, paragraf 8 punkt 5: „Zastępców Dyrektora powołuje i odwołuje Minister na wniosek Dyrektora, po zasięgnięciu opinii TiFC”.
I jeszcze – tak, trzeba siąść do stołu. Ale jedno jest pewne: bez Monkiewicza. Zwłaszcza po tym, jak zachował się w czwartek. Wyborca ma rację: on jest stroną w sporze, nie może mieć więc władzy nad drugą stroną sporu.
Inna sprawa: minister nie kwapi się do pokazania audytu, ale przynajmniej mówi, że jest on jawny. Natomiast utajnienie umowy z TiFC niepokoi dużo bardziej.
Linki do ostatniego „Don Giovanniego” w La Scali:
akt I
http://www.youtube.com/watch?v=vQZZGFsrQQg
akt II
http://www.youtube.com/watch?v=vQZZGFsrQQg
I jeszcze dwa kolejne – na marginesie wczorajszego „Faust”a:
To produkcja londyńska McVicarsa w ROH (z blond Draculessą)
http://www.youtube.com/watch?v=jFwYQrHVNaA&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=aC_mQprcvMo&feature=related
O, dzięki! 🙂
Primo – porownujac post z tematem CC mialem na mysli temperature emocji. Troche wiecej obiektywizmu PK, bo jednak wyszlo, ze ma Pani male pojecie o prowadzeniu instytucji kultury i przepisach.
Secundo – to, ze festiwal odbyl sie bez dotacji ministerstwa w 2009 roku nie swiadczy, ze nie odbyl sie za pieniadze publiczne (dotacja podmiotowa NIFC). Nie zostal zorganizowany ze srodkow wlasnych SL ani za pieniadze sponsorow.
Terzo – nie oceniam dzialalnosci KM ani SL – kij ma dwa konce. Faktem jest, ze instytucje kultury prowadzone sa czesto przez „pieknoduchow”, ktorzy maja takie samo pojecie o prawie jak Pani. Osoby, takie jak KM sa potrzebne, ale z inimalnym zapleczem merytorycznym (moze KM sie nie chcialo, a moze SL nie otrafil skutecznie tlumaczyc).
Tak czy inaczej NIFC jest skompromitowany. Nie dziwie sie, ze Minister chcialby wprowadzic osobe z wlasnym zespolem. Tyle, ze Minister chyba nie chce zaakceptowac faktu, ze lawka osob z zapleczem managerskim i merytorycznym jest w tym kraju bardzo krotka. I nikt do konkursu nie stanie.
Tu jest drugi akt:
http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&NR=1&v=heD79C8Lyd0
Tam był pierwszy.
Karaibian – przykro mi, ale to nie NIFC jest skompromitowany. Bo to nie jest kij, który ma dwa równorzędne końce. Wygląda na to, że w ogóle nie rozumie Pan wagi tego, co tam było robione.
Moim zdaniem zamiast niszczyć to, co dobre, wystarczyłoby wprowadzić tam osobę, która będzie współdziałała z pracownikami merytorycznymi, która oczywiście będzie trzymała za rękę w sprawach finansowych – tak, też uważam, że ktoś taki jest niezbędny! – ale mając co do merytorycznych spraw jeśli nie wiedzę ekspercką, aż tego się przecież nie wymaga, to chociaż zrozumienie i dobrą wolę.
Naprawdę to nie jest tak, że np. Leszczyński ma decydować, jakie pieniądze na co będą wydawane, tylko mają usiąść razem i naradzić się, jak zdobyć pieniądze na to czy tamto, także na zasadzie: tak krawiec kraje, jak mu materiału staje – i musi być przywrócona łączność ze sponsorami. Niekompetencja i w tej dziedzinie już całkiem pogrąża pana Monkiewicza jako menedżera.
A to, co Pan pisze o festiwalu w 2009 r., to, proszę wybaczyć, brednia. Dotacja podmiotowa NIFC służy utrzymaniu zespołu i budynków, niczego więcej; na festiwal przeznaczona jest dotacja celowa, której instytut wówczas nie otrzymał. Festiwal został zrobiony właśnie za pieniądze samorządu i sponsorów. Spisuję z książki programowej: mecenasem poza władzami samorządowymi (i ministerstwem wpisanym z obowiązku) była Polska Grupa Energetyczna, sponsorem Lotnisko Chopina plus 7 partnerów.
Obejrzałam wreszcie tę końcówkę DG, której nas pozbawiono podczas transmisji 😉
Jedna z miłych osóbek, z którymi to oglądałam, stwierdziła, że właściwie w tym miejscu i o tej porze to mógłby być spektakl o Berlusconim – wszystko by pasowało, bunga bunga i te rzeczy… No, ale pewnie to byłoby za łatwe.
Pan Youn wizualnie wcale, wcale…
Już i tak lepiej wygląda, niż kiedy był obleśnym Leporellem w dresie 😉 :
http://www.youtube.com/watch?v=tN84UOhm8ew
Miałam napisać biedny „Don Giovanni”, co ci ludzie z nim robią, ale chyba powinnam napisać, biedne kobiety z „Don Giovanniego”, co przedstawienie, to większe ladacznice i obłudnice a Don Giovanni to ich ofiara . Ha, ha, ha.
E, no akurat w mediolańskim spektaklu to ostatecznie Don Giovanni wygrywa 😉
Dziś Trybunał. W programie Harfenquartett Beethovena. Bardzo lubię.
@Karaibian
1. ustawa prawo zamówień publicznych dopuszcza zamówienie z wolnej ręki w szczególnych przypadkach, m.in. gdy czas nie pozwala na przeprowadzenie procedury przetargowej. Jak słyszałem, fundusze na domknięcie festiwalu pojawiły się w ostatniej chwili, zatem decyzja była możliwa, nie sporządzono jedynie na czas dokumentacji.
2. sugeruje Pan popełnienie przestępstwa, zanim komisja cokolwiek rozpatrzyła, mimo że w raporcie jest pozytywna ocena działań i bardzo ostrożne uzasadnienie przekazania sprawy komisji.
3. O festiwalu 2009 pisze Pan brednie (co Pani Redaktor wytknęła) próbując podważyć analizę wskazującą menedżerską bezsilność p. Monkiewicza i dodatkowo wplatając zawoalowaną obrazę p. Leszczyńskiego.
4. Zanim Pan obrazi prof. Tomaszewskiego, proszę zauważyć że copyright tej fundamentalnej pozycji ma PWM (spółką skarbu państwa), nie pan profesor.
5. Ciekawe, że zgroza Pana nie bierze na myśl, że p. Monkiewicz mógł zacząć płacić TiFC z publicznych pieniędzy w sumie kilkanaście milionów za depozyt zbiorów, które wcześniej miał zdeponowane za darmo.
6. Reasumując, oto obiektywizm obrońców KM: na kilka stron o inwestycjach w Raporcie się nie zająkną, SL nazywają przestępcą (niby nie wprost), słowa nie powiedzą o umowie między KM (NIFC) a prywatnym stowarzyszeniem (na kilkanaście milionów), ale umowę NIFC z podmiotem skarbu państwa na 70 tys. napiętnują, wreszcie w czytelnej sprawie skuteczności w pozyskiwaniu środków będą szukać dziury. To przecież mataczenie, co przewidziałem wyżej.
Ha, ha, ha, ha.
Łączę się w gorzkim śmiechu.
Chociaż w pewnym sensie to powrót do źródeł – El Burlador de Sevilla Tirso de Moliny przedstawiał kobiety także w niezbyt pochlebnym świetle: Aminta (w wielkim uproszczeniu pierwowzór Zerliny) daje się nabrać na obietnice perełek i trzewiczków, a po miłosnej nocy rozgłasza po całej wsi, że teraz będzie donią Amintą, natomiast donia Anna de Ulloa najnormalniej w świecie robi ojcu świństwo, zapraszając na noc do siebie kuzynka-hulakę, żeby nie wyjść za swojego narzeczonego (którym skądinąd ma być don Juan 😉 ).
@ wyborca
W jednej sprawie przyznam rację panu Karaibian. Otóż faktycznie nie mam wielkiego pojęcia o prowadzeniu instytucji kultury, toteż się do tego nie pcham. Ale są tacy, co również nie mają pojęcia, i się pchają… 😉
Dzięki Bogu, że do każdego Trybunału nie są zapraszani zawodowi muzycy, bo tyle matematyki trudno by było przetrzymać 🙄
I kto to mówi 😆
No co… 🙄
😆
Na razie trójka mi się najmniej podobała.
A mi trójka najbardziej, Hoko 🙂
A wstęp na razie mi się podobał w dwójce, potem mniej…
Mnie się też dwójka podobała.
