Stimmung po 50 latach

Wśród wielu najrozmaitszych jubileuszy przypadających w tym roku jest i ten: pół wieku temu powstało jedno z najbardziej emblematycznych dzieł Karlheinza Stockhausena. Przypomniał je w Lublinie zespół wokalny proMODERN.

Zespół przymierzył się do Stimmung już rok temu, zaproszony do tego przez Wojtka Blecharza na festiwal Instalakcje w warszawskim Nowym Teatrze. W ramach koncertu-maratonu trwającego całą noc wystąpili jako ostatni, po czwartej rano, a kiedy skończyli, już dniało. W 1976 r., kiedy dzieło zostało wykonane po raz pierwszy – i do zeszłego roku jedyny – w Polsce przez Collegium Vocale Köln, dla którego powstało, na Warszawskiej Jesieni w sali Akademii Muzycznej, było to o 23., bo koncerty nocne wówczas się o tej porze rozpoczynały, a utwór trwał dłużej niż w dzisiejszym wykonaniu – ponad godzinę. Ciekawostka: padają tam w tekście m.in. nazwy dni tygodnia i przypadkiem północ zbiegła się z tym właściwym.

Byłam na tym koncercie – kto był, ten nie zapomniał, bo to było absolutnie wyjątkowe wydarzenie. Sześcioro śpiewaków siedziało w kręgu bezpośrednio na estradzie, wyglądali jak obóz hipisowski (proMODERN siedział na stołkach). Hipisowskiej atmosfery jest w tym wiele. Z jednej strony mistycyzm, ale całkowicie ekumeniczny: co chwila ktoś wywołuje imię jakiegoś bóstwa, po czym reszta przejmuje jego powtarzanie, więc jest jakby wspólna modlitwa do wszystkich bogów. Z drugiej – poczucie humoru (naśladownictwo dziecięcych szczebiotów, jakie towarzyszyły kompozytorowi w tym czasie) i poezja erotyczna, którą kompozytor kierował do swej drugiej żony, plastyczki Mary Bauermeister. Połączenie mało standardowe, ale przyjmuje się je za dobrą monetę; ziemskość współgra tu z duchowością. A przy tym wszystko dzieje się na jednym akordzie: B-dur nonowym, i wymaga opanowania najdrobniejszych niuansów artykulacji, ze śpiewem alikwotowym na czele. To wciąga i wprawia w trans. Wykonawcy wspominali dziś po koncercie, że powtarzanie sobie tych alikwotów zagościło w ich życiu codziennym, pozapróbowym.

Pytanie: dlaczego dopiero proMODERN wzięło się za ten utwór, dlaczego aż pół wieku Stimmung musiał czekać na polskich wykonawców? Z pewnością jest to trudne i, jak widać, dopiero ten zespół okazał się na tyle ambitny, by się z tym zmierzyć. Udało się mu to znakomicie, a zapewne także ich samych rozwinęło. Samo dzieło nie zestarzało się wcale; wciąż ujmuje i wciąga.

Dzisiejszy koncert również zawierał komponentę współczesną: zamówiono u młodego kompozytora Szymona Stanisława Strzelca utwór na zespół wokalny i elektronikę. Okazuje się, że usłyszeliśmy go dziś w formie dostosowanej do tego koncertu – część pierwsza wprowadzała do utworu Stockhausena (w elektronice efekty szmerowe, w zespole poniekąd także), część druga dopisywała do niego postscriptum – ale istnieje on w formie zamkniętej, której właściwe wykonanie, miejmy nadzieję, też odbędzie się przy jakiejś okazji.