Nie dla Bobików

Król Lear, ale nie Szekspira, albo tylko troszeczkę. Paweł Mykietyn wziął na warsztat tekst dramatu Rodriga Garcii pod tym samym tytułem, który traktuje właściwie głównie o znęcaniu się nad psem. Psa należy traktować metaforycznie, jak i cały tekst (enigmatyczne jest tylko powiązanie tej historii z Królem Learem – czy to stary król ma być tym gnębionym psem?), ale i tak rzecz jest trudna do zniesienia dla miłośników zwierząt. Co pewnie w transmisji radiowej nie było słyszalne (tłumaczenie wyświetlało się na ekranie), więc łatwiejsze do zniesienia – zwłaszcza że muzyka jest znakomita.

Tekst jest w większości mówiony przez narratora (tu narodził się problem z określeniem gatunku – oczywiście nie jest to ani opera, ani musical, tylko coś w rodzaju słuchowiska); u Garcii jest to właśnie ktoś, kto określa się głównie poprzez relację ze swoim psem. Wielki owczarek niemiecki w I akcie jest przez swojego pana zabierany na wakacje i gdy biega po plaży, wciąż wpada na miny i wylatuje na nich w powietrze, ale dziwnym trafem tylko łamie nogi, nie zdycha. Pan też mu „pomaga” – kopie go, rzuca nim tak, że ten wpada pod ciężarówkę, ale jednak nie wpada itd. W II akcie następuje długa sekwencja o tym, jak pan gotuje niezwykle wyrafinowane potrawy z udziałem mięsa tylko po to, by sprawić psu smak, by potem wyrzucić jadło przez okno, aby pies za nim skoczył (z czwartego piętra) i się zabił. Ma to być „w imieniu” – pies jako narzędzie zemsty, w jego osobie mają wyskoczyć przez okno wszyscy ludzie, którzy dali się panu we znaki. W tym sensie figura psa, który jest wierny człowiekowi i nigdy go nie ugryzie, może jakoś tam przypominać Leara, który jest wierny swoim córkom i nic im zrobić nie może, wprost przeciwnie – to one mogą go zniszczyć. Ale trochę to daleka analogia.

W każdym razie kompozytor wprowadza tu pewien dysonans poznawczy – temu nader trudnemu do zniesienia (choć oczywiste, że nie należy go traktować dosłownie) tekstowi towarzyszy muzyka wręcz piękna i wyrafinowana. Ale ona właśnie jest dokładnie z tym tekstem powiązana, więcej – chwilami jest wręcz ilustracyjna: mamy i wycie psa, i obsesyjne powtarzanie sekwencji muzycznych związane z obsesyjnymi myślami narratora, i upadek… Czasem myślało się: po co tyle gadania, lepiej byłoby posłuchać po prostu tej muzyki. No, ale to gadanie było jej źródłem.

Jak na niewielką ilość prób, znakomicie spisał się Ensemble Modern pod kompetentną batuta Marka Mosia oraz soliści: Juan Noval-Moro jako narrator-Lear, znakomity kontratenor Jonathan Peter Kenny jako Błazen komentujący wydarzenia śpiewem oraz trzy córki: Katarzyna Moś (Kordelia), Beatriz Blanco (Regana) i Julieta Gonzalez de Springer (Goneryla), także czasem recytujące i stosujące różne rodzaje śpiewania, w tym wręcz popowy.

Zapytałam po koncercie Pawła, czy miał kiedyś psa. Miał, jak najbardziej. Był duży (rotweilerowaty) i miał swoje problemy fizyczne, a w związku z tym charakterologiczne…

PS. Niestety poza radiową nie będzie rejestracji tych koncertów w formie zapowiadanej od paru lat, o czym organizatorzy Sacrum Profanum dowiedzieli się na trzy dni przed rozpoczęciem festiwalu. Można słuchać koncertów w Dwójce lub streamingu na stronie NInA. Dobrze, że przynajmniej jest dźwięk, z którym może kiedyś ewentualnie coś da się zrobić.