Jeszcze jest Bach

Świat w szybkim tempie zmienia się na paskudny. Ale na szczęście jest jeszcze Bach i paru innych. To nas ratuje.

Dotarłam na Poznań Baroque i już za mną pierwsze dwa koncerty. System tu jest z grubsza taki: o 18. koncerty zespołów, o 20:30 – solistów lub  duetów. Tak było i dziś.

Tym razem niespecjalnie szczęśliwie trafiłam, jeśli chodzi o Bacha. Kore to zespół założony przez dawną klawesynistkę Arte dei Suonatori, Joannę Boślak-Górniok, która teraz na Uniwersytecie Śląskim robi doktorat z Frobergera. Kore został pomyślany jako typowa orkiestra festiwalowa, latem pełnił taką funkcję na Muzyce w Raju, teraz częściowo tutaj. To zespół międzynarodowy z polską przewagą. Dziś wystąpił z solistami, którzy więcej po sobie obiecywali niż pokazali.

Nie podobał mi się zupełnie jeden z solowych skrzypków, Fredrik From, który ponoć jest koncertmistrzem zespołów Göteborg Baroque Arts Ensemble i Concerto Copenhagen, a od zeszłego roku także Kore. Koncert a-moll Bacha po prostu skopał – grał bez charakteru i po prostu nieczysto. Lepiej już wypadła druga skrzypaczka, Cecilia Bernardini, ale też chyba nie miała najlepszego dnia. Jednak jej Koncert E-dur przynajmniej był jakiś. Zdecydowanie też dominowała w Koncercie podwójnym. Druga część była ciekawsza: fragmenty Kunst der Fuge grane w kwartecie smyczkowym przeplatały się z ariami altowymi w wykonaniu młodego Włocha Carla Vistolego, który już pojawiał się wcześniej w Poznaniu. Wydaje mi się on jeszcze dość surowy, choć trzeba przyznać, że np. kantata Widerstehe doch der Sünde (wykonana w całości – ma tylko trzy części) jest napisana w wyjątkowo niewdzięcznym rejestrze dla kontratenora (pamiętam, jak śpiewała ją Jadwiga Rappé, dla niej też to było niełatwe, ale przynajmniej brzmiało). Z kolei słynna Erbarme dich jest chyba zbyt wysoka dla niego, bo w górze po prostu się wydarł (ale innym się to spodobało, bo było emocjonalne).

Wszystkie minusy pierwszego z koncertów zostały zapomniane podczas drugiego. Wystąpiły Anna Besson i Marianna Henriksson (przedwczorajszy recital tej ostatniej, jak twierdzą koledzy, był wydarzeniem) w uroczym programie „Fletowe bractwo księżniczki Anny Amalii”. Siostra Fryderyka Wielkiego była, jak on, zapaloną flecistką oraz kompozytorką – artystki rozpoczęły od sympatycznej, bezpretensjonalnej Sonaty F-dur jej autorstwa, kontynuując dziełami dwóch synów Bacha: CPE ( w tym utwory na flet solo i klawesyn solo) oraz WF, a także Jakoba Friedricha Kleinknechta. I tak jak na wczorajszym koncercie: nie tylko dwie artystki znakomite same w sobie, ale też zgrany duet. Ogromna przyjemność.

A w Warszawie zapewne Viva czarowała… W Poznaniu – jutro.