Daleko od Chopina
Mieliśmy dziś odskocznię od okołochopinowskich klimatów: XX wiek z malutkim jeszcze cofnięciem się do końcówki XIX. Nawet bez Marthy było ciekawie, choć może nie elektryzująco.
Utwór Arnego Nordheima Tenebrae na wiolonczelę i orkiestrę, napisany dla Mścisława Rostropowicza, był wykonany na Warszawskiej Jesieni w roku 1987, czyli w pięć lat po powstaniu, z solistą Romanem Jabłońskim. Myślę, że dzisiejsze wykonanie Roberta Cohena było dużo piękniejsze. To utwór głęboki, śpiewny, o niesamowitym nastroju. Nordheim był wielkim przyjacielem polskiej muzyki i polskich kompozytorów, a równie śpiewną muzykę pisano w Polsce owych czasów. Szczególna przyjaźń i współpraca łączyła go z Eugeniuszem Rudnikiem; to Rudnik właśnie podsuwał mu wspaniałe efekty akustyczne wywiedzione z głosu ludzkiego, z których powstał m.in. Solitaire, jeden z moich najulubieńszych utworów elektroakustycznych. W Tenebrae jest podobna atmosfera niespiesznej wypowiedzi, z zastanowieniem i zamyśleniem, ale język muzyczny jest bardziej tradycyjny. Z omówienia autorskiego (książka programowa WJ): „Ważnym źródłem inspiracji był także rozdział powieści Tomasza Manna Doktor Faustus, w którym opisane jest zakończenie dzieła Adriana Leverkühna Lament doctoris Fausti; w tym kontekście ostatnia wysoka nuta wiolonczeli oznacza ostatnie słowo, ostatnie migocące światło w ciemności”.
Koncert fortepianowy Panufnika – zupełnie inna bajka. I debiut młodziutkiej Katarzyny Gołofit, studentki prof. Katarzyny Popowej-Zydroń z Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Dziewczyna z temperamentem, już pierwsze akordy zagrała na tyle potężnie, na ile była w stanie. Bardzo energiczny był też finał o nieco jazzowych rytmach. Natomiast środkowa część, jeden z najbardziej niesamowitych utworów Panufnika, wypadła trochę płasko. Ta muzyka mnie osobiście przypomina sen, w którym człowiek kamienieje, nieruchomieje w jakimś niepojętym lęku. W tym wykonaniu tego nie odczułam. Ale za to bis był świetny: pierwszy z Sarkazmów Prokofiewa. Młoda pianistka świetnie się czuje w takiej właśnie muzyce.
Po przerwie cofnęliśmy się najdalej w przeszłość: do jednego z tegorocznych jubilatów, Richarda Straussa. Dyl Sowizdrzał to już klasyka, ale okazał się dobrym przejściem do sarkastycznego Prokofiewa. I tu mieliśmy właśnie zastępstwo. Alexander Gavrylyuk (oj, już nie wygląda tak, jak na tym obrazku – fryzura mu się przerzedziła…) ma za sobą liczne sukcesy konkursowe, z rodzinnego Charkowa wyemigrował do Australii i ma tamtejsze obywatelstwo. Kilka lat temu nagrał wszystkie pięć koncertów Prokofiewa (z Vladimirem Ashkenazym), więc można było być spokojnym o jakość. To pianista bardzo sprawny i dynamiczny, choć jego gra nie wywołuje aż takich emocji jak gra Marthy; zdarzało się zresztą, że orkiestra go przykrywała, podobnie jak pianistkę w koncercie Panufnika. Po prostu chyba była za głośna (ciekawam, jaki był odbiór proporcji między solistą a orkiestrą w innych miejscach sali). Ale ogólnie zrobił świetne wrażenie, podniósł publiczność na stojaka, a na bis zagrał to. Brzmiało to z pewnością lepiej niż w tym nagraniu. I też się spodobało, ale więcej bisować nie chciał.
Komentarze
Pobutka.
Dzień dobry,
siedziałam na balkonie, rzeczywiście orkiestra zdominowała solistów. Trochę mnie zdziwiły brawa na stojąco dla Gavrylyuka – mnie ten występ nie porwał, brakowało mi pasji i emocji, ale może to podświadome porównania z Argerich?…
Dzień dobry! Ja na balkonie słyszałem niemal idealnie. Może jeden lub dwa momenty (dosłownie momenty!) były takie, że orkiestra zagłuszyła fortepian w Koncercie Prokofiewa.