Zgadnąć tu coś ciężko, trudno o punkt zaczepienia 🙄
Pewniaki to chyba ABQ i Artemis – który niedawno wydał komplet i stąd chyba pomysł na tę audycję; byle tylko w pierwszym etapie nie wyleciał 🙂
Ta harfa to prawie wszystkim kuleje 😛
Hm, w szóstkę strzeliłbym Talichem 🙂
W każdym razie na pewno staromodna ta szóstka. W piątce wstęp, zgodzę się z Kacprem, formalistyczny, ale to właśnie mnie zaciekawiło 😉
No i nagięli regulamin, o…
Że niby druga część jest nudna? Oooooo…
dla mnie na pierwszy „rzut ucha” piątka to właśnie Artemis Quartet – niedawno kupiłam komplet, sporo słuchałam w ostatnich dniach, polecam,
ale możliwe, że tą próbą zgadywania daję jednak wielką plamę 🙂
cieszy mnie, że piątka podobała się również komentatorom w studi
Druga część na pewno jest nudna, kiedy jest nudnie grana 🙄
O, teraz trójka mi się podoba.
A mnie nadal dwójka 🙂
Ja tę drugą część lubię najbardziej, zwłaszcza gdy znajdzie się tam trochę takiego specyficznego smętku. Jak w trójce 🙂 Ciut mi to ABQ przypomniało, ale dźwięk jakby za stary.
No, piątka taka nowoczesna, może być Artemis. Czwórka mi się nie podobała.
Ja się teraz waham między dwójką a trójką
O rany, jak piątka popędziła 😯
Wiooo! 😆
Z tego zestawu stawiałbym na dwójkę.
Całkiem fajnie
Piątka fajnie
podtrzymuję próbę diagnozy piątki 🙂
Też myślę, że to Artemis – no, komentujący też tak stawiają.
Przy trójce zaczynają mnie trochę boleć zęby 🙁
tym, którym piątka również się podoba, przekażę jeszcze tylko – przy założeniu, że to Artemis 🙂 (a po słowach Michała Pepola już chyba niewiele pozostało wątpliwości), że całość jest teraz dostępna za ok. 70 zł ( 7 płyt; muzycy dodali do kompletu kwartetów jeszcze dokonane przez samego kompozytora opracowanie sonaty fortepianowej op. 14 nr 1 – urocza, nieznana ciekawostka )
Uspokoili się w tym finale 😉
@wyborca
1. Oczywiscie ustawa o PZP dopuszcza zamowienie z wolnej reki – zazwyczaj sa to zamowienia, w ktorych nie dochodzi konkurencyjnosc (chcemy tego a nie innego artyste, tego a nie innego grafika etc) ale juz nie w przypadku druku czy ekspozycji (wszak drukarnijest wiele, firm posiadajacych nosniki rowniez). Festiwal nie jest sytuacja jak pogrzeb Prezydenta Kaczynskiego czy smierc Jana Pawla II – gdzie przetargu przeprowadzic nie mozna. W tym przypadku mozna bylo spokojnie cala procedure przeprowadzic. Stad pytanie, ktore pojawilo sie wczesniej – gdzie byla glowna ksiegowa i prawnicy NIFCu, ktorzy cos takiego puscili.
2. Przestepstwo – za duzo powiedziane na tym etapie. Cofam wiec to. Wykroczenie – i to na niebagatelne kwoty. Wypowie sie rzecznik dyscypliny finansow publicznych. Wtedy wrocimy do wczesniejszego sformulowania.
3. Czyli rozumiem, ze w 2009 roku NIFC z dotacji podmiotowej nie dorzucil ani zlotowki do festiwalu. Tak? Zrzucily sie na niego wladze samorzadowe (dysponujace prywatnymi pieniedzmi, nie publicznymi), PGE (w ktorym Skarb Panstwa ma 69,29% akcji), Lotnisko Chopina (tez prywatne). Kogo Panstwo chcecie oszukac – to sa nasze pieniadze. Publiczne.
4. O ile mi wiadomo ksiazka prof. Tomaszewskiego to copyright ma nie PWM tylko wyd. Podsiedlik, Raniowski i Spolka. Czyli kto zgarnal ponad 70 tysiecy? Ksiazka byla dotowana przez MKiS (wowczas) i Fundacje Kultury. Czyli publiczna kasa juz na to poszla. Teraz raz jeszcze.
5. Nie jestem obronca KM. Staram sie zrozumiec mechanizmy jakie rzadza w trwonieniu publicznych pieniedzy na przykladzie NIFC. Reasumujac – to co zauwazylem w pobieznej lekturze audytu budzi wzburzenie i moj sprzeciw.
PS. Ciesze sie, ze zgadzamy sie w jednym. Pieknoduchy nie majacy pojecia o prowadzeniu instytucji kultury i wydatkowaniu srodkow publicznych zgodnie z prawem – precz.
A ja mówię precz demagogom. I ludziom obrażającym innych bez potrzeby. Żegnam.
No i zgodziło się 🙂
No i po ptokach.
Ale ten komplet tani jak barszcz – może dlatego, ze część płyt wyszła wcześniej pojedynczo i większość ludzi już je ma.
Czyzby opinia osoby, ktora zeby zjadla na PZP i dba o wlasciwe wydatkowanie kazdej zlotowki ze srodkow publicznych ZGODNIE Z PRAWEM tak bardzo zabolala Pania Kierownik?
Tak, to był pewniak po niedawnej Płytomanii. Ale szkoda że ABQ nie było. A i paru innych. Chociaż kwartetów w komplecie pod dostatkiem, więc okazje jeszcze pewnie będą 🙂
Ps. A jesli chodzi o obrazanie – to prosze na chlodno przeczytac swoj post i opinie dotyczace pp. Monkiewicza i Bary.
Panie Karaibian,
mówimy o różnych rzeczach.
Po pierwsze, jestem w stanie przyznać, że przestrzegania prawa jeszcze przez te 20 lat wolności się nie nauczyliśmy.
Ale po drugie, ostrze Pana wypowiedzi jest w wyraźny sposób skierowane nie przeciwko tym, którzy naprawdę popełnili wykroczenia generujące straty (ani razu Pan nie poruszył kwestii inwestycji), tylko czepia się Pan „pięknoduchów”, którym jeśli w tym momencie można zarzucić wykroczenie, to w minimalnym stopniu.
Dzięki własnie tym „pięknoduchom” mamy kulturę. Dzięki „pięknoduchom” z wizją, jakim jest Leszczyński – mamy ją na wysokim poziomie.
Wystarczy im dać dobrego księgowego, żeby pilnował przepisów i kasy. Ale kierować może i powinien pięknoduch.
I jeszcze, żeby było oczywiste (choć oczywiste jest) – o 14:53 bynajmniej nie miałam na myśli żadnego pięknoducha, lecz… kogoś wręcz przeciwnego. Buchalter z żądzą władzy na pewno nie może rządzić instytucją kultury. Tak więc pod tym względem się nie zgadzamy.
O, wydało się, broni Pan p. Bary 🙂
Czy jest Pan może z ministerstwa kultury?
W sprawie NIFC najbardziej boli mnie nieumiejętność dogadania się u dorosłych w końcu ludzi. Wielka manifestacja ego. Rozumiem powody zatrudnienia menadżera na stanowisku dyrektora. Śmiem jednak twierdzić, że ławeczka z menadżerami jest dłuższa niż ławeczka z fachowcami znającymi się na meritum działalności NIFC. Trzeba więc było wybrć człowieka zdolnego dogadać się z zespołem, dysponującego odpowiednimi soft skills, by zaprowadzić finansową dyscyplinę, nie konfliktując ze sobą pracowników, których trudno byłoby zastąpić (czego o menadżerze pewnie powiedzieć nie można).
Zastanawia mnie, dlaczego w naszym kraju tak mało popularna jest mediacja. Jakby nikomu nie zależało na rozwiązywaniu problemów. Najważniejsze, by czyjeś było na wierzchu, bez względu na straty 🙁
No bo to Polska właśnie 🙁
Ciekawe, czy ministerstwo skorzysta z propozycji mediacji ze strony związków twórczych. Dobrze byłoby.
Aaa, czyli jest nawet propozycja mediacji? No proszę! Ciekawe.
A w ogóle to muszę sobie kupić tego Artemisa – bardzo ciekawy, a ja bardzo lubię kwartety Beethovena 🙂
Tu wspominałam o tej propozycji:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2011/12/09/koniec-nifc/#comment-99657
@vesper
Zgadzam sie z Toba w 100% KM przyszedl z biznesu, wprowadzil – wnioskuje z jego listu, ale tez jego pracownikow, dla ktorych bylo to za wiele – przejrzyste zasady (zapewne trudne do przyjecia przez zespol, ktory dzialal w takich a nie innych warunkach przez lata). Jesli wszystko odbywa sie zgodnie z prawem, z przestrzeganiem ustaw – to juz polowa sukcesu. Jesli KM opowiada glupoty w stylu „tyle samo koncertow – ale tansi artysci” to trzeba mu TLUMACZYC, a nie szelescic falbanami, jak zrobili jego zastepcy. Wazne slowo sie pojawia – mediacja. Post PK, petycja – jest szczuciem jednych na drugich. A im potrzeba spokojnej rozmowy. Dla takiego SL – KM powinien byc skarbem, bo zrobi wszystko co on wymysli zgodnie z prawem. Ale tez KM powinien zdac sobie sprawe, ze przychodzac do NIFCu ma zdecydowanie krotsza lawke do podmiany pracownika, anizeli mial w Panasonic Polska. Tyle w temacie. Zegnam sie z Panstwem.
