Prawykonanie Lutosławskiego

Kto by pomyślał, że 22 lata po śmierci wielkiego kompozytora można jeszcze wykonać utwór, który dotąd nie był wykonywany? Miało to miejsce dziś w Studiu im. Witolda Lutosławskiego w ramach festiwalu Łańcuch XIII.

Nie było to jakieś zapomniane wielkie arcydzieło, tylko po prostu dziesięć zgrabnych miniaturek w stylu neoklasycznym – Interludia na obój i fagot – które powstały w 1943 r. Z lat wojny znamy jeszcze Dwie etiudy na fortepian (znakomite; szkoda, że Lutosławski nie napisał ich więcej) i oczywiście Wariacje na temat Paganiniego. Interludia, odnalezione w zbiorach po kompozytorze przechowanych w Archiwum Paula Sachera w Bazylei, mają charakter ćwiczeń stylistycznych, choć na rękopisie są ponoć adnotacje kompozytora, z których wynika, że przygotowywał je do wykonania. Rodzina się zgodziła, więc można było to zagrać i została wypełniona jeszcze jedna luka w wiedzy o autorze Livre pour orchestre.

Wykonane na początek drugiej części koncertu, zostały następnie przytłoczone dziełem dużego kalibru, pochodzącym z tych samych, wojennych czasów – Kwintetem Konstantego Regameya. To utwór legendarny, ci, którzy usłyszeli go po raz pierwszy na koncercie konspiracyjnym w Warszawie w 1944 r., byli pod wielkim wrażeniem. Niestety, później był rzadko wykonywany i wciąż tak jest. Pewnie dlatego, że nieobecni nie mają racji – kompozytor-erudyta, znawca wielu języków, orientalista (indolog), o korzeniach szwajcarskich, od listopada 1944 (czyli zaledwie kilka miesięcy po prawykonaniu Kwintetu, podczas których przeszedł Powstanie Warszawskie i parę obozów) mieszkał już w Szwajcarii. Kwintet stylistycznie znajduje się gdzieś pomiędzy ekspresjonizmem a neoklasycyzmem; mimo zmienności nastrojów najbardziej się zapamiętuje początkowe posępne, zamyślone solo klarnetu (ten temat powraca również pod koniec pogodnego finału). Długo oklaskiwano wykonawców – młodych polskich kameralistów pod wodzą pianisty Macieja Grzybowskiego.

Pierwsza zaś część koncertu została rozpoczęta krótkim, pięknym Epitafium na obój i fortepian Lutosławskiego (zadaną na tym festiwalu jest rozpoczynanie wszystkich koncertów utworem głównego bohatera), potem jeszcze były Ptaki Włodzimierza Kotońskiego, cykl ośmiu utworków na klarnet, wiolonczelę i fortepian z 1988 r. (dobrane pewnie ze względu na formę), wreszcie genialne Kontrasty na skrzypce, klarnet i fortepian Bartóka. Też słyszy się je zbyt rzadko, a to tak wspaniały utwór.

Jutrzejszy koncert festiwalowy opuszczam – idę na inny, zdam relację.