No i można zrobić dobrą Carmen…

…nawet na jeziorze. Dziś na Ogrodach Muzycznych mieliśmy możliwość obejrzenia rejestracji zeszłorocznego spektaklu z Bregencji w reżyserii Kaspera Holtena, tego samego, który w Londynie w ROH wystawił Króla Rogera.

Byłam w Bregencji dwa razy, głównie po to, by oglądać premiery w Festspielhaus – w 2010 r. Pasażerkę i Portret (ten drugi w Teatrze Miejskim na Kornmarkt) Mieczysława Weinberga, a w 2013 r. Kupca weneckiego Andrzeja Czajkowskiego. Ale dla szerszej publiczności te spektakle są nurtem pobocznym festiwalu, a na masową skalę znany on jest z tych rozgrywających się na scenie na Jeziorze Bodeńskim. Za pierwszym razem nawet wybrałam się na Aidę (tu można nawet znaleźć parę zdjęć), ale lunęło i trzeba było przerwać spektakl. Za to w 2013 r. obejrzałam Czarodziejski flet – dość zabawny. W każdej z tych scenografii jest zwyczajowo jakiś duży element dominujący, czasem dość surrealistyczny, jak owe nogi w Aidzie czy też oko w pamiętnej Tosce, które wystąpiło w jednym z filmów o Jamesie Bondzie – Quantum of Solace.

Holten wraz ze scenografką Es Devlin wpasowali się w tę estetykę: głównym motywem są dwie gigantyczne dłonie z pomalowanymi na czerwono paznokciami i tatuażem (zapewne samej Carmen) i rozsypujące się ogromne karty, na których za pomocą projekcji ukazują się różne motywy. Na trailerze można zobaczyć, na jakiej to zasadzie działa, a przez chwilę także usłyszeć, jak śpiewa w roli tytułowej bohaterki młoda (34 lata) Francuzka Gaëlle Arquez. Nie słyszałam o niej przedtem, śpiewała wcześniej głównie barok i Mozarta, z czasem poszerzała repertuar. Zobaczywszy ją jako Carmen, trudno mi teraz wyobrazić ją sobie jako np. Melizandę, ale jest aktorsko tak świetna, że zapewne i tę rolę potrafiła zaśpiewać adekwatnie.

Bo jako Carmen jest taka jak trzeba, namiętna, wzgardliwa, gniewna, a przede wszystkim śpiewa wspaniale. Dobry głos ma też partnerujący jej jako José szwedzki tenor Daniel Johansson; mniej tym razem podobał mi się Scott Hendricks jako Escamillo. Za to wdzięczną Micaëlą była Elena Tsallagova – tutaj próbka – która w oryginale bynajmniej nie jest tą słodką blondyneczką. Ciekawe, że ona też śpiewała Melizandę, i to ładnie.

Pięknie jest to wszystko rozegrane w przestrzeni, woda jest oczywiście wykorzystana – no i Don José, jak nietrudno się domyślić, nie zabija Carmen nożem, tylko ją topi.

W tym roku także ten spektakl będzie pokazywany, jeśli więc ktoś latem znajdzie się w pobliżu Bregencji, warto to zobaczyć. W tej obsadzie oczywiście. Tutaj jeszcze migawki z przygotowań.