Przyjemności z Przyjemności

Il trionfo del Tempo e del Disinganno, przebojowe dzieło 22-letniego Haendla – o czym ono właściwie jest? To historyjka z absurdalnym z racjonalnego punktu widzenia morałem: Piękno zawiera sojusz z Przyjemnością, ale Prawda i Czas stara się nawrócić Piękno, żeby odwróciło się od Przyjemności, bo tak naprawdę jest stare, brzydkie i zaraz zdechnie. Z czego prosty wniosek, że przyjemność dotyczy tylko ładnych. Zdumiewające. Ale co z tego, jeśli pięknie wykonane?

Energetyczną interpretację Giovanniego Antoniniego z jego zespołem Il Giardino Armonico uzupełniały kreacje solistów, zwłaszcza solistek (Krystian Krzeszowiak jako Czas starał się bardzo, ale jednak panie biły go o głowę). Roberta Invernizzi (Bellezza) w pełnej formie, bardzo retoryczna i momentami wzruszająca; Julia Lezhneva (Piacere) precyzyjna jak mały flecik i dynamiczna jak muzyczne dynamo; Sara Mingardo (Disinganno) z ciepłym głosem i wielką klasą, zwłaszcza w śpiewie piano – to był koncert trzech kontrastujących wielkich osobowości.

Młodzieńcze dzieło Haendla zawiera wiele bardzo oryginalnych rozwiązań, godnych dojrzałego twórcy. Kilka z nich doczekało się recyklingu, jak np. cudownie zaśpiewana przez Lezhnevą aria Lascia la spina, która w przyszłości miała się stać słynną Lascia qu’io pianga z Rinalda.

Ewa Obniska w omówieniu zamieszczonym w programie wspomniała o tym, że Haendel opracował angielską wersję tego oratorium już pod koniec życia, będąc niewidomym i dyktując partyturę („Zabrzmi to może patetycznie – Czas odebrał mu piękno świata, tak bardzo dla niego ważne”). Czyli kiedy był młody, nie był do końca przekonany do wymowy libretta (stąd według autorki omówienia zakończenie łagodne, a nie triumfujące); później to mogło się zmienić… Ale czy naprawdę przyjemności trzeba się wyrzec tylko dlatego, że traci się urodę? Zwłaszcza tak wspaniałej Przyjemności, jaką dawał śpiew Lezhnevej? Myślę, że większość publiczności była jednak innego zdania. Podobnie jak pewna pokraczna postać z wielkim nosem z mojego ulubionego rysunku Mrożka, która wącha tym nochalem kwiatek i mówi: czy to, że jestem brzydki, oznacza, że nie mogę być wrażliwy na piękno?

Nowa płyta Julii (debiut solowy dla firmy Decca), także z Il Giardino Armonico, zawierająca cztery kantaty z Alleluja na końcu – Vivaldiego, Haendla, Porpory i Mozarta – jest naprawdę godna polecenia, zwłaszcza że można ją dostać w tzw. polskiej cenie. Bardzo energetyczna i podnosząca na duchu, o czym przekonaliśmy się dziś ze znajomym jadąc samochodem do Krakowa i słuchając jej po drodze. Mieliśmy z tego po prostu mnóstwo przyjemności, nie zastanawiając się przy tym, czy jesteśmy młodzi i piękni, czy też może wprost przeciwnie.