Kup sobie też Atrium na płycie zig zaga – uczepiłam się jak pijany płotu, bo to bardzo podobne granie, też w unowocześnionym duchu ABQ. z trybunałowiczów nikt go nie znał, kupiłam sobie kiedyś w Berlinie, bomba!
Ha ha, Karaibian nie odpowiedział na pytanie, a temat inwestycji skrzętnie pominął 😆
A skąd niby wie, że SL czy inni nie próbowali czegoś tłumaczyć KM? Owszem, próbowali wiele razy, ale bezskutecznie, wiem o tym. Ważne, czy ktoś chce i umie słuchać.
Pa pa 🙂
Nie doczytałam tego. Ale to dobrze, że taki pomysł jest. Racje są po obydwu stronach. Jest też ewidentny konflikt dyrektora z zespołem. Zakładam, że konflikt ma silne podłoże osobowościowe. Przy dobrej woli stron wszystko da się rozwiązać, tylko tej ostatniej tu nie widać 🙁
Niestety, vesper, to już za daleko zaszło. Oczywiście, że podłoże jest osobowościowe, toć mówi się o tym od co najmniej pół roku. Przecież nikt z pracowników merytorycznych nie chciał świadomie łamać przepisów, chcieli wykonywać swoją robotę, na której się znają i którą kochają. I doskonale wiedzą, że potrzebny by im był ktoś, kto pilnowałby przepisów. Ale nie ktoś, kto ma pogardę dla podwładnych.
@PK
Wracam, wywolany do odpowiedzi. Napisalem przeciez, ze pobiezna lektura audytu powoduje, ze wlos na glowie staje jak wydatkowane sa srodki publiczne. Ale tez cala afera w tym momencie dotyczy sporu na linii KM-SL i odnosilem sie w detalach do przytoczonego przez PK fragmentu o „niewinnych przewinieniach w dzialce merytorycznej”. Jak staralem sie wykazac – wcale takie niewinne nie sa.
Jesli chodzi o tlumaczenie – nic mi do tego. Jesli Panowie nie potrafia sie dogadac to pewnie wygra jeden lub drugi, albo obydwaj straca. Decydujac sie na taki ruch jak SL gra sie va bank i pomimo, ze sie nie chce to jednak zapewne liczy z tym, ze niekoniecznie wszystko pojdzie po jego mysli. Coz – jego sprawa i wybor. Ja stoje na stanowisku, ze wszystko da sie spokojnie wyjasnic, tylko trzeba woli kompromisu (a to pojecie zdaje sie nie funkcjonuje w slowniku SL, ktory rzuca papierami – podejrzewam, ze w niemalych emocjach).
Na ile moje skromne doświadczenie korporacyjne pozwala mi oceniać, to zdolność słuchania u menadżerów jest mocno upośledzona. Przerost miłości własnej zazwyczaj nie pozwala jej rozkwitnąć. Tłumaczyć można komuś, kto ma otwary umysł i odwagę przyznania, że jakaś dziedzina nie jest jego najmocniejszą stroną. Podejścia „ja się znam na sprawach organizacyjnych, ty się znasz na meriutu, razem stworzymy wspaniały zespół” w polskim wydaniu nie widziałam. Widziałam natomiast traktowanie z buta fachowców przez młodzianków o pokolenie młodszych i o dwa pokolenia głupszych. Polski menadżer zazwyczaj umie słuchać jedynie tych, którzy mogą tyle samo, co on lub więcej. Podwładnymi z definicji gardzi. Nie wiem, czy w tym przypadku miało to miejsce. Szelest falbanami też mogło być słychać. Dlaczego by nie. Sprawa do mediacji, a w razie niepowodzenia, menadżer do wymiany, bo o nowy zespół dużo trudniej.
Ps. Nie jestem z MKiDN 🙂 Znamy sie Doroto od dluzszego czasu 🙂
ŁAjza o pogrardzie dla podwładnych. To jest życie codzienne w korporacyjnej rzeczywistości 🙁
No dobra, przyjmijmy, że chciał Pan się odnieść do głównego w tej chwili tematu sporu. Ale przecież to nie takie proste. Bo wtedy to, co naprawdę jeży włos na głowie w audycie, jest całkowicie pominięte. A przecież to stąd właśnie wzięła się cała heca w zeszłym roku i wszystkie jej konsekwencje, łącznie z przybyciem pana KM.
Ja SL przekonywałam nie raz, i wielu innych jego przyjaciół, żeby tego gestu nie wykonywał. Ale on już był doprowadzony do ostateczności. Proszę wziąć pod uwagę, że trwało to nie parę dni, lecz cały rok, i pogłębiało się. A na zwolnienie asystentki SL, Agnieszki Kłopockiej, jego prawej ręki, bez której jego praca jest prawie sparaliżowana, KM szykował się długo, bo z jakichś powodów jej nie znosił. Potrafił dzwonić z pretensją, że ona się za głośno śmieje (podobnie jak miał pretensję, że SL „słucha sobie muzyki”, co przecież należało do jego pracy), bo to jemu przeszkadza. To już był gwóźdź do trumny.
Tak, SL zagrał va banque, ale ich wspólna praca była niemożliwa. Tak jak praca KM z całym zespołem merytorycznym. Jaki skarb? Na miłość boską… Przecież to nie o przepisy chodzi. Chodzi o możliwość porozumienia, której nie było.
To co, powinniśmy rozmawiać na „ty”? Ale nie będę, jak nie wiem, z kim 😉
To w Panasonic Polska nie słuchano muzyki w ramach obowiązków? 😯
W ogóle styl zwalniania przez p. Monkiewicza… Czy wiecie, że Grzegorza Michalskiego, bądź co bądź pierwszego dyrektora NIFC i niegdyś podsekretarza stanu w ministerstwie (do spraw chopinowskich), a przy tym fachowca-muzykologa, który odszedłszy z wszelkich stanowisk spokojnie wykonywał robotę przy wydaniach faksymilów – pan M. zwolnił… listem poleconym? Czy to naprawdę tyle kosztowało, osobiście podziękować za tyle lat pracy dla Chopina?
Moja rada zatem dla SL – zalozyc stowarzyszenie, wystartowac w konkursie o dotacje z MKiDN, biegac po sponsorach, miec swoja asystentke, ksiegowa, prawnika etc. i robic dalej festiwal – tak jak robia to inni (w tym Elzbieta Penderecka). Wygodnie miec dobra pensje w Instytucie i wymagac srodkow jakie sie zamarza na realizacje swoich oomyslow. Jak bedzie musial SL te srodki sam pozyskac – przejrzy na oczy jak dobrze mu bylo. Inni musza sie sporo natrudzic aby swoje zrobic. Instytut wszak nie musi organizowac festiwalu, wystarczy, ze zajmie sie spuscizna po Chopinie, muzeum, edukacja. Z fachowcem „pieknoduchem” na czele, porzadnym zespolem merytorycznym i… dobra ksiegowa i prawnikiem.
Ha! I znów odwrócenie pojęć.
SL został ściągnięty do NIFC właśnie po to, żeby robić to, co robi. Żeby zrobił najlepszy w Polsce festiwal (co mu się bardzo szybko udało). Dlatego, że wcześniej wykazał, ze umie takie rzeczy robić na poziomie najwyższym, a taki właśnie jest potrzebny Chopinowi. No, a teraz się okazuje, że chodziło tylko, żeby przekuć Rok Chopinowski na sukces, także wyborczy 😛 Murzyn zrobił swoje…
Do p. Pendereckiej niech Pan nie porównuje. Myślę, że Pan wie, że ona startuje z pozycji wyjątkowej. Tak więc to ona ma luksus.
Coś Pana ten SL boli… ciekawe, dlaczego?
SL mnie nie boli Doroto. Doceniam jego prace, ale tez znam go nie od dzis, aby nie zdawac sobie sprawy, ze emocjonalnym i pretensjonalnym facetem bywa, co moze dzialac na innych jak plachta na byka. Kilka dodatkowych postow PK, wyciagajacych szczegoly zarzadzania KM, jesli sa prawda, to powinny bulwersowac. I mnie bulwersuja. Moze rzeczywiscie nie jest to wlasciwa osoba na tym stanowisku. Tak czy inaczej stylu w jakim rozstaje sie z NIFCem SL nie toleruje.
Takie stowarzyszenie już jest, jak słyszałem, i stąd mamy całą historię.. Zdaje się, że nie wszyscy dostrzegają istotę sprawy. Gdyby chodziło o gospodarność lub nie, albo o umiejętność współpracy z zespołem, to rzeczywiście, wszystko by się dało załatwić, możliwe nawet, że bez ofiar w ludziach. Ale nie chodzi.
Parę razy widziałem podobne akcje w prawdziwym biznesie, kiedy trzeba na przykład pozbyć się oddziału odziedziczonego po przejęciu. Bierze się kilku największych (…) i zrzuca tam na spadochronie, a oni zmieniają życie w piekło nie naruszając najmniejszego przepisu i po roku oddział jest zlikwidowany, żadnych odpraw czy innych pierdół, wszyscy odeszli na własną prośbę. W tym Monkiewicz okazał się dobry, prawdopodobnie to jego jedyna umiejętność i bardzo ceniona.
Mówię o stowarzyszeniu, o którym wspominał Karaibian.
@”spuścizna po Chopinie, muzeum, edukacja”.
