Halka z robotników przymusowych

Nie do końca konsenwentna była reżyserska koncepcja wystawienia Halki Moniuszki w Pfalztheater Kaiserslautern. Ale dobra muzyka zawsze zwycięża, zwłaszcza w dobrym wykonaniu – przyjęcie spektaklu było entuzjastyczne.

Robert Leonardy, dyrektor Musikfestspiele Saar, we współpracy z którym dzieło zostało wystawione (i który to festiwal obrał sobie w tym roku za główny temat Polskę), powiedział po spektaklu, że nie ma przypadków: i on, i dyrektor Pfalztheater Urs Häberli zamarzyli sobie, by pokazać właśnie Halkę. Dzieło polskiego sztandarowego kompozytora, które w ciągu ostatniego ćwierćwiecza zostało w Niemczech wystawione zaledwie trzy razy (w 1980 przyjechało gościnnie z Warszawy do Wiesbaden; potem pokazano je dzięki Antoniemu Wicherkowi w 1990 r. w Oberhausen, a potem jeszcze w Giessen w 1993 i w Münster w 2005).

Jak już wspominałam przy okazji norymberskiego Rogera, Niemcy odważnie sięgają po muzykę pochodzącą z sąsiedzkiego kraju, z czystej ciekawości i z chęci odrobienia luki w wykształceniu. I po swojemu na nas patrzą. Mają też swoje uwarunkowania. Reżyser Michael Sturm tłumaczy, że historie naszych krajów są tak od siebie odmienne, iż nawet jeśli by się chciało wystawić Halkę tak,  jak Polacy są przyzwyczajeni, tj. z kontuszami itp., to i tak nie byłoby to zrozumiałe dla Niemców, bo u nich aż takich różnic klasowych nie było. Podkreśla też, że absolutnie wyjątkową cechą historii Polski są totalne skrajności: najpierw mocarstwo od morza do morza, a potem zniknięcie z mapy. U nich aż takich skrajności nie było.

Żeby więc ustawić Halkę i Janusza (w napisach jednak ostatecznie zastosowano polską pisownię) w dystansie nie do przekroczenia, akcja została przeniesiona do Niemiec czasów II wojny światowej, zderzając świat polskich robotników przymusowych z niemieckimi – no właśnie, kim? Hitlerowskie mundury raziłyby miejscowych za bardzo, więc były jakieś nieokreślone, ktoś z moich rozmówców podczas przerwy stwierdził, że pruskie. Zachowania jednych wobec drugich były w miarę kulturalne (inaczej zresztą nie mogło być, co wynika z tekstu opery); w rzeczywistości czasów, do których opera została przeniesiona, było jednak inaczej, nie tak sielankowo. Oczywiście znane są historie romansów polsko-niemieckich, niektóre zresztą zakończone happy endem, ale to pojedyncze przypadki. Jak to było naprawdę z robotnikami przymusowymi w Niemczech, opowiada wystawa zorganizowana w budynku teatru przez Fundację „Polsko-Niemieckie Pojednanie”, więc publiczność ma sposobność to zweryfikować.

Oceńmy teraz jednak samo przedstawienie. Przede wszystkim było naprawdę dobre w sensie muzycznym; orkiestrę prowadził z temperamentem Rodrigo Tomillo, drugi dyrygent teatru, a trójka głównych solistów była naprawdę przyzwoita. Znakomita była Halka – Arlette Meissner, która grała i śpiewała całą sobą (dyrektor teatru powiedział po spektaklu, że po prostu była Halką; na zdjęciu w linku wygląda starzej niż w rzeczywistości), a także Jontek – Alexander Geller, który dostał również ogromne brawa – część z nich zapewne także za to, że jest bardzo przystojny; Janusz, Bernd Valentin, ma dość ciekawy baryton, niestety nie ma prezencji i można się dziwić, dlaczego Halka dokonała właśnie takiego wyboru.

Pierwsze dwa akty (połączone) rozgrywają się w jakiejś bliżej nieokreślonej przestrzeni, gdzie spotykają się oficjele, a w tle wisi obraz z pejzażem górskim. Trzeci i czwarty akt, również połączone, rozgrywa się w obozie, w pomieszczeniu z pryczami. Pytanie oczywiście, czy w takich miejscach ludziom zdarzało się tańczyć – a właśnie „tańce góralskie” zrobiły największą chyba furorę, tym większą, że zostały wykonane przez chór, a nie przez zawodowych tancerzy (w pierwszym akcie polonez i mazur nie były do tego stopnia satysfakcjonujące).

Co do niekonsekwencji jednak, reżyser tłumaczy, że to nie jest rekonstrukcja historyczna, tylko wariacja na temat, fikcja. Cóż, określenie jest rzeczywiście adekwatne. W sumie liczy się przede wszystkim, że pokazano tę operę w takiej formie, która może będzie zachęcać do kolejnych realizacji. W Kaiserslautern zostanie pokazana jeszcze sześciokrotnie: 27 maja, 12, 23 i 28 czerwca oraz 10 i 18 lipca.