Trochę Francji na początek

Trzech panów, wybitnych solistów, choć w wielu projektach grających razem – Jordi Savall, Pierre Hantaï i Xavier Díaz-Latorre wczoraj w gdańskim Dworze Artusa przenieśli nas daleko stąd.

Muzyka Króla-Słońca – tak nazywał się ten koncert. Jeśli czasy Ludwika XIV i viola da gamba, to oczywiście przede wszystkim Marin Marais, choć akurat większość wykonanych utworów – Suite d’un Goût Étranger oraz Pièces de viole du troisième livre – powstały już po śmierci monarchy. Te właśnie dzieła wypełniły prawie całą pierwszą część koncertu (z przerwą na solo lutniowe – Xavier Díaz-Latorre zagrał dość prostą, ale transową Chaconnę Roberta de Visée), a na koniec koncertu były jeszcze dwa utwory z drugiej Księgi, wydanej kilkanaście lat wcześniej, czyli dwa wielkie hity: Les Voix Humaines i Couplets des Folies d’Espagne

Każdy miał swój moment solowy – nie powiem, że popis, bo przecież nie o popisywanie się tu chodziło. Tak więc drugą część rozpoczął Savall swoim minizestawem żałobnym: jako wstęp Fantaisie en Rondeau Sainte-Colombe’a – syna, potem oczywiście słynne Les Pleurs ojca i po nich małe światełko: środkowa część Bourrée z Suity wiolonczelowej Es-dur Bacha (przetransponowana do G-dur, żeby pasowała do g-moll z Les Pleurs). Po nim pojawił się na scenie sam Hantaï, żeby zagrać trzy zaledwie utwory z Pièces de clavecin François Couperina (odczuliśmy wielki niedosyt tego iście po królewsku brzmiącego klawesynu). I na koniec ów powrót do Marais, a po nim na bis dwie improwizacje, może nie jakieś wybitne, ale sympatyczne i na luzie, a końcowy temat kołysanki bretońskiej zostawił nas w pełnym rozmarzeniu.

Najbardziej ujmujące było w tym koncercie, że panowie grali właśnie nie popisując się, po prostu dla – widocznej – przyjemności i było trochę tak, jakbyśmy spotkali się w salonie i słuchali muzykowania domowego. Daleko od wielkich problemów i pompatycznych projektów, jakimi Savall częstuje nas w Krakowie (i na płytach). W Gdańsku mówi do nas sam lub z paroma zaledwie przyjaciółmi – i takiego go najbardziej lubię.