Od Ravela do Adèsa

Ilekroć spotykamy się ze sztuką Agaty Zubel czy to w dziedzinie śpiewu, czy kompozycji, zdumiewa nas, jak jest możliwe łączenie dwóch tak różnych dziedzin i, co więcej, prezentowanie obu na tak wysokim poziomie.

Jako kompozytorkę czeka ją w tym roku parę ważnych wydarzeń. Dla European Union Youth Orchestra napisała Firework – podobno króciutki i efektowny, jak sama nazwa wskazuje – specjalnie na koncerty związane ze stuleciem polskiej niepodległości. Orkiestra wykona go najpierw 13 sierpnia w Warszawie na festiwalu Chopin i Jego Europa, następnego dnia w berlińskim Konzerthaus, a 19 sierpnia w Royal Albert Hall w ramach Promsów. Wrzesień to z kolei czas premiery oczekiwanej już od paru lat opery kameralnej Bildbeschreibung do tekstu Heinera Müllera dla Klangforum Wien z udziałem dwojga śpiewaków – partię żeńską wykona oczywiście kompozytorka. 27 września prawykonanie w ramach Warszawskiej Jesieni, a dwa dni później wykonanie w Konzerthaus w Wiedniu.

A dziś w Filharmonii Narodowej dała recital z Krzysztofem Książkiem przy fortepianie. Bez swoich utworów, z muzyką szeroko pojętego XX wieku, z dużymi rozrzutami stylistycznymi. Najstarszym punktem programu, wykonanym na samym początku, był rozmarzony cykl Szeherezada Ravela z 1903 r. (jeszcze bardzo pod wpływem Debussy’ego), najnowszy, wykonany na koniec pierwszej części, to trochę kabaretowa Life Story Thomasa Adèsa do poematu Tennessee Williamsa. Pomiędzy nimi były jeszcze Four Songs op. 13 Samuela Barbera (1937-40).

Największa rewelacja przypadła na początek drugiej części: Apparition George’a Crumba do słów Walta Whitmana (1979). Typowe dla tego kompozytora nastroje, w których pianista musiał się wykazać umiejętnością grania w środku fortepianu, a śpiewaczka – oddania nokturnowych nastrojów i ptasich efektów. Jakby tego było mało, to potem jeszcze trzy z Pieśni księżniczki z baśni Szymanowskiego (1915), piekielnie trudne z powodu wyrafinowanych wokaliz, i na zakończenie hiszpański folklor w opracowaniu Fernando Obradorsa (1921).

Program niezwykły i rewelacyjnie wykonany, a jak sprawił się pianista? Też dobrze, choć jedno mogło przeszkadzać: czasem fortepian był zbyt głośno. Pianistę chyba trochę ponosiło, a ponadto akustyka sali kameralnej FN ma to do siebie, że fortepian w niej huczy i po prostu trzeba to wiedzieć. Głos za to wypadł w pełni blasku. Temperatura rosła aż do okrzyków entuzjazmu, ale stojaka jakoś nie było, zgodnie z moim powiedzeniem, że na naprawdę dobrych koncertach stojaków nie ma…