Co z tą filharmonią?

Prosi mnie Wojciech Kawon, by spróbować tu porozmawiać na temat zaanonsowanej już nowej dyrekcji Filharmonii Narodowej. Mnie osobiście wydaje się, że jest jeszcze mało przesłanek, ale spróbować pogadać można.

Jedna sprawa to sposób wyłaniania kandydatów. Konkurs był czymś kuriozalnym, bo nie wiadomo było do końca, o jaki typ dyrekcji chodzi. Kazimierz Kord, którego tu już parę razy cytowaliśmy, słusznie mówił, i nie on jeden zresztą, że u nas rzecz jest postawiona na głowie: wybiera się dyrektora naczelnego, a ten wymyśla, kim ma być szef artystyczny, gdy tymczasem to ten drugi jest w filharmonii czy operze najważniejszy, a ten pierwszy winien mu służyć, oczywiście w granicach finansowego rozsądku.

Jednak niestety takie jest w tej chwili polskie prawo, o czym także już parę razy wspominałam. Nie istnieje instytucja dyrektora artystycznego. Tak zostało to ustawione, że jest dyrektor naczelny oraz zastępca do spraw artystycznych; jeśli instytucja przyjmuje sobie wewnętrznie inne nazwy, to jej sprawa, ale formalnie jest to nieważne. To oczywiście totalny idiotyzm, ale zanim prawo zostanie zmienione na mniej idiotyczne (na razie nie ma żadnej woli politycznej, by coś zmieniać), niestety w taki sposób musi się to odbywać. Potrzebny więc byłby mocny lobbing w kierunku zmiany tego prawa.

Drugie pytanie, to czy wybór jest dobry. Wydaje mi się, że – przy pomocy Maestra Pendereckiego – zrobiono wszystko, by po pierwsze nie było wielkiej rewolucji, a po drugie szef muzyczny był osobowością, znanym nazwiskiem i wybitnym fachowcem. Wojciech Nowak właściwie będzie robił z grubsza podobne rzeczy, które robi teraz jako zastępca dyr. Antoniego Wita – to menedżer bywały w tym świecie. Tyle że będzie miał więcej władzy i problemów administracyjnych. Jacek Kaspszyk – jego przecież przedstawiać nie trzeba. Pamiętamy wszyscy jego działalność w Operze Narodowej, jej plusy i minusy. Tu minusy odpadną, bo dotyczyły one raczej czasu, gdy Kaspszyk był w TWON również dyrektorem naczelnym i sprowadzał spektakle nader wątpliwej jakości, a poza tym niektórzy narzekali, że z jego powodu orkiestra jest za głośna i zagłusza śpiewaków. Jedno jest pewne: że w tamtym czasie nawet w szeregowych przedstawieniach trzymała poziom. W Filharmonii Wrocławskiej też zrobił dużo dobrego.

Ten wybór już się dokonał – czy rzeczywiście udany, będziemy mogli ocenić dopiero po jakimś czasie. Można by dyskutować o innych sprawach: a może byłoby lepiej, a w każdym razie ciekawiej, gdyby konkurs wygrał ktoś z paru startujących menedżerów, którzy coś by zmienili, mieliby pomysły, mogliby to i owo przewietrzyć? Może byłoby też fajnie, gdyby pojawił się tu jakiś młody dyrygent? Tu wydaje mi się, że jednak na stanowisku najważniejszej filharmonii w kraju ważne jest doświadczenie. A młodzi dyrygenci przecież mogą być zapraszani – i któryś w przyszłości być może zwiąże się z tą instytucją na stałe.

Ja w każdym razie trzymam kciuki, aby nowo wybranym się udało. A blogownictwo co na to wszystko?