Miałam kiedyś historyka, który nie kazał nam wkuwać dat, mówił, że one przyjdą same, uczył nas przede wszystkim kontekstu faktów historycznych, ich przyczyn i konsekwencji. Uczył mądrze, jak się później okazało.
W moim przypadku, nie muzykologa ani absolwentki konserwatorium, tylko miłośniczki i słuchaczki muzyki, takim nauczycielem był Pan Leszczyński jako dyrektor Festiwalu ChiJE. Dzięki niemu z poziomu emocjonalnego odbioru wdrapuję się powoli na poziom świadomego słuchania. I za to jestem Panu Leszczyńskiemu dozgonnie wdzięczna.
Proszę mi powiedzieć, czy to nie jest edukacja, czy to nie jest zajmowanie się spuścizną Chopina, najpełniejsze, bo w kontekście historycznym? Nie chcę, żeby zostało mi tylko muzeum.
PS. Pisałam wcześniej, że prawo o zamówieniach publicznych jest gupie i teraz jeszcze bardziej się w tym przekonaniu utwierdzam. No bo jak je pogodzić z ustawą o prawie autorskim na przykład? Autorskim prawem majątkowym w tym przypadku, jak rozumiem.
Jestem wielkim zwolennikiem, ba, miłośnikiem mediacji 😉 i sam często występuję w roli mediatora, ale stąd właśnie wiem, że bywają sytuacje, kiedy udaje się doprowadzić co najwyżej do porozumienia pozornego – obie strony zgadzają się na jakieś tam ustępstwa dla świętego spokoju, ale już w momencie zawierania umowy wiadomo, że ona nie wytrzyma próby czasu, że konflikt tylko się przyczai, a potem wybuchnie od nowa. Obawiam się, że tak może być i w przypadku NIFC, bo tu tak naprawdę nie chodzi o szczegóły (nawet jeżeli mają one dużą wagę finansową), tylko o zasadniczo odmienne widzenie obowiązków i struktury Instytutu.
Pan KM wyraźnie powiedział, że dla niego sprawą nadrzędną jest przestrzeganie prawa i dyscypliny finansowej. Oczywiście, to jest ważne, instytucja musi funkcjonować w ramach prawa i możliwości finansowych, ale jednak NIFC nie jest Instytututem Przestrzegania Prawa i Dyscypliny, to nie jest jego główne zadanie. Prawo i dyscyplina finansowa mają tu być środkiem, a nie celem. I nie wyobrażam sobie, żeby NIFC mógł dobrze funkcjonować z menadżerem, który nie rozumie tego, że jego rolą – inaczej niż w korporacji – nie jest dbanie o finanse tylko po to, żeby bilans się zgadzał i przychód rósł, a po to, żeby porządek w finansach służył realizowaniu rzeczywistych zadań Instytutu.
Menadżer w takich instytucjach jak NIFC musi mieć w sobie jakieś kwantum pokory, musi pojmować, że to on jest tabakierą, a Chopin i pięknoduchy nosem. Jeżeli tego nie będzie, nie pomoże żadna mediacja, bo albo wcześniej czy później znowu zacznie się spór o to, kto ważniejszy, albo pięknoduchy zaczną omijać instytucję z daleka, widząc, że nie ma w niej szans realizowania jakiejkolwiek wizji. A perspektywa kultury bez pięknoduchów, z samymi menadżerami… No, ja bym za taką kulturę uprzejmie podziękował. 🙄
Jest w Warszawie 149 stowarzyszeń i fundacji działających na rzecz muzyki, dziedzictwa, promocji itp.
A w Polsce wg. rejestru bazy.ngo działa dla muzyki 1494.
Czemu czuję się zaskoczona? Nie wiem.
Nie wiem, czy to dużo, czy mało.
Zważywszy na indywidualizm współobywateli, nieumiejętność organizowania się i łączenia w większe grupy, to może nie powinno dziwić.
Jakoś nikt nie pisze o wrażeniach z wczorajszego Fausta. To ja się podłożę. 😉 Pierwszy raz słyszałam Fausta i muzyka mnie znudziła. Pomysł zrobienia z Fausta fizyka jądrowego wydał mi się dziwaczny (czy wyrzuty sumienia z powodu stworzenia broni masowej zagłady leczy się okładami z młodego ciała?). Ale dla uwodzącego głosem Kaufmanna jednak było warto. Natomiast dzisiejszy wieczór muzyki rozrywkowej 😉 (zarzuele) w FN bardzo mi się udał, choć soliści wypadli różnie – całe napięcie ze mnie zeszło, potańczyłam sobie na krześle, a przy tej arii http://www.youtube.com/watch?v=RM3VaU14swI popłakałam się ze śmiechu (co było zupełnie niestosowne).
Może rzeczywiście, jak sugeruje Wielki Wódz, chodziło o demontaż zespołu. Rok Chopinowski się skończył, prawdziwi fachowcy będą potrzebni za sto lat, bo tak na co dzień to po co – nasi wyborcy nie słuchają Chopina i na Chopieje nie chadzają, a kilku kolegów się przysłużyło i trzeba by ich gdzieś upchnąć na państwowych posadach… Może. A może ktoś zobaczył bałagan i powiedział panu z Panasonica, żeby posprzątał, tylko zapomniał wspomnieć, że jednym z najcenniejszych aktywów tej instytucji jest jej kadra, która choć trudna we współpacy, pstroszy sie czasem i dąsa, to jednak merytorycznie kładzie każdy inny zespół na łopatki, więc trzeba jej ego dopieszczać. Nowy menadżzer ma więc tak sprzątać, by było czysto, a wszyscy byli w miarę zadowoleni ze współpracy. Jeśli nie czuje się adekwatny do roli, to ma się nie podejmować. Znajdzie się ktoś sprawniejszy w relacjach społecznych. Widocznie nikt w ten sposób sprawy nie postawił. Pytanie, dlaczego? Czy rację ma Wielki Wódz, że chodziło o to, by zespół sam sobie poszedł, czy może ministerstwu zabrakło świadomości?
@Karaibian
Pan zdaje się nie wiedzieć o czym Pan pisze lub wykazuje Pan skrajną stronniczość. Audyt wykazał błędy w zakresie programowym w 4 punktach. Instytut w tym czasie (w tym zakresie) prowadził setki projektów (ok. 100 koncertów, 40 płyt, 60 publikacji, akcje promocyjne, edukacyjne etc.). To są tysiące dokumentów. Program prowadzony był z olbrzymim niedoborem ludzi, czasu i finansów. Zasady były, są i będą, nie trzeba do nich pana Monkiewicza. Humaniści, których Pan tak obraża (osobista niechęć?) potrafili i potrafią się podporządkować procedurom, potrafili też być sprawnymi menedżerami. – To nie wszystko jedno, czy finanse są z ministerstwa, samorządu czy firmy z udziałem skarbu państwa (jeśli Pan nie wierzy, proszę porozmawiać z którymkolwiek ministrem). A kultury wysokiej nie da się skomercjalizować, na to mamy już niezależne naukowe opracowania (m.in. głoszone w tym roku na konferencji NIFC).
Ta eskalacja w Instytucie to nie efekt puszczenia nerwów. Próby dogadania się z p. Monkiewiczem trwały cały rok. Efekty pozytywne? Żadnych. Jeden z przykładów przelewających czarę: od początku września KM zawiesił wszelkie zebrania, wprowadził instytucję w stan paraliżu, wypowiedzenia wręcz wymusił. Ta „gra” jest aż nadto czytelna.
I ostatnie, copyright książki „Chopin. Człowiek, dzieło, rezonans” ma jednak PWM i to z tym wydawnictwem Instytut podpisał umowę.
Oddaliłam się, poluzowałam, odbyłam muzyczną kąpiel z prześlicznego, tanecznego baroku (European Union Baroque Orchestra pod Alexisem Kossenką grającym również na obu rodzajach fifulek) i z istnej orgii fifulkowej w wykonaniu Bolette Roed. Było cudnie. Kto włączył może transmisję w Dwójce, ten wie; lesio był tylko na orkiestrze, ale fleciki może podsłuchał w samochodzie wracając 😉
Pocieszająca wiadomość, że ponoć człowiek od kultury w Urzędzie Marszałkowskim bardziej sprzyja kulturze niż poprzedni. Dzięki temu m.in. Mazovia będzie Baroque trochę chyba częściej, choć zacznie kolejny raz dopiero w marcu. Plany są piękne, więc czekamy.
Wracając więc w lepszym humorze do naszych baranów, wklejam tu pewien list 😉
December 10th 2011
To:The Minister of Culture and National Heritage
Warsaw, Poland
Dear Mr. Bogdan Zdrojewski and
TO WHOM IT MAY CONCERN
It is with great regret that the resignation of Director Stanislaw Leszczynski from the NIFC this month has been brought to my notice. He has been instrumental in organising concerts, festivals , and making creative efforts with top quality artists for the Polish cultural environment, unsparing with his energy, imagination and time to make things happen over the years.
Every cultural institution needs such a person to inspire the continuing process and development of the arts and since we live in a much more international and global world, in my opinion there is no better person than Director Leszczynski to take the helm of such activities. One needs enterprise, sense of adventure and foresight in such cultural matters
for the future. He should be much appreciated for what he has achieved for Polish culture so far and he should be re-instated as soon as possible. I sincerely hope that this can be achieved.
