Po co Mozart

Jak na wszystkich poprzednich Konkursach im. Wieniawskiego, tak i teraz są dyskusje: dlaczego taki, a nie inny program kolejnych etapów? W tym: dlaczego w III etapie Mozart?

To już drugi raz, kiedy szefem jury jest Maxim Vengerov, i drugi raz, kiedy w III etapie trzeba wykonać jedną z części koncertu Mozarta oraz jedną z części jego Symfonii koncertującej. Zwłaszcza obecność drugiego z tych utworów jest dyskusyjna; trzeba też zaangażować oprócz orkiestry (po raz drugi Amadeus) altowiolistę (zeszłym razem Michał Bryła i Lech Bałaban; w tym roku wszystkim towarzyszy Katarzyna Budnik-Gałązka, której należą się słowa podziwu). Dlaczego Symfonia? Żeby poznać skrzypka jako kameralistę? Przecież jest kameralistą w poprzednich etapach, z fortepianem. No, ale inaczej wygląda duet z drugim instrumentem smyczkowym, w inny sposób trzeba się dostosowywać. Mnie to przekonuje, zwłaszcza, że kocham ten utwór.

Co do koncertów, w tym roku zdecydowanie zwyciężył G-dur – w poniedziałkowy wieczór musieliśmy go słuchać aż cztery razy. Piąty był D-dur w wykonaniu Ukrainki Hanny Asieievej. Kolejne wieczory – to po równo G-dur i A-dur. Całe szczęście, że kadencję każdy gra inną. Nie słuchało się jednak tego łatwo. Mało kto naprawdę czuje Mozarta. Widziałam, że wielu zachwyciło się Amerykaninem Richardem Linem. Ja jakoś od poprzedniego etapu nie mam do niego wielkiego przekonania: jego Mozart był grany zbyt dużym i jednostajnym dźwiękiem. Odwrotna sprawa z Amelią Maszońską: jej wykonanie było bardzo stylowe i pełne wdzięku, ale sam dźwięk, jak w poprzednim etapie, sprawiał na mnie wrażenie jakby stłumionego, niewielkiego. Nie wiem, czy to jest kwestia instrumentu, czy też czegoś w sposobie gry? Żeby to ocenić, trzeba by jej posłuchać grającej na innych skrzypcach. Odmienność tego brzmienia szczególnie rzucała się w uszy podczas Symfonii, w zestawieniu z grą Katarzyny Budnik-Gałązki. Co zaś do reszty występujących, nie spodziewałam się zbyt wiele po Arsenisie Selalmazidisie i sprawdziło się; Celina Kotz zagrała lepiej niż myślałam, ale też nie było to bardzo stylowe.

Na doczepkę, jakby na bis, każdy musi w tym roku zagrać jedną z części jednej z sonat lub partit Bacha. To też wzbudza dyskusje: dlaczego Bach został zabrany z I etapu, dlaczego jest go tak mało? Tu, przyznam, też się trochę dziwię. Ale dobrze, że przynajmniej taki „ogryzek” jest. I tu jakby siły rozłożyły się inaczej niż w przypadku Mozarta: np. w wykonaniu Asieievej Bach wypadł bardzo interesująco, a Mozart był dużo mniej ciekawy.

Zobaczymy, co dalej.