Flow my tears
Nastroje nienajlepsze, pogoda deszczowa, ale postarajmy się wyciągnąć z tego jakąś przyjemność. A raczej – z płyty, którą nie tak dawno wydał DUX. Tak, zgadliście, dotyczy ona Johna Dowlanda.
Całą The Second Booke of Songs and Ayres nagrali mieszkająca w Berlinie polska sopranistka Maria Skiba i lutnista Frank Pschihholz. To absolutnie czyste podejście do Dowlanda: prosty głos bez wibracji, przekazujący emocje poprzez dynamikę i silną retoryczność, i lutniowy akompaniament również bez wydziwiań. Im prościej w tej muzyce, tym lepiej, właśnie dlatego, że głębokie emocje przenosi. Ale też gatunkowo musi ujmować. Swego czasu pieśni Dowlanda nagrał z lutnią Sting i płytę tę próbowano reklamować w ten sposób: to są proste piosenki, więc tak trzeba je śpiewać. Do pewnego stopnia to prawda, lecz ta prostota powinna raczej przypominać to, co słyszymy w wykonaniu duetu, który podpisał się też na płycie jako The Schoole of Night.
Tu parę stron wyjaśnienia ze strony lutnisty, który był motorem projektu. „Latem 2005 r. postanowiliśmy dwór w Heinrichsruh (w Meklemburgii-Pomorzu Przednim) przemienić w Wanstead House. Wraz z dużą grupą artystów (gambistów, lutnistów, śpiewaków, malarzy, projektantów kostiumów, budowniczych instrumentów) przenieśliśmy się na tydzień do roku ok. 1600, by odkryć głębiny The Second Booke of Songs Johna Dowlanda. Tak narodziła się The Schoole of Night. Później regularnie zapraszaliśmy wszystkich do pewnego berlińskiego atelier na próby i dyskusje na temat renesansowej magii i muzyki. Pewnego dnia zajrzała tam również śpiewaczka Maria Skiba. Od tej chwili zaczęliśmy koncertować we dwoje. Za cel obraliśmy sobie przedstawienie ksiąg pieśni Johna Dowlanda jako całości, a nie tylko wybranych z nich ‚przebojów’. I od tej pory nie widać końca pracy”.
Jak widać, dla Pschichholza wykonywanie Dowlanda i w ogóle zajmowanie się nim stało się zadaniem życiowym. W książeczce dołączonej do płyty możemy przeczytać jego bardzo ciekawy esej o Dowlandzie, którego streszczać nie będę, na zachętę rzucę pierwsze zdanie, które świadczy o rodzaju podejścia autora do sprawy: „W zadrukowany papier trzeba wpatrywać się długo, tak długo, aż zaczną z niego wychodzić duchy dawno zmarłych już osób i opowiadać nam historię”. I jeszcze, o wykonywaniu: „Udane wykonanie tych pieśni wymaga od wykonawców (…) pozostawienia artystycznego ego na boku. Nie wolno im stanąć między duchami a coraz bardziej intensywnie przeżywającymi świadkami tej historii”. I myślę, że to zadanie zostało na tej płycie spełnione.
Marię Skibę znają zapewne bywalcy festiwalu Pieśń Naszych Korzeni w Jarosławiu, gdzie w 2010 r. śpiewała muzykę Barbary Strozzi z harfistką Reinhild Waldek; obie panie są członkiniami zespołu Bella Discordia (jego członkiem jest też Pschichholz; zespół wydał zresztą płytę z tym programem), który zajmuje się w ogólności włoskim XVII wiekiem, ze szczególnym naciskiem na panie kompozytorki – obok Barbary Strozzi, również Franceskę Caccini. Z kolei trzy lata temu sopranistka wystąpiła z Pschichholzem właśnie w programie z omawianej tu płyty. A dwa lata temu – z zespołem Sarband, w ogromnie ciekawym programie poświęconym twórczości Wojciecha Bobowskiego (Ali Ufki), który ja słyszałam w Warszawie w zeszłym roku. Zawsze w jak najlepszym gatunku.
A płyty słucha się z dużą przyjemnością.
Komentarze
A gdzież by się dało posłuchać choćby jej fragmentów, skoro nawet na stronie firmy, o dziwo, nie zauważyłem takiej możliwości?