Yours sincerely
FOU TS’ONG
(pianist)
Karaibian (jak już mnie tykasz, to może przyznaj się, kim jesteś?),
SL ma swój styl, który rzeczywiście może bulwersować. Już tu kiedyś o tym rozmawialiśmy, wiadomo też, że – no cóż, wiele osób go nie lubi i ma o coś pretensję do niego. Dlaczego – też już mówiliśmy. Publiczność mu wybacza, a nawet nie zauważa, że coś niby jest nie tak (czemu blogowicze dawali wyraz, widząc jego bardzo sympatyczne zachowania wobec publiczności, o zapraszanych artystach nie mówiąc). Czy to ważne w ogóle? Nie tylko on rozstał się z NIFC. Trochę odwróciłeś kota ogonem, sprowadzając rzecz do sporu między dwoma panami. Nie – spór był pana p.o. dyrektora ze wszystkimi niemal pracownikami merytorycznymi, z wyjątkiem tych z dopieszczanego TiFC i może p. Strugałowej. Jeżeli w czwartek do ostateczności został doprowadzony Artur Szklener, człowiek spokojny i łagodny, jeżeli (są świadkowie) Alicja Knast niedługo przed ogłoszeniem decyzji o przejściu do MHŻP wpadła niemal w histerię, jeżeli dymisje lecą seriami, to… dośpiewaj sobie. Pozdrawiam.
Nie ma dostępu do petycji.
Nie ma w tej chwili dostępu do całej strony petycje.pl. Jakaś chwilowa awaria widać.
mt7, bo w ogóle z całą stroną petycje.pl są kłopoty. Próbowaliśmy podpisać petycję przeciwko usypianiu psów celników po tym, jak skończą służbę (dyskusja u Bobika) i nikomu się nie udało.
Cała strona jest niedostępna.
Chyba nastąpiło przeciążenie, bo tysiące ludzi protestowało przeciwko rozporządzeniu ministra finansów o uśmiercaniu psów po zakończeniu służby celnej. Jakieś gigantyczne nieporozumienie i bzdura.
Nie chce mi się tego komentować.
Ago, a widziałaś to rozporządzenie, znasz jego treść?
Prawdopodobnie związkom zawodowym chodzi o dopłaty dla zwierząt zwolnionych ze służby, którymi opiekują się dotychczasowi opiekunowie.
Media lubią sensację. Im głupsza, tym lepiej.
Ja pomimo poszukiwań nie dotarłam do treści rozporządzenia.
Tu jest wyjaśnienie:
http://www.tvn24.pl/12690,1727590,0,1,emerytowane-psy-do-uspienia-tylko-chore-i-cierpiace,wiadomosc.html
Nie dziwię się, że zawieszono, bo komentarze były takie, że najgorsza banda kiboli nie powstydziłaby się.
Czy to nie dziwne, ze związki zawodowe litowały się nad psami.
Jeszcze a propos „czytelnej gry” pana M.: od co najmniej miesiąca, co wiem z dwóch niezależnych źródeł, on i jego ludzie rozpuszczali po instytucie plotki, że już zaraz zostanie mianowany dyrektorem naczelnym, a wicedyrektorów już, już się pozbywa.
Tak więc – a zwróćmy przy tym uwagę, że mimo wszelkich sygnałów na temat tego, co się dzieje, minister ignoruje wszystkie interwencje – bardzo prawdopodobna jest wersja Wielkiego Wodza z @18:44: ten pan został przysłany przez ministerstwo po to, żeby rozwalić instytucję.
A dokładniej, zanim ktoś się przyczepi, że instytucja jest i działa, więc jakież rozwalanie, chodziło o obsadzenie instytucji właściwymi ludźmi zamiast niewłaściwych. Tym sposobem straszliwie skrzywdzone Towarzystwo wreszcie wychodzi na swoje, mamy dwa w jednym, czyli sprawiedliwość dziejową.
Nie znam się wprawdzie na dworskich subtelnościach i nie siedzę w tym, ale pytałem na początku, pod kim podwieszony jest Monkiewicz. Jak już tego się dowiedziałem, reszta była na widelcu. 👿
O Dżizas, to jakiś kołczing jest. Rzecz bardzo trendy ostatnio. Pomyśleć, że ta pani może kiedyś być czyjąś teściową. 😈
No dobra, wywalam poprzedni post, bo należy do kategorii plotek 😈
Czym byłoby życie dworskie bez plotek?
@ mt7
Dobry wieczór,
tekst rozporządzenia ministra jest na blogu Bobika pod pierwszym linkiem w komentarzu Tadeusza.
Sprawy z psami są dwie: jedna dotyczy rozporządzenia ministra (w tej jest petycja-protest), druga – pisma związku zawodowego celników w sprawie obcięcia stawek godzinowych za opiekę nad psem po służbie (nie ma petycji, bo i po co).
Pozdrawiam
@ jedna taka
Dzięki, bo szukałam bezskutecznie.
Myślę, że chodzi głównie o to bezpłatne przekazanie dotychczasowemu opiekunowi.
Może jestem cyniczna, ale takie mam doświadczenia.
Słowo można, którego użyto w rozporządzeniu nie oznacza rozkazu, co podnoszono w mediach, a eutanazję, jak sama nazwa wskazuje stosuje się w stosunku do śmiertelnie chorych i cierpiących.
Proponuję nie przenosić tu dyskusji o psim rozporządzeniu i petycji – mea culpa, sama zaczęłam.
Ja już wyniosłam się do Bobika. 🙂
Pobutka.
Dzień dobry. Cóż za triumfalna Pobutka 😈 Mam nadzieję, że proroczo 😎
Nie było mnie przez niedzielę, ale już jestem i tak się zbulwersowałam – dla odmiany tym, co wypisuje niejaki Karaibian, że muszę z marszu coś napisać. Krótko.
Myślę, Szanowny Karaibianie, że pana Leszczyńskiego wiele z nas zna nie od dziś. Ja go znam od kilkunastu lat, pracowałam z nim kilka i czas ten wspominam jak najlepiej. Co do charakteru – prawda jest taka, że prawda zawsze najbardziej boli. A pan Leszczyński zwykł mówić ludziom prawdę. Niewielu to lubi.
Nie w tym jednak rzecz – wędrując w kierunku dyskusji o charakterach, sympatiach, etc. odchodzimy od meritum. A meritum jest haniebna sytuacja wokół NIFC. HANIEBNA – powtarzam, bo to hańba o zasięgu już daleko wykraczającym poza ramy środowiskowe, narodowościowe, czy inne mniej lub bardziej lokalne. To sytuacja, która bulwersuje najwybitniejszych przedstawicieli życia kulturalnego na całym świecie, elitę artystów. LUDZIE!!! Śmiejąc się z nas, znów się z nas śmieją – a ci najżyczliwsi tylko ze współczuciem i politowaniem kiwają głowami: no tak, w tej Polsce…
I dla mnie najbardziej bulwersujące i nie do pojęcia jest właśnie to, że taki na przykład minister Zdrojewski tego nie widzi.
Och, nie mogę, idę się przejść.
PS. Jeszcze tylko jedno Panie Karaibian: niech Pan nie wypisuje komunałów o tym, że skoro pan Monkiewicz wprowadził jasne zasady, to wreszcie jest dobrze, ale oczywiście tym biednym pracownikom trudno się w tym odnaleźć, bo tych zasad dotąd nie znali i byli jak te dzieci we mgle. Otóż powiem Panu, bo ja to wiem – a Pan ewidentnie nie, bo jest Pan spoza NIFCu i ktoś Panu naopowiadał historii – że ci pracownicy czuli się doskonale w tym, co mieli. Byli szanowani przez przełożonych i tych przełożonych szanowali. Byli fantastycznie współpracującym zespołem, zgranym, oddanym swojej pracy i – co najważniejsze – czerpiącym z tej pracy satysfakcję. Nie znaczy to, że była to Atlantyda – ale było naprawdę dobrze, a ta instytucja reprezentowała najlepiej funkcjonujący ze znanych mi model zarządzania oparty na zaufaniu i rozumieniu siły kompetencji.
Panu Monkiewiczowi, z tymi jego zasadami, udało się w to w trymiga rozwalić. Dziś w budynku przy ul. Tamka siedzi grupa sfrustrowanych, przerażonych i zniechęconych ludzi, w niczym nie przypominających tamtego zespołu. No, jeśli na tym polega dobrze zarządzanie i potęga jasnych zasad korporacyjnych, to gratuluję.
Tak, to trzeba podkreślić: to, co się dzieje, to już kompromitacja na skalę międzynarodową.
Jeszcze coś, o czym dowiedziałam się wczoraj. Oczywiście wiedziałam o tym, że różni szanowni Profesorowie i działacze Związku Kompozytorów Polskich próbowali interweniować od marca, bo już wtedy było wiadomo, kim jest p. Monkiewicz i jak traktuje personel. Za każdym razem minister odpowiadał kilkoma gładkimi zdaniami, a – o czym powiedziano mi dopiero teraz – potem padało zdanie, ŻEBY TEGO NIE ROZPOWSZECHNIAĆ.