Siedziałem pięć rzędów za Panią Redaktor, ale nawet taka odległość nie pomagała przebiciu się solistów przez potężny dźwięk orkiestry. Wielkie brawa dla Katarzyny Gołofit. Koncert Panufnika słyszałem po raz pierwszy, nie mogę się więc odnieść do innych wykonań, ale druga część mnie zauroczyła. Solistka również swoim temperamentem i dojrzałością. Z przyjemnością będę się przyglądał jej dalszej karierze. Gavryluk był znakomity, ale ja czekałem na Marthę i miałem nadzieję, że nareszcie usłyszę na żywo jej legendarną interpretację, którą słucham od lat ze zdartego już winyla DG (tak się przyzwyczaiłem do tych winylowych skwareczków, że zremasterowana wersja na CD brzmi dla mnie zbyt sterylnie :)). I właśnie ciągłe porównywanie gry Gavryluka z Argerich zepsuło mi przyjemność odbioru muzyki.
A z radia wszystko dobiegało wyważone! Radio kłamie, wiadomo 😉
Koncert Panufnika także słyszałam po raz pierwszy, znakomity. I także wielki podziw dla pianistki.
Dzień dobry 🙂 No właśnie, gdybyśmy nie porównywali z Marthą, może słuchalibyśmy inaczej? Z drugiej strony on był w porządku, ale nie zerwałabym się na stojaka. Nawet się zaczęłam śmiać, że ta standing ovation to demonstracja proukraińska 😆
Polecam nagranie Williama Kapella z Dallas Symphony Orchestra pod dyrekcją Antala Doratiego – piękne!!!
A ja po powrocie odsłuchałam nagranie z Marthą i stwierdziłam, że i owszem orkiestra gra ciszej, fortepian głośniej, ale to jest nagranie, gdzie takie rzeczy można korygować wedle gustu.
I właśnie do zbyt wyraźne brzmienie fortepianu jakoś wydało mi się sztuczne.
Panufnik też mi się podobał wbrew obawom.
Wieczór był udany.
Ja mam o tyle lepiej, że nie mając żadnej wiedzy muzycznej i niewielkie obycie w temacie słucham wszystkiego z „czystym” kontem i do niczego nie porównuję. Najwyżej później sięgnę do innych, ale wtedy często, jak napisałam wyżej, nagrania wydają mi się zbyt uładzone.
A mnie zniknął mój wpis. 🙁
Moze do piwnicy wpadł.
Godne zastępstwo. Dzięki niemu mogliśmy posłuchać naprawdę dobrze zagranego Prokofiewa, zamiast KV 466… 😀
Do wszystkich wybierających się dziś na recital harfowy: odbędzie się w Sali Wielkiej Zamku Królewskiego, a nie w Studio Lutosławskiego. Już o tym pisaliśmy, osoby, które kupiły bilety przez internet powinny też dostać zawiadomienie o zmianie od organizatora, ale na wszelki wypadek przypominam. 🙂
Jakóbie – KV 466 w wykonaniu Marthy też bym chętnie na żywo posłuchała. Ale musiałaby to być nie orkiestra Filharmonii Narodowej, tylko… hm, coś takiego jak orkiestra Abbado, z którą ten koncert nagrała…
Bo to bardzo piękna interpretacja.
Łotr ciągle szaleje 🙁
Gawryluk sobie poradził. W 6 rzędzie z proporcjami było jako tako, choć już nie w Sowizdrzale. W sumie jestem po kilku solidnych słuchaniach tego koncertu z wydanych w ostatnich miesiącach płyt. Na płycie CD Mariinski grają to Macujew z Giergiewem i jest to dosyć imponujące. Pianistyka podobnego rodzaju, a do tego znacznie lepsza orkiestra (choć nagrania też, jak Radio, kłamią). No i dla Naivu zrobili to też Ługański z Nagano i bardzo czują i energiczną (choć nie tak wysokooktanową jak orkiestra Teatru Marinskij) berlińską Radiówką (razem z koncertem Griega) – również bardzo udane. Ale, jak mówię, byłem zadowolony, choć nie zaskoczony, bo mniej więcej takiego grania się spodziewałem. Pamiętam Gawryliuka z bardzo dużą ilością włosów z koncertu w PWM na Fredry, jakieś 13 lat temu, wtedy kolega „nagonił” mnie na ten występ, mówiąc, że to taki młody „pistolet” :-), słyszał go w Dusznikach, to musiało być w 2001. Też grał wtedy parafrazę „Marsza weselnego” Liszta/Horowitza i parę innych pirotechnicznych kawałków. W 2002 grał to też na recitalu w Studio Lutosławkiego (wtedy Jeszcze S1, dobrze ten koncert pamiętam, zawłaszcza 7 Sonatę Prokofiewa, graną niesamowicie muskularnie i energiczne, a także bodaj etiudy czy Iskierki