A rzeczywiście, Sarband z muzyką Ali Ufki wystąpił w UMFC (było to chyba z okazji nawiązania stosunków polsko-tureckich)
Dzien dobry 🙂
Scichapeku, mozna tu
https://www.youtube.com/watch?v=_p9OqCvOkrU
Dzień dobry 🙂
Jak zwykle lisek mistrzem skuteczności 🙂 Ja wczoraj jakoś tego nie znalazłam, choć szukałam…
To jest podwójnie dobra wiadomość. Nie tylko Julian Bream i Peter Pears mają monopol na Dowlanda 😉 , a jeszcze polska płyta z taką muzyką dostaje dobrą recenzję.
Dowland is the man.
https://www.youtube.com/watch?v=pbORh3JaCGg
Ach Boże, co za zabytek… 🙂
Tak, Bream z czupryną.
No i Pears żyjący…
Akurat mam tę płytę Stinga z Downlandem i chociaż lubię, a nawet uwielbiam brudne, chrypiące głosy to jednak w połączeniu z muzyką renesansową jego głos mnie denerwował niezależnie jak prosto próbował on śpiewać. Jakoś nie pasował do brzmienia lutni. Wolałbym jednak te „dzwoneczki” w głosie.
Wyszedł mi Downland zamiast Dowland 🙂
Dzięki, lisku!
Dla mnie nikt nie śpiewa Dowlanda piękniej od Frau Blotzky, choć oczywiście stremitsa nado. Ale najlepsi tenorzy czy falseciści też brzmią przyjemnie w tym repertuarze, nie powiem. Żądełka słucha się z trudem, ale pewnie bardziej chodziło o to, by dzisiejsza (czy może raczej wczorajsza 🙂 ) młodzież dotarła do kompozytora – waloru popularyzatorskiego chyba nikt więc tej inicjatywie nie odmówi.
Ciekawostka przyrodnicza:
http://www.theguardian.com/music/video/2015/may/26/daniel-barenboim-unveils-ground-breaking-new-piano-video
Co do tenorów, uściślijmy, miałem na myśli raczej innych Anglików niż Pears (tudzież jednego Szkota!).
A w kategorii głosów falsetowych ostatnio bardzo mi przypadła do gustu Dowlandowska płyta Damiena Guillona.
dzień dobry;
z DUXowego -znów pełnego- plecaczka 🙂 wyciągnąłem pierwszą muzykę tę. Stinga bym z tą sztuką dźwięku nie mieszał. Stinga to ja akurat lubię, ale tylko w Police. 🙂
a tu… głębokość i powściągliwość i to coś, co również „się nie starzeje” podpowiada mi, że płytą tą usatysfakcjonowany byłby i nasz Pan Piotr. nim TW-ON ogłosi swe plany, myślę, że warto zobaczyć, jak zatańczy nam Casanovę i Mozarta. to już jutro! pa pa m
Jeszcze jedna ciekawostka przyrodnicza 🙂
http://time.com/3896154/mozart-hair-auction-sotheybys/?xid=emailshare
I jeszcze wydarzenie.
Przed Pałacem Prezydenckim (w stronę Bristolu) ustawiono – już po raz drugi – tzw. regały kulturalne w ramach akcji Kultura na widoku, zorganizowanej przez Stowarzyszenie Legalna Kultura.
Takie regały staną tego lata w różnych miejscach Polski.
Dokładne info na stronie: http://kulturanawidoku.pl/
Przed Pałacem Prezydenckim (w stronę Bristolu) ustawiono – już po raz drugi… i bądźmy szczerzy, ostatni. Śpieszmy się szybko oglądać. 🙂
Tu nie chodzi o oglądanie. Tam są okładki, a przy nich kody QR, które można sobie zeskanować na smartfonie lub tablecie i potem dzięki niemu pobrać dane dzieło. Dodatkowo jest tam WiFi.
http://kulturanawidoku.pl/artykul/jak-to-dziala
A tutaj miejsca, gdzie również będą takie regały:
http://kulturanawidoku.pl/mapa-projektu
Wszystko jasne. Jakoś to się strasznie indywidualizuje, przykrawa na jednego widza, czy też sluczacza. Nie nadążam.
Czy współwidzowie, współsłuchacze (chyba nie ma takich słów) są Pani na koncercie jeszcze potrzebni?