A minister Zdrojewski milczy… Coż, premier w exposee o kulturze również milczał. Może rząd po prostu realizuje założony z góry program i zamierza kulturę zamilczeć na śmierć 🙁
No i czy ja nie miałem racji, Pani Kierowniczko? Białe rękawiczki białymi rękawiczkami, a w istocie pan minister od dawna mówi kulturze „paszła ty w cholerę, bo ja mam ważniejsze od ciebie interesy”.
Pies czuje pismo nosem, nawet przez rękawiczki. 🙄
Ja bym bardzo chciała, Bobiczku, żebyś nie miał racji… 🙁
Sam bym wolał nie mieć racji. Ale nawet moja wrodzona wyrozumiałość wobec gatunku ludzkiego nie powoduje u mnie stępienia węchu. Czuję, co czuję.
Jeżeli w ogóle jeszcze na jakiś sensowny ruch ze strony ministra można liczyć, to chyba tylko wtedy, kiedy tak mocno ucierpi jego ego (np. kiedy świadomość międzynarodowej kompromitacji stanie się powszechna), że stanie się to dla niego ważniejsze od układzików. Pożiwiom, uwidim. 🙄
Mysle ze ministrowi kultury chodizlo o to by Wroclaw wygral na te stolice, mzoe chce zniszczyc te instytucje i przeniesc ja tam? Nie od dzis wiadomo ze wroclaw jest piorytetem pewnych vipow … wiec?
A tak wogole to zawiodlam sie na ministrze kultury, maslo maslane … ale czego spodizewac sie po kims kto chcial byc ministrem obrony.
Przykre to, a jako wyborca czyje sie oszukana. Mysle ze juz nigdy wiecej na zadne wybory sie pojde, nie chce czuc sie jak …
Ja też bym chciała, żeby Bobik się mylił.
Jak się zważy ile lat trzeba budować pozycję w świecie, to ten skandal nabiera jeszcze większego ciężaru.
do Bobika: pies w ogóle jest najfajnieszy. Zawsze do wiedziałam.
Jak to miło, że ludzie z tego blogu oprócz muzyki znają się również na psach. 😆
Bo i pies, i muzyka mają wiele radości do zaoferowania, że zacytuję… No kogóż ja mogę zacytować? 😉
JD: During the course of the film you make an analogy between playing the Diabelli Variations and walking your dog. Can you elaborate?
PA: The theme is not particularly interesting, but it’s got fantastic potential to be transformed. It’s like a constant and loving observation of the changes that Beethoven brings to the theme, and observing Beethoven’s differences in attitude from variation to variation — just like you love your dog and you enjoy watching his behavior change, enjoying the miracle of life.
No proszę, nawet pięknoduchy potrafią się wypowiadać niebywale rozsądnie. 😆
Ja chwilowo znalazłem to od Alberta Schweitzera 🙄
There are two means of refuge from the misery of life – music and cats.
– Albert Schweitzer
Schweitzer był człowiekiem miłosiernym, który chciał koty dowartościować, wiedząc, że w konkurencji z psami stoją na z góry przegranej pozycji.
Doceniam jego dobre serce, ale nie mogę, niestety, rozsądku i prawdziwości tej wypowiedzi ocenić tak wysoko, jak słusznej opinii PA. 🙄
music and dogs.
to mowie ja: agn
no i zaraz, niepostrzezenie, przejdziemy od zagadnien wysokiej kultury do rozwazania wyzszosci tych nad owymi…
a ja, wiecie, ciagle jeszcze wierze, ze ta historia z NIFCem znajdzie swoj szczesliwy final. Ze wartosc merytoryczna zwyciezy, ze ci, ktorzy powinni, pojda po rozum do swojej glowy… po prostu nie przyjmuje do wiadomosci, ze moze byc inaczej.
kto jest ze mna, rączka w górę!
Wyciągam łapkę 🙂 Wierzę w dobrą wolę. Jeszcze bardziej wierzę w pragmatyzm wizerunkową (nad)wrażliwość polityków. Gdyby sprawa nie została „rozpowszechniona”, z pewnościa skończyloby sie źle. Ale skoro tyle znanych osobistości robi rwetes i fama poszła w świat, minister nie będzie chciał być uznany powszechnie za grabarza NIFC.
A teraz szapobas dla PK za odważne podnoszenie larum, nieszczypanie się i jechanie po nazwiskach.
To wielka rzadkość, żebym ja robił za pesymistę, ale w tej sprawie jakoś mi nie wychodzi inaczej. Nie bardzo wierzę w pójście po rozum do głowy, bo na to było już dosyć czasu, a jednak ci, którzy powinni, nie poszli. 🙁
Porafię sobie natomiast wyobrazć (o czym już pisałem) nagły zwrot z powodów egoistycznych czy narcystycznych. Tzn. uznanie przez ministra, że zachowywanie dotychczasowej postawy i dalsze wspieranie KM i s-ki naruszy dramatycznie jego interesy lub wizerunek. To by wprawdzie było mniej eleganckie od pójścia po rozum, ale dla NIFC i tak lepsze niż NIC. 🙄
Ale łapkę do szczęśliwego finału, niezależnie od motywacji, oczywiście wyciągam. 🙂
Duży pies, a naiwny (z tym nagłym zwrotem). 😆
I w dodatku zwierzęcy antykocista 😈
Wodzu, naiwność jest piękną sprawą! 🙂 Ja swoją na przykład bardzo pielęgnuję.
Wszystkim za łapki dziękuję i proszę o jeszcze!
propsista
Ja nie jestem żaden duży pies, ani wiekiem, ani wzrostem. Szczeniak rasy lekkopółśredniej. Mam niejako ustawowe prawo do naiwności. 😆
Zoologiczny antykocizm już Kot Mordechaj mi zarzucał. Może i coś w tym jest? 😎
@agn 15:16
To prawda,że naiwność jest piękną sprawą i w pewnych sytuacjach nader pożyteczną 😉 Pozwala na zadawanie pewnych pytań otwartym tekstem. Więc też się przyłączam 🙂
Ja również się przyłączam. 🙂
A Bobik wcale nie jest przeciwnikiem kotów, zawsze wypowiadał się o nich z sympatią. 😀
Bobik, jak każdy antykocista, zna jednego porządnego kota. 🙂
Jestem mocno sceptyczna, ale kiedy zamknę oczy, usilnie wierzę, że to nie może się tak fatalnie skończyć, jak się zanosi 🙁 Podnoszę rękę do góry
Antykocista, antykocista… Ciekawe, co by Pręgowana zrobiła bez mojej miski? Z własnej nawet jej w połowie tak nie smakuje. 🙄
Już nawet nie mówię o tym, jak szczekam na wszystkie psy, które chciałyby pogonić moją kocicę. 👿
Jednakowoż przygnębiające są te proporcje głosowań:
http://www.petycje.pl/goraca_lista.html
Ha, koty a sprawa pol… szopenowska 💡 — jest iunctim!
Janusz Głowacki wspomina* opinie i podejścia pewnego swego warszawskiego szefa tak:
– Zapamiętaj to sobie dobrze. Mówię ci to po raz kolejny i ostatni, każde, ale to każde stworzenie, nawet tak paskudne jak kot, też lubi, żeby je pogłaskać. A jak pogłaszczesz to połknie wszystko, ale to wszystko, co mu dasz albo powiesz.
Może ten czarny char…kot, KM, był tam i jest, w tym całym NIFC, po prostu niedopieszczony… A jeśli – jak mogli tego nie zauważyć tutejsi liczni spece i amatorzy smyrań po brzuszku, zauszku i okolicach?!… 😯 & 😈
_______
*Jak być kochanym. Świat Książki 2005, s.5*
Nie ma obawy, a cappello, już na pewno ktoś go tam smyrał po zauszku, bo o brzuszku nie śmiem nawet myśleć 😆
Przypomniał mi się wieczór, kiedy spotkaliśmy się w Krakowie na L’Oracolo i kiedy… zobaczyłam tam pana, o którym tu cały czas mówimy. Zepsuło mi to pół przyjemności i trochę się nastroszyłam na FB, że go zaprosił.
No i okazuje się, że on sam się tam wprosił! Meloman taki 😀
Niech słucha, niech słucha jak najwięcej dobrej muzyki, niech mu będzie na zdrowie. I niech na słuchaniu się kończy, bo administrowanie nią mu nie wyszło.
A ja niestety, a propos FB, nie pojadę do Gdańska na Actus Humanus 🙁 Chciałam chociaż na dwa pierwsze dni, ale muszę być w czwartek na kapitule Paszportów. Trudno się mówi.
Za to jutro w filharmonii śpiewa Agata Zubel, a gra Maciej Grzybowski! Pójdę, bo to będzie dobre oderwanie się od tych wszystkich hec związanych z rocznicą wprowadzenia stanu wojennego. Już mam ich po uszy.
PK – do zobaczenia jutro na tandemie Zubel+Grzybowski
Frędzelkom z rodzinnego Poznania – do zobaczenia w piątek..
A ja – w sobotę we Wrocku, w niedzielę znów w Krakówku 😉
Do szybkiego zatem zobaczenia, lesiu 🙂
Pani Kierowniczko,smyranko dla Macieja G!