Moszkowskiego i chyba którąś z Sonat Skriabina). Zabawne, ża wystarczy taka parafrazka Horowitza by publiczność wprawić w ekstazę: najpierw wszyscy z mądrymi i natchnionymi minami deklarowali, jak to bardzo poruszał ich Nordheim i Panufnik (w sumie był to świetny repertuar na wczorajszą pogodę, zwłaszcza Nordheim okazał się idealnym antydepresantem 🙂 ), a potem wiadomo, fiku-miku-na patyku i od razu szał. To tak jak na wernisażach największy tłok robi się przy tacach z kanapkami z łososiem i babeczkami ze słodkim kremem :-). Akurat są tacy, co graja tę parafrazę subtelniej niż Gawryliuk, choć nie mniej pirotechnicznie (np. kiedyś Wołodos na płycie i „na żywo”, chyba też Warery Kuleszow), ale nie ma co narzekać! Swoją drogą jednak jechać tak 15 lat na jednym bisie…
Czy to moja migrena wczorajsza wprawiła mnie w jakieś odmienne stany świadomości, czy w wolnej części Koncertu Panufnika słychać było aluzję do chorału „O Haupt voll Blut und Wunden”? Sam nie wiem. Moje dwie płyty z nagraniem z Ewą Pobłocką (z Panufnikiem i Kordem) leżą gdzieś na dnie ogromnej hałdy i nie mam Schwungu by je wygrzebywać, a nie chce mi się jeszcze bardziej ganiać do BWU lub BN ii czytać jakieś rozprawy o Panufniku. Wykonanie młodej pianistki było przyzwoite i w sumie brawo za odwagę (w końcu miała grać „w cieniu” Argerich), choć – o ile mnie pamięć nie myli – Pobłocka była znacznie bardziej subtelna.
Zgadzam się co do Pobłockiej – po prostu inna interpretacja. Pobłocka gra monumentalnie, ale estetycznie, Gołofit – bardziej brutalnie i chyba w tym szczerze. Każda interpretacja ma swoje plusy i minusy, ale druga część Pobłockiej jest nie do przebicia. Chorał? Nic o tym nie słyszałam.
Gavrylyuka też pamiętam z S1.
A właściwie to on powinien być Hawryluk, bo przecież w ukraińskim nie ma „g” 😆
Teraz, przy tym koszmarze na Ukrainie, to lepiej nie wdawać się w takie dywagacje, bo on się urodził w Charkowie, a na jego stronie jest wersja angielska i rosyjska.
Nie słuchałem wczoraj (chyba była transmisja) Gawryluka, wykonanie M.A. mam w obydwu wersjach płytowych, ale najbardziej lubię (mam tylko na winylu wydanym przez Eternę) Marinę Mdiwani – sam Żywioł
Ha! Znalazłam:
https://www.youtube.com/watch?v=JBXA8_ReH5Q
To jeszcze dla porządku dodam, że w dwójkowym trybunale z III koncertem wygrał William Kapell z Dallas Symphony Orchestra pod dyrekcją Antala Doratiego – znakomite wykonanie.
Obrady dostępne są tu: http://chomikuj.pl/fado377/1+DW*c3*93JKA+PR/Kto+s*c5*82ucha….czyli+PTD/2013/PTD+14+12+13,3955783898.mp3
A krótkie streszczenie znajduje się tu:
http://www.polskieradio.pl/8/1015/Artykul/1002747,Trzeci-Prokofiewa-jak-dobre-wino
O… widzę, że link do chomika nie przeszedł, więc w skróconej wersji jeszcze raz: http://tiny.pl/qs3km
W informacji pod linkowanym nagraniem jest adres strony M. Mdiwani i tam są pełne wersje do odsłuchania
A Kapell jest tu:
https://www.youtube.com/watch?v=pO8Ppi7WsmM
Kapell – zawsze genialny. Ja nie wiem tylko, czy nie lepsze jest to drugie nagranie, z 1949 r., ze Stokowskim (CD Music & Arts). Jak już się przerzucamy ulubionymi, to ja także b. lubię Samsona Francois z Cluytensem (EMI), za elegancję i swego rodzaju odruszczenie (jest to takie bardziej neoklasycystyczne), ale lubię też wersję z kompletu zrobionego przez Toradze, zupełnie inną w końcu. Aha, fajne jest też nagranie Marszewa na Danacordzie (też w ramach kompletu), lubię Byrona Janisa z Moskwy, nie jest też zły Bronfman z Methą. A nie lubię wcale autorskiego wykonania Prokofiewa z Coppolą z 1932 r.
Jeśli nawet standing ovation była, to częściowa – przynajmniej na parterze większość chyba jednak pozostała w fotelach, nawet po fiku-miku na bis, ewidentnie na stojaka obliczonym. Krzepiące! Mimo że wcześniej w Koncercie Prokofiewa istotnie mogło być może nieco subtelniej, i tak okazał się dla mnie najmocniejszym punktem wieczoru.