Wszyscy ze wszystkimi grają

Chris Potter nagrywał płyty dla ECM z Davidem Virellesem, podobnie jak Tomasz Stańko; Reuben Rogers gra na ostatniej płycie Stańki, Eric Harland grywał z Hollandem, a dziś zagrał z Potterem… Nie taki duży to światek.

Ważne jednak, że z różnych zestawów tych samych ludzi tworzą się bardzo różne projekty i to jest ciekawe.

Właściwie trudno przypasować Pottera do ECM, bo jest ogromnie dynamiczny i jego produkcje niespecjalnie pasują do słynnego hasła „najpiękniejsze dźwięki zaraz po ciszy”. Powiem szczerze, że występ jego tria (z Rogersem i Harlandem) trochę mnie zmęczył. To naprawdę imponujący wirtuoz o zupełnie niezwykłej kondycji. Muzycy rozgrzali publiczność do białości. Ale mnie czegoś tam brakło. Może poezji, może zróżnicowania dźwięku? A może po prostu jakoś nie miałam akurat humoru do tej produkcji.

Czekałam zresztą na Davida Virellesa i jego wieloosobowy projekt – muzykę z najnowszej płyty Gnosis, która wyszła we wrześniu. To dalszy ciąg jego poszukiwań korzeni kubańskiej muzyki. Pamiętając niesamowity występ sprzed trzech lat myślałam, że to będzie coś podobnego (płyty nie słyszałam), coś na kształt zagadkowego misterium, tym bardziej, że wśród wykonawców znalazł się ten sam, co wtedy, Román Díaz. Było tym razem zupełnie inaczej, wręcz eklektycznie. Díaz był ze swoim Nosotros Ensemble, zespołem poniekąd folkowym – w barwnych strojach grali na kongach i śpiewali zupełnie afrykańskie z brzmienia i charakteru kawałki. Do tego współczesna Europa w międzynarodowym zestawie: flet, klarnet, altówka, dwie wiolonczele i perkusja (jednym z perkusistów był Polak Dominik Dołęga). No i fortepian, czyli sam David Virelles. I dyrygent, który był potrzebny tylko momentami.

Było więc eklektycznie, bo etniczność przeplatała się ze stylistyką, jakiej moglibyśmy posłuchać na Warszawskiej Jesieni – ujawnia się tu klasyczna, a właściwie mieszana, formacja lidera. Raz jednak pojawiło się coś, co przypominało dzisiejszą salsę, czyli to, co nam się zwykle z Kubą kojarzy. Do tego wszystkiego warstwa wizualna, której słuchacze płyty nie poznają: trochę choreografii, wspomniane barwne stroje, a nad sceną na ekranie wizualizacje – głównie abstrakcja geometryczna, ale też figuratywna, np. goniące się rybki, a także zdjęcia plenerowe z instrumentami perkusyjnymi. Autorem jest Virelles, który ma też duży talent plastyczny, o czym wspomniałam tutaj. Wreszcie zdecydował się szerzej pokazać, co potrafi i w tej dziedzinie.

Ciekawa jestem jego duetu ze Stańką. A to już będzie niestety prawie koniec festiwalu…