A on się daje smyrać? 😀 Hmmm…
Sorry! To się nazywa preparacja…
😯
Fakt,że jest trudno smyralny i reaguje głębinowym wywodem filozoficznym z okolic egzystencjalizmu.Ale i tak Go lubię i doceniam.
Ja też 🙂
To poproszę jutro o wynik eksperymentu.
E, nie, ja się ze smyraniem narzucać nie będę… 😳
Werbalnie,werbalnie…
Łabądku, może Lesia Ci się uda przekonać. 😉
To już by można porównać do targania tygrysa za wąsy.Nie można narażać Lesia.
A tak wracając do NIFC,to z Paktu dla Kultury niedługo zostanie tylko pakt.Żal…
I z tym żalem zanurzam się w robotę.
Chwileczkę, bo się pogubiłem. Lesio ma wąsy czy tygrysa?
Lesio ma szlaban na narażanie się i dlatego nie będzie miał wąsów tygrysa – co i dobrze, bo Lesio z wąsami, to nadal byłby Lesio, ale tygrys bez wąsów, to byłby smutny tygrys.
Na tygrysku można zrobić sobie wycieczkę, jak opowiada o tym pewien wierszyk o panience i jej przejażdżce na tygrysiątku. 😉 😀
W oryginale to wcale nie było takie małe tygrysiątko 🙄
http://www.limeryki.pl/import.html
Pobutka z pana Leara 😉
Myślę, że sprawa jest dla Obywateli Kultury jak najbardziej. To, co się wyprawia w NIFC jest sprzeczne nie tylko z duchem ( kultura nie jest resortu, jest wspólna; minister nie jest hegemonem ani kreatorem , jest akuszerem i koordynatorem), ale i literą Paktu dla Kultury. A w ogóle, czy sami nie przyzwalamy na oligarchizację zarządu nad kulturą zapatrzeni w jeden, czy drugi koncercik. Tutaj też jest trochę pięknoduchowsko, może mniej w tych gorących dniach. Tutaj też się dużo pisze o koncercikach, zapomina się skąd się biorą, jakie struktury za nimi stoją. Modelowi naszej kultury, jego swoistemu bizantyzmowi, jak to ktoś już kiedyś napisał, sprzyjamy my sami. I media.
Ale jak ruszyć Obywateli Kultury, ciało interdyscyplinarne i dosyć sprofilowane? Może należy stworzyć ruch społeczny na rzecz NIFCu. Ruch, który co jakiś czas będzie organizował konferencje prasowe, zapraszał różne osoby, aby się o NIFCu wypowiadały. Kto z Was się ujawni i nadstawi czoła? Pani Dorota mogłaby być osobą bardzo istotną w tym ruchu. Może rzecz oprzeć o istniejące wszak w swojej potencjalnośći Otwarte Forum Muzyki Polskiej utworzone w dniach zabiegów o powstanie IMiT?
Ja idę na koncert Kawalerów Błotnych do S1. Przynajmniej koturnów będzie trochę mniej.
Bramman – witam. Też zastanawiałam się nad tym, czy nie pójść na tamten koncert. Ale jakoś chcę się oderwać od martyrologii całkowicie. Rozumiem, okrągła rocznica, ale mam przesyt. Pamiętam ten czas, nawspominałam się i więcej nie mam ochoty.
Co do Obywateli Kultury i w ogóle wciągnięcia innych dziedzin w tę sprawę, już o tym trochę rozmawiamy. Bo to, co się dzieje, to jest próba podporządkowania kultury, która jest czymś ulotnym i niezależnym, doraźnej potrzebie polityków. Polityzacja kultury. Nie w sensie ideowym, jak za komucha, ale w sensie instrumentalnym. I to może dotyczyć wszystkich dziedzin, nie tylko muzyki przecież.
Co gorsza, parawanem w sprawie NIFC była konieczność finansowego uporządkowania spraw instytucji (faktycznie, jak możemy przeczytać w audycie, był tam wcześniej niezły bałagan), ale gdyby tylko o to chodziło, to po prostu wprowadzonoby tam dobrych urzędników. A nie stawianoby na czele pana, którego jedyną zasługą jest, że był czyimś znajomym (ciekawe, czy ministrowi coś opowiedziano na temat, dlaczego ów pan rozstał się z poprzednim miejscem pracy – pewnie i przed nim było to utrzymywane w tajemnicy). Co więcej, enigmatyczne teksty ministra o tym, że NIFC trzeba zmienić po Roku Chopinowskim, dekretowanie zatem, że obecne działania są niedobre (paradoks: minister chwali się zreformowanym Konkursem Chopinowskim oddając go rękami Monkiewicza w ręce tych, co wcześniej Konkurs skopali, czy też chwali się festiwalem, a rękami Monkiewicza doprowadza do tego, że twórca i szef festiwalu jest zmuszony do odejścia). Z jakiej racji władza ma decydować o tym, by niszczyć coś, co się dotąd pięknie rozwijało? Rozumiem, że coś było w stanie stagnacji i trzeba np. wpuścić świeżej krwi, żeby się ruszyło. Ale akurat tam aż wrzało od świetnych pomysłów. Z jakiej racji skazywać ten potencjał na zagładę?
Każde naruszenie prawa zamówień publicznych jest traktowane bardzo surowo. Trzeba najpierw tylko stwierdzić, że to naruszenie miało miejsce. Może chodziło tylko o przeoczenia fromalne, jak np. brak notatki uzasadniającej zamówienie z wolnej ręki z powodu braku innych potencjalnych oferentów poza właścicielem praw autorskich. Również z przetargu na druk programów i ulotek promujących można zrezygnować, jeżeli szczegóły treści są niemożliwe do ustalenia z wyprzedzeniem pozwalającym na bezpieczne przeprowadzenie odpowiednich postępowań. Trzeba jednak wykazać, że nie było możliwe przeprowadzenie przetargu na usługi drukarskie bez szczegółowego okreslenia treści. Prawo zamówień trzeba stosować przy zamówieniach przekraczających wartość 14 tys EUR (są w tym niuanse, ale bez istotnego znaczenia), więc dwie umowy na kwotę 78 pozwalają na pewność, że co najmniej jedna z nich mogła być załatwiona z wolnej ręki, o ile nie były to umowy na to samo podzielone na dwie części. Z moich obserwacji wynika, że przy imprezach kulturalnych, których szczegóły trudno uzyskać z dużym wyprzedzeniem, zamawianie drukowania w ciemno się nie opłaca. Zamawianie usług „w ciemno” sprawia, że oferenci przyjmują koszty bliskie maksymalnych, żeby szczegóły podawane w ostatniej chwili nie zaskoczyły. Jest tam też koszt rezerwowania mocy, które moga nie zostać wykorzystane. Czułbym się na siłach uzasadnić odstąpienie od przetargu pozostając jednak przy badaniu rynku, tj. sprawdzeniu cen i jakości w kilku drukarniach.
Szanuję partię rządzącą, jestem jej czlonkiem. Ale nie wszystko mi sie podoba. Niektóre rzeczy akceptuję, choć mi się nie podobają, ponieważ wiem, że brak tych właśnie cech rozłożyło ulubioną niegdyś przeze mnie Unię Wolności. Do tych cech, które znoszę z wielkim trudem, należy bezwzględność i brak skrupułów przy realizowaniu podjętych decyzji. Również znaczna przewaga zaufania wodzów nad kompetencją przy wyborze kryterium obsadzania stanowisk.
Co gra w duszy ministra Zdrojewskiego, nie wiem. Jest niewątpliwie sprawnym organizatorem, ale też na pewno osobą w pełni lojalną wobec premiera. Jeżeli ma polecenie niszczenia ogniem i mieczem wszelkich naruszeń dyscypliny finansowej, bedzie to robił nie patrząc na zniszczenia. Jednak cel nie uświęca środków. Osobiście akceptuję rzeczy, które mi się nie podobają, jeżeli ogólny rezultat jest dodatni. Tutaj go nie ma. Mam nadzieję, że jeszcze jakoś to się odwróci.
Spodziewałbym się PK w Gdańsku w tych dniach raczej. A wyczytałem, że nie zaszczyci AH. Cóż, będę musiał polegać na własnych wrażeniach i Ukochanej. Ale bedziemy tylko jutro, potem wyjazd na pogrzeb. Coraz częściej takie wyjazdy, a ten boli okropnie, osoba bardzo bliska.
Oj, współczuję, Stanisławie. I bardzo też żałuję, że się nie zobaczymy, bo miałam na to nadzieję 🙁
Ja jestem za ruchem społecznym!!!
Też myślę o tym cały czas – bo boję się, że pokrzyczymy, polamentujemy, a potem wszystko przycichnie, każdy pójdzie w swoją stronę, a w NIFCu – tym innym takim NIFCu, którego nie znamy i znać nie chcemy – będzie sobie w spokoju ducha kwitła bidna Kulturka Przeciętna (takie, wiecie, drobne, szarawe kwiatki na wybujałym zielsku). O ile w ogóle coś tam jeszcze zakwitnie.
Mogę się ujawnić, nadstawić czoła, głowy i w ogóle czego się da.
w tej chwileczce.
