Bach a sprawa polska

Rzadko grywane są kantaty, które Johann Sebastian pisał dla władców Saksonii i Polski. A to bardzo piękna muzyka. Przypominała ją w Filharmonii Narodowej (a wcześniej we Wrocławiu) Wrocławska Orkiestra Barokowa pod batutą Andrzeja Kosendiaka.

Nie będę streszczać ani powtarzać świetnego omówienia tych trzech dzieł w programie (pióra Piotra Maculewicza). Wspomnę tylko o najważniejszych konkretach: pierwsze z wykonywanych dzieł, Tönet, ihr Pauken! Erschallet, Trompeten! BWV 214, zostało napisane w 1733 r. na urodziny Marii Józefy, żony Augusta III, oda żałobna Laß, Fürstin, laß noch einen Strahl BWV 198 z 1727 r. poświęcony jest pamięci Krystiany (nie Krystyny) Eberhardyny, żony Augusta II, która nie chcąc wraz z mężem zmieniać wiary luterańskiej na katolicką pozostała w Saksonii i do końca żyła z nim w separacji; ostatnia zaś kantata, Schleicht, spielende Wellen BWV 206, powstała na urodziny Augusta III w 1734 r.

Pierwsza z kantat jest znakomitym przykładem Bachowskiego recyklingu, a właściwie odwrotnie – materiał z niej został częściowo powtórzony w Weihnachtsoratorium. Także muzykę z ody żałobnej, przepięknej, kompozytor wykorzystał później w innej konfiguracji, na inną żałobną okazję, a także podobno w Pasji wg św. Marka, która się nie zachowała. Ale ostatnia z tych trzech kantat to już coś bardzo specjalnego, a ponadto, w odróżnieniu od poprzednich, jest jedyną mającą w treści powiązanie z Polską. Jest to bowiem rozmowa czterech rzek: Wisły (bas), Łaby (tenor), Dunaju (alt) i Pleissy – przepływającej przez Lipsk (sopran). Chodzi o to, która jest godna goszczenia Augusta III. Ostatecznie wygrywa Wisła i Łaba.

Dobór repertuaru więc znakomity i ciekawy. Co do wykonania, nie należy go porównywać z tymi, które są zawarte w linkach, zresztą skład zespołów był o wiele bardziej kameralny, a międzynarodowy chór składał się z 12 osób, z których większość śpiewała również solo. Rozmieszczenie chyba konsekwentne: orkiestra po lewej, chór po prawej (soliści zwykle wychodzili do przodu). Niestety nie zaznaczono, kto śpiewa które solo, trudno więc osobowo chwalić. W sumie może nie miało to tyle energii jak u Luksa czy takiej perfekcji jak u Gardinera czy Herreweghe, trąbki (goście z Niemiec) też wydawały dźwięki dość urozmaicone, ale całość miała charakter. No i Bach to zawsze Bach, trudno się dziwić entuzjazmowi sali, która długo nie chciała wypuścić muzyków. Ale bisów nie było, bo muzycy zaraz po koncercie wsiedli do autokaru i ruszyli w stronę Wilna, gdzie mają z tym repertuarem kolejny koncert.