Będzie dobrze (liczymy na to)

Głośno, z przytupem, rozpoczął się w końcu oficjalnie sezon koncertowy 2013/2014 w Filharmonii Narodowej pod nową dyrekcją. I już widać, że atmosfera jest zupełnie inna.

Nie było idealnie – zwłaszcza poemat Śmierć i wyzwolenie Richarda Straussa okazał się na razie dość trudny dla zespołu. Inaczej już było z III aktem Walkirii (który wypełnił dużą część koncertu), znakomicie rozplanowanym formalnie; co do solistów, było różnie (najmniej podobał mi się sztywny Wotan), ale jeśli Christiane Libor tak śpiewa, kiedy jest przeziębiona (bo ponoć jest), to daj Boże, a Ewa Vesin już po raz kolejny pokazała się jako świetna Zyglinda. Pozbierano też z różnych krajowych oper osiem sopranów i mezzosopranów (m.in. Violetta Chodowicz, Agnieszka Rehlis, Barbara Bagińska, Jolanta Żmurko) do ról sióstr-walkirii. W sumie adrenalina była na wysokim poziomie.

Początek pracy Jacka Kaspszyka z zespołem to przede wszystkim zmiana nastroju, walka z totalnym spięciem, partnerstwo. Zespół podobno szczęśliwy, jak słyszę z różnych stron. Na pełny efekt trzeba oczywiście poczekać, ale nie wątpię, że się doczekamy. Kaspszyk deklaruje we wszystkich rozmowach, że jest zwolennikiem ewolucji, a nie rewolucji – także tutaj. I choć dziś miałam drobną refleksję, że znowu tej orkiestrze trafił się dyrygent, który lubi duże masy orkiestrowe i donośne brzmienia, to liczę na to, że z czasem orkiestra dopracuje również subtelności.

W zalinkowanej powyżej dość wyczerpującej rozmowie dyrygent mówi wiele o przeszłości, teraźniejszości i o przyszłości. Tu także panuje zasada ewolucji: program, ułożony jeszcze przez dyr. Wita, jest cały czas modyfikowany, ale dyskretnie. Na konferencji prasowej Kaspszyk powiedział jeszcze trochę rzeczy, których w rozmowie radiowej nie ma albo są w mniejszym zakresie. Uderzające, że dyr. Wit ciągle narzekał, że chciałby zrobić na stronie FN transmisje internetowe jak Filharmonia Berlińska (i coraz więcej różnych zespołów), ale nie ma na to pieniędzy, choć wielokrotnie próbował interweniować u ministra. Obecny dyrektor nie zachowywał się roszczeniowo, tylko dogadał się z radiową Dwójką i przy obopólnej satysfakcji zabiorą się za te transmisje. Pierwsza, próbna – jeszcze w tym miesiącu, gdy zostanie wykonana II Symfonia Mahlera. Oczywiście pomoc ministerstwa się przyda, ale najważniejsze, żeby z tym ruszyć.

Co do fonografii, też znamienne jest odcięcie się nowej dyrekcji od Naxosowskiej tradycji. Zobaczymy, czy uda się dogadać z którymś z majorsów, mówi się o EMI. Teraz ta firma jest częścią Universalu, ale jednak działa dalej.

Zapowiedziano też zmianę strony internetowej – nowa wersja jest dopracowywana i ma ruszyć za kilka dni. Będzie też na niej ponoć można kupić bilety. Oby, bo straszny z tym bałagan.

Gdy spytano Kaspszyka o nazwiska, z którymi chciałby bliżej zapoznać naszą publiczność, wymienił takie: Korngold, Zemlinsky, Weinberg, Tansman, no i oczywiście Szymanowski. Ale też, jak dodał, wiele, wiele innych.

Są nowe pomysły na edukację, trochę wzorowane na tym, co się robi w Londynie czy Berlinie. Mowa tu o edukacji nie tylko dla dzieci i młodzieży, ale także dla dorosłych początkujących melomanów.

Najważniejsze jednak jest nastawienie szefów do orkiestry i publiczności. Nie chciałbym, mówi Kaspszyk, stawiać bariery między publicznością a muzyką. Trzeba działać bez dystansu i zadęcia (było to widoczne już dziś po koncercie – nikt nie pilnował drzwi prowadzących za kulisy, by przypadkiem ktoś z publiczności nie wszedł). Jeszcze podczas tego specjalnego, wspólnego z Krystianem Zimermanem spotkania z publicznością powiedział: Bądźmy przyjaciółmi w muzyce. Dział Promocji złapał to ładne zdanie i uczynił z niego hasło sezonu. I słusznie. Teraz tylko je realizować.