Tym razem śpiew

Dalszy ciąg zaległości płytowych. Tym razem – trzy ze śpiewakami w głównych rolach.

Christian Gerhaher, Gerold Huber, Die schöne Müllerin, Sony Classical 2017. O kunszcie Gerhahera, jego wyczuciu, skromności, dykcji nie muszę zapewniać. Co jest jeszcze ciekawego w tej płycie, to przypomnienie, że Schubert nie wykorzystał całego tekstu poematu Wilhelma Müllera. Gerhaher recytuje więc zarówno wstęp i posłowie poety, jak cztery opuszczone przez kompozytora wiersze. Szczególnie wzruszająca jest ostatnia pieśń, w której strumyk śpiewa bohaterowi, który się utopił, łagodną kołysankę. Gerhaher śpiewa ją jakby nieco innym głosem; coś w jej tonie przypomina słowa Śmierci do Dziewczyny ze znanej pieśni, albo też wabienie Króla Olch – z jeszcze innej znanej pieśni. Ciarki chodzą.

Regula hlemann, La Folia Barockorchester, Cleopatra. Baroque Arias, Sony Classical 2017. Przyznam, że nie słyszałam wcześniej tej sopranistki – okazuje się, że śpiewała już w Polsce: w Filharmonii Poznańskiej parę lat temu. Młody, wdzięczny i promienny głos, choć może trochę zbyt dziewczęcy (ach, te uprzedzenia…) jak na wyrafinowaną Kleopatrę. Bo właśnie ta postać jest bohaterką płyty. Z towarzyszeniem sympatycznego niemieckiego zespołu solistka śpiewa arie Kleopatry autorstwa twórców z różnych okresów baroku, wczesnego i późnego: Carla Heinricha Grauna, Haendla, Hassego, Alessandra Scarlattiego, Johanna Matthesona i Antonia Sartoria, a także parę o innej tematyce – Giovanniego Legrenziego i Vivaldiego. W ostatnim numerze, Sartoria, artyści wygłupiają się w stylu L’Arpeggiaty, a Regula nagle śpiewa piosenkarskim altem, ale po chwili wszystko wraca do normy.

Dorothee Mields, Hille Perl, La Folia Barockorchester, Händel, Deutsche Harmonia Mundi 2017. Ten sam zespół, co na poprzedniej płycie – oba albumy wypuścił akurat na swoje dziesięciolecie. Obie solistki dobrze znamy w Polsce – sopranistka Dorothee występowała kilkakrotnie na Chopinie i Jego Europie, gambistka Hille – na festiwalach firmowanych przez Cezarego Zycha. Trzonem płyty są kantaty Haendla, dwie włoskie i jedna hiszpańska – tu z początku uderza nas zupełnie inny sposób nagrania, głos solistki, piękny i czysty, wydaje się jakiś nikły, ale po prostu jest mniej wyeksponowany. Taka widać koncepcja nagrania, z czasem można się przyzwyczaić. Hille z kolei gra z continuo Sonatę g-moll HWV 364b, ciekawostką są też dwie instrumentalne Chaconny G-dur, a w tej ostatniej – znowu wygłupy, m.in. cytat z Quodlibetu z Wariacji Goldbergowskich Bacha oraz gitarowe rytmy (tu gościnnie partner Hille, Leo Santana). Czy to ten zespół tak ma, czy też to wciąż jest modne? Nie wiem.