Kolejne konfrontacje

Drugi, poniedziałkowy koncert festiwalu Trzy-Czte-Ry należał raczej do kategorii „konteksty”, trzeci – to były bardziej „konfrontacje”.

To był dość ryzykowny pomysł – zestawić ze sobą spektakl Teatru Cinema z Michałowic z kompozycją Pawła Szymańskiego. Dopiero po powrocie do domu przeczytałam parę słów komentarza na stronie teatru: „Rewia Ognia to spektakl inspirowany poetycką prozą Edmonda Jabesa. Z księgi pytań Edmonda Jabesa wybrano motyw miłosnej korespondencji między bohaterami. Ponad, a może w centrum holokaustu autor opisuje historię miłości dwojga młodych ludzi. Bohaterowie oddzieleni od siebie „wymyślają” normalny świat, konstruują nieistniejące przedmioty i dopisują do nich ich nowe funkcje. Wielka machina wojenna ze swoją logiką zostaje zniwelowana przez nową logikę przedmiotów niepotrzebnych z wymyśloną nową pożytecznością. W tym miejscu kończy się inspiracja prozą Jabesa, a zaczyna Alicja w Krainie Czarów. Spektakl jest kontynuacją pracy rozpoczętej w 2008 w Acco Theatre Center w ramach Polskiego Roku w Izraelu organizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza”. Tutaj trailer. Raczej nie pomyślałabym, że to spektakl o miłości – tematem jest tu w sposób widoczny wyłącznie holocaust. Opowiadać tego się nie da. Widać jednak zapatrzenie w Kantora (ale dużo temu w stosunku do Kantora brak). Spektakl przydługi, niczego nie ułatwiający, kończący się w momencie, do którego nie doprowadza żaden logiczny proces.

Zupełnie inaczej Phylakterion Pawła Szymańskiego – co tu dużo gadać, jest to dzieło genialne. Wspominałam o nim przy okazji wykonania na Warszawskiej Jesieni pięć lat temu. Tu, w przeciwieństwie do spektaklu z pierwszej części, forma jest skończona i wyrazista, takie „z piasku pustyni powstałeś i w piasek się obrócisz”… Co łączyło pierwszą część z drugą? Może tylko to, że obie mówiły o sprawach pogrzebanych w przeszłości, a niezwykle ważnych…

Nazajutrz słuchaliśmy muzyki kameralnej. W pierwszej części koncertu – Kwartetu fletowego e-moll Ferdinanda Riesa (miła, poczciwa muzyczka na pograniczu klasycyzmu i brillant) oraz Tria waltorniowego Es-dur Brahmsa (muzyka większego kalibru, niestety nienajlepiej zagrana). Jakże inaczej zabrzmiała część druga koncertu – w istocie emploi Macieja Grzybowskiego to XX w. Lekkie, bardzo francuskie dziełko Joueurs de flûte Alberta Roussela, jednego z ulubionych kompozytorów Witolda Lutosławskiego – pięknie zagrała je z Grzybowskim Grażyna Zbijowska. Krótkie efektowne Subito Lutosławskiego, w którym flecistkę wymieniła skrzypaczka Aleksandra Kwiatkowska. I wreszcie studenckie Trio fortepianowe 20-letniego zaledwie Andrzeja Panufnika (1934 r.) – zaskakujące dojrzałością, choć odległe od tego, co kojarzy się z „dorosłą” stylistyką tego kompozytora. O ile więc pierwsza część mogła rozczarować, to druga już satysfakcjonowała. Kolejny festiwalowy koncert dopiero za tydzień.