Co to znaczy: potrzebni?
Przecież muzyki można słuchać w domu w samotności, znam wielu, którzy tylko w tej sposób jej słuchają.
Ja oczywiście lubię koncerty, lubię spotykać się z żywą muzyką i lubię też spotykać się z ludźmi (w tym oczywiście Szanownymi P.T. Frędzelkami). Ale nie są oni mi absolutnie niezbędni do samego odbioru muzyki. Choć pewien wpływ mogą na odbiór mieć, np. gdy koncert jest wybitny i na sali czuje się atmosferę absolutnego skupienia. Niestety częściej zdarzają się sytuacje, gdy współsłuchacze przeszkadzają, np. nałogowo gapiąc się na komórkę 👿
W Poznaniu też będziemy skanować kody – w Starym Browarze 🙂
W sprawie Dowlanda: W Jarosławiu oprócz koncertu odbyło się przedpołudniowe spotkanie z wykonawcami, Marią Skibą i Frankiem Pschichholzem. Bardzo było nastrojowo – poezja, fragmenty listów Roberta Devereux i wspólne śpiewanie na głosy „White as lillies was her face” z partytury stołowej 🙂 Sala kamienicy Attavantich nawet chyba lepiej rozmawiała z tą muzyką niż wnętrze kościelne, w którym wysłuchaliśmy subtelnego wykonania „The Second Booke”.
Mnie chodzi raczej o przyjemność ze współprzeżywania, podobnego odbioru jeśli oczywiście takowe nastąpi, a potem mówienia o tym.
Dzieło nie musi być wybitne. Ma trafić w moje emocje.
Tak, to jarosławska tradycja te spotkania. I nie dziwię się, że Dowland lepiej się w te mury wpasował. To nie jest muzyka kościelna 🙂
(A nazwisko Attavanti odruchowo mi się z Toscą kojarzy 😆 )
Witoldzie, ale równie dobrze można sobie rozmawiać po przesłuchaniu jakiejś płyty. Tak np. jak my tu rozmawiamy 🙂 Choć, jak wspomniałam, wrażenie ze współuczestniczenia w wydarzeniu wybitnym jest rzeczywiście nie do zastąpienia. Zupełnie inaczej odbieram np. sztukę Krystiana Zimermana będąc na jego występie niż słuchając go z płyty.
Też się na początku dziwiłam, że to kamienica, a nie kaplica Attavantich 😉
W Jarosławiu na koncerty z muzyką świecką przydałoby się wnętrze w stylu gdańskiego Dworu Artusa. Na przykład starogermańskim programom Sequentii też by tam było lepiej. Ale jak się nie ma co się lubi… U Attavantich miejsca w sam raz na spotkania z artystami, na koncerty za mało. Na szczęście w kościołach ciepło, a siadać można b. blisko, o ile ktoś ma przy sobie poduszkę 🙂
U nas w Poznaniu też się coś ciekawego szykuje:
http://www.brzmieniedawnegopoznania.pl/
Rzeczywiście ciekawe 🙂
Czy pogoda ladna, czy brzydka, ale wstac trzeba. Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=J8ADv8vYLvw
To bylo moje pierwsze doswiadczenie z Dowlandem (poza wyrywkowym D. Munrow).
PS Witold Downland – mnie computer caly czas przerabia na download 😯
W Sali Kameralnej Filharmonii Narodowej zagrał pianista Vesselin Stanev http://www.vesselin-stanev.com/index.php Słuchaliśmy kompozycji Franciszka Liszta:
Reminiscences de Normes S394
Reminiscences de Don Juan S418
Mephisto Waltzes nr 1 S514
Apres une Lecture du Dante
Zagrane emocjonalnie, ciemno, diabolicznie, ale czego można się spodziewać po Lucyferze, Don Juanie czy Mefistofelesie? Momentami obawiałam się, czy fortepian wytrzyma
Dzień dobry 🙂
Moje kontakty z Dowlandem były jakby od drugiej strony. Przede wszystkim wielogłosowo niektóre kawałki śpiewałam w chórze. Przykładowo z Drugiej księgi – Shall I sue. Więcej z Pierwszej księgi. Jakoś tak byłam przyzwyczajona do chóralnych wykonów (nasz dyrygent Maciek Jaśkiewicz miał fazę na starych Anglików i śpiewaliśmy wszystko, co udało się zdobyć – Tallisa, Weelkesa, Morleya itp.).
