Więcej muzyki!

Tomasz Konieczny właśnie po raz drugi w Krakowie brawurowo wykonał rolę Doktora P., bohatera opery Michaela Nymana The Man Who Mistook His Wife for a Hat.

Premiera tego spektaklu w sali teatralnej ICE odbyła się w niedzielę, a wczoraj solista śpiewał Wotana w Walkirii w Tuluzie. Jutro tam wraca, żeby zaśpiewać kolejne dwa spektakle, a nazajutrz po ostatnim wróci do Krakowa na ostatni pokaz Nymana.

Konieczny jest przywiązany do tego dzieła – wykonywał je już kiedyś, kiedy jeszcze pracował w Mannheim. Reżyser był ten sam, co w Krakowie – Kristof Spiewok, rolę lekarza, Doktora S., śpiewał wówczas ten sam co dziś Stanley Jackson. Dzisiejszy skład uzupełniała Marisol Montalvo jako żona Doktora P., ta właśnie, która pomylił z kapeluszem. Oboje również świetni.

Rola Doktora P. wydaje się jakby stworzona dla Koniecznego: ceniony śpiewak i pedagog. Tyle że w przypadku opisanym przez znanego neurologa i pisarza Olivera Sacksa w książce pod tym samym tytułem rzecz dzieje się dużo wcześniej, a bohaterowie są już raczej bardziej posunięci w latach, bo mowa jest o fortepianie „ocalonym z Wiednia”, a więc państwo P. są zapewne emigrantami z czasów II wojny światowej. Ale mniejsza z tym, problem agnozji, na którą cierpi bohater, jest ponadczasowy. Doktor P. nie tylko przestaje rozpoznawać twarze, ale postrzega świat poprzez schematy. Kiedy lekarz podaje mu rękawiczkę i pyta, do czego ten przedmiot służy, nie kojarzy jej w pierwszej chwili z kształtem ręki, lecz zastanawia się, czy to nie specjalny portfel na różne wielkości monet. Wszystko mu się myli, więc nic dziwnego, że również żona z kapeluszem. W tym momencie nawet nie zastanawiamy się, czy to rodzaj alzheimera, czy guz mózgu – istotniejsze jest, jak dostosować do tego życie codzienne. Zwłaszcza że P. jeszcze występuje i prowadzi kursy mistrzowskie. Żyje poprzez muzykę. Żona wpada więc na znakomity pomysł, by każdą czynność życiową skojarzyć z osobną muzyką, osobną piosenką. Inną do jedzenia, inną, powiedzmy, do mycia zębów. Lekarzowi nie pozostaje nic innego, tylko to pochwalić i zaordynować pacjentowi jeszcze więcej muzyki. Jak widać, a raczej słychać, muzyka jest dobra na wszystko.

Co zaś do Nymana, jak za nim nie przepadam, to uważam, że do tej akurat historii jego muzyka bardzo pasuje: frenetyczne powtarzanie prostych zwrotów akordowych, cytaty z klasyki, głównie z Schumanna (w tym dokładny fragment Ich grolle nicht). Śpiewakom sprawnie towarzyszyła Sinfonietta Cracovia pod batutą Jurka Dybała. A sam spektakl został zrobiony środkami oszczędnymi, ale celnymi; bohater porusza się wśród linii poziomych i pionowych, które mają obrazować deformację jego postrzeganie świata; w tle na ekranie pojawiają się stosowne wizualizacje (scenografię i kostiumy stworzyła Elisabeth Schiller-Witzmann, a wideo – Thadeusz Tischbein).

Konieczny zapowiada, że będzie się starał pokazać tę inscenizację jeszcze w różnych miejscach. I do nas też będzie się starał często przyjeżdżać w miarę możliwości czasowych, choć trzeba przyznać, że w jego przypadku nie jest to łatwe.