Czy kultura naprawdę się liczy?

Wczoraj rano napisał Stanisław: „Minister tępi łamanie przepisów, co pewnie zostało mu zadane; wybiera do tego kogoś, kto nie nasuwa się tutaj w sposób oczywisty, więc ktoś go musiał podsunąć, co bym zaliczył do cwaniactwa”. To teraz trochę o tym.

Orędownikiem powołania Kazimierza Monkiewicza na stanowisko dyrektora NIFC był, jak wiemy, podsekretarz stanu Jacek Weksler. I to aż do tego stopnia, że JUŻ PO MIESIĄCU bytności pana M. w instytucie wysłał pismo do związków twórczych, by wyraziły zgodę (na szczęście jest taki wymóg i związki się nie zgodziły) na powołanie go już na stałe, oczywiście bez konkursu! Tym samym zrobił, mówiąc brzydko, z gęby cholewę swemu zwierzchnikowi – ministrowi, który jeszcze w grudniu zapewniał prasę, że pan M. ,”świetny menedżer”, uporządkuje tylko sprawy finansowe, to potrwa parę miesięcy, a potem będzie normalny konkurs. Potem i minister jakoś o konkursie zapomniał.

Przyjrzyjmy się jednak czemuś innemu. Jest sobie pewna firma doradcza. Pan były podsekretarz stanu udziela się na organizowanych przez tę firmę warsztatach, prowadząc wykłady pod hasłem skądinąd znanym. Nic dziwnego, ponieważ ministerstwo kultury należy do grona klientów firmy.

Firma doradza też p. Monkiewiczowi, jak również Muzeum Historii Żydów Polskich, stąd więc zapewne ów makiaweliczny pomysł, by „przesunąć panią Alicję Knast z zespołem tam, gdzie się przyda”. Ciekawa też jest inna okoliczność: wśród klientów firmy znajduje się również Polimex-Mostostal, który był wykonawcą inwestycji NIFC, a obecnie jest z instytutem w stanie procesu. Tak więc ta sama firma doradza obu stronom; jeśli nawet nie jednocześnie, to czyż nie zachodzi tu konflikt interesów?

NIFC do swoich doświadczeń zawodowych dopisuje też siostra pani Mai, absolwentka teatrologii. W swoim CV w profilu na GoldenLine pisze, że była tam asystentką i spełniała obowiązki impresaryjne. W rzeczywistości była po prostu pilotką obsługującą artystów na festiwalu; byli współpracownicy jednak wspominają, że bardzo ją interesowały wszelakie informacje i kontakty.

Teraz, jak widać, minister dał panu Monkiewiczowi czas na sformowanie zespołu – no, bo przecież do konkursu trzeba przystąpić z własnym zespołem. Przyjmie się więc może jeszcze kilku absolwentów teatrologii, podbuduje dawnym TiFC i będzie cudnie i tanio. A firma doradzi.

To teraz kolej na pytanie zasadnicze. Panie ministrze! Czy Pan to widzi? Po jednej stronie Pan ma firmę doradczą. Po drugiej stronie – najwybitniejszych artystów świata, którzy wciąż podpisują się pod petycją. A to z całą pewnością nie są równe wartości.