Jednak Choni

Jestem zadowolona z konkursowego werdyktu. Cieszę się, że potknięcia ukraińskiego pianisty w finale nie miały jednak dla jurorów znaczenia.

Koncert zamknięcia miał zabawną formę. Najpierw cała szóstka finalistów zasiadła do dwóch fortepianów i zagrała Taniec z szablami Chaczaturiana. Mało się nie rozpadło, śmiechu było co niemiara.

Później po przemowach wręczono wyróżnienia Federico Nicoletcie, Lucasowi Thomazinho i Juanowi Carlosowi Fernández-Nieto. A także nagrodę publiczności, którą otrzymał ten ostatni – patriotyzm górą. No i nagrody. Trzecią otrzymał Aleksandr Kliuchko – to pierwszy sukces 17-latka na tak poważnym konkursie. Drugą – Yutong Sun. I wreszcie pierwszą – Dmytro Choni. Podobno werdykt, choć nie był całkiem jednomyślny, to prawie.

Nie widziałam jeszcze czegoś takiego: każdy z pianistów bezpośrednio po odebraniu nagrody (i uściskaniu pani Palomy O’Shea) siadał do fortepianu i grał krótki utwór. Tak więc Rosjanin zagrał Feux follets Liszta, Chińczyk – finał VII Sonaty Prokofiewa; obaj, jak widać, chcieli się popisać: pierwszy techniką palcową, drugi temperamentem. Obaj nie ustrzegli się usterek, bo inaczej w takim momencie być nie może. Większą dojrzałość wykazał zwycięzca, wybierając spokojną pieśń Schuberta w transkrypcji Liszta. I on też chciał coś pokazać: muzykalność, subtelność.

Bardzo dobre i rozsądne wrażenie robi ten chłopak. Zapytany na konferencji prasowej o najulubieńszych pianistów wymienił kilku bardzo różnych: Vladimir Sofronicki, Daniil Trifonov, András Schiff, Alfred Brendel… Zagadnięty, jaka sala koncertowa mu się najbardziej marzy, po namyśle powiedział: Concertgebouw, ale jeszcze nie teraz. A na pytanie, czy zdaje sobie sprawę, co spowoduje w jego życiu ta wygrana, powiedział po prostu: Nie wiem.

Myślę, że z całej trójki będą ludzie. Ciekawam zwłaszcza, jak się rozwinie Rosjanin, jest dość nietypowy wśród swoich kolegów, ale jeszcze na tyle młody, żeby niczego nie przesądzać.

Następny konkurs wyjątkowo za cztery lata, bo wtedy przypada jego okrągły jubileusz.