Mainstream rządzi w TWON

Dziś ogłoszono program kolejnego sezonu Teatru Wielkiego-Opery Narodowej. Można go znaleźć już tutaj, a teraz ode mnie kilka słów pierwszego komentarza.

Pierwsze, co rzuca się w oczy: koniec współczesnych fanaberii. Pogrzebany cykl Terytoria, o Projekcie ‚P’ nie mówiąc (ten ostatni cykl planowany był co prawda na czas zamknięty, ale Terytoria chyba nie miały takiego założenia). Najnowsze pod względem powstania dzieło, które będzie miało w przyszłym sezonie premierę, to… Die tote Stadt młodziutkiego Ericha Wolfganga Korngolda z 1920 r. Będzie jednak w tej dziedzinie parę repertuarowych powtórzeń z poprzednich sezonów: Pasażerka Mieczysława Weinberga, Moby Dick Eugeniusza Knapika i Matsukaze Toshio Hosokawy (ten ostatni, piękny spektakl z przyjemnością sobie przypomnę).

W przeszłość dalszą też się nie zapuścimy, o baroku nawet nie ma co marzyć (tę lukę zapełniają dzielne panie ze Stowarzyszenia Dramma per Musica, choć zaledwie przez kilka dni w roku), dobrze, że będzie chociaż Mozart – Czarodziejski flet z Komische Oper, w dość szczególnej reżyserii Barrie Kosky’ego. Może to być ciekawe.

Z innych światowych sław reżyserskich pojawi się Christopher Alden, brat bliźniak Davida Aldena, który u nas już pokazywał (zbyt krótko niestety – to był świetny spektakl) Katię Kabanovą. Bracia są ponoć na oko nierozróżnialni, ale jako reżyserzy są zupełnie odmiennymi od siebie osobowościami. Też ciekawe. Christopher zrobi nam Turka we Włoszech – trudno, żeby w polskich operach nie było jakiejś epidemii, dopiero co Turek miał też premierę w Operze Krakowskiej, a i w Warszawskiej Operze Kameralnej go przypomniano.

Mamy i akcent patriotyczny: Goplanę Władysława Żeleńskiego, jak się okazuje, nigdy dotąd nie wystawioną na warszawskiej scenie. Dyrektor Waldemar Dąbrowski zapowiedział kolejne polskie premiery jako podprowadzenie pod rok 2018, kiedy to będzie stulecie niepodległości Polski. Reżyserować ma Janusz Wiśniewski, będzie więc Goplana w koronkach zapewne. Zobaczymy. Natomiast dyrektor artystyczny naszego teatru zinscenizuje wspomnianego Korngolda (w koprodukcji z barcelońskim Liceu). Treliński lubi układać sobie spektakle w ciągi, więc teraz mówi o tryptyku o śmierci: Zamek SinobrodegoTristan i IzoldaUmarłe miasto.

Balet będzie miał trzy premiery; co do wymienionego tam Jeziora łabędziego, ma ono być oparte na zupełnie innej historii fabularnej opracowanej przez Pawła Chynowskiego. Zwraca też uwagę pokazanie się w teatrze Izadory Weiss ze spektaklem Darkness według Jądra ciemności Conrada. Ciekawostka.

Opera Narodowa nie została w końcu najlepszą operą zeszłego roku, ani Mariusz Treliński najlepszym reżyserem (byli nominowani do International Opera Awards). Ale premiera Tristana i Izoldy, o której też dziś mówiono, a która będzie miała miejsce już za dwa tygodnie w Warszawie, a jesienią w Met, została na ekranie zapowiedziana przez samego Petera Gelba (padło nawet słowo „genialny”). Spektakl ten pokazano już w Baden-Baden; recenzje były entuzjastyczne, ale przede wszystkim dla dyrygującego premierą Simona Rattle’a oraz solistów, mniej dla inscenizacji. No, ale zobaczymy. Śpiewacy niestety będą zupełnie inni, miejmy nadzieję, że jednak na poziomie; dyrygent też inny: Stefan Soltesz, który kojarzy się nam jak najlepiej.