Geminiani z obrazkami

Fabio Biondi lubi eksperymenty. Tym razem poszedł chyba trochę za daleko, doklejając do La foresta incantata Francesco Geminianiego współczesną animację wykazującą się inwencją raczej średnią.

Utwór przeznaczony był do pantomimy Giovanni Niccolò Servandoniego według Jerozolimy wyzwolonej Tassa. Współczesna interpretacja w reżyserii Davide Livermore, pokazana w Centrum św. Jana przez Biondiego (ostatnio wystąpił z tym zestawem również w Accademia di Santa Cecilia w Rzymie), nie odnosi się do tego dzieła, choć w pewnym momencie nawet pojawia się kopuła meczetu Omara. O filmie tym Biondi powiedział Jakubowi Puchalskiemu w „Tygodniku Powszechnym”: „Muzyka ta mówi o dążeniu natury do ostatecznego pokonania nieszczęść człowieka, przede wszystkim przemocy wojennej. Dlatego nasza animowana inscenizacja opowiada o upadku, jaki poprzez przemoc człowiek zadaje sam sobie i naturze, a na końcu o pięknie, z którym natura triumfuje nad złem. Bardzo mi się podoba to połączenie baroku ze współczesnością, biorące się z respektu dla muzyki. Celem jest ukazanie jej jako wciąż aktualnej, żywej; niezwykłe w muzyce barokowej jest właśnie to, że zachowuje swoją aktualność. Chcieliśmy, by publiczność zrozumiała, w jaki sposób ta cudowna muzyka realizuje się, towarzysząc obrazom. By z radością mogła wziąć udział w spektaklu – choć nie jest to opera, nie ma tu ani śpiewaków, ani aktorów – ale miała coś do oglądania”.

Owo „żeby miała coś do oglądania” wywołało skrajne reakcje. Pewna pani siedząca przede mną zerwała się już na samym początku, dwa razy przebiegała przez wnętrze, podeszła do techników (chyba chciała ich namówić, żeby wyłączyli film), rzucała słowem „skandal”, a po zakończeniu wykrzykiwała do sąsiadów: „Troglodyci! Jak im nic nie miga, to już nie mogą wytrzymać!”. Panie siedzące za mną z kolei poruszyły po wykonaniu ten sam temat dużo spokojniej: „Taka teraz ta moda na wizualizacje, że już muzyka bez nich obejść się nie może”.

Prawdę mówiąc mnie ten film też przeszkadzał, bo choć nawet parę jego momentów mogło się podobać, to zupełnie nie współgrały one z muzyką, choć Biondi najwyraźniej się próbował dostosowywać. Czegóż tam nie było, katastrofy, ruiny i wraki, latające ptaszki, tańcząca para, dziewczyna próbująca oderwać chłopaka od smartfona (motyw smartfona się powtarzał), człowiek w szalu goniący wielkiego motyla… Las chwilami też się pokazywał. Ale w sumie – groch z kapustą, odbiegający poziomem od znakomitego wykonania muzyki.

Ale to było w drugiej części. W pierwszej nikt nie przeszkadzał napawać się wspaniałym poziomem Europa Galante w wykonaniach concerti grossi Corellego i Geminianiego, w tym La Folii (będącej zresztą transkrypcją sonaty Corellego, który był jego nauczycielem). Przypadkiem więc powstał cykl La Folii, wczoraj i dziś.