Klasycy otoczeni elektroniką

AUKSO na otwarciu jubileuszowej, dziesiątej edycji lubelskiego festiwalu KODY było jak zwykle perfekcyjne, ale sam pomysł tego koncertu był bardzo ciekawy.

Otóż trzy dzieła klasyków współczesności – Ramifications György Ligetiego, Siedem ostatnich słów Sofii Gubajduliny i Fratres Arvo Pärta – zostały okolone – na początku, w przerwach i na końcu – muzyką elektroniczną młodego kompozytora Rafała Ryterskiego. Zadanie – jak się zresztą dowiedzieliśmy później, na spotkaniu z artystami – było zresztą szczególnie niełatwe dla dźwiękowca, bo tzw. Sala Operowa Centrum Spotkania Kultur ma akustykę suchą, niezbyt nadającą się do wykonywania muzyki unplugged, więc zespoły akustyczne muszą w niej być dyskretnie nagłaśniane, a trzeba było jeszcze jakoś wypośrodkować brzmienie, by wszystko do siebie pasowało – i tu zasługa Wojciecha Błażejczyka, że tak właśnie było.

Ciekawa rzecz zresztą wyszła niechcący podczas tego pokoncertowego spotkania, a dokładniej z wypowiedzi Marka Mosia i Andrzeja Bauera. Otóż każdy z trójki wykonanych klasyków zmieniał styl na przestrzeni lat – no, może najmniej Gubajdulina. Ale Ligetiemu najbardziej się pamięta ową technikę tworzenia tkanki dźwiękowej, która tak zachwyciła publiczność w latach 60. i 70. – a przecież potem były i Etiudy, i Grande Macabre, i różne rzeczy oddalone od tego stylu – nawet zresztą w tych wcześniejszych czasach, jak Aventures czy Nouvelles Aventures – równie warte pamiętania. Jednak utarło się kojarzyć Ligetiego przede wszystkim z ową tkankową techniką. Z Pärtem podobnie: pamięta mu się przede wszystkim ową wyrafinowaną prostotę techniki, którą kompozytor nazwał tintinnabuli, a przecież on już od dawna jej nie stosuje, przynajmniej w tak ostentacyjny sposób, jego utwory zawierają już wiele innych elementów – moim zdaniem zresztą niekoniecznie to im wyszło na dobre, dzieła z poprzedniego okresu twórczości były bardziej czyste. Z drugiej strony w Ramifications Ligetiego też jest ogromna, piękna czystość, ale inne jego stylistyki są, przynajmniej dla mnie, równie atrakcyjne.

Te więc utwory (dzieło Gubajduliny z udziałem dwóch solistów – wspomnianego wiolonczelisty Andrzeja Bauera i akordeonisty Macieja Frąckiewicza) zostały uskrzydlone znakomitym wykonaniem, a elektronika Rafała Ryterskiego miała za niełatwe zadanie połączyć to wszystko. Elektronika nostalgiczna nieco, na początku i na końcu pełna głosów z wieży kontrolnej – jak poinformował kompozytor – lotniska w Chicago, a w środku bardziej abstrakcyjna, podprowadzająca dyskretnie do kolejnych utworów. Tak więc była to współczesna wersja znanego z poprzednich wieków historii muzyki obyczaju preludiowania. Podobno współpraca między tymi warstwami powstała praktycznie w ostatniej chwili – podziw więc dla profesjonalizmu obu stron, Marka Mosia zwłaszcza, który musiał wyczuć, kiedy może wejść z zespołem.