Żywioły w Royal Albert Hall

Efektownie zabrzmiała III Symfonia „Pieśń o nocy” Karola Szymanowskiego na kolejnym koncercie BBC Proms. Nie tylko dzięki znakomitemu wykonaniu, ale też dzięki świetnie pomyślanemu przez dyrygenta kontekstowi.

Thomas Søndergård, znakomity duński kapelmistrz średniego pokolenia (rocznik 1969), właśnie zakończył swój pierwszy sezon szefowania BBC National Orchestra of Wales i dzisiejszym koncertem zadebiutował z nią na Promsach. Był to debiut więcej niż udany – publiczność oklaskiwała go gorąco, krzycząc i tupiąc. A przecież także dziś program był ambitny, składający się z utworów niezbyt często grywanych.

Na początek skandynawski akcent: uwertura szwedzkiego kompozytora Wilhelma Stenhammara (1871-1927) pod dość dziwacznym tytułem Excelsior! – wykrzyknik jest częścią tytułu. Bardzo porządny neoromantyzm, nieco posępny, dramatyczny. Okazał się niezłym wstępem do zaledwie o kilkanaście lat późniejszej, ale należącej do zupełnie innego świata muzyczno-emocjonalnego – można powiedzieć, swoistego ekspresjonizmu ekstatycznego – symfonii Szymanowskiego. Solistą był szwedzki tenor Michael Weinius, pan dość obszerny, ale za to obdarzony pięknym głosem; całkiem nieźle poradził sobie z polszczyzną, podobnie jak połączone chóry: BBC National Chorus of Wales i BBC Symphony Chorus. Dyrygent tak wspaniale rozplanował ten utwór, tyle emocji w nim ukazał, tyle brzmień wydobył, że wzbudził ogólny zachwyt.

Żywioły z nocnych nastrojów Szymanowskiego w drugiej części koncertu zmieniły oblicze na bardziej dosłowne. Symfonia alpejska Richarda Straussa to ciąg obrazów niemal filmowych, wręcz widzimy: jest noc, poranek, wchodzimy do lasu, wychodzimy na łąkę, mijamy wodospady, wreszcie docieramy na szczyt góry, i tu dopada nas burza. Ale wszystko kończy się dobrze: szybko zbiegamy na dół, burza cichnie i w kontemplacji natury patrzymy na zachód słońca. Ta bajeczka wymaga ogromnych środków i dlatego nie jest często wykonywana. Ale do takiego miejsca jak RAH jest idealna. Masa instrumentów blaszanych poza sceną (tu: na galerii), krowie dzwonki dobiegające w pewnym momencie zza drzwi wokół sali, dwie windmaszyny i donnermaszyna do naśladowania burzy (wraz z kotłami), wreszcie potężne brzmienie organów – a usłyszeć tutejsze organy to jest coś! Efekt był fantastyczny.

Tym razem wypróbowałam inne miejsca: także w stallach, ale z prawej strony blisko sceny, najpierw nisko, prawie na wysokości areny (tam było znakomicie), później w ostatnim rzędzie (i tu było całkiem dobrze). Bardzo zróżnicowana akustycznie jest ta widownia. Ale rzeczywiście są miejsca, gdzie wszystko słychać doskonale.