Potem dopiero odkryłam, że ten Dowland to tak naprawdę jest solowy. Pamiętam, że Marcin Szczyciński wtedy zamarzył sobie bycie kontratenorem i zasłuchiwaliśmy się Dellerem – to dopiero prawdziwa prehistoria:
https://www.youtube.com/watch?v=85C1jX0P28k
A także Nigelem Rogersem:
https://www.youtube.com/watch?v=gfSWrP1vyDU
A potem dopiero była Emma z Rooleyem.
Innym kolegom z chóru, którzy poszli w stronę solową, też wyskoki w tę stronę się zdarzały. Pamiętam śpiewającą Dowlanda Jadwigę Rappe 🙂
Właśnie niedawno mi się przypomniał jeden z moich ulubionych angielskich kawałków z tych, które śpiewaliśmy. Niestety nie znalazłam porządnego nagrania. Ale muzyka przepiękna.
https://www.youtube.com/watch?v=NDKfGNsVSF0
Pewnie to już nudne, ale jest kolejna nagroda związana z NOSPR:
http://www.nospr.org.pl/pl/aktualnosci/186/nagroda-dla-identyfikacji-wizualnej-siedziby-nospr
dzień dobry
„O God the king of glory” Gibbonsa – tak – czyste piękno porządkujące tyle spraw.
i może wreszcie ktoś kiedyś wpadnie na to (choć ogólnoświatowe tendencje dziś są raczej odmienne), że to wszak nie majstrowanie w naszym kodzie genetycznym (na wizerunek pszczół robotnic oraz królowej matki) uczynić może nasze życie genialnym (choć może czasem „nazbyt krótkim”).
a kogo ogarnie tajemniczy smuteczek słuchając samotnej lutni dla Cromwella (zerknąłem jeszcze, że to omawiane Duxowe nagranie ma już 2 lata – nikt tego nie chciał wydać?) to proponuję np. przeskok do tego Pana:
https://www.youtube.com/watch?v=RGfeRBu2E6U
pobudzia na każdy „polityczny czas” 🙂
lubię być i z nim nieodmiennie szczęśliwy, a w ogóle nie pytać o jego poglądy polityczne 🙂 🙂
pa pa m
NOSPRowi gratulujemy 🙂
NOSPR jest też wśród nominowanych do tegorocznej Nagrody Architektonicznej „Polityki”. Obok Teatru Szekspirowskiego, Filharmonii Szczecińskiej, nowej Cricoteki i Stacji Kultura w Rumii. Bardzo owocny rok.
Podobno już znany jest laureat, bo posiedzenie jury się już odbyło, ale Piotr Sarzyński jeszcze nie ujawnia 🙂
Fajnego kota znalazłem (z cyklu Co to za opera?) 🙂
http://2.bp.blogspot.com/-te5AKGlr5rg/UdIRukBLeeI/AAAAAAAAAK0/agZdc4id94I/s1600/dancer_cat-wallpaper-2560×1600.jpg
Szarlatan Dulcamara z Napoju miłosnego? Chyba nie, za młody 😉
To może Nemorino – w arii Una furtiva lagrima. Kiciuś wygląda prawie jak młody Kaufmann 🙂
No fakt, tyle wdzięku… 🙂
Dobry Wieczór,
dopiero dziś przeczytałam o Dowlandzie – tour warszawsko, krakowsko, lubelski z Kulturą Na Widoku nie pozwolił wcześniej. Miło jest być posłańcem takich wieści 🙂
Kto wie, może się kiedyś na koncercie spotkamy.
Beato, w tym roku skanujecie kody podczas Malty i Transatlantyku na Pl. Wolności. Liczę na spotkanie (może być i w Starym Browarze 🙂 )
I bardzo Ci zazdroszczę dwóch koncertów Norberta Rodenkirchna. Im vergessen Tonen cudownie się słucha, chciałoby się na żywo, ale…
Miałam okazję (i szczęście) dwukrotnie słyszeć Rodenkirchena na żywo zeszłego lata w Paradyżu. Eeech,zakochałam się chyba…