Przedtem nie wszystko przeczytałem i widzę, jak trudno się dogadać. Akurat dzisiaj rano w TOK FM była dyskusja na temat, jak trudno zarządzać instytucją kultury wydającą pieniądze publiczne, bo nie do pogodzenia jest wolność twórcza i dyscyplina finansowa. Wiem coś o tym, bo moge się temu konfliktowi przyglądać na co dzień. Do prawidłowej oceny niezbędny jest zdrowy rozsądek, znajomość przepisów i dobre zrozumienie kultury. Niezbędne zarówno osobom zarządzającym jak i kontrolującym. Inaczej musi dojść do konfliktu i niewłaściwej oceny. Interpretacja okoliczności uzsadniających odstapienie od postępowania przetargowego musi wyważać zarówno wymogi przepisu jak i potrzeby kulturalne. Typowy przykład niezrozumienia to sukces uzyskania tej samej liczby koncertów za mniejsze pieniądze. Z punktu widzenia dyscypliny fionansowej fantastycznie. Z punktu widzenia celu, dla którego działa instytucja – fatalnie. W ramach posiadanych środków należy zapewnić koncerty najlepszych, a więc każda oszczędność jest błędem, o ile nie wynegocjuje się honorarium poniżej normalnie stosowanego. Ale nie wynegocjuje się na drodze przetargu. A to jest patrzenie urzędnicze: zorganizować przetarg na goszczenie w FN. Kto do takiego przetargu przystapi? Więc się takich przetargów nie organizuje, ale kto wie, czy kolejna kontrola NIK tego nie zakwestionuje.
W tej chwili tym się nie zajmuję, ale do niedawna miałem okazje przyglądać się rozliczeniom instytucji kultury – muzea, teatry, filharmonia. Zawsze były tam odstępstwa od rygorów prawa zamówień publicznych. Prawie zawsze uzasadnione okolicznościami dopuszczanymi przez to prawo. Inaczej były oczywiście konsekwencje. Ale niezaleznie od tego, czy działano w ramach prawa czy je naginano, od razu było widać, czy chodziło o ewidentny „przewał” czy o rzeczywistą potrzebę osiągnięcia ważnego celu. A „przewały” bywają i przy absolutnym zachowaniu zgodności z prawem zamówień publicznych. Dlatego o „wydawaniu pieniędzy podatników z naruszeniem prawa” mówiłbym z mniejszą stanowczością zanim sąd na ten temat się wypowie wyrokiem prawomocnym. Czasami trudno jest przekonać „lekkoducha” do stosowania obowiązujących procedur, ale radca prawny i główny księgowy nie podpisze się na umowie zawartej niezgodnie z prawem. Jeśli się podpisują, nie nadają się na te stanowiska. Przecież „lekkoduch” mając ich parafy ma prawo wierzyć, że umowa jest prawidłowo zawarta. Chyba, że ją podpisuje bez takich paraf, a to już samo w sobie stanowi naruszenie prawa przy wydawaniu pieniędzy publicznych.
Przeczytałem jeszcze wystąpienie pokontrolne. Wymowa jest jednak porażająca. Są jednak okoliczności łagodzące. Presja czasu, o której mowa w samym wystąpieniu. Ustawa dopuszcza odstąpienie od przetargów pod presją czasu. Nalezało jednak wystąpić o aprobatę do Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych podając przyczynę formalną (odpowiedni przepis ustawy) i faktyczną (okoliczności) udzielenia zamówienia z wolnej ręki. Chyba tego nie dopełniono, ponieważ inaczej przy kiepskim uzasadnieniu powinna być odpowiednia reakcja ze strony Prezesa UZP.
Czytając to wszystko coraz bardziej się upewniam, że główny księgowy zupełnie nie dorósł do swojej funkcji, a i radca prawny, z którego dyrekcja korzystała, bimbał sobie całkowicie.
To formalnie, a merytorycznie wypowie się organ orzekający o ewentualnym naruszeniu dyscypliny finansowej. Bedzie niewątpliwie oceniał, czy był czas na przeprowadzenie przetargów i czy zlecenie z wolnej reki spowodowało straty finansowe. Bedzie to dość trudne, bo w tym czasie ceny usług budowlanych były mało stabilne. Jeżeli jednak wyraźnie przepłacono, na pewno będzie to do ustalenia. Jeżeli nie przepłacono i czasu na przetargi nie było, wyjdą tylko uchybienia formalne poprzez brak powiadomienia Prezeza UZP. Ale wydanie dotacji celowej inwestycyjnej na cele bieżącej działalności to uchybienie bardzo poważne, choć w instytucjach kultury jest to codzienność, zazwyczaj legalizowana poprzez odpowiednie wystąpienia o „przesunięcie”. Znów niedopełnienie formalne i znów zawinione przez służby prawne i księgowe. Żaden znany mi dyrektor nie wydaje polecenie wystosowania odpowiedniego wniosku tylko poleco „zrobić, co trzeba” w związku z zaistniałą sytuacją. Nawet, jeśli wie, co dokładnie trzeba zrobić, nie instruuje głównego księgowego czy radcy prawnego.
Stanisławie,
sprawy są niełatwe. Sama często byłam stawiana w takiej sytuacji, że otrzymywałam podpisaną umowę, gdzie były zawarte rozwiązania nie do przyjęcia.
Nie chcę rozwijać tego wątku, ale co ma zrobić biedny misio? Głównych księgowych i prawników zatrudnia się po to, żeby byli kreatywni i rozwiązywali problemy po myśli zatrudniającego, a nie występowali w charakterze agentów urzędów skarbowych i ministerstwa finansów.
Stanisław mądrze prawi, jak zwykle, a mt7 też ma rację. Oni pracowali z jednej strony pod ogromną presją, żeby szybciutko, szybciutko, odbudować, zbudować, wyremontować, zorganizować, zaprosić, zrobić promocję. Ministerstwo w ostatniej chwili, w środku Roku Chopinowskiego, zorientowało się, że potrzebne byłoby jakieś biuro prasowe, więc doangażowało się Alka Laskowskiego z IAM i trzy świetne dziewczyny. Wszyscy pracowali z zadyszką, dziwię się, że nie podostawali zawału.
Z drugiej strony przerażające jest to bagno w inwestycjach. I żaden Karaibian tu nie jest w stanie obronić p. Bary – to ona była za to wszystko odpowiedzialna. Czy to był bajzel z nieudolności, czy może jakaś kreatywna księgowość, nie wiadomo – ale kreatywną księgowość zwykle robi się inteligentniej. Naliczanie jednak komuś czegoś dwa razy zawsze budzi podejrzenia. Pani księgowa (wymieniona również w wystąpieniu pokontrolnym) ściśle tu współdziałała i też nie wiadomo, czy to zwykła nieudolność… Sułek księgową wymienił (po jego odejściu ją przywrócono), ale do wielu papierów nie miał dostępu – tam się działy dziwne rzeczy. Tak na pewno być nie może – tu musi być wszystko absolutnie przejrzyste. Jednakowoż weźmy pod uwagę, że ten rodzaj działań (przy którym z natury rzeczy najłatwiej o jakieś tam takie) już się w NIFC zakończył. Inna sprawa, że tymczasem już to i owo zaczęło się sypać, a ów śliczny z pozoru szklany dom na Tamce okazał się totalnym szmelcem. Wszędzie są jakieś niedoróbki.
To nie tak. Nikt nie zatrudnia głównego księgowego do rozwiązywania problemów tylko do ich unikania. Szef pyta księgowego i prawnika, czy umowa nadaje się do podpisania i czy po jej podpisaniu będzie mógł spac spokojnie. Prawda, że podpisuje się umowy nie nadające sie do podpisania i robi się to świadomie. Sama mam spory udział w tym, że taka umowa została przez moich pracodawców podpisana. Ale na treść tej umowy nie mogliśmy mieć żadnego wpływu poza obszarem negocjacji przedumownych obejmujących bardzo wąskie zakresy umowy. Prawnik i moja bezpośrednia szefowa uznali zgodnie, że tej umowy podpisac nie można i należy zmienić treść kilkunastu punktów. Szczęśliwie główny decydent w tej sprawie zapytał, czy w takim razie mamy umowy nie podpisywać, bo zakwestionowanych punktów nikt nie zmieni. Po tym pytaniu parafowali umowę. Ale tej umowy żadna kontrola nie zakwestionuje, kwestionowane punkty przygotowało Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, a już dostaliśmy z jej tytułu wiele milionów i jeszcze wiele dostaniemy. Gdy jednak mamy wpływ na treść umowy, a szczególnie gdy sami ją przygotowujemy, odpowiadamy za każdą niezgodność z prawem i tutaj zarówno prawnik jak i główny księgowy musi rzetelnie ostrzegać przed konsekwencjami.
Errata: sam
Nie zmieniłem płci, póki co, a w moim wieku to już nie warto.
No i cóż wówczas Ukochana by zrobiła 😉
Czas zrobić porządek w Zelazowej Woli rozpędzić rodzinne kierownictwo od 30 lat żyjące z podatków ,brak jakich kolwiek pomysłów zrobiło z tego miejsca sanktuarium,to miejsce potrzebuje młodego prężnego kierownictwa